Wiele z nas kusi ten świat: telewizja, popularność... Ale los wystawia rachunek: nie ma prywatności, są plotkarskie serwisy, ostre wpisy w internecie, gdy w życiu wyjdzie nie tak. Agnieszka Woźniak-Starak tego doświadczyła. I tu jest próba charakteru: poddam się czy pójdę dalej. Rozmawiamy o tym, jak oddzielić świat show-biznesu od tego intymnego, znaleźć schronienie. Ważna lekcja dla wrażliwców.
Spis treści
Agnieszka Woźniak-Starak lubi przygody, zmiany, wyzwania. W jej życiu – prywatnym i zawodowym – zawsze było ich dużo. Jest znaną prezenterką telewizyjną, dziennikarką, laureatką Telekamer, prowadzi audycje radiowe, podcasty. Wkrótce zobaczymy ją też w nowej roli w programie Mam talent! Takie kobiety jak ona wzbudzają ciekawość – jej profil na Instagramie śledzi ponad pół miliona osób. Czasem myślimy, że mają życie łatwiejsze od naszego, pełne atrakcji, beztroskie. Prawda jest bardziej złożona. Agnieszka Woźniak-Starak ma na koncie wiele sukcesów, ale nie ominęły jej też tragedie, w tym ta, o której rozpisywały się media – śmierć męża. Wycofała się wtedy z życia publicznego. Ten czas minął, choć ona nadal niechętnie odsłania swoją prywatność. Zdarza się jej to, gdy chodzi o ważną społecznie kwestię. Jak wtedy, gdy w Dzień dobry TVN opowiedziała o nieudanych próbach in vitro. Dziś pisze swój nowy rozdział z dala od miasta. Odkryła tam coś, co daje jej siłę.
TS: Co czujesz, gdy wsiadasz na konia? Czego szukasz w tym spotkaniu? Dla mnie najwspanialsze jest to, że wyłącza myślenie o problemach.
AW-S: Mniej chodzi mi chyba o jazdę, raczej o kontakt, relację. Konie to zwierzęta wrażliwe na nasze emocje. Odczytują zdenerwowanie, lęk, złość. Musiałam nauczyć się przy nich kontrolować uczucia. Pamiętam trudne sytuacje z moim koniem Cardiffem. Gdy czegoś się przestraszyłam i wpadałam w panikę, on to natychmiast przejmował. Koń zawsze wie: wyczuwa zmianę w napięciu mięśni, bo kiedy się boimy, od razu się cali spinamy. Słyszy przyspieszające bicie serca, rezonuje z naszym nastrojem, bo „czyta nas” z mowy ciała. Gdy czuje, że ma na sobie przerażonego jeźdźca, też zaczyna się bać, bo taki sygnał sami mu wysyłamy. Wtedy może być niebezpiecznie. Jazda konna to sztuka panowania nad sobą i emocjami. I jest to fascynujące. Przecież nie tak łatwo opanować strach, ale kiedy przestajesz się bać, zyskujesz dostęp do racjonalnej części mózgu. Myślisz klarowniej, a to oznacza, że możesz też lepiej zaplanować działania, skoncentrować się na celu. To pomaga go osiągnąć.
Ta świadomość wniosła coś do twojego życia?
Myślę, że trochę się zmieniłam, odkąd zaczęłam jeździć konno. Mam w sobie więcej łagodności, cierpliwości i pokory. Nauczyłam się wchodzenia w stan wewnętrznego spokoju i przede wszystkim koncentracji. Z koniem nie osiągniesz niczego siłą. To nie kotek, którego można wziąć pod pachę. Musisz wypracować to, na czym ci zależy, konsekwencją i spokojem. Nie pozwalać, by zawładnęła tobą frustracja, kiedy coś nie wychodzi. Nie ma też lepszych ćwiczeń mindfulness niż praca z koniem. Trenując czy nawet przygotowując konia, musisz być skupiona na tym, co jest tu i teraz, bo chwila nieuwagi może się źle skończyć. Gdy przyjeżdżam do stajni, nie myślę o problemach, planach na przyszłość. Jestem uważna na siebie i konia i tylko to się wtedy liczy. Nic tak nie czyści głowy jak wyjazd w teren. Z kolei najwięcej satysfakcji daje dobry trening na placu. Dziś już nie mogłabym żyć bez koni. W trudnych momentach w życiu, takich, gdy nie potrafisz zapanować nad gonitwą złych myśli, zaczynałam sobie wyobrażać, że galopuję przez las. Nadal czasami lubię to robić. Z Gałkowa do Krutyni prowadzi przez las taka piękna, szeroka, piaszczysta droga i właśnie tą drogą wtedy galopuję. Myślę o tym cudownym uczuciu, jak koń wchodzi w galop, o tej pierwszej fouli, czyli skoku w galopie, czuję wiatr i to mnie uspokaja. To moja medytacja.
Dziś jesteś już w innym punkcie, zostałaś prowadzącą 15. edycji programu "Mam talent"! Musisz bywać w Warszawie. Koń zostaje na Mazurach.
W tej chwili więcej czasu spędzam na Mazurach, na szczęście prowadzenie "Mam talent!" mi na to pozwala, jednak to się pewnie zmieni. W zeszłym roku miałam sporo wolnego, ale za bardzo lubię moją pracę, by ten stan mógł trwać wiecznie. Na planie Mam talent! bawię się wspaniale, pracuję ze świetną ekipą, ale nie zamierzam ograniczać się wyłącznie do pracy w rozrywce, więc zobaczymy, co przyniesie przyszłość. Apetyt mam spory. Jakoś będę musiała dzielić czas między sielankowe życie na wsi i intensywne w mieście. To drugie też zresztą lubię, choć na krótszą metę niż kiedyś. Zimy będę chciała spędzać w Warszawie, na Mazurach ta pora roku jest piękna, ale ciężka. Gdy wcześnie zapada zmierzch, nawet z psami trudno wyjść na spacer, bo nic nie widać. A poza tym lubię pobyć czasem wśród ludzi.
A jednak świadomie wybrałaś do życia miejsce odludne. Wśród zwierząt czujesz się bezpieczniej?
Nie wiem, czy bezpieczniej, czuję się po prostu dobrze. Przy zwierzętach odpoczywam, przy ludziach raczej zużywam energię, ale tego też potrzebuję, gdzieś ją muszę wydatkować. Bądźmy szczerzy, ludzie bywają wspaniali, ale są też tacy, którzy potrafią nieźle zaleźć za skórę.
W relację z człowiekiem trudniej wejść? Na czym dla ciebie polega różnica?
Nie należę do osób, które łatwo nawiązują relacje. Byłam nieśmiałym dzieckiem, może to jest powód. Gorzej, byłam nieśmiałą jedynaczką, proszę wierzyć, to nie pomagało, chociaż nie narzekałam na brak koleżanek czy kolegów. Chyba nauczyłam się radzić sobie z tą nieśmiałością. Jednym ze sposobów była praca w telewizji. Taka moja próba pokonania własnych ograniczeń. Chciałam udowodnić sobie, że dam radę. W jakimś sensie się udało. Ale dzisiaj trudno mi wejść w szczere, bezinteresowne relacje. A te interesowne znajomości nauczyłam się definitywnie kończyć, choć był czas, kiedy miałam klapki na oczach i łatwo mnie było nabrać.
A która Agnieszka jest prawdziwa: ta na Mazurach, w dżinsach czy ta miejska, na szpilkach?
Ta na Mazurach nie nosi dżinsów, tylko bryczesy, dżinsy nosi ta z Warszawy. Obie są prawdziwe, ja nie umiem wchodzić w rolę. Jakiś czas temu razem z Gabi Drzewiecką robiłyśmy wywiad z Ralphem Kaminskim, który do każdego projektu wymyśla sobie inny wizerunek. Pomyślałam: jakie to sprytne. Ubierasz swoją nieśmiałość w kostium, zakładasz maskę. Wcielasz się w jakąś postać, więc możesz sobie pozwolić na więcej, w końcu to nie ty, tylko twój artystyczny awatar. Chowasz się za nim i na swój sposób twoja wrażliwość jest chroniona. Pozazdrościłam Ralphowi tego pomysłu. Ale ja nie jestem artystką, nie mogę grać kogoś innego. W swojej pracy chcę być prawdziwa.
Cały wywiad można przeczytać w kwietniowy wydaniu Twojego STYLu.