Dieta

Jak odchudzają się dzisiaj Polki? "Leki na odchudzanie mają status gwiazdy."

Jak odchudzają się dzisiaj Polki? "Leki na odchudzanie mają status gwiazdy."
Fot. 123rf.com

"Odchudzanie? Łatwizna. Robiłam to wiele razy!" Żart byłby dobry, gdyby nie poważny ton prognoz: wśród chorób cywilizacyjnych ważne są te serca i płuc, ale wkrótce pierwszą przyczyną śmierci mają stać się otyłość i choroby z nią związane. Zrzucenie nadwagi jest potrzebą już. Pojawiły się sposoby, ale też... trendy, które pozwalają chudnąć szybciej. Co warto wiedzieć, by nie zrobić sobie krzywdy? Może drogi na skróty nie są najlepsze i trzeba wrócić do dawnych metod?

Koniec czerwca 2023. W San Diego odbywa się sesja Amerykańskiego Towarzystwa Diabetologicznego. Prowadzący podgrzewają atmosferę, za chwilę przedstawią gwiazdę wieczoru. Trzy-dwa-jeden, już! Owacje trwają kilka minut. Kto jest bohaterem show? Dziecko koncernu Eli Lilly – retatrutyd. Środek przeciwcukrzycowy i redukujący masę ciała. Doczekaliśmy czasów, w których farmaceutyki odchudzające mają status gwiazd. 

26 proc. Polek zagrożonych otyłością

Weronika, graficzka, ma 42 lata, odchudza się od dziesięciu. – Przytyłam po urodzeniu dziecka i nadmierne osiem kilogramów ciągnęło się za mną do pandemii. Co jakiś czas zbijałam wagę i zmieniałam rozmiar z XL na L, do „emki” dotarłam raz, po diecie Atkinsa. Ostatnie dwa lata to koszmar. Od lockdownu pracuję zdalnie, posiłki jem przy komputerze. Najpierw przybrałam dwa kilogramy, później kolejne trzy, dziś ważę ponad 90. Raz w tygodniu idę z dziećmi na rower, wracam czerwona i mokra. Z basenu zrezygnowałam, wstydzę się pokazać w kostiumie. Gdy mąż proponuje seks, uciekam. Jestem wiecznie przygnębiona – opowiada.

Już nie ma nadwagi. Przeszła do grupy kobiet otyłych. To przesunięcie dotyczy coraz większej liczby Polek. Według tegorocznego raportu NFZ "Otyłość i jej konsekwencje", w przyszłym roku na tę chorobę będzie cierpieć 26 procent z nas. Komentuje Agnieszka Piskała-Topczewska, dietetyczka: – Pracuję w tym zawodzie od 20 lat. Początkowo cieszyłam się z wyraźnej zmiany myślenia Polaków, bo moimi pacjentami – prócz tych, którzy zgłaszali się z fatalnymi wynikami cholesterolu czy poziomu cukru – coraz częściej byli świadomi ludzie, którzy nie czekali ze zmianą diety i stylu życia do chwili, gdy organizm wystawi im bolesny rachunek – przeżyją zawał albo udar. Wydawało mi się, że idziemy w kierunku mojej wymarzonej profilaktyki. Ale dziś jesteśmy społeczeństwem tyjącym najszybciej w Europie! W ostatnich latach zaczęli pojawiać się pacjenci z otyłością olbrzymią. Jeszcze niedawno zagrożenie tą chorobą było opowieścią o żelaznym wilku, odległą jak historie z amerykańskich seriali dokumentalnych o gigantycznych grubasach. Ale i do mnie zgłaszają się już ludzie z wagą 120, 140, 160 kilogramów. Rekordzista ważący prawie 280 kilogramów miał 40 lat! To mi uświadomiło, że problem jest ogromny – opowiada Agnieszka. I konkluduje: na rosnący problem potrzebne są bardziej radykalne rozwiązania.

W zeszłym roku w Polsce wykonano sześć i pół tysiąca operacji bariatrycznych, czyli zmniejszających żołądek. W tym roku ta liczba prawdopodobnie się podwoi. Rośnie też zapotrzebowanie na leki, które pomagają chudnąć. Bo prawda jest taka: jeśli, jak Weronika, chcemy pozbyć się kilku kilogramów, zadziałają dieta i ćwiczenia. Jednak w przypadku większej nadwagi i otyłości te metody są niewystarczające. Dlatego nowa era odchudzania ma początek w laboratoriach. Fachowe czasopismo „Science” ogłosiło leki na odchudzanie „Przełomem roku 2023”. Dwa poważne badania kliniczne potwierdziły, że tzw. analogi GLP-1 pomagają nie tylko zrzucić wagę, ale też zmniejszają negatywne skutki otyłości. To one są bazą leku, który w Polsce budzi wielkie emocje. 

Ozempic: To nie czary

Marta, 50+, jest nauczycielką. W wolnym czasie biega. Dba o siebie, do niedawna wahania wagi niwelowała dietą i treningami. – Rok temu sporo przytyłam, bo kontuzja kolana uziemiła mnie w domu. Jadłam słodycze, piłam colę – głupie, ale poprawiało humor. Gdy wróciłam do biegania, waga jakby się zbuntowała, wskazówka nie chciała drgnąć. Co jest? Byłam wściekła. Złość zajadałam przekąskami, od których kiedyś bym nie tyła. Teraz stawałam się coraz cięższa. Podskoczył mi cukier, nie wchodziłam w żadną sukienkę. W końcu się załamałam. Koleżanka powiedziała mi o ozempicu. Ona schudła na nim trzy rozmiary. Zdobyłam receptę, odżałowałam pieniądze przeznaczone na narty, po dwóch dawkach ważyłam cztery kilogramy mniej. Nie czułam głodu, skończyłam z objadaniem się. Jestem pewna, że bez leku utknęłabym w martwym punkcie, mój organizm nie działa już tak jak w młodości. Brałam go przez dwa miesiące, osiem dawek. Drogo, prawie tysiąc złotych, ale było warto – mówi Marta.

Skąd bierze się spektakularna skuteczność ozempicu? Nazwa skomplikowana, ale warto wiedzieć, „sprawcą” jest glukagonopodobny peptyd 1 (GLP-1). Wytwarza go nasz organizm, jednak naukowcy opracowali zamiennik, tzw. analog. To aktywna substancja, która naśladuje działanie peptydu, m.in. reguluje apetyt i poziom cukru we krwi, poprawia metabolizm węglowodanów. Dzięki niej powstał ozempic. Momentalnie stał się hitem, podgrzał emocje. Z powodu powstania czarnego rynku dorobił się złej prasy, a jego fani dostali łatkę egoistów odbierających dostęp do leczenia tym, którzy „chorują naprawdę”. Jaka jest prawda? Komentuje dr Olga Starczewska z warszawskiego szpitala im. W. Orłowskiego, specjalistka w leczeniu otyłości.

To dobry i potrzebny lek. Każda otyłość jest inna, ma swoją historię. Nie u wszystkich winne są zaniedbania dietetyczne czy lenistwo. U niektórych pacjentów dieta okazuje się obiektywnie nieskuteczna, a ich otyłość musi być leczona, bo podnosi ryzyko zawału, udaru, chorób nowotworowych, ale także depresji. Takim ludziom z pomocą przychodzą leki. Ozempic jest wśród nich największym „celebrytą”. Ma rejestrację jako środek do leczenia cukrzycy, natomiast zawarta w nim substancja czynna daje możliwość przepisywania go chorym na otyłość. Jako lekarze nie jesteśmy od roztrząsania kwestii, czy brakuje go na rynku. Ja mam leczyć konkretnego człowieka i zgodnie z zaleceniami poprawić jego dobrostan. Wiele osób po ozempicu odzyskuje właściwe odczuwanie głodu i sytości, zrzuca z siebie ciężar, także w sensie psychicznym. Wraca im dobre samopoczucie i poczucie sprawczości, w efekcie są gotowi na aktywność fizyczną, która pomaga w dalszym odchudzaniu – tłumaczy Olga Starczewska.

Podkreśla: najważniejsze, żeby terapia przebiegała pod kontrolą lekarza. Bo mogą się pojawić działania niepożądane, powikłania. Albo efekty będą przychodzić wolniej, niż się spodziewamy, a to może zniechęcić do leczenia. Tu do głosu dochodzi trudna do polubienia prawda. Mówi lekarka: – Niezależnie od zdobyczy nauki i postępu medycyny odchudzanie wciąż wymaga cierpliwego podejścia. Potrzebny jest czas i konsekwencja.

Dieta tasiemcowa: Tylko nie głód

Studio telewizyjne, program na żywo, na kanapie dietetyczka Agnieszka Piskała-Topczewska. Mówi o tzw. diecie tasiemcowej. W pewnej chwili wstaje i rozwija na podłodze dziesięciometrową linę żeglarską, a potem pokazuje małą kapsułkę, w środku jest segment tasiemca uzbrojonego. Tłumaczy: – Kiedy połkniemy kapsułkę, z takiego czegoś w naszym organizmie może się rozwinąć pasożyt o rozmiarach tej liny. Dodaje, że tasiemiec niekoniecznie zagnieżdża się w jelitach, czasem wybiera np. gałkę oczną i wtedy oko trzeba usunąć. Kwituje: – A mimo to kobiety i mężczyźni decydują się na odchudzanie tą metodą. I wie pani co? Po zakończeniu programu, zanim doszłam do samochodu, zaczepiły mnie trzy osoby z pytaniem, czy nie mogłabym wykombinować im takiej kapsułki. Byłam w szoku – opowiada Agnieszka. I wskazuje na pośredniego winowajcę nieracjonalnych, desperackich decyzji. Grelina, hormon głodu:

To jego najbardziej boją się ludzie, którzy planują albo zaczynają odchudzanie. Nieważne, że w diecie coś może być niesmaczne, że trzeba się będzie przeprosić z kaszą czy ciemnym pieczywem, często stawać na wadze, co bywa torturą. To wszystko nic w porównaniu ze strachem, że będziemy czuć głód. Jeżeli istnieje sposób na jego przechytrzenie, wyeliminowanie, zrobimy wszystko, by z niego skorzystać – tłumaczy dietetyczka.

Tasiemiec „je” i „jest głodny” za nas. Specyfiki nowej generacji blokują uczucie głodu, a bogate koncerny obiecują w reklamach, że ich preparaty redukują tkankę tłuszczową „bezstresowo”. I choć nie da się tych metod porównać, atrakcyjność wszystkich ma związek nie tylko z naszą nienawiścią do głodu, ale także z odwieczną pokusą: pójdę na skróty!

Komentuje psycholożka i terapeutka Ewa Kaczorkiewicz: – Ciężka, długotrwała praca wymaga od nas wytrwałości i samodyscypliny. Wiąże się z frustracją, wyrzeczeniami i z odroczeniem nagrody, bo przecież efektów odchudzania nie widać od razu. A także z trudem zamiany nawyków i utratą części przyjemności. Już nie możemy jadać w ulubionej restauracji z przyjaciółmi. Musimy kontrolować swoje zachowania, wprowadzać ograniczenia i radzić sobie z przykrymi doznaniami z ciała, np. poczuciem zmęczenia. I z nieprzyjemnymi zjawiskami psychicznymi – lękami czy wewnętrznym krytycznym głosem, który przewiduje porażkę. We współczesnym świecie, który i tak nas przebodźcowuje, dla wielu ludzi radzenie sobie z dodatkowymi emocjami jest zbyt trudne. Dlatego jesteśmy podatni na obietnice łatwych i szybkich rozwiązań: pigułek działających cuda, zabiegów chirurgicznych, magicznych urządzeń treningowych – tłumaczy terapeutka. Jej słowa prowadzą do niewygodnej puenty: jesteśmy podatni na pokusy, co nie znaczy, że nie mamy z nimi walczyć. Ech!  

Kolejne leki w drodze: Kod złamany

Dorota ma 52 lata, pracuje w szpitalu. Mieszka obok parku, gdzie jest staw i pagórki. – Podczas spaceru robię osiem tysięcy kroków. Idę do pracy piechotą, bo mam niedaleko, kręcę się po dzielnicy, robiąc zakupy, dzięki temu wieczorem miewam na koncie nawet dwanaście tysięcy – mówi i pokazuje zegarek zliczający kroki oraz kalorie. Intensywne spacery, a w weekendy także rower to jej pomysł na schudnięcie. – Po rozwodzie przeszłam załamanie, podły nastrój leczyłam jedzeniem. Przytyłam prawie dwadzieścia kilogramów, mam już stan przedcukrzycowy. Próbowałam pomagać sobie lekami, ale mój organizm źle reaguje na zawartą w nich metforminę, tak mi wyjaśnił lekarz. Wniosek: muszę szukać innego sposobu. Pamiętam wieczór krytyczny. Przyjaciółka wyjęła z torebki opakowanie leku, podniecona oznajmiła: „To supernowość, pomoże ci na pewno”. Siłą powstrzymałam się, żeby nie sięgnąć po pudełko – wzdycha Dorota.

Mówi o leku Mounjaro amerykańskiej firmy Eli Lilly, pierwszym który zawiera substancję czynną o nazwie tirzepatyd. Jest przeznaczony dla chorych z cukrzycą typu 2, ale także z nadwagą i chorobami towarzyszącymi. Następny po ozempicu i wegovym – oba wypuścił na rynek duński producent Novo Nordisk. Leków będzie przybywało, ceny zapewne spadną. Ale jak pokazuje przykład Doroty, nie każdy chce z nich korzystać. Wiele z nas boi się nieznanych dziś długofalowych skutków ubocznych tych specyfików, badania i wnioski pojawią się z czasem. Czy zatem po fali fascynacji przyjdzie prąd zwrotny i do łask wrócą diety?

Diety: Śródziemnomorska czy z TikToka?

Na szczęście, jak podaje ranking opracowany przez dietetyków „Forbes Health”, wciąż najpopularniejsza jest ta najzdrowsza, czyli śródziemnomorska. Po piętach depczą jej konkurentki, nie zawsze sprawdzone: dieta DASH (jej cel to redukowanie wysokiego ciśnienia krwi, zalecenie: mniej sodu, więcej potasu), MIND (walczy z chorobami neurodegradacyjnymi, opiera się na warzywach, zdrowych tłuszczach, białym mięsie), fleksitariańska (dla wegetarian, którzy od czasu do czasu pozwalają sobie na mięso), wolumetryczna (je się produkty niskokaloryczne, ale sycące i o dużej objętości). Pojawiają się i takie kwiatki jak „post przerywany” czy hit TikToka – napój oatzempic (skojarzenie nieprzypadkowe), de facto papka z płatków owsianych, wody i limonki.

Ze świeżego raportu „Zmierzch toksycznej kultury dietetycznej w Polsce” (na zlecenie Centrum Respo) wynika, że 59 procent Polaków sięgnęło – czasem wielokrotnie – po reklamowane diety, posiłkując się przy tym radami nie dietetyków czy lekarzy, lecz internetu. I uwaga! Aż 76 procent z nich dotknęły niepożądane skutki związane z psychiką – poczucie rozczarowania, spadek motywacji, zaniżenie samooceny.

Dr Olga Starczewska uważa: – Dużo szkód wyrządza psychice walka do upadłego. To nie znaczy, że lepiej odpuścić, zaakceptować swój stan. Popieram tzw. ciałopozytywność rozumianą jako akceptacja swojego ciała i prawo do różnorodności, ale zagrożenie chorobą jest jej granicą. Korzystajmy z wiedzy lekarzy i innych specjalistów, jeśli sami nie dajemy rady. Mogą skroić pomoc skuteczną, sprawdzoną i na indywidualną miarę pacjenta – przekonuje.

Nie ma rozwiązań uniwersalnych: Piramida żywienia działa tylko u 52 proc. Polaków

A dietetyczka Agnieszka Piskała-Topczewska dodaje, że zdobycze nauki to nie tylko leki. Coraz popularniejszym narzędziem są badania nutrigenetyczne, czyli rozszyfrowanie danych związanych z indywidualną przemianą materii każdego z nas z kodu DNA.

Badany jest metabolizm białek, tłuszczów i węglowodanów, na tej podstawie można ustalić indywidualną dietetyczną „instrukcję obsługi”. Kiedy dwadzieścia lat temu zaczynałam pracę, obowiązywała wiedza: jeśli ktoś chce schudnąć, trzeba mu zmniejszyć zawartość tłuszczu w posiłkach, dać więcej białka, żeby podkręcić metabolizm. Ale jak coś jest dla wszystkich, to jest dla nikogo. Nawet piramida zdrowego odżywiania rekomendowana przez Instytut Żywności i Żywienia i propagowana przez Światową Organizację Zdrowia, nie jest uniwersalna. Sprawdza się w przypadku 52 proc. Polaków! Pozostałe 48 proc. wymaga zupełnie innego ustawienia jej poziomów – argumentuje dietetyczka. A nutridietetycy przekonują, że z analizy DNA można wywnioskować również skłonność do efektu jo-jo, a także sprawdzić, jaka aktywność fizyczna w naszym przypadku będzie pomocna w odchudzaniu. Ktoś tu powiedział „aktywność fizyczna”?! Niestety, od niej nie uwolni nas żaden wynalazek. Jak świat światem, ruch jest potrzebny i niezbędny dla zdrowia.

Termogeneza: Piękna od środka

Czterdziestoletnia Karina, księgowa, lubi argumenty naukowe. Dlatego uwiodło ją słowo „termogeneza”. Ma do zrzucenia piętnaście kilogramów, które „złapała”, kiedy była w psychicznym dołku po stracie pracy. Znalazła nową, ale już nie chodzi do niej w garniturach. Nosi koszule namioty.

Termogeneza to lekkie podwyższenie temperatury ciała, które wówczas spala dodatkowe kalorie. Zwizualizowałam to sobie, pomyślałam: logiczne. W rozgrzaniu pomaga kapsaicyna, jest m.in. w papryczce chili. Jadłam tę papryczkę jak opętana, niemal zionęłam ogniem, czekałam na efekty. Za nic nie chciałam się przyznać do naiwności. Któregoś dnia siostra przyniosła grę planszową Superforma, wymyśliła ją Mariola Bojarska, moja idolka z młodości. Chcesz zdobyć pole – robisz ćwiczenie. Masakra. W połowie planszy byłam skonana, serce mi waliło. Zrozumiałam: muszę zacząć jakiś trening. Szczerze? Przestraszyłam się, że dostanę zawału albo udaru. To, że nie bywam na firmowych imprezach, bo nie mam się w co ubrać, jest chyba mniej ważne. Dwa miesiące temu zapisałam się na trampoliny, czyli jumping fitness. Jest okej, czuję, że coś dla siebie robię – opowiada Karina. Jest w grupie kobiet, które wzbudzają w sobie najlepszą motywację.

Według badania MultiSport Index (na zlecenie Benefit Systems) od kilku lat zmienia się mapa celów związanych z aktywnością fizyczną. Coraz więcej Polek decyduje się na nią, ponieważ chce zadbać o zdrowie fizyczne i psychiczne, a nie tylko lepiej wyglądać (w stosunku: 25 do 13 proc.)

Komentuje Krzysztof Ferenc, trener i coach, który odchudza i obserwuje Polki, prowadzi program Kanapowcy. – Główną motywacją większości moich podopiecznych wciąż jest chęć wyglądania dobrze, seksy, atrakcyjnie. Wszyscy przejmujemy się, jak nas ocenią na zdjęciach, czujemy presję porównywania się z innymi. To rys dzisiejszej kultury. Ale zauważam przełomową, choć powolną zmianę: coraz więcej kobiet zaczyna rozumieć, że otyłość jest jedną z najpoważniejszych chorób naszego wieku, nie tylko problemem wizerunkowym. Że ważniejsza jest troska o zdrowie niż o wygląd. Zresztą z doświadczenia wiem, że celebryci i influencerzy, którzy prezentują się fenomenalnie na Instagramie czy Facebooku, w wielu przypadkach na żywo wcale tacy piękni i szczęśliwi nie są. A często nie są też zdrowi. Piękni musimy być najpierw od środka. Więc po pierwsze badania. Zawsze radzę: sprawdź poziom hormonów, skontroluj układ krążeniowo-naczyniowy, oddechowy, nerki, wątrobę itd. Gdy to będzie w porządku, a do tego zadbasz o stan głowy, pozbędziesz się stresów, ciało się odwdzięczy. Forma przyjdzie szybciej, niż ci się wydaje. A to pozwoli na ulubione aktywności i trening, co pomoże zrzucić nadwagę. Bez stosowania dróg na skróty. Samoakceptacja, tworzenie dobrostanu oznacza też zadbanie o siebie na przyszłość – przekonuje Krzysztof. I chyba ma rację. Pomyślmy o tym, gdy jesień będzie kusiła, żeby zostać na kanapie i obejrzeć kolejny odcinek serialu.

A trochę na przekór i... dla złapania dystansu, cytat z Małgorzaty Musierowicz: „Pierwsza i podstawowa zasada brzmi: kobieta nigdy nie może być głodna. Owszem, może głodzić się dobrowolnie i jest to jej święte prawo. Kiedy jednak dręczy ją głód przez nią niezaplanowany, należy zrobić wszystko, by zdobyć przynajmniej kawałek pizzy. Dobrze widziane są czekoladki, wafelki i owoce tropikalne. W ostateczności – bułka”. No, to lecimy na trening!

Garść danych o odchudzaniu

60% Polaków ma dziś nadwagę lub cierpi na otyłość. 50% odchudzających się Polek zaczęło to robić przed 25. rokiem życia (połowa z nich przed ukończeniem 18 lat!). 54% z nas, zrzucając wagę, radzi się internetu, tylko 20 procent sięga po poradę dietetyków.
Źródło: Raport Zmierzch toksycznej kultury dietetycznej w Polsce na zlecenie Centrum Respo, 2024 r.

 

Tekst ukazał się w magazynie Twój STYL nr 11/2024
Więcej na twojstyl.pl

Zobacz również