Cztery różne kobiety, jedno hasło: vintage! O tym, za co kochamy ubrania z historią i co warto mieć w szafie rozmawiamy z Izą Miłosz, twórczynią targów Jestem Vintage, aktorką Katarzyną Zielińską, ambasadorką targów i założycielkami butiku Cukier Puder z oryginalną selekcją ubrań i dodatków z drugiej ręki.
Iza Miłosz od zawsze uwielbia modę z drugiej ręki. Fascynuję ją wyszukiwanie perełek - ubrań niepowtarzalnych, świetnej jakości, które mają swoją historię. To przedłużenie jej pasji do mody. Już od wczesnych lat tworzyła własne stylizacje, przerabiała stare ubrania. Ważne są dla niej jakość materiałów i nietuzinkowe fasony. Kwestią czasu było zatem stworzenie targów, na których miłośnicy designu z drugiej ręki i vintage mogą znaleźć dosłownie wszystko: od markowej apaszki po kultowe meble.
Skąd pomysł na targi Jestem Vintage?
Najpierw stworzyliśmy targi Jestem Slow, a na ich bazie i fali popularności zrodziła się potrzeba, by pójść o krok dalej. Vintage było naturalnym wyborem. Zrobiliśmy dwie łączone edycje: Jestem Slow połączyliśmy z Jestem Vintage - to było duże wydarzenie, na które przyszły tłumy. Trzecia edycja targów vintage była już w pełni samodzielna. Zaczynaliśmy w Koneserze w 2019 roku. Potem przenieśliśmy się do Elektrowni Powiśle i tak jest do dziś. Jesteśmy kojarzeni z tym miejscem, jest częścią naszego DNA.
Ile marek wystawia się na targach?
Na początku było ich około czterdzieści. Dziś współpracuje z nami około siedemdziesięciu marek, a niektóre wystawiają się od początku targów. Wśród nich są cenione butiki vintage, wystawcy specjalizujący się w konkretnym asortymencie, np. skórzanych kurtkach. Nie skupiamy się jedynie na modzie: są tu też winyle, meble, sprzęt elektroniczny. Mamy swoją stałą sprawdzoną bazę, a każdą edycję uzupełniamy o kilku nowych wystawców. Chcemy być na czasie, zaskakiwać odbiorców, dlatego regularnie sprawdzamy, na co jest popyt. Podczas targów robimy szczegółowy research, przyglądamy się ofercie i temu, co się sprzedaje.
Czy decyzje podejmujesz kierując się swoim gustem?
Zależy nam, by proponowane ubrania i przedmioty były oryginalne, ciekawe. Lubię mieć kontrolę nad markami i jakością, które finalnie pokazujemy pod szyldem "Jestem Vintage". Zwracam uwagę na tzw. smaczki - rzeczy starannie wyszukane, w jakimś konkretnym stylu, z konkretnych dekad. Dlatego często ceny są tu wyższe niż np. w second handach. Targi to też wymiana energii, element zaskoczenia, poznawanie nowych ludzi. Przychodzisz i nie wiesz, co znajdziesz. To trochę jak hazard.
Jak opisałabyś swój styl i szafę?
Mój styl dostosowuję do nastroju. W dużej mierze zależy od tego, gdzie jestem. W mieście będę eklektyczna, trochę glamour. Innym razem - boho. Gdy potrzebuję dodać sobie energii, wybieram kolor, a jeśli chcę się uziemić - coś stonowanego. Moja szafa zawsze była w ruchu, nie przetrzymuję ubrań.
Dla mnie moda jest przestrzenią, w której kobieta może wyrazić się na zewnątrz. Im bardziej jest świadoma siebie, tym bardziej konkretne są jej wybory. A eksplorowanie rzeczy z drugiej ręki rozbudza wewnętrzną świadomość, sprawia, że lepiej rozumiemy swoje modowe potrzeby.
Aktorka Katarzyna Zielińska jest jedną z ambasadorek "Jestem Vintage", podczas 25. i 26. edycji targów mogliśmy kupić perełki z jej szafy. Na co dzień nosi ubrania vintage, a moda sprzed kilku dekad inspiruje ją również w pracy, podczas realizacji zawodowych projektów.
Skąd miłość do vintage?
Uwielbiam modę z przeszłością, kostiumy. Ubrania vintage często traktuję właśnie jak kostium. Do takich butików wchodzę po przygodę, coś specjalnego, uszytego ze świetnego materiału, unikalnego. Drugi aspekt to dbałość o planetę. Żyjemy w czasach nadprodukcji, zaśmiecania środowiska, a ja jestem bliska przyrodzie. Na vintage patrzę też okiem producentki - aktualnie produkuję "Aniołki Mussoliniego" w Teatrze Roma. Wraz kostiumografką Agatą Stanulą wyszukujemy rzeczy z drugiej ręki i często je przerabiamy. Nic nie podrobi autentycznych ubrań. Najbardziej lubię miks vintage i czegoś nowego - takie połączenie ma niepowtarzalny charakter.
Jak selekcjonujesz ubrania? Kiedy decydujesz, by puścić je w drugi obieg?
Jeśli czegoś dłużej nie noszę albo wiem, że już nie włożę - sprzedaję. Pójdzie w dobre ręce. Na targi vintage przychodzą świadome osoby, doceniają rzeczy z duszą, z historią, lubią zdobywać unikaty.
Ubranie to coś ukochanego, bliskiego, ale to przecież tylko ubranie. Podczas ostatniej edycji "Jestem Vintage" puściłam w świat wiele oryginalnych i jakościowych projektów, za to kupiłam piękne jedwabne ciemnozielone kimono. Miłość do mody mam po mamie. W latach 80. była najmodniejszą mamą w szkole. Nauczyła mnie wyczucia w łączeniu różnych stylów, ubrań z różnych dekad.
Czy nosisz vintage na co dzień?
Oczywiście! Mam buty vintage francuskiej marki Chloe, które noszę do dżinsów, sukienek. Są bazą mojej wakacyjnej walizki. Przywiozłam je z Nowego Jorku. Ostatnio udało mi się zdobyć marynarkę Moschino z baskinką. Jest piękna, idealna na wieczór. Mam też jedwabny kombinezon ze sklepu vintage w Bostonie, który wkładam na eleganckie kolacje. Tych kilka wyjątkowych rzeczy na pewno zostanie ze mną na długo.
Twórczynie łódzkiego butiku vintage "Cukier Puder" Agnieszka Pawliczak i Katarzyna Krzeszewska poznały się ponad czternaście lat temu, w pracy. Obie wyróżniały się nietuzinkowym stylem - były ubrane po swojemu, z pomysłem. Okazało się, że moda to ich wspólna pasja. Już wtedy Kasia interesowała się ubraniami z drugiej ręki i vintage, przyjeżdżała z Łodzi do Warszawy na różne targi i wymiany. Drogi dziewczyn rozeszły się na moment - Kasia została mamą, Agnieszka wyjechała do siostry do Londynu. Po jakimś czasie wznowiły kontakt, co zaowocowało wspólnym biznesem, który z powodzeniem prowadzą już od trzynastu lat.
Wyświetl ten post na Instagramie
Jak zaczęła się wasza współpraca z "Jestem Vintage"?
Jesteśmy obecne na targach od pierwszej edycji w warszawskim Koneserze, czyli od 2019 roku. Wcześniej regularnie wystawiałyśmy nasz asortyment na targach "Jestem Slow", zaczynałyśmy podczas pierwszej edycji w domu towarowym Braci Jabłkowskich. Na początku odbiorcy reagowali różnie - kilkanaście lat temu ubrania i dodatki vintage nie były w Polsce tak popularne, jak dziś. Od zawsze starałyśmy się edukować naszych klientów, tłumaczyć wartość i znaczenie mody z drugiej ręki. To, co sprzedajemy mocno definiuje nasz styl - jest naszą subiektywną selekcją.
Czy specjalizujecie się w wybranym stylu, konkretnej dekadzie?
W "Cukier Puder" panuje totalny miks. To fuzja naszych charakterów wyrażona poprzez dobór ubrań i dodatków. Ja lubię lata 60., a w szczególności sukienki i płaszcze. Kasia z kolei przepada za latami 90. i stereet'em. W naszej ofercie znajdziesz wszystko. Staramy się wybierać ubrania z naturalnych materiałów: bawełny, wiskozy, wełny, kaszmiru. Jeśli kupujemy coś z poliestru, musi być szczególne. Współpracujemy ze stylistami, którzy wypożyczają ubrania do teledysków, filmów. Moment sławy? Nasze dwie rzeczy, m.in. różowy kombinezon, "wystąpiły" w słynnym filmie "Barbie". Kasia piszczała, gdy zobaczyła kombinezon na wielkim ekranie.
Jak przez ostatnie lata zmieniał się rynek vintage w Polsce?
Nasze pierwsze kroki w biznesie vintage to zagraniczne podróże i wyszukiwanie perełek, m.in. w Anglii, Francji. Dziś, jako społeczeństwo, bardziej niż kilka lat temu doceniamy rzeczy z przeszłością. Poza ceną mają wartość sentymentalną, historię. Zdarzało nam się wiele razy zakupić prawdziwe unikaty, np. kożuch Mody Polskiej, który szybko znalazł nowego nabywcę. Można śmiało stwierdzić, że moda vintage jest dziś mocnym trendem, wpisuje się w świadome myślenie o środowisku. A "Cukier Puder" ma większą konkurencję niż kiedyś, co nas cieszy. Po drodze pojawiło się wiele butików, które już nie istnieją. A my wciąż jesteśmy i mamy jeszcze dużo do zrobienia. Latem działamy w Jastarni, mamy tam butik. Wystawiamy się też z naszą ofertą vintage podczas festiwali Open'er i Off Festival.
Co wasi odbiorcy najchętniej kupują na targach?
Kierują się sezonowością. Podczas ostatniej edycji "Jestem Vintage" popularne były swetry, płaszcze, skórzane kurtki, ale sprzedałyśmy też zwiewną sukienkę. Na ogół wybór klientów dyktuje pora roku i zapotrzebowanie na konkretny element garderoby w szafie. Często to też sytuacje, gdy coś kogoś zafascynuje, wpadnie mu w oko. Dziś odbiorcy vintage są świadomi, doceniają niepowtarzalność i wartość takich ubrań i dodatków. Z naszego punktu widzenia to spotkanie z drugim człowiekiem, inspirujące rozmowy i ciekawe opowieści.