Historie osobiste

"Córka i synowa urodziły dzieci w tym samym czasie. Teraz wciągają mnie w kłótnie o wychowanie"

"Córka i synowa urodziły dzieci w tym samym czasie. Teraz wciągają mnie w kłótnie o wychowanie"
Córka stawia na pracę, synowa na macierzyństwo, a ja czuję się uwikłana
Fot. Agencja 123rf

Kiedy urodziłam bliźniaki – syna i córeczkę – mąż żartował, że los obdarował nas podwójnym szczęściem. Po latach to powtórzył: moja córka i synowa urodziły niemal jednocześnie. Różnica wynosiła zaledwie trzy dni. W naszym życiu znowu pojawiły się dwie cudowne istotki, a my zostaliśmy dziadkami, i to od razu dwóch wnuczek.

W całym tym morzu ogólnej radości nieco zaskoczył mnie fakt, że już sześć tygodni po narodzinach dziecka moja córka planowała wrócić do pracy, ale nie krytykowałam jej decyzji. Twierdziła, że znalazła wykwalifikowaną nianię, która ma doświadczenie w opiece nad niemowlętami.

– Posiada wykształcenie pielęgniarskie i biegle zna angielski – zachwalała podczas rodzinnego podwieczorku. Siedząca obok mnie synowa zakrztusiła się kawą. Z brzękiem odstawiła filiżankę na spodek i otarła usta serwetką. Wyglądała na poruszoną.

– Po co niemowlakowi angielski? – zapytała.

– Niech się osłuchuje – odparła Monika. – Takie maleństwo chłonie wszystko jak gąbka. Będzie jej łatwiej na zajęciach w żłobku.

– W żłobku? – Zdumienie Justyny rosło.

Ja też byłam zaskoczona tak wczesną edukacją.

– No tak, wiadomo, że nie będzie jeszcze płynnie mówić, ale już w żłobku są zajęcia angielskiego – tłumaczyła Monika. – Zapisałam małą jeszcze w ciąży. To najlepszy żłobek w okolicy.

– Żaden żłobek nie zastąpi bliskości matki – żachnęła się Justyna i jakby na potwierdzenie tych słów przejęła córeczkę od męża i sprawnie przystawiła ją do piersi.

– Dziecko socjalizuje się w gronie rówieśniczym – ciągnęła tyradę Monika. – Uczy się życia w społeczeństwie, rozwija inteligencję interpersonalną, empatię i tak dalej. Potem takiemu dziecku jest zdecydowanie łatwiej. W przedszkolu, w szkole, w życiu w ogóle.

– Absurd! – prychnęła Justyna. – Dziewczynki jeszcze nawet nie siedzą samodzielnie, a ty już mówisz o szkole?

 

Dwie matki, dwa podejścia do dziecka

Przy stole zapadła nieprzyjemna cisza. Panowie – mój syn, zięć i mąż – postanowili wyjść na zewnątrz. Kupiliśmy ostatnio nowe auto, więc mieli świetny pretekst. Szkoda, że ja nie bardzo mogłam się wymknąć z własnego domu. Siedziałam między dwiema młodymi kobietami i czułam się jak w potrzasku. Szczerze mówiąc, niespecjalnie interesował mnie ten drażliwy dla nich temat. Wychowałam swoje dzieci i nie miałam ochoty zagłębiać się w tego typu kwestie. Mogłam wziąć wnuczki na spacer lub zaopiekować się nimi od czasu do czasu. Wszystkie ważne decyzje należały jednak do ich rodziców.

Jeżeli Monika chce wrócić do pracy, ma do tego prawo. Malutkiej nic nie będzie, jeśli przez kilka godzin zaopiekuje się nią wykwalifikowana niania. Tym bardziej, że córka miała zamiar odciągać mleko, żeby jak najdłużej ją karmić. Z drugiej strony nie ingerowałam też w metody wychowawcze synowej. Justyna była zupełnie inna niż Monika. Bardziej rodzinna, ciepła, do bólu wrażliwa. Kiedy pokazywała nam nagranie z USG, popłakała się. Już wtedy wiedziałam, że będzie z niej matka-kwoka. Chciała wykorzystać urlop macierzyński, a potem pójść na wychowawczy. Obie miały różne możliwości, a ja szanowałam wybór każdej z nich.

 

Czyją stronę weźmiesz?

– Wiesz, mamo, żal mi twojej drugiej wnuczki – zaczęła z westchnieniem Justyna, kiedy odwiedziłam ją pewnego popołudnia.

Monika wróciła już do pracy i mała Anulka zostawała pod opieką niani. Postanowiłam więc trochę odciążyć synową i zabierać wnuczkę na długi spacer, aby mogła w spokoju wziąć prysznic albo się zdrzemnąć. Ona jednak zwykle ogarniała wtedy mieszkanie albo piekła ciasto. Uwielbiała być mamą i gospodynią. Świetnie sobie radziła z obiema rolami i mogła być z siebie dumna, co nie znaczy, że dam się jej wciągnąć w ideologiczny spór z Moniką.

– Niepotrzebnie, ma świetną opiekę – odparłam. – Poznałam tę nianię. To miła kobieta i profesjonalistka.

– Ale dziecku bardziej potrzeba matki-amatorki niż choćby najbardziej profesjonalnej babysitterki. Moja Zosia ciągle na mnie wisi. To taki czas, że uaktywnia się lęk separacyjny, czytałam o tym. Może powinnyśmy porozmawiać z Moniką? – Justyna nie dawała za wygraną.

A ja naocznie mogłam stwierdzić, że Zosieńka uwielbiała być noszona przez matkę. Nasze spacery były możliwe tylko wtedy, gdy mała spała w wózku. Ale czy Anulka musiała być taka sama? Z tego, co opowiadała Monika, jej córeczka dobrze znosiła rozłąkę.

– Nie, kochanie, nie będziemy się wtrącać – ucięłam dywagacje synowej.

Czy wtrącać się w cudze życie?

Obydwie wałkowały temat od tygodni, chcąc mnie przeciągnąć na swoją stronę, i umykało im, że nie mam zdania w tej kwestii. I jako babcia nie muszę go mieć. Chciałam tylko miło spędzać czas z wnuczkami. Niestety…

 

Inny punkt widzenia

Kiedy byłam u córki, to rozmawiałyśmy wyłącznie o dobrodziejstwach wcześniejszego powrotu do pracy.

– Zobaczysz, mamo, Justynie się jeszcze odmieni. Za kilka miesięcy będzie marzyć o powrocie do pracy. Znudzi jej się siedzenie w domu i zapragnie choć na parę godzin pobyć sama ze sobą, bez dziecka.

– Ale na razie wybrała coś innego. Czemu nie możesz się z tym pogodzić?

– To raczej ona nie może zaakceptować mojej decyzji i sugeruje, że jestem wyrodną matką – obruszyła się Monika, bujając córkę w kołysce.

– Już nie przesadzaj – odparłam, chociaż miała trochę racji.

Justyna często jej dogryzała. Ale ona nie pozostawała jej dłużna. Jedna drugiej chciała dowieść swojej racji. Czemu nie mogły się wspierać, mimo różnić w podejściu do macierzyństwa? Miałam dość ich zacietrzewienia i swoistego egoizmu.

– Jeśli nie przestaniecie nawzajem się krytykować, to ja przestanę was odwiedzać – zagroziłam. – Jakie to ma znaczenie tak naprawdę? Nie ma przecież jednego uniwersalnego sposobu, aby dobrze przeżyć życie i dobrze wychować dziecko.

– Powiedz to Justynie!

Czułam się zmęczona. Skoro moje argumenty do nich nie docierały, postanowiłam w ogóle wycofać nie zabierać głosu. Koniec z mitygowaniem, apelowaniem o zrozumienie i tolerancję. Milkłam, gdy tylko zaczynały, i w końcu zrozumiały, że nie chcę o tym rozmawiać. Jeśli czują się urażone, trudno. Ja mam nadzieję, że moja neutralność pomoże im wyciszyć emocje. Wychowanie dziecka jest wystarczające trudno, nie trzeba dokładać sobie nerwów.

 

Więcej na twojstyl.pl

Zobacz również