Wywiad

Bartosz Gelner: "Nie jestem fanem wspólnego mieszkania na niewielkim metrażu po miesiącu znajomości"

Bartosz Gelner: "Nie jestem fanem wspólnego mieszkania na niewielkim metrażu po miesiącu znajomości"
Fot. Sesja dla TS 04/2023

Bartosz Gelner. Ważna postać w kinie. Aktor Warlikowskiego, gra w brawurowych rolach. Mówimy czasem, że nikt nie zastąpi wielkich aktorów. Błąd: Bartosz Gelner jest z pokolenia artystów, którzy omijają komercję, bronią swoich granic, szanują wartości wyniesione z domu. Co za paradoks: jego rola w "Pokoleniu Ikea" to rewers człowieka, którym Bartosz jest prywatnie.

Dzieciństwo Bartosza Gelnera to lata 90. na Śląsku. Wyjścia z ojcem do parku chorzowskiego, gdzie było wesołe miasteczko, gokarty, i na koncerty zespołów Yes, The Rolling Stones. Nie chciał być lekarzem jak mama ani inżynierem jak ojciec. Pytany, skąd pomysł na aktorstwo, mówi rozbrajająco: „Nie wiem. Nie potrafię namierzyć tego genu”. Nikt nie ma jednak wątpliwości, że w genach ma talent. Na pierwszym roku studiów zagrał w serialu Przystań. Kilka lat później Magda Cielecka zobaczyła go w filmie "Płynące wieżowce" i opowiedziała o młodym aktorze Krzysztofowi Warlikowskiemu. Reżyser zaprosił Bartosza do swojego teatru (Nowy Teatr w Warszawie). To było spełnienie marzeń. I znak. Kilka lat później Gelner i Cielecka zostali parą. Bartosz nie wyznacza sobie planu kariery. Reaguje uważnie na to, co przynosi życie. W przeciwieństwie do Piotra Czarnego, bohatera filmu "Pokolenie Ikea", którego właśnie brawurowo zagrał.

Bartosz Gelner o filmie "Pokolenie Ikea"

Kiedy 10 lat temu przyjechał pan do stolicy...

 Nie zdawałem sobie sprawy, co mnie czeka. To był początek boomu korporacyjnego, który Piotr C. opisał w "Pokoleniu Ikea". Młodzi ludzie zachłystywali się możliwością pracy w szklanych wieżowcach i kartą Zdrofitu, która pozwalała za darmo korzystać z siłowni. Obnosili się na mieście z plastikowymi plakietkami, które zapewniały im wejście do „lepszego świata”. Wierzyli w to. Często wychodziłem ze swojej teatralnej bańki, jechałem na rowerze pod wieżowiec Warsaw Spire, gdzie wisiał neon w kształcie serca z napisem Kocham Warszawę, i zafascynowany obserwowałem ten nowy gatunek ludzi.

Po latach zagrał pan jednego z nich, Piotra, głównego bohatera "Pokolenia Ikea". Przygodny seks, szybkie randki, jednonocne romanse… to sens jego życia.

Jego świat jest jak zupka instant. Wystarczy wsypać zawartość torebki do miseczki, zalać wrzątkiem i mamy gotowy produkt, tyle że... nie do końca dobry, zdrowy i smaczny. Mój bohater wyprzedza samego siebie. Chce od razu: TO mieszkanie, TEN samochód, TĘ karierę i… dziewczyny. Żadnej na dłużej. Stały związek, trwała relacja są dla niego niewygodne, kreują za dużo zobowiązań. Przy jednonocnym romansie dziewczyna zostaje na śniadanie albo nie. Potem przychodzi pani sprzątaczka, usuwa po niej ślady i można zacząć nowy dzień z nową zdobyczą. Łatwy dostęp do dóbr materialnych nauczył go, że wszystko da się szybko i bezrefleksyjnie zastąpić: przedmioty, meble, samochód, partnerkę. W tym filmie bohaterowie niby siebie słuchają, ale nie słyszą. Nie wyciągają wniosków z tego, co mówi druga osoba. Każdy myśli o sobie.

Smutny obraz generacji…

Zgadzam się. Ale nie znam pokolenia, które byłoby wesołe. Pokoleniowe filmy, które mnie ukształtowały, to "Niewinni czarodzieje" Andrzeja Wajdy i "Wszystkie nieprzespane noce" Michała Marczaka. Z nimi się identyfikuję. Dzieli je 55 lat, a widzę w nich więcej nostalgii niż uśmiechu. I również dużo samotności.

Bartosz Gelner o związku z Magdaleną Cielecką: Życie napisało mi piękniejszy scenariusz niż filmowy

Z badań wynika, że wielu młodych ludzi boi się wejść w trwały związek. I jednocześnie boi się samotności. Paradoks...Pan znalazł w sobie tę odwagę!

Życie napisało mi piękniejszy scenariusz niż filmowy. Ale strach przed wejściem w związek był też we mnie. To nigdy nie jest łatwe. Uważam, że nasz gatunek potrzebuje drugiej osoby do funkcjonowania, ale do budowania relacji podchodzę ostrożnie. Nie lubię sformułowania „motyle w brzuchu”. Boję się popaść w euforię, która za chwilę się wypali i zostanie pustka. Każdy związek składa się z różnych etapów, ale nie da się z zegarkiem w ręku odmierzyć czasu ich trwania. Nie jestem fanem wspólnego mieszkania na niewielkim metrażu po miesiącu znajomości. W momencie konfliktu zderzenie naszych rutyn może być ryzykowne. Nie chciałbym poczuć dyskomfortu z najbliższą mi osobą tylko dlatego, że „niewłaściwie” postawiła butelkę na stole. Potrzeba czasu, żeby nauczyć się siebie nawzajem. Ograniczyć swoje ego, ale zachować wewnętrzną wolność. Inaczej, jak w Titanicu, zderzymy się z górą lodową. Wolę ją wspólnie ominąć.

Bohater "Pokolenia Ikea" niewiele ma z panem wspólnego. Jego cel – uzupełnić „zdobyczami” cały alfabet. Co próbuje sobie w ten sposób udowodnić?

Nie mam pojęcia! Znam wędkarzy, który chcą złowić każdy gatunek ryby… Ale nigdy nie spotkałem mężczyzny, który chciałby „zaliczyć” kobiety według liter alfabetu. Nie jestem fanem ani tego rodzaju podrywu, ani takiego sposobu traktowania kobiet. Zastanawiałem się nad naturą mojego bohatera, ale nie udało mi się go zrozumieć. Przed rozpoczęciem zdjęć Dawid Gral, reżyser filmu, podsunął mi kilka książek, które były instrukcjami podrywania kobiet napisanymi agresywnym językiem przez mężczyzn dla mężczyzn. Totalny absurd. Przygotowując się do filmu, odwiedzałem różne kompleksy klubowe, do których sam nie chadzam. Przyjeżdżałem na rowerze, w adidasach i spodenkach do koszykówki, a tam stał tłum dziewczyn w krótkich spódniczkach, na bardzo wysokich szpilkach, zostawiających za sobą smugę landrynkowych zapachów i facetów ubranych „na piątkowy wieczór”. Używając nomenklatury śląskiej, towarzystwo „wychodziło na hyt”. Zobaczyłem inny ekosystem. Świat, który miałem odegrać na ekranie nie był mój.

Bartosz Gelner o rodzicach

W filmie pada zdanie: „To jest świat, w którym każdy kłamie i chce być kimś innym”. Pan potrafił pozostać sobą. To zasługa dobrych korzeni?

Rodzice mnie ukształtowali, a dziadkowie rozpieszczali. Pamiętam, jak ojciec zabrał mnie na koncert Stonesów na Stadionie Śląskim, pokazał mi film "Łowca jeleni" Michaela Cimino. Wczoraj oglądałem "Aftersun" Charlotte Wells. To sentymentalna podróż w czasie pokazująca złożoną relację dojrzewającej córki i 30-letniego ojca. Nie mam dzieci, ale w tej relacji zobaczyłem odbicie siebie i mojej siostry Hani, która jest ode mnie o dziewięć lat młodsza. Przypomniałem sobie, jak w Krakowie zabierałem Hankę na eskapady, pokazując uroki studenckiego życia. W Warszawie poszliśmy na wystawę Józefa Robakowskiego w Zamku Ujazdowskim. Hania przyglądała się tym dziwnym, artystycznym filmom, nie do końca rozumiejąc, o co chodzi, ale była zadowolona. A ja czułem satysfakcję, że odkrywam przed nią nieznany świat. Sam też lubię go odkrywać. Bez presji, na swoich zasadach...

Cały wywiad można przeczytać w kwietniowym wydaniu Twojego STYLu.

okladka bez kodu TS04_2023 sRGB

Więcej na twojstyl.pl

Zobacz również