Rozmowy

6 sygnałów, że twoja terapia zaczyna przynosić efekty. Podpowiada psycholożka Sylwia Sitkowska

6 sygnałów, że twoja terapia zaczyna przynosić efekty. Podpowiada psycholożka Sylwia Sitkowska
Fot. Agencja 123RF

Do gabinetu terapeuty idziemy z nadzieją na zmianę. Życie ma się stać lepsze, bardziej pełne. Czasem, po kilku miesiącach, różnicy nie widać i pojawia się pytanie: czy warto w związku z tym, starać się, płacić? Jak rozpoznasz, że terapia działa – podpowie Sylwia Sitkowska, psycholożka i szefowa Przystani Psychologicznej.

Pojawiają się często. Są roszczeniowi i jakby trochę obrażeni. „Bo wie pani, ja już byłam w terapii i nic mi to nie dało, więc…”, „Miałem pięciu terapeutów i zero efektu, więc nie wiem, czy to jest skuteczne, ta cała terapia…”, słyszę. Tak, psychoterapia jest skuteczna, dowodzą tego setki badań. Ocenia się, że 75 do 80 proc. pacjentów doświadcza poprawy. Dobre efekty daje psychoterapia w leczeniu depresji i zaburzeń lękowych – w przypadku tych drugich po odbyciu terapii prawie 90 proc. pacjentów deklaruje całkowite wyleczenie, co oznacza, że objawy ustąpiły. W grupie leczonej za pomocą farmakoterapii takiej poprawy doświadcza jedynie co druga osoba. No dobrze, ale… jak poznać, że właśnie w twoim przypadku terapia jest efektywna? Oto krótka ściągawka.

Masz przed oczami cel terapii

Przede wszystkim: czy wiesz, po czym poznasz, że terapia działa? Wykształceni i doświadczeni psychoterapeuci zawsze zawierają z klientami kontrakt. Umawiają się, jak często będą się spotykać, jaka będzie stawka, jak można odwołać wizytę. Nad czym zamierzają wspólnie pracować i jak długo, mniej więcej, może to potrwać – terapia to nie seans filmowy, więc trudno z góry podać dokładny czas trwania, ale można postarać się określić jej ramy: około trzech miesięcy, roku czy dwóch lat. Ważne też, by sprecyzować temat sesji – można pracować nad otworzeniem się na nowe relacje, przepracowaniem żałoby, ale już trudno nad „szczęściem” – bo co to właściwie ma oznaczać dla konkretnej osoby? Jeśli znasz cel terapii, jesteś w stanie stwierdzić po kilku miesiącach, czy on się przybliżył.

Rejestrujesz nieoczywiste zmiany

Jak poznać, czy się przybliżył? Na przykład zwiększa się twoja świadomość. Ludmiła przychodziła na sesje, by pracować nad bliską, symbiotyczną relacją z matką, przez którą nie była w stanie zaangażować się w jakikolwiek inny związek. Po dwóch miesiącach spotkań zaczęła zauważać zachowania matki, na które kiedyś nie zwracała uwagi: kobieta sabotowała życie osobiste Ludmiły, wyrażała dezaprobatę wobec jej znajomych. Potem pojawiły się wspomnienia i sny z matką w roli głównej. Ludmiła miała coraz więcej przemyśleń na temat ich wspólnej relacji. Zwiększenie refleksyjności to częsta zasługa udanej psychoterapii. Podobnie, jak zmiany w twoim zachowaniu, które zgłaszają ci bliscy, współpracownicy. Katarzyna, która była mało asertywna, zaczęła odbierać komunikaty, że zrobiła się „dziwna”, że kiedyś „fajnie się z tobą pracowało, a teraz ciągle jakieś dąsy”. To był najlepszy dowód efektywności prowadzonej terapii.

Przeżywasz trudne emocje

Ale czasem dowodem na skuteczność terapii są reakcje niezbyt przyjemne. Terapia bywa źródłem cierpienia. Zwłaszcza wtedy, gdy jej celem jest przepracowanie trudnych, dramatycznych doświadczeń. Samo konfrontowanie się ze wspomnieniami bywa bolesne. Budzi negatywne emocje: złość, smutek, poczucie osamotnienia. Czasem pacjentom wydaje się, że to osoba terapeuty wywołuje w nich takie uczucia. Pojawiają się wtedy myśli o bezcelowości dalszego udziału w sesjach. Zdarzają się nawet reakcje o charakterze fizjologicznym – bóle głowy, brzucha, a nawet podwyższona temperatura przed wizytą u terapeuty. Zmiana jest potrzebna i jej efektem ma być zwiększona jakość życia, ale bywa, że ona sama jest niełatwa. Psychoterapeuci nazywają zachowania zmierzające do zaprzestania terapii – nie zawsze świadomie – oporem. I, paradoksalnie, to też znak, że proces terapeutyczny jest skuteczny. W takiej sytuacji nie trzeba przerywać spotkań, ale warto powiedzieć o wątpliwościach prowadzącemu.

Dostrzegasz drugie dno problemu 

Terapia działa wtedy, gdy obie strony są w nią zaangażowane. Jeśli uważasz, że twój terapeuta nie jest – ty także zapewne przestaniesz traktować wasze spotkania poważnie. Zdarzyło mi się słyszeć w gabinecie opowieści o terapeutach, którzy mylili imiona i ważne fakty z życia pacjentów, a nawet godziny spotkań. Taka terapia oczywiście nie działa: klient się nie otwiera przed prowadzącym sesję, nie jest szczery. Bywa jednak, że ktoś przychodzi na terapię i jest jak „jajo Fabergé” – kryje w sobie niespodziankę. Tak bywa w przypadku traum, doświadczenia przemocy z dawnych czasów, czasem jeszcze z dzieciństwa. Taka osoba nie zawsze uświadamia sobie swój podstawowy problem. Ten, który formułuje na pierwszych spotkaniach w kategoriach celu – np. „Chcę być bardziej asertywna” czy „Chcę nauczyć się kontrolować mój perfekcjonizm” – jest tylko zasłoną dymną. Klient nie musi zdawać sobie z tego sprawy, ale terapeuta wie, że „coś jest pod spodem”, jednak nie wywiera presji. Czeka, stara się zdobyć zaufanie, ułatwić klientowi przejście do sedna sprawy. Ten jednak czasem ma wrażenie, że jego terapia „stoi w miejscu”. To może trwać kilka miesięcy, nawet pół roku. Trudne wyznania nie padają na pierwszej, drugiej ani nawet piątej sesji. Ale warto poczekać.

Przejmujesz odpowiedzialność 

Bywa, że ludzie przychodzą do gabinetów terapeutów z nierealistycznymi celami. Rodzice przyprowadzają dziecko na sesje terapii rodzinnej w nadziei, że terapeuta je „naprawi” – i nie chcą zrozumieć, że to oni sami często są źródłem napięć w relacji z dzieckiem. Mąż przychodzi z żoną albo żona z mężem, bo chce usłyszeć, że to druga strona ponosi winę za rozpad małżeństwa. Nie dostrzega własnej odpowiedzialności i broni się, gdy terapeuta próbuje ją pokazać. W końcu rzuca, że „ta terapia nie działa”. Uczestnicy sesji indywidualnych niejednokrotnie próbują wymusić na terapeucie poradę. „Ale co by pani zrobiła? Co by pani zrobiła na moim miejscu, no?”, słyszę. Nie mogę tak powiedzieć, nawet nie zamierzam myśleć w ten sposób. Terapeuta nie jest doradcą, nie może powiedzieć, co „należy zrobić” ani „jak będzie lepiej”. To nieprofesjonalne. Ale czasem ludzie są zawiedzeni, że nie usłyszeli, jak powinni postąpić. Cóż. Terapia to samotna droga. W podróż ruszamy z terapeutą, ale droga jest tylko nasza – bo tylko nasze będą konsekwencje jej wybrania spośród wielu innych.

Terapia pomaga ci w codziennym życiu 

Wizyta u terapeuty tym się różni od tej u krawca, że u drugiego stajesz do miary, a potem idziesz do domu i za jakiś czas odbierasz strój idealnie dopasowany. Płacisz i masz, całą robotę odwala ktoś inny. U terapeuty płacisz (lub płaci NFZ), on ma plan i pokazuje kierunek, a robotę… wykonujesz ty. W większości przypadków terapeuci zadają „prace domowe”. Prosty przykład: osoba nadmiernie uległa ma za zadanie między jedną sesją a drugą mówić „NIE!” dla treningu, niezależnie od tego, co myśli. Ktoś, kto jest zbyt mocno związany z matką, ma do niej przez tydzień nie dzwonić, żeby sprawdzić, jak się będzie czuć bez kontaktu, i tak dalej. Jeśli więc twój terapeuta zadaje ci prace domowe, a ty ich nie wykonujesz – prawie na pewno ta terapia nie działa, a w każdym razie nie tak, jak powinna. Może to dla ciebie za wcześnie. Może nie odpowiada ci terapeuta. To ty musisz sama dojść, dlaczego nie chcesz pracować między sesjami – odpowiedź „bo nie mam czasu” nie wchodzi w grę. „To nie ma sensu” – taka myśl pojawia się w trakcie terapii, ale też w małżeństwie, w przyjaźni, w pracy. Nie trzeba jej zagłuszać, ale i nie warto od razu za nią podążyć. Dobrze jest zastanowić się: dlaczego to nie ma sensu? Można poświęcić temu zagadnieniu jedną czy nawet dwie sesje z terapeutą. Być może okaże się, że jednak jest sens. A może zdecydujesz się terapię zakończyć czy przerwać. Nieraz wielu lat potrzeba, by uporać się z jakimś problemem. Niektórzy klienci wracają – nawet do tego samego terapeuty. „Czasami można znaleźć niebo tylko poprzez powolne wycofywanie się z piekła” – powiedziała Carrie Fisher, aktorka, księżniczka Lea z Gwiezdnych wojen. Jak bardzo powolny nie byłby to proces – zawsze warto. Ale to ty trzymasz stopę na pedale gazu i decydujesz, kiedy jesteś gotowa na zmianę.

 

Tekst ukazał się w magazynie Twój STYL nr 06/2025
Więcej na twojstyl.pl

Zobacz również