Dieta

Czy głódowka i post mają sens? Razem z ekspertami sprawdzamy, kiedy przyniosą korzyść, a kiedy ich unikać

Czy głódowka i post mają sens? Razem z ekspertami sprawdzamy, kiedy przyniosą korzyść, a kiedy ich unikać
Fot. istock

Jeść czy nie jeść? Oto jest pytanie. Dietetycy mówią: tak, byle z umiarem i różnorodnie. Mimo to wiele osób wierzy, że okresowa rezygnacja z jedzenia potrafi zdziałać cuda nie tylko dla sylwetki. Kto ma rację? 

Wiosna zawsze idzie w parze z narodowym odchudzaniem. Wy też macie je w planach? Wiele osób uważa, że radykalna zmiana diety lub pełna rezygnacja z jedzenia mogą pomóc osiągnąć także inne cele. Koleżanki przekonują mnie, że dzięki jedzeniu samych warzyw pozbyły się problemów z cerą i worków pod oczami. Słyszę też o zaletach monodiety ryżowej (ponoć ma zbawienny wpływ na układ pokarmowy) i że kilka dni o samej wodzie zapewnia niezwykły przypływ energii. Brzmi kusząco, postanawiam więc zbadać temat i zebrać doświadczenia osób, które nie boją się dużych wyrzeczeń.

Kiedy głodówka może pomóc?

Przypominam sobie, że kilka miesięcy temu Krystyna Janda wywołała wielką burzę w internecie, przyznając się, że jest na głodówce. Część komentujących uznała, że to świetny pomysł, inni tłumaczyli gwieździe, że nie potrzebuje odchudzania, jeszcze inni martwili się o jej zdrowie. Z tego, co słyszę od Krystyny Jandy, raczej nie ma powodu do niepokoju. – Byłam na głodówce tylko pięć dni – opowiada felietonistka PANI. – Spędziłam je w jednym z ośrodków terapii naturalnej. Przez ten czas piłam wywar z warzyw i wodę z imbirem. Pan, który się nami zajmował, bo byłam tam w grupie, jest specjalistą od medycyny chińskiej. Regularnie sprawdzał nasz stan zdrowia, m.in. kontrolując ciśnienie krwi. Czułam się bardzo dobrze. Nie byłam głodna, nie bolała mnie głowa, nie marzłam, co podobno się zdarza – zapewnia. I dodaje: – Do tego ośrodka przyjeżdżają m.in. ludzie cierpiący na reumatyzm. Twierdzą, że po dwóch tygodniach głodówki bóle ustają na pół roku. Można tam spotkać Polonię, a także wiele osób z mojego środowiska.

Detoks szambala - na czym polega i jakie przynosi korzyści?

Ze środowiskiem aktorki związana jest Małgorzata Matuszewska, agentka gwiazd, promotorka filmów i gorąca zwolenniczka detoksu szambala. Czyli sześciodniowej głodówki, podczas której pije się wodę, oliwę z sokiem z cytryny i jada suche zioła mające wspomagać oczyszczanie wątroby. Małgorzata poddaje się jej w specjalnych ośrodkach, bo jak mówi, łatwiej przejść taki proces w towarzystwie. Z wieloma kuracjuszkami się zresztą zaprzyjaźnia i utrzymuje kontakty także po zakończeniu detoksu. Do wypróbowania go zachęciła ją koleżanka, dziennikarka Beata Sadowska. A odchudzanie wcale nie było główną korzyścią, jaką odniosła moja rozmówczyni. – Zawsze miałam skłonności do pracoholizmu. W pewnym momencie przestałam chodzić na basen, bo doszłam do wniosku, że podczas pływania nie można odbierać telefonu i odczytywać wiadomości. Beata niemalże siłą zaciągnęła mnie na kilka dni do Szczyrku na detoks szambala. Po raz pierwszy od lat nie byłam w pogotowiu, nie miałam przy sobie laptopa, nie oglądałam nawet telewizji. Ten totalny reset uświadomił mi, że nie jestem jedyną osobą, która może rozwiązać problemy w firmie, że nie muszę non stop pracować – słyszę. Pamiętny wyjazd odbył się 10 lat temu i od tamtej pory Małgorzata co roku powtarza detoks szambala. Najbardziej ceni sobie wyjazdy jako moment zatrzymania, ale cieszy się, że przy okazji chudnie i zyskuje siłę do przetrwania zimy. – Znajomi zawsze wtedy narzekają, mają okropny nastrój, a ja czuję się świetnie – zapewnia. – Szambala oczyszcza umysł i ciało. Widać to także na cerze, mimo że podczas kuracji nie używa się żadnych kremów. Po pierwszym turnusie moja masażystka stwierdziła, że mam skórę jak niemowlę.

 

A może post jednodniowy? Czy warto go stosować?

Małgorzata przyznaje jednak, że kilka dni bez jedzenia jest wyzwaniem. – Ja wiem, że przeżyję wtedy piekło, ale potem będzie niebo – śmieje się. Ewa Awdziejczyk, psychoterapeutka i dziennikarka "Twojego Stylu", nie zaznała dzięki głodówce nieba. 20 lat temu spędziła 10 dni w jednym z ośrodków w Karpaczu, który oferował głodówkę leczniczą pod kontrolą lekarską. Organizatorzy obiecywali redukcję wagi, poprawę samopoczucia, przypływ energii. – Faktycznie schudłam 6 kg, ale po kilku dniach byłam tak osłabiona, że nie dawałam rady przejść kilku kroków pod górę. A po zakończonym turnusie nie udało mi się wnieść walizki do pociągu. Osłabienie utrzymywało się jeszcze wiele dni – wspomina Ewa. Dziś jest przeciwniczką głodówek, ale nie postów. – Przeczytałam kiedyś wywiad z Korą, która miała w zwyczaju nie jeść nic przez jeden dzień w tygodniu. Traktowała to nie jako wyrzeczenie, ale coś, co robi dla siebie – chodziło o to, by zwolnić tempo, skupić się na swoim ciele, wsłuchać w jego potrzeby. To miał być czas na odpoczynek i medytację. Spodobało mi się to i postanowiłam pójść w ślady Kory. Na początku odmówienie sobie jedzenia na 24 godziny było wyzwaniem, ale później przyłapywałam się na tym, że nie mogę się doczekać dnia postu, czyli piątku, kiedy ograniczałam się do picia soków i herbat ziołowych – opowiada.

Post jako podróż świadomościowa

Piątki to dzień szczególny dla wielu Polaków, bo zgodnie z doktryną katolicką należy wtedy zrezygnować z mięsa. Ewa, która wraz z ojcem Janem Berezą OSB napisała książkę "Tosty i posty", mówi mi, że część osób wykorzystuje tradycję religijną, by schudnąć i zadbać o zdrowie. Zmieniają dietę na okres Wielkiego Postu, bo daje im on ramy czasowe, ponadto wyrzeczenia spotykają się wtedy z lepszym odbiorem społecznym. Na YouTubie znajduję wideoblogerkę zachwyconą utratą kilogramów na tzw. poście Daniela, podczas którego jada się warzywa i małe ilości owoców.

Taką kurację można przejść np. pod okiem pallotynów w Centrum Animacji Misyjnej w Konstancinie-Jeziornej. "Efekty są niesamowite. Twarz pięknieje, znikają różne przebarwienia, ciało się oczyszcza, inaczej funkcjonuje, skóra odzyskuje elastyczny, piękny wygląd i czasem, gdy przychodzimy dziesiątego dnia na spotkanie kończące rekolekcje, to ludzie patrzą po sobie i zauważają: Jejku, jacy my jesteśmy piękni" – opowiada w wywiadzie ks. Jan Jędraszek, a moją uwagę przykuwa fakt, że zachęca wiernych wizją poprawy wyglądu. – Ksiądz musi budować wspólnotę, a zatem odpowiadać na potrzeby swoich owieczek. A te owieczki są już dzisiaj inne niż kiedyś. Rezultaty postu, takie jak utrata wagi czy lepsza cera, też są dla nich ważne – uśmiecha się dr Krzysztof Puchalski, socjolog z Uniwersytetu SWPS oraz Instytutu Medycyny Pracy im. J. Nofera.

Oczywiście nie można powiedzieć, że brak tu głębszej motywacji. Podobnie jak w przypadku wielu osób, które nie poszczą z przyczyn religijnych. – Część Polaków zmienia sposób odżywiania w wyniku troski o losy planety. Ważne są dla nich oszczędne gospodarowanie zasobami i prawa zwierząt – tłumaczy dr Puchalski. – Mamy tu też wątek rozwoju osobistego, co jest poniekąd zgodne z tradycyjnym postrzeganiem postu jako czasu doskonalenia się – dodaje. – Mimo że dziś niekoniecznie wiąże się z wiarą, a raczej z projektem "ja", byciem – by użyć modnego hasła – najlepszą wersją samego siebie. Wiele osób czuje potrzebę narzucenia sobie dyscypliny. Lubią mieć kontrolę nad tym, co zjedzą – to forma pracy nad sobą. Choć akurat głodówka może być też pójściem na łatwiznę. Bo wtedy nie trzeba liczyć kalorii, zastanawiać się, co jeść, a czego nie. Racja. Gdy jednak przeglądam wpisy na facebookowej grupie fanów głodówek, zaczynam mieć wątpliwości, czy ułatwili sobie życie...

Cały tekst przeczytasz w najnowszym numerze magazynu PANI.

OKLADKA

Więcej na twojstyl.pl

Zobacz również