Historie osobiste

"Mężczyźni marzą o zmysłowych pięknościach, ale to nie z nimi się wiążą. Coś o tym wiem..."

"Mężczyźni marzą o zmysłowych pięknościach, ale to nie z nimi się wiążą. Coś o tym wiem..."
Fot. 123RF

Mam za sobą dwa rozwody. Jakie lekcje wyciągnęłam? 

"Chcesz być z kimś, najpierw naucz się być sobą"

Nie mów pierwsza, że kochasz. Nie pokazuj, że ci zależy. Czasem udawaj niedostępną. Czasem załóż pończochy i szpiki. Bądź tajemnicza. Nie bądź bluszczem. Nie mów za dużo. Dbaj o siebie. Mężczyźni lubią być bohaterami, więc udawaj bezradną damę w opałach. Miej swoich przyjaciół, swój świat, swoje hobby. Przyciągaj i odpychaj. Żyj jego życiem, niech myśli, że jesteś niezastąpiona… W ciągu życia usłyszałam mnóstwo rad, nierzadko sprzecznych, tyczących związków. Po pięćdziesiątce i dwóch rozwodach zweryfikowałam te mądrości i odkryłam najważniejszą zasadę. Chcesz być z kimś, najpierw naucz się być sobą.

Zaraz po rozwodzie byłam tak rozżalona, że skreśliłam mężczyzn, wszystkich, na zasadzie odpowiedzialności zbiorowej. Moje małżeństwo z Aleksem było burzliwe. Mnóstwo emocji i żadna nie była letnia. Pożądanie, miłość, zazdrość, żal, a na końcu rozgoryczenie i nienawiść, wszystko na wysokim poziomie natężenia. Nasz związek był intensywny, zmienny i potwornie wyczerpujący psychicznie. Dopiero jakiś czas po rozstaniu zdałam sobie sprawę, jak toksyczna więź nas łączyła. Po takim rollercoasterze chciałam jedynie świętego spokoju.

"Nie zostałam stworzona do życia samej"

Postanowiłam zatem, że stanę się kobietą idealną.

Jednak czas naprawdę leczy rany i już w kilka miesięcy po rozwodzie zaczęłam tęsknić… za parą. Owszem, byłam samodzielna i niezależna, ale nie zostałam stworzona do życia solo. Zanim jednak wróciłam do świata randek, przemyślałam taktykę. Jeśli chcę znaleźć odpowiedniego mężczyznę – przystojnego, wartościowego, miłego – to sama również powinnam mieć dużo do zaoferowania. Postanowiłam zatem, że stanę się kobietą idealną.

Wypracowana na siłowni figura, fryzura dobrana przez stylistę, podobnie jak ubiór (podkreślający zalety ciała, ale z klasą, nie wyzywająco), perfekcyjny makijaż. To na początek. Mężczyzn przyciąga się wyglądem, ale potem trzeba się odezwać i nie stracić.

Odkryłam, że jestem dobra we flirtowaniu. Potrafiłam być na zmianę intrygująco tajemnicza, uroczo bezbronna, a kiedy trzeba, pełna ciepła i czułości. Byłam zmienna, nie dało się ze mną nudzić. Kobieta-kameleon, nieprzewidywalna i nieodparcie pociągająca – ta strategia działała. I nie przejęłam się, że do żadnego z zainteresowanych mną nie poczułam czegoś więcej, o zakochaniu się już nie mówiąc. Aleks był moją młodzieńczą miłością, nasz związek był szalony i spontaniczny, i… jak to się skończyło?

Teraz chciałam zachować kontrolę. Byłam starsza, dojrzalsza, więc będę też bardziej wybredna. Nie dam się ponieść namiętności, wybiorę partnera, kierując się rozsądkiem. Może dzięki temu uniknę rozczarowania. Długo szukałam odpowiedniego dopasowania, ale w końcu znalazłam. Marek. Przystojny prawnik, szarmancki i piekielnie inteligentny. Przy nim nie tylko rozum mówił „tak”, serce też mocniej zabiło. To ten, uznałam. Pozostało go zdobyć i przy sobie zatrzymać.

"Byłam ideałem żony, której inni mężczyźni zazdroszczą"

Taki mężczyzna jak Marek podobał się kobietom i doskonale zdawał sobie z tego sprawę. Był dobrą partią nie tylko dla mnie, miałam konkurencję i przez to czułam się zawsze trochę zagrożona. Dlatego się starałam. Przez cały czas, każdego dnia, każdej nocy. Ale tak, żeby Marek się nie zorientował. Bo przecież mężczyźni nie lubią zdesperowanych i zaborczych kobiet. Uciekają od takich. Dawałam mu dużo wolności i wymagałam tego samego dla siebie. Oprócz wspólnych zainteresowań każde z nas miało własne pasje. Mieliśmy też osobne grona znajomych; często się zdarzało, że ja wychodziłam gdzieś bez niego albo on beze mnie. Markowi to odpowiadało, mnie… trochę mniej.

Jednak skoro taki układ się sprawdzał, nie próbowałam go zmieniać, choć było mi przykro, że ani razu nie zaproponował mi, żebym dołączyła do niego, gdy na przykład organizował wycieczkę dla ekipy z pracy. Inni zabierali swoich partnerów, on pilnował rozdziału na moje i twoje życie. Nie kierowały mną zazdrość czy strach, że któraś ze ślicznych aplikantek zajmie moje miejsce. Po prostu czułam się zbędna, jakby Marek wcale nie potrzebował mnie do szczęścia. Czy tak wygląda związek, miłość?

Wystarczyło, że Marek mi się oświadczył, a wątpliwości się rozwiały. Co nie znaczy, że zniknęła niepewność.

Moje drugie małżeństwo było zupełnie inne niż pierwsze. Wobec Aleksa byłam bezwstydnie szczera i swobodna, bo wydawało mi się, że prawdziwa miłość wiąże się z bezwarunkową akceptacją. Nie uratowało to naszego związku. Mądry człowiek uczy się na własnych błędach, więc zmodyfikowałam swoje podejście do partnerstwa, uznając, że szczerość jest zdecydowanie przereklamowana. Zależało mi na Marku, więc po ślubie starałam się być dla niego równie atrakcyjna jak wcześniej. Bardzo dbałam o formę, fizyczną oraz intelektualną. Treningi, masaże, medycyna estetyczna – to była moja codzienna rutyna, traktowałam te zabiegi jak mycie zębów, czyli oczywistą konieczność. Jednocześnie nie ustawałam w doskonaleniu sfery duchowej i rozwijaniu kariery. Byłam ideałem żony, której inni mężczyźni zazdroszczą, a kobiety się na niej wzorują. Tylko… stopniowo… niemal niepostrzeżenie… traciłam radość życia i spontaniczność. Już nie zdarzało mi się wyjść bez parasola na letni deszcz (bo fryzurę bym sobie popsuła) ani popłakać się ze śmiechu (bo wraz ze łzami spłynąłby mi makijaż).

A najgorsze jest to, że bycie idealną żoną – kochanką, partnerką i przyjaciółką w jednym – ostatecznie nie zatrzymało przy mnie męża. Marek zaczął mnie zdradzać. Kiedy się o tym dowiedziałam, byłam załamana. Nie wiedziałam, czy się rozwieść, czy wybaczyć. Cóż, nie musiałam podejmować tej decyzji, bo Marek nie chciał drugiej szansy, wolał rozwód. Moje idealne małżeństwo rozpadło się jak domek z kart. Oddałam mu swoje najlepsze lata, a w podziękowaniu Marek-prawnik zaproponował mi korzystny podział majątku w zamian za brak orzekania o winie. To było jak policzek. Czy on przez ten cały czas patrzył na mnie z góry?

Po pierwszym rozwodzie czułam smutek, ale przede wszystkim ulgę, że wreszcie się uwolnię. Przy drugim rozwodzie uwolnione ze smyczy kontroli emocje rozbuchały się. Przepełniały mnie żal, wściekłość, poczucie krzywdy i gorycz.

 

"Od paru miesięcy nie budzę się sama"

O dziwo, już po trzech miesiącach cała moja złość się wypaliła, a ból przeminął. Sama byłam zdziwiona, jak szybko się pozbierałam. Spędziłam z Markiem wiele lat, więcej niż z Aleksem, a kiedy zniknął, w ogóle mi go nie brakowało. Zrozumiałam, że moja miłość musiała się rozpłynąć w strumieniu rutynowych czynności już dawno temu. O ile kiedykolwiek naprawdę go kochałam. Może byłam zakochana, bo nie umiałam mu się oprzeć, bo był zbyt wspaniały, ale potem zauroczenie prysło, a ja usilnie próbowałam wytrwać w narzuconym sobie schemacie.

Teraz jest inaczej. Nie tyle się zmieniłam, co przestałam udawać i non stop starać się być najlepszą wersją siebie. Przestałam też patrzeć na mężczyzn jak na potencjalną zdobycz i oceniać ich pod kątem najlepszego dopasowania.

I proszę bardzo, od paru miesięcy nie budzę się sama. Mam kogoś, kto parzy mi poranną kawę i całuje na dzień dobry. Wcale nie straciłam powodzenia. Podobam mu się zarówno w wieczorowej sukience, jak i w dresie. Dopiero w wieku pięćdziesięciu dwóch lat zrozumiałam, że w miłości liczą się tylko dwie zasady: bądź sobą i szanuj partnera. Jeśli dla dobra związku grasz kogoś, kim nie jesteś, to nie ma prawa się udać. To inny rodzaj oszustwa: zdrada samego siebie. Mężczyźni może fantazjują o seksownych i tajemniczych pięknościach, ale na co dzień wolą mieć u boku kobietę z krwi i kości, z którą można porozmawiać o życiu, o uczuciach, pożartować, pokłócić się, a potem pogodzić. Taka jestem. Mądra, fajna, ciekawa świata, z charakterem – warta miłości, po prostu.

Więcej na twojstyl.pl

Zobacz również