Relacje

Zamiast rozmawiać, wygłaszamy monologi. "Powtarzamy: ja, ja, ja, a ludzie znikają". Jak nauczyć się słuchać?

Zamiast rozmawiać, wygłaszamy monologi. "Powtarzamy: ja, ja, ja, a ludzie znikają". Jak nauczyć się słuchać?
Fot. 123RF

Zamiast rozmawiać, coraz częściej wygłaszamy monologi. Relacjonujemy swoje podróże, prezentujemy własne opinie, nadajemy i nie przestawiamy się na odbiór. Wkrótce jedną z najbardziej poszukiwanych kompetencji stanie się... umiejętność aktywnego słuchania. Jak się jej nauczyć? Pytamy psychoterapeutkę, Katarzynę Kucewicz. 

Aktywne słuchanie to umiejętność, którą w dzisiejszych czasach posiada niewielu

PANI: Aktor Grzegorz Damięcki, odbierając nominację do nagrody mistrza mowy polskiej, powiedział, że dziś ze wszystkich stron rozlega się: ja, ja, ja! Każdy mówi o sobie, a czas, w którym o sobie nie mówimy, jest dla nas czasem straconym. To trafne spostrzeżenie?

Katarzyna Kucewicz: Mam podobne jako psychoterapeutka. Myślę, że po części dzieje się tak na skutek dobrego trendu, czyli zajmowania się rozwojem osobistym. Tylko wielu z nas zajmuje się nim w ten sposób, że bardziej kładziemy nacisk na „osobisty” niż na „rozwój”. Skupiamy się na myśleniu o sobie. 

No właśnie – to psychologowie uczą, byśmy się skupiali na JA. Co ja czuję, czego ja potrzebuję, co jest dla mnie ważne.

Tak, bo jest nam potrzebne zrozumienie swoich emocji, potrzeb, wartości. Im lepiej rozumiemy, co się z nami dzieje, tym lepiej zarządzamy swoimi emocjami, tym łatwiej radzimy sobie ze stresem, bo znajdujemy właściwą strategię samopomocy. I wreszcie – im lepiej siebie znamy, tym lepiej jesteśmy w stanie dogadać się z innymi. Przecież jeszcze w pokoleniu naszych rodziców nie  zdawaliśmy sobie z tego sprawy: mężczyźni nie przyznawali się do smutku, kobiety do złości,  nie potrafiliśmy rozmawiać o swoich potrzebach. I dzięki samorozwojowi udało się te ograniczenia pokonać: rozumiemy już, że nie ma emocji złych ani niewłaściwych i że z przemilczanych potrzeb wyrastają kryzysy w związkach. Dzisiejsza psychologia idzie jeszcze dalej, mamy trend samowspółczucia – czyli rozwijania bardzo wzmacniającej umiejętności patrzenia na siebie  ze  współczuciem, nawet kiedy w czymś zawiniłam (zamiast się obwiniać). A przede wszystkim – mindfullnes – uważność na siebie, na to, co czuję, czego doświadczam. To są ogromnie cenne umiejętności. Ale jest i ciemna strona: w rozwoju osobistym można się zagubić. 

 

Co to znaczy?

Spotykam w gabinecie ludzi skupionych na samorozwoju bez zrozumienia, czym on jest i po co. Jakby był wartością samą dla siebie albo stylem życia. Wcale nie chcą pracować nad sobą, przyglądać się własnym błędom, patrzeć w oczy niewygodnej prawdzie w sobie – a to przecież jest sedno wzrastania. Wolą wsłuchiwać się w siebie i swoje nastroje, wzmacniać poczucie własnej wyjątkowości, że mi wolno, że taka jestem, mam prawo i koniec. To nie jest rozwój, raczej karmienie ego.

Na brak umiejętności aktywnego słuchania mają wpływ social media 

W tym naszym „ja, ja, ja” jest jeszcze coś: niepohamowana chęć autoprezentacji.

W dużym stopniu zawdzięczamy ją mediom społecznościowym. Sądzę, że my jeszcze nie do  końca rozumiemy, jak wielki wpływ na nas wywierają. Pamiętajmy, że tam każdy z nas ma swoją własną  minitelewizję, w której jest głównym prezenterem. A kiedy dostrzegamy, że nasze poglądy i opinie zyskują uznanie, to z każdym lajkiem i serduszkiem czujemy się coraz bardziej pewni i prezentujemy się coraz śmielej. Otwarciej komentujemy. Wypowiadamy się na każdy temat. W mediach społecznościowych aż się roi od przekręconych psychologicznych tez, popularne stają się przepisy na życie typu: zajmij się sobą, tylko za siebie odpowiadasz, albo: żyjesz po to, żeby się dobrze czuć. Specami od rozwoju zostają osoby, które zajmowały się nauką języka obcego, a coachami od związków – ekonomiści. 

I my im wierzymy?

Chcemy wierzyć, ponieważ żyjemy dziś w indywidualistycznej kulturze, podważamy sens wspólnotowości. Na przykład nie chcemy mieszkać z rodziną, a nawet uważamy to za nienormalne. Nie chcemy pracować w zespole, tylko dla siebie i na siebie. Chcemy się wyróżniać,  tworzyć markę osobistą. Jako psycholog widzę w tej pogoni za indywidualnością niezaspokojoną potrzebę uwagi ze strony innych. Tylko że zazwyczaj, jeśli trwamy w dorosłym życiu przy naszych niezaspokojonych w dzieciństwie potrzebach – nic dobrego z tego nie wyniknie. Patrzymy na świat jak małe dziecko. Zamykamy się w egoizmie, skupiamy na sobie, powtarzamy: ja, ja, ja, a  ludzie znikają nam z oczu.

Aktywne słuchanie zwiększa nasze szanse na poczucie szczęścia

 

Badania zupełnie jednoznacznie mówią, że szczęśliwsi są ci z nas, którzy mają dobre relacje.

Tak. Relacje są gwarantem szczęścia, a także rezyliencji, czyli odporności psychicznej. Są też kluczowym elementem zdrowia psychicznego. Nie musi być ich wiele, może to być nawet jedna  relacja, ale bliska, dająca zrozumienie, wsparcie. Ale żyjemy w świecie, w którym funkcjonują różne systemy wartości. Pamiętam parę, która miała jechać na wakacje za granicę i nagle spadła na nich informacja: on ma covid, nie pojedzie. Bardzo źle się czuł, miał objawy zapalenia płuc. I teraz decyzja – pojadę sama, bo muszę odpocząć, czy zostanę, bo chcę się nim zaopiekować? Dobre decyzje podejmujemy, jeśli kierujemy się własnym systemem wartości. Jeśli cenię związek, zostanę, bo to jest ważne, bo chcę dać bliskiemu człowiekowi wsparcie. I ona taką podjęła. Ale koleżanki mówią: „No co ty? Jedź, zrób coś dla siebie, harowałaś cały rok, dziewczyno. Znowu będziesz się poświęcać dla faceta? Jest dorosły, zaszczepiony. Myśl o sobie! Dlaczego mu nie powiesz: rozumiem, że jesteś chory, ale ja muszę odpocząć; może pojedziesz do swojej mamy?”. Nie do mnie należy ocena, który system wartości jest lepszy. Dodatkowo kobiety w Polsce dopiero od niedawna mają prawo żyć tak, jak chcą, a nie jak chcą mąż, rodzice, teściowie. Mam pacjentki, które wciąż wstydzą się powiedzieć bliskim: nie chcę mieć dzieci, nie chcę ślubu albo rozwodzę się.  Spotkałam trzydziestolatki, które nie umieją powiedzieć: nie chcę żyć jak ty, mamo. Kiedy słyszą: stawiaj na siebie, skup się na sobie, to brzmi jak wyzwolenie. I poniekąd nim jest. Wiele kobiet tęskni za czymś, co będzie tylko dla nich. Mówią mi po warsztatach: „To była moja sobota. Nie z dzieckiem, nie z partnerem. Robiłam coś tylko dla siebie”.

Jest takie hasło – zdrowy egoizm.

Czyli nie zapominaj o sobie. Znaj swoje potrzeby, realizuj je, ale pamiętaj, że twoje JA kończy się  tam, gdzie się zaczyna drugi człowiek. Trzeba znaleźć granicę między dbaniem o siebie a  niedbaniem o innych. Kiedy mówię pacjentkom: wiesz, czasami można zrezygnować z siebie na rzecz innych, są zdziwione: jak to? Ale tak, czasem rezygnujemy ze swojego komfortu, żeby komuś było lepiej i to jest OK. I często widzę, że kobiety, słysząc to, czują ulgę, bo w głębi duszy też tak uważają, tylko że w dzisiejszych czasach to nie wypada. Jak się człowiek nasłucha podcastów, to ma wrażenie, że musi dbać o siebie za wszelką cenę.

Aktywne słuchanie - jak sprawdzić, czy posiada się tę umiejętność? 

Mam wrażenie, że gdy spotykamy się z przyjaciółmi, coraz częściej wygłaszamy monologi, a nie rozmawiamy ze sobą. Każdy siedzi w swojej bańce i nadaje o sobie. Gdzie byłam na wakacjach, jaki robię remont...

...co sobie kupiłam, do jakiej szkoły poślę dzieci. Tak. I czujemy się przez to samotni. Każdy mówi o sobie, każdy czuje presję, żeby się prezentować, pokazać, nierzadko dogonić wizerunek, jaki    prezentujemy w mediach społecznościowych. Czy ludzie, z którymi się spotykamy, są naszymi przyjaciółmi czy widownią? Po co się spotykamy? Żeby występować? Trzeba dostrzec, co robimy i przestać. Żeby stworzyć relację, musimy dać prawdę i przyjąć prawdę. Czyli być gotowi mówić szczerze i zaciekawić się drugim człowiekiem. Usłyszeć, a nie tylko kiwać głową, obmyślając monolog.

 

Jak wyjść z tej bańki?

Przyjrzyjmy się swoim bliskim i znajomym: co oni nam dają, czego oni nas uczą? Co zrozumieliśmy dzięki nim? Bez ciekawości drugiego człowieka nawet rozwój jest fikcją. Ćwiczymy dziś mindfullnes, ale zadajmy też sobie pytanie: czy jestem wystarczająco uważna na innych? Czy wiem, co się u nich dzieje? Czy mam świadomość, jak się czują, czego potrzebują, co im chodzi po głowie? Jeśli się okazuje, że nie mam pojęcia, co słychać u mojego partnera, albo kompletnie zaskakują mnie poglądy mojej przyjaciółki - to nie znaczy, że oni się odsuwają. To ja zaniedbałam relację, przestałam słuchać. Zapominamy dziś, że dawanie uwagi, zadawanie pytań, wsłuchiwanie się – to też jest rozwijanie własnych kompetencji.

Aktywne słuchanie - jak się tego nauczyć?

Jak rozwijać kompetencję słuchania?

Praktykować. Zadawać pytania i angażować się w rozmowę. Nie odpowiadać: „a ja...”. Albo: „tak, tak, u mnie było tak samo”. Najważniejsza zasada: pozostać przy temacie rozmówcy. Nie przeskakiwać na swój. Nieumiejętność słuchania można poznać właśnie po tym, że nie jesteśmy w stanie wytrzymać w wątku rozmówcy, przekierowujemy go, próbujemy obejść, zmienić. Ugryź się w język i wytrwaj, nawet jeśli opowieść nie jest ciekawa. Nawet, jeśli ciebie nie dotyczy. Nawet, jeśli twoja historia jest lepsza. To jest pierwsza ważna lekcja.

Jest druga?

Obudź w sobie zaciekawienie. Pochyl się do przodu, zadaj pytania: i co wtedy? A jak się czułaś? Musiałaś być wkurzona? Zaangażuj się, a wtedy rozmowa cię wciągnie. Pamiętam, jak śp. prof. Jerzy Mellibruda powiedział kiedyś na zajęciach dla adeptów psychoterapii: „Będziecie zarabiać coraz więcej, bo ludzie będą przychodzić tylko po to, żebyście ich słuchali”. Zabrzmiało strasznie, a równocześnie okazało się prawdziwe. Ludzie przychodzą do mnie i nie chcą mojej porady ani pomocy. Chcą, żebym ich posłuchała. W takiej kondycji jest dziś świat. Ale to pokazuje też, że dobry słuchacz jest kimś na wagę złota. Pochyl się i słuchaj. Bądź w kontakcie, nie zerkaj w telefon. Patrz w oczy, zauważaj mikrogesty, usiądź bliżej - wtedy nie wyłączysz się, nie odlecisz myślami. Jeśli nie słuchamy uważnie, nie możemy okazać empatii, współczucia, serdeczności. A bez tego  nie jesteśmy w stanie dać wsparcia. Powtórzę: w słuchanie trzeba się zaangażować. Jeśli więc przyjaciółka dzwoni, gdy jesteśmy zajęci, nie udawajmy, że mamy wolną głowę. Lepiej powiedzieć: „Mam dziś ciężki dzień, zadzwonię wieczorem, bo chciałabym wysłuchać cię uważnie”. Tylko nie zapominajmy potem zadzwonić. 

 

Więcej na twojstyl.pl

Zobacz również