Beata Drzazga w twojstyl.pl

Beata Drzazga: Sukces z empatii

Beata Drzazga: Sukces z empatii
Fot. mat. prasowe

O empatii, strachu, ludziach starszych, miłości i buntowniczej naturze opowiada Beata Drzazga, kobieta która stworzyła największą w Polsce firmę świadczącą usługi opieki długoterminowej o ludzkiej twarzy – BetaMed S.A.

Jakie są wartości kobiety sukcesu, jaką jest Beata Drzazga?

Miłość do ludzi, ale również do przyrody - do kwiatów, ptaków, zwierząt. Nie wyobrażam sobie tego, żeby przyglądać się, jak ktoś krzywdzi zwierzę lub niszczy przyrodę. Zawsze rodzi to we mnie ból i sprzeciw. Uczę moje dzieci, by były prawdomówne, szlachetne, a synów, by byli dżentelmenami. Wartością jest też dla mnie to, by bez względu na sytuację pozostać sobą, widzieć innych ludzi, być dla nich szczera i autentyczna. Możliwość pomagania ludziom w różnych sytuacjach życiowych sprawia mi bardzo dużą radość. Mogę to w zasadzie sprowadzić do jednego słowa – empatia.

Czy zastanawiała się Pani nad tym, jakie są jej motywatory?

Jednym z silniejszych jest możliwość ulepszania świata. Odkąd zaczęłam pracę w szpitalu, motywowała mnie chęć pokazania, że nawet w służbie zdrowia może być więcej człowieczeństwa i wrażliwości na ludzkie cierpienie. Bardzo chciałam udowodnić, że podejście do pacjenta może być serdeczne i ludzkie. Dlatego rzuciłam pracę w szpitalu i zaczęłam na własną rękę budować moją firmę BetaMed S.A. Dziś najbardziej do życia i  działania motywuje mnie możliwość inspirowania i dzielenia się moimi doświadczeniami z ludźmi. Możliwość zachęcania ich do lepszego życia to też mój motywator, bo ogólnie motywuje mnie udoskonalanie rzeczywistości dookoła. Czerpię ogromną satysfakcję z pomagania ludziom. Zatem mogę powiedzieć, że właśnie empatia jest nie tylko moją wartością, ale i ważnym motywatorem.

A  jak  działa  na  panią  strach?  Motywuje  czy  raczej  demotywuje?

Strach raczej na mnie nie działa. Rzadko kiedy działam pod wpływem strachu, bo rzadko się boję. Częściej jestem zbuntowana niż przestraszona. Gdy tylko ktoś mi mówi, że czegoś się nie da albo że coś musi być tak, a nie inaczej, to natychmiast się buntuję i muszę udowodnić, sobie samej głównie, że dam radę to zmienić. Kiedyś uświadomiłam sobie, że mamy to, na co pozwalamy. Więc gdy jest coś, na co się nie zgadzam, natychmiast czuję motywację do zmiany. Motywuje mnie możliwość zmian, oczywiście na lepsze. Ja kocham zmiany. Mogę co chwilę mieszkać gdzieś indziej. Stale przemeblowuję mój dom. Lubię tez mieć poczucie, że nie osiadłam na laurach, więc możliwość uczenia się, zdobywania doświadczenia jest też silnym motywatorem dla mnie.

A czy jest pani świadoma swoich mentalnych barier czy raczej wszystkie już przepracowała?

Bariery miałam, gdy byłam jeszcze młodą dziewczyną. Słuchałam, jak ludzie dokoła mówili mi, że już tak trzeba marnie żyć i godzić się na wszystko. Pamiętam, że miałam 15 lat, gdy powiedziałam sobie – NIE! I w zasadzie od tamtej pory przełamuję wszelkie bariery czy stereotypy. Wyjechałam z Kamiennej Góry jako trzynastolatka i wtedy postanowiłam, że wszystko zależy tylko ode mnie. Nikt nie był w stanie mnie zniechęcić do tego, co sobie zaplanowałam. Kiedyś przechodziliśmy z moimi małymi dziećmi przed domem, w którym otwierała się piękna brama, a my byliśmy tacy zmarznięci i podziwialiśmy, jak otwiera się elektrycznie bez niczyjej pomocy. Powiedziałam im wtedy: – Słuchajcie, obiecuję wam, że też będziemy mieli kiedyś taki piękny dom z automatycznie otwieraną bramą. Obiecuję wam to. Miałam wtedy 32 lata i to się spełniło, bo wierzyłam, że wszystko zależy tylko ode mnie i mojej determinacji. Wszelkie uprzedzenia co do możliwości, jakie przed nami stawia życie, zwalczyłam mieszkając jeszcze w Kamiennej Górze. Dziś nawet się nad nimi nie zastanawiam. Wiem, że całe życie możemy zaczynać coś lepszego aż do skutku. Do dziś wciąż robię coś nowego, dzięki czemu stale zaczyna się przede mną nowy etap życia.

Gdy  patrzy  się  na  panią,  nasuwa  się  myśl  oczywista:  „piękna i zadbana kobieta, pewnie nic nie robi, tylko leży i pachnie”.  Martwi panią, że robi takie pierwsze wrażenie, nim ludzie dowiedzą się co stoi za panią, czy jest to pani obojętne?

Kiedyś martwiło mnie, że piękne kobiety nie są postrzegane jako kobiety biznesu. Ale z czasem rosłam w siłę. Pamiętam, jak pewien dziennikarz robił ze mną pierwszy wywiad i tak do mnie nieprofesjonalnie podszedł. Powiedziałam mu wtedy bardzo ostro: – Albo pan robi ze mną wywiad jak z przedsiębiorcą, albo nie mamy o czym rozmawiać, bo ja nie jestem głupią blondynką. Tym moim zachowaniem zdobyłam jego respekt i uznanie.  Aktualnie kompletnie się tym już nie przejmuje. Świat również się bardzo zmienił, wiem kim jestem, co zrobiłam, jaka jestem, a to co o mnie myślą inni, to mnie już nie dotyka. Choć muszę przyznać, że jeszcze niedawno, zanim otworzyłam Drzazga Clinic, przejmowałam się, że jak otworzę to miejsce, to będę mówić, że dobrze wyglądam, bo stale tam przebywam. Ale później machnęłam na to ręką, mówiąc sobie: - Aaa to trudno, jestem wizytówka mojego przedsięwzięcia.

Czy starość panią nie przeraża? Jaki jest dziś pani stosunek do upływającego czasu?

W ogóle nie boję się starości, jest mi tylko żal, że życie jest takie krótkie. Dziś jestem świadomą kobietą, mam mądrość życiową i spokój, umiem być ponad wszystkim, bo moja inteligencja emocjonalna jest dużo wyższa niż kiedyś. Choć nie wiem, ile jeszcze będę żyła, może jak najdłużej, to myślę, że starość Panu Bogu nie wyszła. Życie uczy nas zbyt długo, byśmy mogli wystarczająco cieszyć się efektami tych nauk.

A co panią kierowało, że będąc młodą dziewczyną, wybrała na swoją specjalizację geriatrię?

Jeszcze jako dziecko patrzyłam na starszych ludzi i przejmowałam się, że nikt nie zastanawia się nad tym, co oni czują tak na koniec swojego życia. Miałam 7 lat i chciałam przytulać starszych ludzi, rozmawiać z nimi. Czułam do nich dużo współczucia i nawet nie byłam świadoma tego, że tak powinno być. Naprawdę przejmowałam się ludźmi starszymi. Gdy słuchałam sąsiadek, które opowiadały sobie kto, gdzie umarł, byłam przerażona i współczułam im, bo widziałam je jako stare i wyobrażałam sobie, że wkrótce i je spotka śmierć, a nikt się tym nie przejmuje, a wręcz uważa za normalne. Dlatego właśnie wybrałam geriatrię na swoją specjalizację. Chciałam nieść pocieszenie i pomoc szczególnie ludziom starszym. Chciałam ich przytulać, rozmawiać z nimi i pokazać, że ja się przejmuję, że ich życie się kończy.

Co  pani  przyświecało,  gdy  budowała  BetaMed S.A.? Możliwość odniesienia biznesowego sukcesu czy realizacja empatii jaka w pani ewidentnie kipi?

Budując  BetaMed  S.A.  nie  zakładałam,  że  zbuduję  wielką firmę. Przyświecał mi cel, by stworzyć miejsce dla ludzi cierpiących, szczególnie starszych, gdzie opieka jest ludzka, nawet lepsza niż w domu. Chciałam pokazać, że służba zdrowia może wyglądać inaczej, że zatrudnię jak najwięcej ludzi, którzy mają w sobie dużo empatii i będą podchodzić do pacjentów z szacunkiem i miłością. Dziś jestem dziekanem Wydziału Medycznego Akademii Górnośląskiej w Katowicach.  Mam  tam  wykłady  dla  przyszłych  pielęgniarek  pod kątem empatii i odpowiedniej komunikacji z pacjentem. Dlatego mam możliwość pewnego wpływu na te osoby.  Zachęcam je, aby zastanowiły się, czy nadają się do tego zawodu. Uświadamiam je, czym jest pielęgniarstwo i czy na pewno chcą służyć człowiekowi i dawać mu miłość w trakcie opieki nad pacjentem.

Zrobiła pani już bardzo wiele nie tylko dla pacjentów, ale i dla biznesu. Doradza pani na całym świecie, reprezentuje interes Polski, pomaga, udziela się filantropijnie. Kiedy uzna pani, że zrobiła już swoje i ze spokojnym sumieniem odda się „leżeniu, by pachnieć”?

Nigdy. Zawsze będę chciała coś robić. Mam w sobie dużo energii i chęć do działania.

Czego pani i wszystkim ludziom dookoła gorąco życzę.

Więcej na twojstyl.pl

Zobacz również