Alex Michaelides, autor bestsellerowej "Pacjentki", wraca z nowym kryminałem, a inspiracją dla postaci głównej bohaterki była jego przyjaciółka, Uma Thurman. W rozmowie z twojstyl.pl zdradza na ile główna bohaterka była niej wzorowana, jaką kawę pije podczas pisania i o czym będzie jego kolejna książka.
Z Alexem Michaelidesem spotykam się w jeden z pierwszych słonecznych dni w Warszawie. Autor popularnej „Pacjentki” i dobrzej przyjętych „Bogiń” jest w trakcie trasy promocyjnej swojej trzeciej powieści kryminalnej, „Furia”. Osadzona w Londynie i na niewielkiej greckiej wyspie książka opowiada o zbrodni oraz relacji emerytowanej gwiazdy filmowej i jej przyjaciela - dramaturga. Chociaż pisarz przyznaje, że postać Lany oparta jest częściowo na aktorce Umie Thurman, a narrator, Elliott, na nim, zarzeka się, że to tylko fikcyjne postacie. W trakcie wywiadu rozmawiamy również o greckiej kawie i cypryjskim jedzeniu, na którym się wychował Michaelides, jednak pisarz przyznaje, że w Polsce nie próbował greckiego jedzenia, ponieważ pod tym względem jest trochę kulinarnym snobem.
Nie jest sekretem, że Pana książki oparte są o własne doświadczenia. „Boginie” zostały zainspirowane studiami w Cambridge, zaś debiutancka „Pacjentka” Pana pracą terapeuty. Z jakich wydarzeń czerpał Pan inspiracje do napisania „Furii”?
Tych źródeł było kilka. Przez pewien czas pracowałem jako scenarzysta w Hollywood, gdzie poznałem całkiem dobrze środowisko aktorskie i znam wielu aktorów. Pomyślałem, że zabawnie będzie pogłębić takie postacie i umieścić je na greckiej wyspie. Inną inspiracją była Grecja, ponieważ urodziłem się w tamtej części świata i uznałem, że ciekawie będzie ulokować tam akcję.
Postacią wokół której kręci się akcja „Furii” jest Lana Farrar, gwiazda filmowa na emeryturze. Czy tworząc tę postać wzorował się Pan na prawdziwej osobie czy połączył cechy kilku znanych aktorek w jedno?
Inspiracją było wiele słynnych aktorek, ale tę postać pisałem z myślą o Umie Thurman, mojej dobrej przyjaciółce. Zadedykowałem jej tę książkę i teraz, kiedy jest szansa na jej ekranizację, chciałbym, aby to ona zagrała postać Lany.
Czy konsultował Pan z Umą na temat tego jak wygląda życie gwiazdy filmowej, aby stworzyć realny portret w książce?
Tak, pomogła mi w tym. Pokazałem jej szkice opisów i udzieliła mi kilku rad jak uczynić tę postać i jej życie bardziej realistycznym.
Może Pan zdradzić o jakie aspekty konkretnie chodziło?
To była bardziej kwestia obserwacji jej. Ponieważ przyjaźnimy się, wiedziałem jakie życie wiedzie ona i ludzie wokół niej. Znając ją od 10 lat mogłem wiarygodnie opisać jak to jest być bardzo znaną osobą, trochę odizolowaną od całego świata. Jednak w prawdziwym życia Uma nie jest tak poważną osobą jak Lana, to tylko postać z książki.
Mówiąc o izolacji, w książce Lana jest odseparowana od świata nie tylko poprzez swoją sławę, ale również pobyt na prywatnej wyspie. Morderstwo popełnione na wyspie z dala od ludzi, w czasie sztormy, kojarzy się w książkami Agathy Christie. Czy była ona inspiracją do powstania „Furii”?
Oczywiście, w końcu Agatha Christie była autorką tego podgatunku kryminałów o ludziach uwięzionych na odizolowanej wyspie. Każdy czytelnik czytający „Furię” będzie też myślał o książkach Christie, więc dla mnie pisanie „Furii” było jak zabawny dialog między czytelnikiem a pisarzem na temat tego co się wydarzy.
Czy Agatha Christie jest Pana ulubioną autorką kryminałów?
Tak. Nauczyłem się pisać kryminały, ponieważ chciałem stworzyć coś takiego jak ona. Moja pierwsza książka, „Pacjentka”, jest listem miłosny do Chrisitie. Przeczytałem jej książki wiele razy, robiąc notatki. Chciałem może napisać coś takiego co by ona mogła napisać, gdyby żyła współcześnie i żyła takim życiem jak ja.
W czasach, kiedy żyła Agatha Christie, kryminały nie były tak popularne jak obecnie. Teraz są ważną częścią literackiego mainstreamu. Jednak popularność tego gatunku powoduje, że coraz trudniej zaskoczyć czytelnika.
Tak, pisząc książki mam zawsze w głowie, aby zaskoczyć czytelnika, bo sam lubię być zaskakiwany. Jednak uważam, że nasze style pisarskie się różnią. Dla Christie niespodzianki były ważnym elementem fabuły, ale dla mnie istotniejsza jest postać i psychologia. Dlatego tworzę zaskakującą fabułę, ale wkładam do niej elementy psychologii, historii itd. Myślę, że w ten sposób książki są bardziej trójwymiarowe. Nie jest to krytyka Christie, ale po prostu mamy trochę inne zainteresowania. Zgadzam się jednak, że coraz trudniej zaskoczyć czytelnika. Moja pierwsza książka „Pacjentka” miała tak nieprzewidywalne zakończenie, że czuję że czytelnik oczekuje teraz tego ode mnie. A jest to coraz trudniejsze.
Czytałam, że również Ruth Rendall jest jedną z Pana ulubionych pisarek. Jakie jeszcze książki Pan czyta?
To prawda, lubię Rendall i często sięgam po jej książki. Lubię zwłaszcza sposób w jaki buduje psychologię postaci. Ogólnie staram się jednak nie czytać za dużo kryminałów, aby się podświadomie nie zainspirować nimi. Zresztą pisząc samemu kryminały, można mieć po jakimś czasie dosyć tego gatunku. Sięgam raczej po literaturę piękną, uwielbiam np. Margaret Atwood. To pozwala mi również poprawiać mój własny styl.
A sięga Pan po autorów greckich lub cypryjskich?
Raczej nie, czytam głównie literaturę anglojęzyczną. Ale na potrzeby nowej książki sięgnąłem po cypryjską poezję.
Skąd decyzja, aby teraz, w trzeciej książce, wrócić do kraju swojego dzieciństwa?
Kryminały dobrze działają w ograniczonej przestrzeni. Umieściłem akcję już w szpitalu psychiatrycznym i na kampusie uniwersyteckim, przyszedł więc czas na wyspę. A że dorastałem na Cyprze, pomyślałem, że to będzie dobry wybór, który pozwoli mi wykorzystać doświadczenia z dzieciństwa.
Często Pan wraca na Cypr?
Tak, mieszkam częściowo na Cyprze, a częściowo w Londynie, więc mogę dowoli korzystać z cypryjskiego słońca, co jest bardzo miłe.
Czy jest jakiś element greckiej kultury, który chciałby Pan szerzej wykorzystać w swoich książkach?
Tak, jedzenie. Moja babcia była wyśmienitą kucharką i myślę, że chętnie umieściłbym akcję mojej kolejnej powieści właśnie na Cyprze. Skupiłbym się na tym jak wyglądało moje dzieciństwo tam i opisałbym to fantastyczne greckie jedzenie, które babcia gotowała. Oczywiście byłoby też morderstwo, nie tylko jedzenie!
W książce „Furia” opisuje Pan nie tylko hollywoodzki światek filmowy, ale także londyński świat teatru. Spędził Pan kilka lat pracując w londyńskich teatrach, czy tęskni Pan za tą atmosferę? I czy planuje Pan stworzyć teatralną adaptację swoich książek?
Właściwie to teraz pracuję nad swoim pierwszym scenariuszem teatralnym, zobaczę jak mi z nim pójdzie, czy będzie dobry. Uwielbiam aktorów, często chodzę do teatru i czuję się bardzo swobodnie w towarzystwie teatralnym. Dlatego też chciałem w swojej książce trochę poeksplorować ten światek. „Furia” zresztą trochę opowiada o tym, że wszyscy grają i udają kogoś innego.
Narrator książki Elliott także jest mocno osadzony w świeci teatru. Czy odbiera go Pan częściowo jako swoje alter ego?
Myślę, że Elliott jest skomplikowaną i nie zawsze miłą osobą. Chciałem jednak wsadzić do jego postaci jak najwięcej z siebie, aby był dla mnie jak najbardziej realistyczną postacią. Właściwie wszystkie postacie mają coś ze mnie, inaczej nie wiedziałbym jak uczynić je trójwymiarowymi. Bez wątpienia jednak Elliott przeszedł proces terapeutyczny podobny do mojego.
Psychologia, a zwłaszcza proces terapii, w każdej z Pana książek odgrywa ważną rolę. W oczywisty sposób w pierwszej książce, która rozgrywała się w szpitalu psychiatrycznym, ale także w „Boginiach”, w których główna bohaterka była psychoterapeutką. Czy terapia jest również elementem Pana procesu pisarskiego np. omawianie jakiś elementów fabuły z terapeutą?
Nie jestem w terapii od około 10 lat. Jednak przez wiele lat miałem terapię, studiowałem ją i pracowałem jako terapeuta. Kiedy więc piszę o psychologii i terapii jest to oparte na latach doświadczenia. Psychologia nadal mnie fascynuje. Jeśli chodzi o sam proces pisarski, to nigdy z nikim nie omawiam fabuły. Spędzam rok czy dwa w swojej głowie, opracowując plan fabuły. Obawiam się, że omawiając ją z kimś, ta osoba mogłabym wpłynąć na jej kształt lub że odkochałbym się w tym pomyśle. Dlatego ważne jest, abym był wtedy zupełnie sam.
W przypadku „Furii” zmienił Pan jednak trochę swój proces pisania. Na czym polegała ta zmiana?
W przypadku dwóch pierwszych książek, zanim zacząłem je pisać, spędziłem dwa lata obmyślając akcję, szczegółowo planując każdy rozdział i dialog. Tym razem chciałem mieć frajdę w trakcie pisania, więc nie zaplanowałem kto będzie ofiarą a kto mordercą. Stworzyłem postacie, wybrałem lokalizacje i zacząłem pisać. Podążałem za przygodą.
Było to prostsze czy trudniejsze niż zaplanowana praca?
I to i to (śmiech). Było łatwiej, ponieważ nie zaplanowałem całej fabuły i miałem poczucie świeżości. Ale trudniej, ponieważ musiałem wierzyć, że się to opłaci. Plus musiałem to wielokrotnie przepisywać po tym jak już skończyłem powieść. Myślę, że następnym razem połączę te metody. Zaplanuję akcję, ale pozwolę sobie na wprowadzanie zmian. Pisząc książki kryminalne trzeba zachowywać się jak architekt, który buduje dom. Ważne są podstawy, inaczej całość się zapadnie.
Wspomniał Pan także o możliwości ekranizacji "Furii", ale bliżej jest chyba do filmu na podstawie Pana wcześniejszej książki.
Tak, jeszcze w tym roku powinna ukazać się ekranizacja „Pacjentki”, natomiast na podstawie „Bogini” ma powstać serial telewizyjny. Do tego projektu sam będę pisał scenariusz.
To chyba wyzwanie? Zdradził Pan kiedyś, że został pisarzem, ponieważ Uma Thurman doradziła Panu, że lepiej zrezygnować z pracy scenarzysty.
Tak, trochę się tego obawiałem, ale myślę że po trzech napisanych książkach mój warsztat znacznie się poprawił i jestem gotowy na wyzwanie. Poza tym ta historia jest dosyć skomplikowana i mam poczucie, że sam będę najlepszą osobą, aby stworzyć jej adaptację. Jak na razie jestem zadowolony z procesu i czepię z niego dużo przyjemności.
Zaczął Pan pisać swoją kolejną powieść. Czy może Pan coś zdradzić na jej temat?
To jest bardzo początkowe stadium planowania. Jestem w trasie promocyjnej „Furii” od początku stycznia (rozmowa miała miejsce w marcu – przyp. red.), ale wyczekuję momentu, kiedy będę mógł zabrać się za jej pisanie.
Jak wygląda Pana proces twórczy?
Lubię pisać popołudniami. Rano wstaję, medytuję, idę na spacer i na siłownię, a następnie siadam z dużą ilością kawy do pisania i piszę kilka godzin. Lubię wtedy być sam i mieć spokój. Próbowałem pracować w kawiarni, ale to nie działa w moim przypadku. Jest dla mnie za głośno. Muszę zanurzyć się w świecie książki i być sam.
Muszę zatem zapytać jaką kawę pije Pan podczas pisania?
(śmiech) Lubię kawę po grecku, ale również po prostu duży dzbanek parzonej kawy. Mielę ziarna, zaparzam i piję podczas pisania. Prawdopodobnie piję za dużo kawy.