Relacje

"Co daje mi ten flirt? Poczucie, że mam jakąś ciemniejszą stronę. Mąż jej nie zna i w tym cały smaczek"

"Co daje mi ten flirt? Poczucie, że mam jakąś ciemniejszą stronę. Mąż jej nie zna i w tym cały smaczek"
Fot. 123RF

Romantyczne SMS'y i pikantne maile. Takie wiadomości od pół roku wymienia Karolina z Marcinem, mężatka z przypadkowo poznanym mężczyzną w pracy. Jaki wpływ ta tajemnica będzie miała wpływ na jej małżeństwo z Tomkiem?

Żeby odnaleźć źródło, musisz iść po prąd – ładne, prawda?”, taki SMS przysłał mi niedawno Marcin. On nie uważa, że posługiwanie się sentencjami jest infantylne. A mój mąż właśnie tak sądzi. On jest oburzony, że mnie kompletnie nie interesuje zbiorowy pozew przeciw zanieczyszczeniu powietrza. Uważa też, że powinnam bardziej zaangażować się w sprawy wspólnoty mieszkaniowej, bo jeśli mi się nie podoba, że ludzie nie sprzątają po psach, to na zebraniu mogłabym przeforsować jakieś rozwiązanie. Dziwi się, że mogę od pięciu lat tkwić w tym samym miejscu, w dodatku tak mało ambitnym, czyli w mojej kwiaciarni. Nie przyjmuje argumentu, że po bukiety ślubne przyjeżdżają do mnie klienci z całej okolicy. W dodatku mój mąż mówi do mnie „Karo”, czego nie znoszę. „Karolko, tęsknię do Twego zabawnego »r«”, lubię ten SMS od Marcina. Wymawiam „francuskie r” i kiedyś się tym przejmowałam, miałam kompleks. Mój mąż uważa, że nie powinniśmy w ogóle zastanawiać się nad kompleksami, bo wtedy generujemy je sami. Tomek jest rozsądny i umie wychodzić z trudnych życiowych sytuacji. Nie daje się oszukiwać w restauracji, zawsze porównuje rachunki z cenami w karcie. Rozmowy z telemarketerami ucina po jednym zdaniu, odnosi do sklepu przeterminowane produkty (po czym robi mi wykład o skutkach nieczytania etykiet). Kiedy go poznałam, jego stanowczość podziałała jak afrodyzjak. Ja zawsze byłam raczej z tych, którymi trzeba się zaopiekować. Spotkaliśmy się na domówce u koleżanki. Tomek już pracował w banku, ja byłam na trzecim roku zaocznej administracji. On się zakochał. A potem sam wybrał moją sukienkę ślubną.

 

Marcina poznałam w kwiaciarni. Bukiet dla starszej pani, dobrze pamiętam: kolorowe frezje. „Wyjątkowo ładny”, powiedział i wziął wizytówkę. „Jubilatka zachwycona, jeszcze raz dziękuję”, od takiego SMS-a się zaczęło. Odpowiedziałam coś miłego. On przyszedł znowu, przed imieninami Anny. Poprosił o bukiet białych róż. Dla kogo? Nawet mnie to nie zainteresowało. Rozmawialiśmy o filmie „Boże ciało”. Patrzyłam na jego ręce: szczupłe palce, zadbane paznokcie. „Myślę o pani, wiem, że nie powinienem...”, coś w tym rodzaju napisał wieczorem. „Ma pan ładne ręce”, sama nie wiem, czemu odpowiedziałam w ten sposób. Było miło, miałam dobry nastrój... „Może to jakiś stalker, uważaj”, ostrzegła mnie starsza siostra. W internecie sprawdziłam nazwisko, na które Marcin zamówił kwiaty. Tylko jakiś KRS – firma budowlana, spokojnie. Zaczęłam ukrywać komórkę przed Tomkiem. Z Marcinem przeszliśmy na ty. Założyłam specjalną skrzynkę. Dałam mu swój adres mailowy. Z czasem miałam sekretną godzinę czytania wiadomości – zawsze o 20, kiedy Tomek wychodził pobiegać. Marcin opowiadał: „Miałem fajny dzień w pracy. Chciałbym to uczcić z Tobą. Co byśmy robili, Karolko?”. Odpisywałam coś lekko pikantnego. Gdy mąż pytał: co robisz? – odpowiadałam, że szukam taniego lotu na wakacje. Był ze mnie zadowolony. A ja nareszcie wyluzowałam. Nieidealna żona? To nie jest koniec świata.

 

Po wakacjach wysłałam Marcinowi swoje zdjęcie z Grecji. „Masz genialne piersi. Chciałbym...” itd. Jego ton stawał się coraz odważniejszy. To mnie kręciło. Ale po pięciu miesiącach znajomości zadałam sobie pytanie: właściwie dlaczego Marcin nigdy nie zaproponował nic więcej? Czeka, aż ja zrobię pierwszy krok? A może... on, podobnie jak ja, woli tylko „grę wstępną”? Może także chce mieć swój sekret na boku, odskocznię? Może wcale nie jest zapracowanym singlem, jak twierdzi, tylko ma żonę i dwoje dzieci? Albo despotyczną matkę, osobowość dwubiegunową, a może jest gejem? Dlaczego wiem o nim tak mało? Może dlatego, że więcej nie potrzebuję? Po prostu bawi mnie myśl, że komuś się podobam, goszczę w jego fantazjach. Tylko że... ten ktoś nie jest taki zupełnie prawdziwy. Prawdziwy jest mój mąż, który odwozi mnie do pracy, ubezpiecza nasz dom i mówi, że chciałby już mieć dziecko, a najlepiej dwoje. Prawdziwe są śniadania z nimi kłótnie o ciuchy do biegania zostawione na łóżku. O co mi wobec tego chodzi? „Zobaczysz, on ma kobietę, ona się w końcu dowie, namierzy cię i pożałujesz”, postraszyła ostatnio siostra. Ale Marcin przysłał wtedy ten SMS o źródle. To było urocze. Jak z tego rezygnować A jeśli Tomek wszystko odkryje? Powiem, że Marcin mnie sprowokował. Konfrontacja? Nie sądzę, by Marcin był na nią gotowy. On nie jest tak silny jak mój mąż. W sumie Tomek jest całkiem w porządku. Brakuje mu tylko tego ognia, który rozpaliłby mnie do białości. Czy ja traktuję Marcina jak zabawkę? Nie. Ta gra jest wspólna. Nie jestem perfidna. Ale czuję, że mam jakąś ciemniejszą stronę. Mąż jej nie zna i w tym cały smaczek”.

 

Więcej na twojstyl.pl

Zobacz również