Rozmowy

Lęk: dlaczego wciąż nam towarzyszy i jak go zdyscyplinować? Pytamy terapeutę Marcina Matychę

Lęk: dlaczego wciąż nam towarzyszy i jak go zdyscyplinować? Pytamy terapeutę Marcina Matychę
Fot. Agencja 123RF

Uważamy, że jest zły, najlepiej go nie przeżywać, ale lęk towarzyszy nam nieustannie. I, co za paradoks, często chce dla nas dobrze. Bywa przyjacielem, który ostrzega i podpowiada, jak chronić się przed ryzykiem. Ale nawet przyjaciel czasem zbyt wtrąca się w nasze życie. Trzeba go więc zdyscyplinować. Jak? Wie to dr Marcin Matych, lekarz i psychoterapeuta, autor książki "Jak żyć z lękiem" i profilu drnerwica na Instagramie.

Jak odróżnić lęk od strachu?

Twój STYL: Czy bardzo się boimy? Z badań prowadzonych przez serwis InterviewMe wynika, że aż 47 proc. z nas doświadcza lęków związanych z pracą. Z innych badań wiemy, że tylko jeden na stu Polaków niczego się nie boi. Jak to wygląda z perspektywy gabinetu psychoterapeuty?

Marcin Matych: Faktycznie od kilku lat boimy się bardziej i częściej. To zaczęło się od pandemii, która była szokiem i załamała wiarę w bezpieczny i przewidywalny świat. Potem wybuchła wojna w Ukrainie, co potwierdziło, że mamy powody do obaw.

Jaka jest różnica między lękiem a strachem?

Strach czujemy, gdy zobaczymy w lesie dzikie zwierzę, szybka reakcja obronna to właśnie strach. Lęk jest innym uczuciem, dotyczy tego, czego nie ma. Jeszcze nie ma, ale obawiamy się, że może być. Na przykład, że zaraz wyjdzie dzikie zwierzę. Lękamy się tego, co wydarzy się w przyszłości. Mało kto jest świadom faktu, że lęk w większym lub mniejszym stopniu towarzyszy nam zawsze. Tak jesteśmy skonstruowani – nasi przodkowie często się czegoś bali, ci, którzy się nie bali, nie przeżyli i nie przekazali swoich genów dalej. Jedzie pani samochodem i rozgląda się, czy na ulicę nie wbiegnie kot albo nie wtoczy się piłka. To lęk panią powoduje. Jesteśmy zawieszeni między ciekawością a lękiem, można zaryzykować stwierdzenie, że to dwa podstawowe motywy na szych działań. Lękam się, ale działam. Problem zaczyna się, gdy lęk jest nadmiarowy i przestajemy się konfrontować z wyzwaniami.

Zdumiało mnie, gdy powiedział pan, że lęk towarzyszy nam właściwie stale. Większość osób uważa, że lęk jest zły.

Lęk, podobnie jak złość, coś nam mówi o nas samych i o życiu. Nie należy myśleć o tym, jak się go pozbyć, lepiej jest go… wysłuchać. Zastanowić się: co o mnie, tu i teraz, mówi mój lęk i moje napięcie, fakt, że od jakiegoś czasu mam problemy z zasypianiem, bo na granicy snu i jawy atakują mnie czarne myśli, a w pracy doświadczam ataków paniki? Cieszę się, że coraz częściej tak właśnie postrzegamy lęk. Natomiast zauważam, że my, Polacy, mamy historycznie ten lęk o przyszłość blisko, zawsze gdzieś z tyłu głowy.

 

 

Dlaczego odczuwamy lęk?

Dlaczego tak jest?

Predyspozycja do odczuwania lęku i bardzo intensywnego przeżywania go zależy od kilku czynników. Wszyscy wiemy, że lęk mogą wywołać różne wydarzenia zewnętrzne. Natomiast skłonność do siły tej reakcji, także nadmiernej, ma podłoże biologiczne, genetyczne i związane z pracą układu nerwowego i hormonalnego. Wracając do ciekawości i lęku: niektórzy z nas są raczej zaprogramowani do „chciałbym” czy „chciałabym”, a inni do „ale się boję”. Jest jednak jeszcze coś. Chodzi o skrypty i scenariusze, które wynosimy z dzieciństwa. Czy nauczyliśmy się postrzegać świat jako bezpieczne miejsce, czy wręcz przeciwnie?

Przypomina mi się, jak znakomity reporter Mariusz Szczygieł opowiadał, że gdy był dzieckiem, w ramach zabawy rozkładał na tapczanie chusteczkę, bo chciał sprawdzić, ile ważnych zabawek i książeczek zmieści mu się w tobołku, gdyby musiał uciekać.

No właśnie, bo w naszej historii było tak, że my często musieliśmy gdzieś uciekać, ciągle na walizkach, przygotowani na najgorsze. Nasiąkaliśmy opowieściami o tym, że świat jest niebezpieczny. To i czasami nadopiekuńczość rodziców, też wynikająca z obawy, sprawiła, że jesteśmy lękiem podszyci. Wciąż w stanie czuwania, gotowi, by zareagować na zagrożenie, które gdzieś za rogiem się czai. Lęk jest związany ze snuciem scenariuszy, czarnowidztwem: zaraz zemdleję, zaraz umrę, zaraz wyrzucą mnie z pracy, zaraz nie będę mieć na spłatę kredytu i skończę pod mostem. Zaraz coś się stanie.

Lęk jest z nami zawsze, ale czasem przejmuje kontrolę nad naszym życiem. Gdzie leży granica pomiędzy stanem naturalnym a niepożądanym?

Każdy ma ją w innym miejscu. Bywa tak, że lęk się rozrasta i kontroluje więcej sfer naszego życia. A my coraz mniej chcemy, bo się boimy. Jeśli przeszkadza nam to żyć, mamy do czynienia z zaburzeniem. Ktoś po wypadku boi się wsiadać do samochodu i stara się wszędzie chodzić albo jeździ rowerem, nie dla zdrowia, ale właśnie z obezwładniającego lęku. Ktoś nie może spać w nocy, bo nękają go pełne lęku myśli, przerażające scenariusze pojawiają się w jego głowie znikąd, nie pozwalają się odprężyć. Ktoś nie wychodzi z domu, bo przeraża go świat na zewnątrz. Ktoś nie jest w stanie wejść do biurowca, w którym pracuje, bo paraliżują go ataki paniki, poci się, serce mu wali, trudno złapać oddech. Wszystkie te osoby znalazły się już po drugiej stronie granicy, o której mówimy. Lęk wpływa negatywnie na ich życie. W skrajnych wypadkach – rujnuje je.

Czy można nie być świadomym faktu, że cierpimy z powodu zaburzeń lękowych?

Z moich obserwacji wynika, że jest to możliwe, choć osoby cierpiące na zaburzenia lękowe są często świadome swojego stanu. Natomiast niekoniecznie znaczy to, że podejmują racjonalne działania, by cokolwiek zmienić. Wynika to też z tego, że często nie wiemy, czego się lękamy. Nie umiemy tego ubrać w słowa. Boimy się, serce kołacze, dłonie się trzęsą, brakuje tchu, nogi jak z waty, ale nie wiemy, dlaczego tak się dzieje. A czasem wiemy, ale nic nie możemy z tym zrobić. Mamy trzy podstawowe mechanizmy radzenia sobie z zagrożeniem: walka, ucieczka albo znieruchomienie.

Jak zając w świetle reflektorów. My też się tak zachowujemy?

Żyjemy w świecie, który często wymusza na nas taką reakcję. Bo co robić z szefem, który budzi przerażenie? Nie da się wstać i wyjść. Co zrobić z rosnącymi ratami kredytu? Trwamy, starając się zagłuszyć strach. Oczywiście to tak nie działa. Potem, na kolejnym etapie, dochodzi jeszcze lęk przed lękiem. Ludzie boją się położyć do łóżka i zgasić światło, bo opadną ich czarne myśli. Więc robią coś, żeby nie myśleć – niestety, czasem jest to stosowanie używek. Prawie wszyscy wiemy, że jak się napijemy czegoś mocniejszego, łatwiej nam bagatelizować rozmaite sprawy, także to, co budzi lęk. To przynosi doraźną ulgę. Na dłuższą metę jednak efekt jest odwrotny. Napięcie się wzmaga, sygnały płynące z ciała stają się bardziej alarmujące: pojawiają się tiki nerwowe, biegunki. Ludzie czasem skarżą się, że boli ich ze stresu całe ciało. Pojawia się stan zapalny, który utrzymuje się miesiącami, spada odporność. Czasem dochodzą choroby autoimmunologiczne.

 

Jak oswoić lęk i jak sobie pomóc?

Pytanie, czy jesteśmy w stanie sami sobie poradzić z tak wielkim lękiem?

Wiele osób to robi z sukcesem. To nie jest tak, że wszyscy muszą biec do terapeuty. Pierwszym krokiem na drodze do złagodzenia lęku jest konfrontacja z nim. Tu jest pewna trudność: ta konfrontacja musi być dobrze pomyślana, nie może to być zderzenie na pełnej prędkości albo, odwrotnie, jedynie „pogłaskanie” tego, co nas przeraża. Jeśli lęk budzi w nas szef, nie chodzi o to, żeby w poniedziałek z rana wejść do jego gabinetu, obrzucić go wyzwiskami, spoliczkować i wyjść, trzaskając drzwiami. Ale też nie o to, by z nerwowym uśmiechem powiedzieć mu, że nie jesteśmy do końca przekonani do jego pomysłu, jeśli w rzeczywistości uważamy go za bezsensowny. Idealnie byłoby asertywnie powiedzieć: „Mam potrzebę przedstawienia ci mojego pomysłu”.

To się wydaje proste. W czym problem?

Jest duża grupa osób, które nigdy tak nie powiedziały do osoby stojącej wyżej w jakiejś hierarchii i nigdy w życiu bez terapii tak nie powiedzą. Z mojego doświadczenia wynika, że w sytuacji, gdy zmagamy się z „przenoszonym” strachem, z którym chodzimy od dawna, nie poradzimy sobie sami. Znam ludzi, którzy dwadzieścia lat nosili w sobie straszny lęk, a otoczeniu, w tym swoim najbliższym, prezentowali jedynie uśmiechniętą maskę. Takie osoby trafiają do specjalisty dopiero wtedy, gdy pojawi się jakiś inny problem, np. ciężka choroba, i dowiedzą się, że do jej powstania mogły przyczynić się stany lękowe. Albo gdy poziom lęku rośnie tak bardzo, że nie da się już założyć maski, bo człowiek nie jest w stanie wstać z łóżka. Tak się zdarza.

Jak leczyć zaburzenia lękowe?

Ale przecież Polacy wiedzą, że na lęki są skuteczne tabletki. Rocznie w polskich aptekach sprzedaje się około 20 milionów opakowań leków przeciwlękowych i nasennych, przede wszystkim z grupy popularnych benzodiazepin. A dochodzą jeszcze środki sprzedawane bez recepty. Weź pigułkę i się uspokój – to działa?

Działa, ale tylko częściowo. Bywa, że pacjenci przychodzą do nas, psychoterapeutów, u kresu wytrzymałości. Przepisywane im leki mają dać im natychmiastowe wytchnienie od cierpienia. Ale jako psychoterapeuci i lekarze wiemy, że najskuteczniej działa połączenie leków i terapii. Bo przecież chodzi o to, by pacjent wypracował umiejętności, które pozwolą mu działać tak, by lęk nie narastał. Wracając do przykładu szefa, którego ktoś panicznie się boi: jeśli nauczy się stawiać granice, dbać o nie, reagować, gdy szef je przekracza, odzyska poczucie kontroli nad sytuacją. Odzyska komfort życia. Tabletki znoszą objawy lęku, ale dopiero psychoterapia pozwala nauczyć się inaczej żyć. Przy czym nie mówię o popularnych lekach uspokajających z grupy benzodiazepin. One tłumią lęk, ale to nie jest rozwiązanie, tylko chwilowe zaleczenie. Bywa potrzebne, ale o tym decyduje indywidualna sytuacja, ponieważ to są leki o dużym potencjale uzależniającym i nie wolno ich przyjmować bez nadzoru lekarza ani w trybie ciągłym, bo za chwilę będziemy mieć problem z lękiem i uzależnieniem na dodatek. Psychiatrzy często zalecają natomiast terapię stanów lękowych w połączeniu z zażywaniem leków z grupy SSRI, wychwytu zwrotnego serotoniny, i SNRI, wychwytu zwrotnego noradrenaliny. Potocznie często nazywa się je antydepresantami, chociaż pomagają nie tylko na depresję, na stany lękowe także. Bywa zresztą, że lęk i depresja idą w parze.

Co możemy zrobić? Czy przed zaburzeniami lękowymi można się zabezpieczyć?

Niektórzy z nas mają wiele narzędzi, by radzić sobie z lękiem, zanim osiągnie trudny do zniesienia poziom. Dobrze jest dbać o aktywność fizyczną, w której można rozładować napięcia, także psychiczne. Dbać o higienę emocjonalną, wiedzieć, co czujemy, i reagować na to. Pilnować, by inni szanowali nasze granice, nie dopuszczać, by nas nadużywano. Odpowiednio, zdrowo i smacznie jeść, spać, ile trzeba. Pracować z oddechem – świetna jest joga. Najlepszym zabezpieczeniem jest pasja, która daje nam na co dzień relaks, odrywa myśli od smutnych czy strasznych tematów. Natomiast nie ma ludzi, którzy byliby impregnowani, niewrażliwi na lęk i zaburzenia lękowe. Nawet terapeuci się z nimi zmagają. Ja też czasem idę po pomoc do specjalisty, gdy czuję, że lęk wlazł mi za bardzo na głowę. To jest dobre, zdrowe. To normalne. Zadbać o siebie jest obowiązkiem każdego człowieka.

Tekst ukazał się w magazynie Twój STYL nr 02/2025
Więcej na twojstyl.pl

Zobacz również