Punkt wyjścia jest fatalny: nie dogadują się, nie widują, a życie stawia przed nimi problem. To Ryfka i Michał z filmu Miało cię nie być. Skomplikowaną relację ojca z córką zagrała para nietypowa: Borys Szyc i jego córka Sonia. Ich historia też nie jest prosta. Ile prawdy o sobie pokazali przed kamerą? Jak dogadują się poza ekranem? Czy film zmienił ich relację? O współpracy w życiu i na planie opowiadają w pierwszym wspólnym wywiadzie.
Spotykamy się w Otwocku nad Świdrem. Oboje punktualni, uśmiechnięci. Pierwsze wrażenie: wdzięczna nastolatka i troskliwy tata. Są podobni: uważne oczy, układ ust, gesty. Ona przeszła dużo – rozstanie rodziców, zmianę miejsca zamieszkania, oddalenie od ojca. On walczył z nałogiem i wizerunkiem skandalisty. Lata trudnych doświadczeń dla obojga. Dziś wyglądają na przyjaciół. Ich porozumienie nie jest kreacją ani złudzeniem. Gdyby nie czuła, dojrzała więź, wspólny film Miało cię nie być o trudnej relacji ojca z córką raczej by się nie udał. W scenariuszu mamy niechcianą ciążę, perspektywę aborcji, ojca żyjącego swoimi sprawami, daleko od córki i sytuację, w której nagle muszą działać razem. Dylemat goni dylemat. Rodzą się emocje niewygodne, czasem skrajne. Borys ma wprawę w złożonych rolach, ale 18-letnia Sonia gra pierwszy raz, a on jest jej tatą, nie tylko aktorem spotkanym na planie. To wyzwanie dla każdego z nich.
Twój STYL: W jakich okolicznościach zostałaś ekranową córką Borysa Szyca?
Sonia Szyc: Przyjechałam do Warszawy na urodziny koleżanki. Tata odebrał mnie z dworca i mówi: „Odezwał się do mnie reżyser, proponuje, żebyśmy pokazali się razem na castingu. Chcesz spróbować?”. Pochłonięta myślami o imprezie, stwierdziłam: „No… dobrze, czemu nie?”. W taksówce, w drodze na urodziny, dostałam opis scenki. Nauczyłam się tekstu. Nie miałam wielkich oczekiwań. Tydzień po castingu tata zadzwonił: „Zapraszają nas do filmu”.
W kinie niewiele było takich duetów. W oscarowym Nad złotym stawem, lata temu, Jane Fonda i jej ojciec Henry zagrali córkę i tatę. W Ciekawym przypadku Benjamina Buttona u boku Brada Pitta pojawia się jego prawdziwa córka Shiloh, ale gra epizod. A wy wspólnie unosicie cały film. Borys, nie bałeś się tego wyzwania?
Borys Szyc: Oczywiście, że się stresowałem, chyba bardziej niż Sonia. Nie mieliśmy doświadczeń wspólnego grania. Śpiewaliśmy sobie czasem w aucie, tańczyliśmy, bo od dziecka byłem fanem Michaela Jacksona, uczyłem Sonię jego kroków. Raz wystąpiliśmy publicznie w szkole Soni, na zakończeniu ósmych klas. Zaśpiewaliśmy Shallow Lady Gagi i Bradleya Coopera. Ktoś nas nagrał i wrzuciliśmy filmik na Facebooka. Zobaczył to reżyser Kuba Michalczuk i chyba też Kuba Kosma, producent. Pewnie wtedy wykluł się pomysł zaproszenia nas na casting. Ale Soni do aktorstwa nie ciągnęło, więc ciekawiło mnie, co się wydarzy. Castingowa scenka była trudna, emocjonalna: pierwsze spotkanie po długim czasie bez kontaktu, córka i ojciec wyrzucają sobie wzajemne żale… Przyznaję, miałem obawy: Boże, a jeśli ona będzie grać jak amatorzy z dokumentów w stylu Trudne sprawy. A tu zaskoczenie. Sonia przyszła na plan przygotowana. Byłem pod wrażeniem, że jest naturalna, niczego się nie boi i szybko uruchamia emocje.
Kameralny casting to jedno, profesjonalny plan drugie. A tu jeszcze chodziło o rolę główną. Ryzyko, że osiemnastolatka może tego nie udźwignąć, jest spore.
Borys: Rzeczywiście, na planie jest inaczej. Pojawia się duża ekipa, rusza kamera, są profesjonalne światła, przystawiają ci mikrofon, cały czas coś poprawiają. Sam z wiekiem coraz trudniej znoszę, że przez 12 godzin ktoś mnie dotyka, mówi: Borys, przejdź tam, Borys, zrób to, powtórz. Po zdjęciach czuję się przebodźcowany. Gdy byłem młody, miałem nadzieję, że z czasem skóra mi stwardnieje, wzrośnie odporność na stres. A teraz potrzebuję więcej momentów ciszy, pobycia samemu niż dawniej. Na szczęście wiek Soni to jej atut. Ona się zgiełkiem nie męczy. Ale ma inną naturę niż ja. W jej wieku uwielbiałem być w centrum uwagi, pławiłem się w tym. A ona nie lubi być w środku kółeczka, gdy inni tańczą dookoła.
Sonia: To prawda. Cenię spokój i przestrzeń osobistą. Praca przy tym filmie to pierwszy raz, gdy znalazłam się w centrum zainteresowania. Bardziej mnie to dziwiło niż niepokoiło, ale momentami nie wiedziałam, co ze sobą zrobić. Stres byłby większy, gdyby nie komfortowa atmosfera na planie.
Borys: Przytrafiła nam się świetna ekipa. Producenci, scenarzystka, dziewczyny od kostiumów, make-upu. Ale przede wszystkim reżyser, któremu jestem wdzięczny, bo wziął Sonię pod opiekę. Jest bezpośredni, od razu skrócił dystans, chciał, żeby Sonia czuła się swobodnie.
Sonia: Przez miesiąc przebywania non stop razem przywiązałam się do tych ludzi. Ostatniego dnia ryczałam tak, że nie mogliśmy zacząć zdjęć. Akurat przyjechali na plan dziennikarze. To był mój najbardziej nieprofesjonalny poranek.
Temat filmu jest uniwersalny. Z dylematami mężczyzny, który konfrontuje się z faktem, że jego nieletnia córka jest w ciąży, może się utożsamić każdy ojciec. Jak wspominacie pracę nad scenami związanymi z tym wątkiem?
Borys: Ja – ze... sporym napięciem.
Sonia: Pamiętam sekwencję w przychodni. Mocna, częściowo improwizowana. Zagraliśmy ją osobno. Tata pierwszy, w poczekalni, nie widziałam tego. Niewiele później, nagrywając moją scenę w gabinecie lekarskim, siedziałam zamyślona na krześle i przyglądałam się ścianom. Zastanawiałam się, jak właściwie mam to zagrać. W pewnym momencie podszedł reżyser i powiedział: „Wiesz, przed chwilą twój tata, grając, uronił łzę”. Do końca nie wiem, jaki mechanizm w tym momencie zadziałał. To był impuls. Nagle poczułam, że wchodzę głęboko w sytuację dziewczyny czekającej na zabieg aborcji i… coś w środku puściło. Rozpłakałam się. Szczerze. Zrobiliśmy przerwę, bo nie mogłam się uspokoić. To nie było planowane.
Film mówi także o braku porozumienia między pokoleniami. W prawdziwym życiu dogadanie się ojca i córki jest możliwe?
Sonia: Różnice pokoleniowe powodują konflikty, ale też każde pokolenie ma w sobie coś indywidualnego, pięknego. Możemy się dużo od siebie nauczyć. Warto spojrzeć na siebie z perspektywy tej drugiej strony. Odstąpić od „tylko ja mam rację”. Między mną a tatą były tarcia, kiedyś częste. Teraz praktycznie się skończyły.
Borys: Gdy byłem w wieku Soni, powtarzałem sobie, że jak będę miał dzieci, nie zbuduję granic, nie będę wszystko lepiej wiedzącym „staruchem”. Ledwo mrugnąłem oczami i mam 40 lat. Chciałbym być bezpośredni, ale jakoś nie pasuje, żebym mówił identycznym językiem jak ona. Znaleźliśmy więc trzeci język, pomiędzy naszymi. Ale nie to jest najważniejsze. Porozumienie jest możliwe, gdy jesteś wobec dziecka szczery, powiesz, co cię w życiu boli, dlaczego cierpisz. Sonia wie o mnie rzeczy, których nikt nie wie – i nawzajem. Wie o mojej chorobie, jako dziecko była jej świadkiem. Starałem się ją chronić, nie zawsze się udawało. Później była przy tym, jak stawałem się coraz zdrowszy. Trudne momenty nas zbliżyły.
Współpraca w filmie dotykającym tabu nie wydawała ci się ryzykowna? Na planie twoje dziecko musiało przerobić mocny egzystencjalny dylemat...
Borys: Nie bałem się tego. Sonia jest mądra, dużo wie, czyta. Możemy rozmawiać o trudnych sprawach. Dzięki tej współpracy weszliśmy na inny poziom. O tym też jest film. Michał pierwszy raz widzi w córce dorosłą kobietę. Jest zszokowany, gdy uświadamia sobie, że jego dziecko uprawia seks. Dociera do niego, że odciął się od spraw córki, zatrzymał na etapie: „chodźmy do zoo”. Obserwujemy moment przepoczwarzenia się ich relacji. Trudny, ale piękny. Znam go. Też kiedyś odkryłem, że Sonia ma swoje życie, podejmuje samodzielne decyzje. Szanuję to. Moja mama walczyła ze mną. Postawiłem na swoim i zamiast prawnikiem czy lekarzem jestem dzisiaj aktorem. Ale było to okupione wieloletnim przepychaniem się. Nie chcę niczego narzucać Soni, wolę jej słuchać, bo w kwestii jej życia to ona wie lepiej.
Soniu, na MasterCard Off Camera Festival dostałaś nagrodę za najlepszy debiut aktorski. Jurorzy skomentowali: „Wierzymy, że ta rola to początek wspaniałej kariery”. Ten werdykt wpłynął na twoje plany?
Sonia: Tyle rzeczy może się jeszcze zmienić, nie chcę się przywiązywać do jednego pomysłu. Zawsze chciałam śpiewać. Muzyka jest moim priorytetem, ale praca na planie też mi się spodobała. Kto wie, może pójdę w tym kierunku? Jeszcze tego nie deklaruję.
Borys: Fajnie tego słuchać. Dla mnie szkoła teatralna to był ratunek. Czułem, że muszę wyrwać się z Łodzi, uciec z rodzinnego miasta. Pragnąłem samodzielności. I od dziecka chciałem robić coś związanego ze sztuką. Myślałem: może będę malował, pisał, tańczył. Chciałem śpiewać, ale nie mam głosu. Kiedy pierwszy raz stanąłem na scenie, a było to w liceum, gdzie grałem Koguta w Serenadzie Mrożka, widzowie się śmiali. Poczułem: to mi pasuje. Mogę rozładować moją nadpobudliwość, rozśmieszać, być w blasku świateł. I to było moje objawienie.
Sonia: Zdaję sobie sprawę, że aktorstwo to niełatwy zawód. Jak wszystkie artystyczne – ani bezpieczny, ani stabilny. Choć dzięki tacie jest mi do tego świata blisko.
Borys: Nawet jeśli Sonia już nie będzie chciała grać, mamy pamiątkę na całe życie. A gdy odejdę, córko, włączysz sobie ten film i wspomnisz swojego ojca.
Wygłupiasz się, a tak serio: to doświadczenie was jakoś zmieniło?
Borys: Czuję się bliższy Soni. I mniej się o nią boję. Odkąd wyjechała do Katowic i nie wiedziałem dokładnie, co się u niej dzieje, zastanawiałem się: w jakim środowisku się obraca? Co się jej tam przytrafia? Jak sobie radzi? Dziś jestem spokojniejszy.
Sonia: Pamiętam, jak pytałeś, gdy oprowadzałam cię po Katowicach: A gdzie ty tu chodzisz, do których klubów, co tam robicie wieczorami? Mówię: jakich klubów? Do tej kawiarni chodzimy na kawę, tu jem czasem śniadania.
Borys: Bo ja sądziłem według swojego wzoru. Szukałem w niej młodego Borysa, tymczasem okazało się, że znalazłem zupełnie innego człowieka. Spokojnego, zrównoważonego, z pomysłem na siebie. Fajnie, że miesiąc posiedziałem z jej znajomymi, bywałem w miejscach, gdzie ona bywa na co dzień. To był przełomowy moment. Uspokajający dla mnie jako rodzica.
Sonia: Też zauważyłam, że wyluzowałeś pod względem kontroli tego, co robię w moim życiu. Wcześniej mi tego brakowało. Nawet mnie irytowało, że nie do końca mi ufasz. Cieszę się, że teraz nasza relacja wygląda lepiej.
Borys: Piękne, że takie rzeczy się przydarzają. Nie wiadomo, dlaczego w tym momencie i akurat nam?
Sonia: Może to przeznaczenie?
Borys, Sonia: „Miało cię nie być”… a jesteś.
Cały wywiad dostępny jest we wrześniowym wydaniu Twojego STYLu.