Relacje

"Jestem w związku, ale fascynuje mnie inny mężczyzna." O granicach flirtu rozmawiamy z psycholożką

"Jestem w związku, ale fascynuje mnie inny mężczyzna." O granicach flirtu rozmawiamy z psycholożką
Fot. 123RF

Flirt i romans? Na początku w waszym małżeństwie było jak w piosence Presleya Only you. Wierzyliście, że macie siebie na wyłączność. Nagle po latach, wbrew sobie, fascynuje cię inny mężczyzna, myślisz o nim, szukasz pretekstu do spotkań. Z niepokojem rozważasz, jak daleko możesz się posunąć, by flirt nie przerodził się w zdradę. O tę cienką granicę pytamy Violettę Nowacką, psycholożkę, współautorkę podcastu Przypadki miłosne.

Dlaczego zaczynamy myśleć o flircie lub romansie, gdy jesteśmy w związku?

Twój STYL: Przyjaciółka jest mężatką od kilkunastu lat. Mówi, że szczęśliwą. Niedawno spotkała mężczyznę i… ma wrażenie, że się zakochuje, choć wcale tego nie chce. To często się zdarza?

Violetta Nowacka: Zdarza się, ale dla terapeutki ważniejsza jest odpowiedź dlaczego. Powody mogą być różne. Pierwszy: lubimy się okłamywać, żyć w iluzji, że nasz związek jest doskonały. Koleżanki się zachwycają: „Przystojny ten twój mąż, kwiaty przynosi…”. Powinno ci być wspaniale, a nie jest. Istnieje rozdźwięk między tym, co dyktuje rozum: „jest cudownie”, a głosem serca: „coś nie gra”. I nagle pojawia się ktoś, przy kim czujesz się podekscytowana, radosna, pożądana.

I nie mogę już wmawiać sobie, że niczego mi w życiu nie brakowało...

…bo widzisz, jak dobrze może być z inną osobą. Dlatego w chwili takiej fascynacji warto się zatrzymać i zapytać: czego brak mi w stałej relacji? Co wnosi ten nowy ktoś, czego nie daje mi partner? Może nigdy nie dawał? A może to ja się zmieniłam i potrzebuję już czegoś innego niż na początku?

 

Mogłam się zmienić, partner mógł się zmienić... 15 lat temu, gdy się poznaliśmy, pasowaliśmy do siebie, a dziś nasze drogi się rozchodzą.

Może dotychczasowy związek się wypalił, spowszedniał? Warto w takiej chwili świadomie zadecydować, co z tym robimy. 

Zamiast pretensji wykazać zrozumienie?

Tak, bo ludzie się rozwijają, ich miłość ulega przemianom, tak jak wartości, cele życiowe. Rzadko udaje się utrzymać romantyczną relację przez wiele lat i bywa, że nie ma sensu reanimować związku, który się wypalił. Ale jest jeszcze jeden powód, dla którego angażujemy się w romanse, będąc w udanych związkach – bardziej skomplikowany niż poprzednie. Często nie zdajemy sobie sprawy, że naszym zachowaniem powodują mechanizmy obronne, które zbudowaliśmy w przeszłości. Ktoś był zaniedbywany przez matkę, ojca widywał rzadko i nauczył się, że nie można na niego liczyć. U takiej osoby wykształca się przekonanie, że relacja z drugim człowiekiem naraża na zranienie. Ktoś taki unika bliskości w obawie, że znów zostanie zawiedziony. W praktyce oznacza to utrzymywanie dystansu, nieangażowanie się w pełni. Wtedy zakochanie się w kimś innym jest sposobem, by nie oddać się całkowicie własnemu partnerowi.

Mam kolegę, którego wychowywała chłodna matka. Ma mądrą, troskliwą żonę. Twierdzi, że ją kocha. Mimo to kilka razy się zadurzył. Zawsze w oziębłej, niedostępnej kobiecie. To ilustracja tego, o czym pani mówi?

To echo toksycznej relacji z rodzicem. Kolega może mieć głęboko zakodowane przekonanie, że nie zasługuje na dobrą, ciepłą miłość żony. Chłodna uczuciowo kochanka przypomina mu podświadomie matkę, a to uruchamia magnetyczne przyciąganie, któremu nie umie się oprzeć. 

Jak nie dopuścić do flirtu lub romansu, gdy pojawia się silna pokusa?

Nie każdy marzy o rewolucji w życiu. Co zrobić, gdy zauroczenie jest faktem, a my nie chcemy mu ulec, nie mamy zamiaru niszczyć dotychczasowego układu?

Kobiety w takiej sytuacji z reguły zrywają kontakt z osobą, którą się zauroczyły. Czasem nawet przychodzą do terapeuty z  prośbą: proszę pomóc mi to skończyć. Chcą wepchnąć problem do podświadomości. „Niech pani pomoże mi przestać go kochać, bo nie chcę zniszczyć mojego małżeństwa” – słyszę w gabinecie. Nie przyjmuję takich „zleceń”. Zachęcam, by zgłębić problem, dowiedzieć się, o czym ta sytuacja mówi. Dlaczego się zakochałam, ale też dlaczego chcę zabić tę miłość? Może ten romans to właśnie unikanie bliskości w związku albo rodzaj uzależnienia od osoby, która będzie mną manipulowała, bo taki wzorzec przywiązania znam z dzieciństwa? Gdy odkryjemy, dlaczego ta fascynacja nam się przytrafiła, zwiększymy szansę na dobrą decyzję, co z nią zrobić.

Flirt, romans jest sygnałem, że w  stałym związku coś nie gra? Jest jak gorączka sygnalizująca chorobę.

Trafna metafora. Zakochanie się może być gorączką świadczącą o tym, że w związku toczy się proces chorobowy. Czegoś mi brakuje i właśnie sobie to uświadamiam. Mam wysokie libido, a w małżeństwie nie uprawiam seksu. Albo kiedyś dużo z mężem rozmawiałam, to było intelektualne wyzwanie, a teraz komunikujemy sobie tylko, kto wystawi śmieci i wymieni olej w samochodzie. Jeśli taki sygnał zignorujemy, choroba będzie się rozwijać. Zauroczenie kimś trzecim to dowód, że do relacji wkradły się rozczarowanie, gniew, żal, niespełnienie. Znajdźcie je i się z nimi rozprawcie. Prawdziwe zagrożenie dla związku jest wewnątrz, nie na zewnątrz.

 

Pani widzi tu szansę na ocenę i odnowę związku. Ale jest też zagrożenie. Prof. Gurit Birnbaum prowadziła badanie wpływu flirtu na stałe związki: połowa uczestników flirtowała, druga połowa w tym czasie rozmawiała o czymś nudnym. Później obie grupy opisywały swoich stałych partnerów. Flirtujący oceniali ich wyraźnie gorzej niż osoby z drugiej grupy. Flirt może sprawić, że nagle zauważamy więcej wad partnera.

Nie przeceniam wyników tego badania, ale zgadzam się, że flirtowanie nie jest bezpieczne ani niewinne. Bezrefleksyjne wdawanie się we flirt, bo „to nic takiego, a jest miło”, bywa ryzykowne. Decydując się kogoś adorować albo przyjąć adorację, nie mogę wykluczyć ciągu dalszego. Przekraczam pewną granicę. Gdy odkryję, jaka słabość w naszej relacji jest źródłem mojej fascynacji kimś innym, powinnam poinformować o tym partnera? Czy może nam to pomóc odnowić związek? Oczekiwanie, że gdy uświadomię partnerowi, gdzie są defekty w naszej relacji, on je naprawi, zmieni swoje postępowanie, jest iluzją. Brak, który odczuwamy w stałym związku, zakochując się w kimś innym, może sygnalizować deficyty emocjonalne w nas samych, ale nie potrafimy trafnie siebie zdiagnozować. Pomaga w tym praca terapeutyczna. Gdy ktoś mówi: „Brak mi głębokich rozmów”, warto zbadać, co to znaczy. Czy pani próbuje te rozmowy prowadzić? Jest ciekawa partnera, jego przemyśleń, doświadczeń? Słucha uważnie? Często odpowiedź na te pytania brzmi „nie”. Obiekt fascynacji ma urok nowości, to sprawia, że bardziej interesują nas jego odczucia, spostrzeżenia, więc uważnie go słuchamy, okazujemy aprobatę. Przy stałym partnerze zachowujemy się inaczej. Odkrycie, czego brak mi w relacji z nim, to ważny moment, ale istotna jest także refleksja: jak ja się do tego kryzysu dokładam? Co robię lub czego nie robię, by zmienić ten stan rzeczy? Miarą dojrzałości jest świadomość, że w żadnym związku nie będziemy mieć wszystkiego, więc warto oszacować, czy w obecnej stałej relacji mamy wystarczająco wiele, by chcieć ciągu dalszego.

W serialu Złotopolscy bohaterka zostawia męża dla lotnika, w którym się kiedyś podkochiwała. Po jakimś czasie wraca do męża, a przyjaciółce mówi: „E, kapitan w kapciach wygląda zupełnie jak mój Wiesiek”.

Świetny przykład. Trawa za płotem jest zawsze bardziej zielona... To, że ktoś mi się podoba, jest normalne, co nie zwalnia mnie z obowiązku, by przyjrzeć się sytuacji uczciwie. Nie wmawiać sobie, że fascynacji nie ma, ale też nie wyciągać wniosku, że mój partner jest do niczego, bo nagle odczuwam ekscytację inną osobą. Ostatecznie to my odpowiadamy sobie na pytanie: chcę się w to bardziej zaangażować czy jednak nie? Romans, flirt, fascynacja jest również kwestią decyzji. Zróbmy jak najwięcej, by była świadoma. Na pewno nie warto wywracać życia do góry nogami dla iluzji.

 

 

Więcej na twojstyl.pl

Zobacz również