Poznaj siebie

Nowy dom, lepszy samochód, drogie wakacje. Psycholog mówi, czy za pieniądze można kupić... szczęście

Nowy dom, lepszy samochód, drogie wakacje. Psycholog mówi, czy za pieniądze można kupić... szczęście
Fot. 123RF

Gdybym miała więcej pieniędzy... Zamykasz oczy i widzisz piękny dom, egzotyczną podróż. Nikt Cię nie przekona, że bogatym nie żyje się lepiej. No dobrze, a dlaczego często są smutni, zgorzkniali? Bo pieniądze trzeba umieć wydawać. I czasem mniejsza suma może dać więcej szczęścia.

Każdy pamięta sytuacje, w których marzył, by być bogatym, bo... Bo gdybym była milionerką, nie czekałabym zziębnięta na przystanku na spóźniony autobus, tylko mknęła szosą w wielkim BMW. Nie miałabym zmarszczek, bo kupiłabym luksusowy krem pod oczy za równowartość połowy średniej krajowej. Nie martwiłabym się, że znów popsuła się winda w naszym bloku. Fantazje nic nie kosztują, ale czy to możliwe, żebym zarabiając tyle, ile zarabiam, była szczęśliwsza, niż jestem? Psychologa Wiesława Baryłę, autora książki Pieniądze w umyśle, pytamy, jak sprawić, by nawet niewielka kwota dała nam maksimum zadowolenia. I czy da się „kupić” życzliwość innych ludzi, ich motywację do pracy albo sukcesy szkolne dziecka?

Twój STYL: Mój przyjaciel, nauczyciel angielskiego, zarabia dwa tysiące. Po opłaceniu rachunków zostaje mu niewiele na hobby i przyjemności. Uważa, że nie może być szczęśliwy, bo ma niską pensję. Da się kupić szczęście?

Wiesław Baryła: Gdybym powiedział, że nie, minąłbym się z prawdą. Ale tylko trochę. Bo z punktu widzenia psychologa istnieją dwa rodzaje szczęścia. Pierwsze to poczucie, że mamy fajne życie, niczego byśmy w nim nie zmienili, a to, co nas spotykało i spotyka, jest dobre. Drugie – doświadczanie tu i teraz wielu emocji pozytywnych, takich jak radość, duma, wzruszenie, miłe zaskoczenie, i niewielu negatywnych, takich jak złość, pogarda, strach, rozgoryczenie, znudzenie. I teraz: niewątpliwie pieniądze wpływają na ten pierwszy rodzaj szczęścia. Bo gdy się je ma, można urządzić sobie życie tak, by było ono przyjemne, a gdy chce się coś zmienić – można zrobić to bez problemu. Kupić dom, lepszy samochód, w listopadzie wyjechać na tydzień na Cypr. Ten wariant szczęścia da się więc kupić. Jednak bilansu emocjonalnego „na plusie” już nie. Nie trzeba mieć pełnego konta i mercedesa, by umieć rozładowywać stres, często się śmiać, cieszyć z przebywania z bliskimi. A nawet niewielką kwotę można wydać tak, by zapewnić sobie radość na długo.

TS: Mój przyjaciel uważa, że to niemożliwe, i tylko naprawdę „duża forsa” gwarantuje efekt.

WB: Niekoniecznie. Kilka lat temu Amerykanie zaczytywali się książką Happy Money Elizabeth Dunn i Michaela Mortona. Autorzy napisali poradnik „szczęśliwego wydawania pieniędzy”. To psychologiczna odmiana „smart shoppingu”, czyli nowego światowego trendu, mody na oszczędne, przemyślane robienie zakupów. Jeśli mamy w budżecie wolną kwotę – po opłaceniu rachunków, odliczeniu kosztów jedzenia, benzyny – warto spożytkować ją tak, by z tej niewielkiej sumy mieć maksimum pożytku i przyjemności. Jest na to pięć sposobów. Po pierwsze nie kupujemy rzeczy, tylko – doświadczenia.

 

 

TS: Na 40. rocznicę ślubu rodziców planowaliśmy całą rodziną zrzucić się na nowy telewizor, bo mają za mały. Niedobrze? Lepiej byłoby może zafundować rodzicom weekend w luksusowym hotelu spa?

WB: Wydaje się to niedorzeczne, ale taki prezent będzie dłużej trwał w pamięci i przez to bardziej cieszył. Przedmioty powszednieją, radość z nich jest jednorazowa. Wszystko się psuje, pokrywa kurzem. Po piętnastu latach pani rodzice będą wciąż wspominać te dwa dni spędzone na masażach, kąpielach, spacerach, bez trosk. Jest coś jeszcze: zdjęcia z pobytu w spa, wakacji, a nawet kolacji w eleganckiej restauracji można wrzucić na Facebook, pokazać znajomym, powiesić na ścianie. O doświadczeniach opowiadamy sobie nawzajem: „Pamiętasz, jak dzieci wysłały nas na weekend na Mazury”. Obrazy tych chwil wciąż są w nas tak samo żywe, piękne, powiedziałbym nawet, że z czasem stają się coraz piękniejsze. Właśnie dlatego to dobra inwestycja w długoterminowe zadowolenie.

TS: Pod warunkiem, że umiemy się z takich chwil cieszyć.

WB: No właśnie. Z tym jest związany drugi sposób na szczęście. Jeśli już wydaliśmy oszczędności i jedziemy na dwa tygodnie do Chorwacji albo idziemy na uroczysty obiad – delektujmy się każdą chwilą. To zgodne z filozofią „żyć tutaj i teraz”. Chodzi o ty, by nie pędzić od jednego zabytku do drugiego, rozmyślając o tym, co będziemy robić następnego dnia i czy w poniedziałek w pracy szef będzie znowu w złym humorze. Ani nie zastanawiać się podczas obiadu w restauracji: „Rany! Trzy ziemniaki i skrawek mięsa, i to ma kosztować 80 zł!”. Wyłączamy myślenie analityczne. Cieszymy się tym, co nam się w tej chwili przydarza. Polędwica jest naprawdę pyszna. Pałac Dioklecjana w Splicie – niezapomniany.

TS: Tylko że te chwile są ulotne.

WB: Na to też jest rada. Trzecia. Brzmi ona: płać teraz, korzystaj w przyszłości. Czyli: kupuję pakiet filmów DVD. Dostaję paczkę. Rozpakowuję ją i... odstawiam na półkę. Na tydzień. Prawie każde przyjemne doświadczenie staje się przyjemniejsze, gdy trochę się na nie poczeka. To tak jak wtedy, gdy byliśmy dziećmi i czekaliśmy na Świętego Mikołaja albo na pierwszy dzień wakacji. Jako dorośli ludzie wspominamy właśnie ten moment, kiedy do końca roku szkolnego zostały trzy dni albo gdy widzieliśmy już pudła pod choinką. To było nieraz bardziej ekscytujące niż dwa miesiące lata lub to, co było w tych pudłach. No i czwarty sposób: kupuj... czas.

TS: Chętnie, chyba każdy marzy, żeby doba miała więcej niż 24 godziny! Ale gdzie mogę ten czas kupić i ile za niego zapłacę?

WB: Popatrzmy na to mniej dosłownie. Bierzemy prace zlecone, harujemy na dwóch etatach, żeby coś kupić, a potem nawet nie mamy czasu się tym cieszyć. To jest typowy problem Amerykanów, bo Polacy pracują po 12 godzin na dobę nie dlatego, że zbierają na jacht, ale dlatego, że inaczej nie mogą zbilansować budżetu. My też możemy skorzystać z tej porady. Przykład, kiedy zbliżają się święta, wiele kobiet urządza generalne porządki. A może wynająć kogoś do pomocy na jeden dzień? I ten czas przeznaczyć dla najbliższych: iść z dziećmi do kina, z mężem na spacer... Za kilkadziesiąt złotych zapewnimy sobie wiele godzin zadowolenia. I potem będziemy ten dzień długo wspominać.

TS: Szczególnie że radość dzielimy z rodziną.

WB: Tego właśnie dotyczy ostatnia rada – ciesz się, wydając pieniądze na innych, ale ofiaruj im też swój czas. Wyobraźmy sobie: na Wielkanoc ojciec kupuje synowi w prezencie zdalnie sterowany helikopter. Obiecuje: „Jutro zobaczymy, jak lata!”. Ale następnego dnia pada, potem ojcu kończy się wolne i wraca do pracy. Helikopter leży w pudełku. W tym wypadku oczekiwanie nie potęguje przyjemności, lecz może rodzić gorycz. Są zawiedzione nadzieje, mieliśmy coś miłego robić razem, ale tak się nie stało. Warto więc być konsekwentnym. Kiedy wydajemy na kogoś pieniądze, czujemy radość w momencie robienia zakupów, potem, gdy myślimy, jaką przyjemność sprawimy kochanej osobie, wreszcie – gdy ten zachwyt, zaskoczenie obserwujemy. Żadnego z tych etapów nie można pominąć, bo w wielu przypadkach dopiero prezent dla bliskiej osoby plus czas równa się chwile szczęścia. Muszę jednak dodać na koniec, że te pięć sposobów dotyczy ludzi, których stać na zaspokojenie podstawowych potrzeb. Gdyby pani rodzice w ogóle nie mieli telewizora, rozważania, czy lepszy byłby weekend w spa, nie mają sensu. Trzeba dać im telewizor.

 

 

TS: To, co Pan mówi, brzmi prosto. Przecież ani kupowanie doświadczeń, ani czasu nie sprawi jednak, że przestanę marzyć o dobrym kremie pod oczy albo skórzanej kurtce za dwa tysiące. Te „kosztowne” pragnienia, na których zaspokojenie mnie nie stać, sprawiają, że wciąż jestem niezadowolona. Da się z tym coś zrobić?

WB: Tak. Zapewniam, że gdy kupi pani tę kurtkę, radość z niej będzie trwała tylko kilka dni, a potem zacznie pani żałować wydanych pieniędzy. Bo większość z nas ulega przekonaniu, że cyferki na koncie są bardziej wartościowe niż to, co można za nie mieć. Wytłumaczę to, opowiadając o pewnym eksperymencie. Wzięły w nim udział świnie – zwierzęta inteligentne i łakome. Dostawały duże drewniane żetony przypominające monety i musiały włożyć je do skarbonki znajdującej się kilka metrów dalej. Po włożeniu kilku żetonów była nagroda – jedzenie. Z początku uczestniczki eksperymentu zbierały monety i szybko truchtały do skarbonki. Z czasem zaczęły się ociągać. Bawiły się monetami, podrzucały je, a nawet żuły! Już nie chciały jeść, całymi dniami głodowały, tak jakby szkoda im było wymienić krążki na pokarm. I podobnie jest z nami i z pieniędzmi. Lubimy je mieć, bo przed oczami przesuwa nam się mnóstwo możliwości, jakie gwarantują.

TS: A jednocześnie ulegamy złudzeniu, że rzeczy drogie są lepsze, bardziej wartościowe.

WB: Co nie zawsze jest prawdą. Oczywiście produkty wysokiej jakości wymagają droższych surowców i większego nakładu pracy. Ale ta różnica nie jest tak duża jak przepaść cenowa między rzeczami zwykłymi a luksusowymi. Warto o tym pamiętać, wzdychając do markowych butów czy kosztownego kremu pod oczy. Bo jest prawdopodobne, że znajdzie pani równie piękne buty za ćwierć tej ceny. I znacznie tańszy krem, który skutecznie poprawi cerę. Niech pani marzy o efekcie, a nie o prestiżu.

TS: A mnie się wydawało, że jeśli zaszaleję i kupię sobie coś luksusowego, poczuję się lepsza, dowartościowana.

WB: Nie zawsze. Możliwe, że będą panią nękały wyrzuty sumienia. Bo lubimy mieć, ale nie – wydawać. Posiadanie pieniędzy, choćby wyrażały to tylko cyferki na wydruku bankowym, wywołuje bardzo przyjemne uczucie. A już widok dużej kwoty jest niemal rozkoszą. Udowodniono, że dotykanie dużej sumy w banknotach łagodzi ból, bo kontakt z pieniędzmi pobudza mózgowy ośrodek przyjemności – tak jak narkotyki, hazard albo pornografia. Tymczasem kupowanie to... żegnanie się z pieniędzmi, więc dla większości ludzi bywa naprawdę przykre.

TS: Teraz wiem, po co wymyślono kartę kredytową. Płacimy, a nie widzimy wypływu gotówki. I rozumiem, że nie tylko my mamy pieniądze, ale trochę one „mają” nas. Wpływają na nas.

WB: Pieniądze może nie zmieniają ludzi, ale czynią ich bardziej sobą. Bo nie kupi pani przecież miłości człowieka, którego pani osoba w ogóle nie interesuje. Nie kupi pani zapału do pracy u podwładnego, który jest leniem – niezależnie od premii i podwyżek. Za pomocą pieniędzy może pani wzmocnić za to ludzkie motywacje. Właśnie to badałem w serii eksperymentów. Podam przykład: na lotnisku do podróżnych podchodziła dziewczyna i prosiła o wzięcie udziału w dwudziestominutowym badaniu. Człowiek czekający na samolot miał za darmo poświęcić swój czas. Byłem ciekaw, czy zrobi to chętniej, gdy w pewnym momencie dziewczyna rozsunie bluzę, ukazując podkoszulek z nadrukiem stosu pieniędzy? I tak się stało. Dodam, że w drugiej grupie podkoszulek był gładki, a dziewczyna ta sama. Tę zmianę w nastawieniu – większą chęć do pomocy eksperymentatorce – spowodował widok pieniędzy. Sama myśl o nich.

 

 

TS: Niektórzy chyba czytali o tym eksperymencie. Sąsiadka mówi, że często zostawia pieniądze na stole, gdy przychodzi do niej pani z serwisu sprzątającego. Ale narzeka, że na jakość jej pracy to nie wpływa.

WB: Bo myśl o pieniądzach wzmaga tylko chwilową motywację. Pod jej wpływem ten, kto jest miły, staje się milszy, a zdenerwowany będzie bardziej agresywny. Widok gotówki nie zmieni jednak czyjejś osobowości i nastawienia do życia. Jeśli więc pracownica serwisu sprzątającego przychodzi do sąsiadki z myślą: „Ach, jak ja tego nie lubię, znów pięć godzin szorowania podłóg!”, pieniądze położone na stole nie „kupią” jej entuzjazmu.

TS: A może chociaż zapał dziecka do nauki da się sfinansować? Znajoma chce obiecać synowi sporą sumę za zdaną maturę. Pragnie, żeby poszedł na studia. Sądzi, że to ją uszczęśliwi.

WB: Jeśli uda im się porozumieć co do kwoty, to stawiałbym na to, że chłopak tę maturę zda. Ale na studia bym nie liczył. Za pieniądze możemy kupić krótkotrwały efekt – raz, drugi, ale nie nastawienie. To także zostało zbadane. W pewnym eksperymencie płacono uczestnikom za kręcenie drewnianą gałką przez godzinę, czyli za coś wyjątkowo nudnego i pozbawionego sensu. I ciekawy efekt – ci, którym płacono mało, oceniali potem to zadanie jako ciekawsze. Dlaczego? Bo musieli przekonać samych siebie, że ich działanie miało uzasadnienie – i zrobili to skutecznie. Natomiast członkowie drugiej grupy, którzy dostawali większe wynagrodzenie, sensu nie szukali, bo już go mieli: „Robię to dla pieniędzy”. Dopóki więc znajoma będzie hojnie opłacała wyniki syna w nauce, dopóty będzie on je uzyskiwał. Pytanie, co będzie, gdy przekupstwo się skończy.

TS: Mówimy o sposobach na kupowanie szczęścia. A czy da się mieć je za darmo?

WB: Oczywiście – i to na długo. Szczęście – udowodniono to w setkach badań – dają relacje z innymi ludźmi. Umówienie się ze znajomym na spacer, zaproszenie przyjaciół na kolację, wyjście do kina całą rodziną – prawie każdego stać na ten „luksus”. Im więcej takich kontaktów, tym lepiej. Zapewniamy sobie w ten sposób oba rodzaje szczęścia: przyjemne chwile i przekonanie, że patrząc z dystansu, nasze życie układa się w fajną historię, której nie zmienilibyśmy, nawet gdybyśmy mogli. I drugi sposób na zadowolenie gratis: życzliwość dla innych. Pomagamy wsiąść do autobusu matce z dzieckiem, jadąc samochodem za kimś, kto się wlecze, nie trąbimy, nie migamy światłami, jesteśmy wyrozumiali i cierpliwi. Życzliwi mają mniej konfliktów, mniej powodów do wyrzutów sumienia. Żyją dłużej, radośniej i jest im lepiej. Niezależnie od tego, ile zarabiają.

Dr Wiesław Baryła jest psychologiem, wykładowcą Szkoły Wyższej Psychologii Społecznej w Sopocie. Zajmuje się ekonomią behawioralną. Autor książki Pieniądze w umyśle.

Więcej na twojstyl.pl

Zobacz również