Gdy dojrzali ludzie decydują się budować nowy związek, trudniej im zaufać partnerowi. Dlatego często trwają w relacjach, w których powodzenie nie do końca wierzą.
Widziałam, że Dawid ma bogatą przeszłość. Rozwody się zdarzają, ale on rozwodził się aż trzy razy. Czyli miał trzy żony! To już typowe nie jest. Był też w wielu związkach nieformalnych, czego nie ukrywa, podobnie jak tego, że nie stronił swego czasu od przelotnych, krótkich znajomości... Dobrze to wszystko nie wróży.
– Nigdy nie zdradziłem żadnej z moich kobiet, nieważne, jak długo z nią byłem – zapewnia.Gdy dojrzali ludzie decydują się budować nowy związek, trudniej im zaufać partnerowi. Dlatego często trwają w relacjach, w których powodzenie nie do końca wierzą.
Wierzę mu. Dawid jest prostolinijny, szczery i prawdomówny, wręcz brzydzi się kłamstwem. Poznałam go już na tyle, by wiedzieć, że to jego prawdziwa natura, a nie kreacja. Więc skąd te rozwody i seryjne romanse?
Z pierwszą żoną rozstał się z powodu niezgodności charakterów. Pobrali się z Magdą jeszcze na studiach, niestety ich szalona, młodzieńcza miłość nie zdała egzaminu dojrzałości.
W drugim małżeństwie uczucie stopniowo się wypaliło, u obojga, więc żadne z nich nie cierpiało. Przestali się kochać, ale nadal się lubili. Edyta potwierdza tę wersję. Osobiście ją poznałam, bo rozstali się w zgodzie i nadal mają ze sobą dobry kontakt.
Rozwód z trzecią żoną był najbardziej dramatyczny. Justyna przekroczyła już czterdziestkę, miała problemy z płodnością, ale bardzo pragnęła dziecka. Leczenie i ciągłe niepowodzenia w staraniach o ciążę okazały się gehenną, przez którą nie umieli przejść razem. Zamiast się wspierać, zaczęli ze sobą walczyć i obwiniać się nawzajem. Ten rozwód był długi i bolesny, a wspomnienia o Justynie wciąż wywołują na twarzy Dawida dziwny grymas, ni to żalu, ni złości.
Po trzecim rozwodzie Dawid obiecał sobie, że już nigdy nie weźmie ślubu. Rozsądne postanowienie, w myśl powiedzenia: do trzech razy sztuka. Patrząc na to pragmatycznie, można być razem bez formalności, a w przypadku niepowodzenia traci się mniej czasu i nerwów.
Dawid zrezygnował z roli męża, co nie oznacza, że zrezygnował z kobiet. Wręcz przeciwnie, po Justynie jakby coś sobie rekompensował albo udowadniał, bo było ich wiele. Lecz nigdy żadnej z nich nie oszukiwał ani nie zdradzał. Odchodził, czasem do innej, ale nigdy bez pożegnania. Zachowanie wierności przemawia na jego korzyść, jednak nie zmienia faktu, że nie potrafił zbudować trwałej relacji. To modelowy przykład seryjnego monogamisty.
Z kolei ja jestem typem długodystansowca. Dużo bardziej niż ekscytację z początku znajomości cenię sobie bliskość, jaka rodzi się między ludźmi dopiero z czasem. Skakanie z kwiatka na kwiatek dowodzi moim zdaniem płytkości uczuć i pewnej niedojrzałości. Też mam za sobą różne doświadczenia, w tym małżeńskie, ale nie w takiej hurtowej ilości jak Dawid. Mój najdłuższy związek trwał czternaście lat, jego zaledwie sześć.
Podejrzewam, że w miłości najbardziej pociąga go ten pierwszy, romantyczny etap. Gdy mija i wkracza proza życia, Dawid zaczyna się zwyczajnie nudzić. Więc odchodzi, by gdzie indziej szukać odurzającego jak narkotyk uczucia...
Dawid temu zaprzecza. Jego wersja jest taka, że po prostu do tej pory zakochiwał się w niewłaściwych kobietach. I niby ja jestem inna niż wszystkie, ze mną będzie inaczej.
– Dopiero przy tobie zrozumiałem, czym jest prawdziwa miłość.
Dzielnie zniósł, gdy się roześmiałam, słysząc ten frazes.
– Wiem, jak to brzmi, ale to najszczersza prawda! – zarzekał się i kontynuował wyznania, nie bojąc się banału ani posądzenia o egzaltację: – Jesteś pierwszą kobietą, która wzbudza we mnie nie tylko pożądanie i czułość, ale również sympatię, zaufanie i szacunek. Jesteś moją pierwszą w życiu prawdziwą przyjaciółką, rozumiesz? Nigdy nie przypuszczałem, że można się przyjaźnić ze swoją ukochaną. Z żadną z moich byłych nie mogłem się powygłupiać ani szczerze porozmawiać – tłumaczył.
Nie przekonał mnie.
Mogłam się założyć, że każda z jego eks była dla niego tą jedyną, wyjątkową, inną niż wszystkie. Przez jakiś czas. A potem przestawała nią być. Czyli co? Oszukuje mnie? Raczej samego siebie. Za każdym razem wierzy, że wreszcie znalazł prawdziwą miłość. Wierzy tak głęboko, że nie zauważa, iż powtarza ten sam schemat. Za rok, najpóźniej za dwa usłyszę od niego: wybacz, ale jednak nie pasujemy do siebie.
Dlaczego z nim jestem? Czemu nie odejdę, zanim się mną znudzi? Zastanawiałam się na tym. Może działa tarcza ochronna, jaką jest niepełne zaangażowanie? Tak czy siak, tu i teraz, po prostu mi z nim dobrze.
Nikt nie da nam gwarancji na "żyli długo i szczęśliwie". Obietnice, nawet składane w dobrej wierze, są nagminnie łamane. Możliwe, że bycie "tu i teraz", bez długofalowych deklaracji, jest najuczciwszą z opcji. Miłość się kończy, ale cieszmy się nią, póki trwa i wspominajmy z uśmiechem, nie ze łzami.
Dawid jest przystojnym, inteligentnym mężczyzną, przy którym świat nabiera intensywniejszych barw i smaków. Jest też doskonałym kochankiem. Ma seksowne ciało, doświadczenie, pomysłowość i wrażliwość na potrzeby partnerki. Tacy mężczyźni są rzadkością, podarunkiem od losu, nie sposób się im oprzeć. Widzę, z jaką zazdrością patrzą na niego moje koleżanki i nieznajome kobiety. A wybrał mnie.
Więc cieszę się naszą miłością i żyję chwilą, starając się zanadto nie wybiegać myślami w przyszłość. Co ma być, to będzie, nie zmienię niczego, zamartwiając się na zapas. Koszt związku z Dawidem to brak planów i niepewność jutra.
Rzadko pozwalam sobie na marzenia, że bierzemy ślub i starzejemy się razem, choć bardzo bym tego chciała. Tak jak uwierzyć, że jestem dla niego wyjątkowa i że nauczę go, czym jest dojrzałe uczucie. Tylko czy nie zastawiam sama na siebie słodkiej pułapki? Czy ta miłość w ostatecznym rozrachunku da mi szczęście? A może rozczarowanie i żal?
Na pewno nie będę zatrzymywać go przy sobie na siłę. Znam takie kobiety i ich metody na oczarowanie faceta: głodówki, ćwiczenia, medycyna estetyczna, ubrania podkreślające atuty figury... Byle nie odszedł do młodszej, zgrabniejszej... To żałosne i nieskuteczne. Jeśli zobaczę, że Dawid się ode mnie oddala, pierwsza powiem: żegnaj.