Wywiad

Vicky Krieps o roli w "Trzech muszkieterach: D'Artagnan": "Córka zatwierdziła mój wybór"

Vicky Krieps o roli w "Trzech muszkieterach: D'Artagnan":  "Córka zatwierdziła mój wybór"
Fot. Monolith

Vicky Krieps olśniła rolą cesarzowej Sisi w świetnym "W gorsecie". Teraz ponownie wciela się w rolę królowej w nowej wersji "Trzech Muszkieterów: D'Artagnan". Krieps opowiada o pracy nad rolą Anny Austriaczki.

Vicky Krieps urodziła się w Luksemburgu, jednak na stałe mieszka w Berlinie ze swoim partnerem, niemieckim aktorem Jonasem Lauxem i dwójką dzieci. Zainteresowanie świata filmu Krieps wzbudziła rolą w obrazie Paula Thomasa Andersona "Nić widmo" z 2017 roku, gdzie wystąpiła u boku Daniela Day-Lewisa. Jednak to rola cesarzowej Sissi w filmie "W gorsecie" wzbudziła prawdziwy entuzjazm i przyniosła jej nagrodę na festiwalu w Cannes.

W nowej adaptacji klasycznej powieści Aleksandra Dumas "Trzej muszkieterowie" Vicky Krieps pojawia się w roli królowej Anny Austriaczki u boku Evy Green jako Milady, François Civila (d’Artagnan), Vincenta Cassela (Atos), Pio Marmaï (Portos ) i Romaina Duris (Aramis).

Wychowałaś się w Luksemburgu. Jakie znaczenie w dzieciństwie mieli "Trzej muszkieterowie"?

Znałam tę historię w dzieciństwie za sprawą kreskówki, w której w bohaterów wcielały się zwierzęta. Wciąż mam w głowie muzykę z napisów końcowych! Dumasa nie było w programie szkolnym w Luksemburgu; przeczytałam go, gdy byłam w liceum i zaczynałam interesować się literaturą i teatrem.

Co zrobiło na Tobie wrażenie w trakcie czytania scenariusza Mathieu Delaporte'a i Alexandre'a de La Patelliére'a?

Po pierwsze, rozbawiło mnie, że poproszono mnie o zagranie Anny Austriaczki, kiedy miałam zagrać Elżbietę Austriaczkę (Sissi) w filmie „W gorsecie”. Obie kobiety należą do rodziny Habsburgów, ale żyją w dwóch różnych czasach i krajach. Przeczytałam scenariusz Alexandre'a i Matthieu jednym tchem - uznałam go za bardzo dobrze napisany, zapierający dech w piersiach i pełen napięcia. Następnie zadzwoniłam do Martina Bourboulona, a potem porozmawiałam z moimi dziećmi o tym projekcie, ponieważ jest dla mnie bardzo ważne, aby rozumiały, na co poświęcam czas. Moja córka zatwierdziła mój wybór! Nie mam planu kariery. Pracuję intuicyjnie i wydawało mi się, że ten projekt ma sens, a sama mając duszę dziecka, byłam zachwycona, że mogę zabrać moje dzieci na tak wystawny plan filmowy.

Jak postrzegasz postać Anny Austriaczki? To kobieta, której wewnętrzne rozedgranie jest wyczuwalne, ale która obdarzona jest prawdziwym opanowaniem.

Zanim przyjmę jakąś rolę, muszę poczuć to coś. W przypadku Anny Austriaczki przyszło to do mnie, kiedy czytałam książki o niej - powiedziałam sobie, że ona i Ludwik XIII są jak dwoje nastolatków, którzy jeżdżą od festiwalu do festiwalu i unoszą się ponad rzeczywistością. Potem, na planie, Louis Garrel i ja zgodziliśmy się, że król i królowa ufają sobie nawzajem. Bawiliśmy się myślą, że są bardziej nowocześni od nas, że jest między nimi coś, co przypomina trochę wolny związek, koncepcję uniwersalnej miłości. Oboje są stale w roli, jaką muszą odgrywać w społeczeństwie, ale filozoficznie chciałam sobie wyobrazić, że dzielą dość szeroką i poetycką wizję istnienia. Myślałam o Annie Austriaczce jako o nowoczesnej kobiecie, która wierzy, że można kochać kilka osób jednocześnie. Kocha swojego męża, ale także księcia Buckingham i potrafi z dystansu obserwować, co się wokół niej dzieje. Takie podejście wydało mi się o tyle ciekawe, że Martin Bourboulon chciał, aby ten film przemawiał do ludzi współczesnych, a nie był prostą rekonstrukcją minionej epoki.

Jak opracowałaś kadencję, gest, chód królowej? Czy inspirowałaś się obrazami?

Oglądałam obrazy. Również w przypadku "W gorsecie" studiowałam dużo mowy ciała na dworze: ułożenie rąk, stóp, wachlarz, ponieważ jest w tym wiele kodów. W zależności od tego, czy trzymasz wachlarz przed twarzą, czy z boku, nie oznacza on tego samego. W jednym przypadku oznacza, że królowa musi być sama, w drugim, że nie może być sama. To wszystko jest fascynujące i z przyjemnością włączyłam to do mojej gry. Co dziwne, w XVII wieku kostiumy były mniej gorsetowe niż w XIX. Kostiumy w „Trzech muszkieterach” dawały mi większą swobodę ruchów. Buty też były mniej wysokie. Pamiętam scenę, w której królowa wchodzi do dużego pokoju, z kamerą za plecami - starałam się unosić, jak duch, bo przede mną byli tylko mężczyźni rozmawiający o wojnie i podobał mi się pomysł kontrastu między powagą a lekkością tego ruchu.

Świat trzech muszkieterów jest bardzo męski, ale kobiety odgrywają w nim kluczową rolę i napędzają akcję.

To prawda. Dlatego lubiłam też wyobrażać sobie, że królowa wnosiła coś eterycznego, poetyckiego i uniwersalnego do swojej wizji świata i miłości w tym bardzo męskim świecie. Musiała umieć płynąć przez tę historię, która jest przecież bardzo brutalna i bardzo dramatyczna. Osobiście zawsze staram się nadać swoim bohaterom pewien wymiar filozoficzny.

Jak pracowałaś nad swoim głosem?

W pierwszej chwili pomyślałam, że Anna Austriaczka miała akcent. Trzeba wiedzieć, że na dworze mówiono po francusku raczej prymitywnie i nie tak wyrafinowanie, jak można by sobie wyobrazić. Zachowałam więc swój chłopsko brzmiący luksemburski akcent. Podobał mi się kontrast z klejnotami, uroczystym strojem i zwiewnymi ruchami królowej. Chciałam też, aby dało się odczuć, że nie dbała szczególnie o swoją mowę, że w jej języku była pewna szczerość i swoboda, odwaga w takim zachowaniu. Nie chciałam grać królowej panującej nad wszystkim, ale wręcz przeciwnie, chciałam, żeby było czuć, że coś w niej płynie jak rzeka.

Jak współpracowało się z innymi aktorami?

Rozumieliśmy się bardzo dobrze. Dużo śmialiśmy się poza godzinami pracy z chłopakami, którzy grali muszkieterów. Ale na planie, jak już mówiłam, izolowałam się, bo moja rola tego wymagała. Z Louisem Garrelem mieliśmy wiele rozmów. Bawiliśmy się tworząc napięcie między królem a królową. Chcieliśmy stworzyć koktajl emocji, które ich łączyły - erotyczne pożądanie, strach, podejrzliwość itd. Między Lyną Khoudri (grająca Constance Bonacieux) a mną narodziła się przyjaźń. Cieszyłam się, kiedy pojawiała się na planie. Jeśli chodzi o Érica Rufa (kardynał Richelieu), to było to prawdziwe spotkanie zawodowe. Jest on osobą bardzo skoncentrowaną. Wiedziałam, że mogę polegać na jego spojrzeniu i pełnej obecności.

Więcej na twojstyl.pl

Zobacz również