Odważny i intensywny – taki właśnie jest film "Trzy miłości", najnowsze dzieło Łukasza Grzegorzka, reżysera, który dobrze wie, że uczucia rzadko mieszczą się w prostych definicjach.
Lena (Marta Nieradkiewicz), dojrzała aktorka po rozwodzie, stara się odnaleźć w nowej rzeczywistości. Odreagowuje. Dość intensywnie. Zafascynowana nocnym rytmem Warszawy, angażuje się w burzliwy romans z Kundlem (Mieszko Chomka) – młodym studentem, który trochę nie wiadomo czym się zajmuje, ale jakoś ją fascynuje. Ich relacja staje się wybuchową mieszanką czułości i namiętności, w której granice między pragnieniem a bliskością stopniowo się zacierają. Nad wszystkim czuwa jednak cień Jana (Marcin Czarnik) – byłego męża Leny i prawnika, który nie potrafi zaakceptować końca małżeństwa. Jego obsesja przeradza się w kontrolę: śledzi byłą żonę przy pomocy aplikacji szpiegowskiej i wynajmuje mieszkanie tuż obok, by mieć ją zawsze w zasięgu wzroku. Podglądanie, podsłuchiwanie i stalking. Czy to jeszcze niespełniona miłość, czy już niebezpieczna mania? I jak to się może skończyć? Hmmm, Łukasz Grzegorzek was zaskoczy! Nie tak jak myślicie. Zupełnie, zupełnie inaczej...
Grzegorzek łączy romans, erotyczny thriller i psychologiczne studium relacji w nowoczesnym, bezkompromisowym stylu. Z charakterystycznym dla siebie poczuciem humoru opowiada o miłości, która bywa piękna, toksyczna i wyzwalająca, ale też potrafi stać się destrukcyjna. Na ekranie błyszczy aktorski trójkąt: Nieradkiewicz i Czarnik, a także debiutujący Chomka, który wnosi świeżą energię i wiarygodność. Dopełnieniem są pulsujące kolorami zdjęcia Weroniki Bilskiej – odważne, intymne, pełne cielesności – oraz muzyka Steeza83 z udziałem Ralpha Kaminskiego. Te zdjęcia, szczególnie scena w basenie - to mistrzostwo świata!
Film Grzegorzka wpisuje się w nurt kina, które rzadkie jest na polskich ekranach. Nie boi się śmiałych scen erotycznych, traktując cielesność jako ważny element opowieści o emocjach i relacjach. Światowe kino dostarczyło wielu takich przykładów – od "Intymności" Patrice’a Chéreau, aż po kultowe "9 i pół tygodnia" Adriana Lyne’a, w których seksualność staje się językiem porozumienia i konfrontacji bohaterów. W Polsce mieliśmy "Zjednoczone stany miłości" Tomasza Wasilewskiego, gdzie erotyka łączyła się z opowieścią o samotności i pragnieniu bliskości. "Trzy miłości" idą podobną drogą: śmiało opowiadają o pożądaniu, nie sprowadzając go do prowokacji, lecz traktując jako narzędzie do badania współczesnych związków.
I niby na początku, gdy układ emocji staje się jasny, pojawiały się we mnie wątpliwości - ale jak to? Ale dlaczego on? Czemu tak? To potem napływa myśl, że ludzie mają naprawdę trudne do oceny i pojęcia emocje. Robimy w życiu tak zadziwiające rzeczy, że w sumie... czemu nie? A im dłużej oglądałam, tym bardziej czułam prawdę i prawdopodobieństwo. Bez oceny.
"Trzy miłości" już w kinach.