Jak być szczęśliwą i czy każdy może? Mówimy "Tak, ale… trzeba mieć rodzinę, zdrowie, pieniądze". Badania dowodzą jednak, że szczęście to wcale nie suma sukcesów i przyjemności. Czym jest naprawdę, wyjaśnia Marian Rojas Estapé, hiszpańska psychiatra i terapeutka. Twierdzi, że szczęście sprzyja... przygotowanym. Czyli komu?
Spis treści
"Szczęście sprzyja przygotowanym", to tak cytując Ludwika Pasteura Marian Rojas Estapé, hiszpańska terapeutka i psychiatra w rozmowie z dziennikarką Twojego Stylu tłumaczy trudność osiągnięcia tego stanu.
Czego nam brakuje i na czym polega owo nieprzygotowanie, skoro ponad połowa Polaków uważa, że w ich życiu szczęścia brak? To właśnie taki wynik przyniosło badanie prowadzone przez CBOS jeszcze przed pandemią na grupie prawie tysiąca dorosłych osób. Co dziewiąty zapytany przedstawiał się jako pechowiec, a tylko 35% określiło się jako tych, którym szczęście sprzyja.
Na początku pandemii grupa niezadowolonych z życia mocno wzrosła szczególnie silnie w grupie bardzo młodych ludzi. Respondenci w wieku 18-24 lata wskazywali na silniejsze niż wcześniej odczuwanie negatywnych emocji: 44% z nich doskwierało poczucie bezradności, 32% doświadczało objawów depresji, a zgłaszane przez młodych zniechęcenie i znużenie osiągnęło najwyższy poziom na przestrzeni ostatnich dwóch dekad.
Pierwsze badanie wskazało pozornie niezbyt zaskakującą prawidłowość: ci z ankietowanych, którzy określali się jako szczęśliwi, źródła swego szczęścia upatrywali nie w deklarowanym satysfakcjonującym poziomie życia czy zawodowych sukcesach, ale w bliskich relacjach z ludźmi. Tymczasem w pandemii, gdy to oddalenie od biskich zdawało się być najbardziej dotkliwe, „tylko” 1/3 pytanych wskazywała je jako główne źródło swojego cierpienia. Marian Rojas Estapé patrzy na pojęcie szczęścia z jeszcze innej perspektywy: to nie to, co nas spotyka powoduje, że czujemy się szczęśliwi, lub nie, ale to jaki mamy do sytuacji, które się nam przydarzają, nastawienie.
Twój STYL: Napisała pani książkę o szczęściu. Czym ono jest?
Marian Rojas Estapé: Na pewno nie definicją! Popełniamy błąd, utożsamiając poczucie szczęścia z posiadaniem pozycji społecznej, prestiżu, majątku. Szczęście to bardziej "być" niż "mieć". Teraz, w czasie przemian, wraca ono do podstawowej formuły, oznacza siłę, która pcha nas do przodu niezależnie od tego, co dzieje się wokół. Nie należy go mylić z przyjemnością – kupisz piękny przedmiot i jest ci miło, weźmiesz pigułkę i czujesz się beztrosko. To nie jest szczęście, tylko jego wersja light daleka od oryginału. Przelotna iskra. Szczęście, które wyrasta z całego życia, może trwać latami. Daje poczucie, że żyjemy w zgodzie ze sobą. Objawia się jako spokój, opanowanie, życie w harmonii ze światem, nawet gdy ten świat wariuje.
TS: Nie znam wielu takich osób.
MRE: Bo trudno dziś osiągnąć ideał. Jesteśmy bombardowani bodźcami jak nigdy w historii ludzkości. Polityka, kryzys klimatyczny, pandemia... niemal codzienne zaliczamy trzęsienia ziemi. Ciało reaguje na stres podwyższeniem poziomu kortyzolu. Ten hormon nie jest zły, ale jego nadmiar szkodzi. Niektórzy z nas wciąż żyją w poczuciu zagrożenia, jakby mieli zaraz uciekać lub walczyć. Podwyższony poziom kortyzolu sprawia, że "nerwy mamy na wierzchu", stajemy się łatwopalni, wszystko drażni, konfliktów przybywa. Ten stan może przyczynić się do rozwoju cukrzycy, osteoporozy, chorób tarczycy, problemów z płodnością. Warto wyjść z zaklętego kręgu pobudzenia.
TS: Ma pani pomysł, jak tego dokonać?
MRE: Mam. Trzeba kogoś lub coś pokochać.
TS: Nie wierzę, że to jest takie proste. Od lekarza psychiatry raczej spodziewałam się innej odpowiedzi.
MRE: To remedium prostsze, niż można sądzić, i potwierdzone przez naukę. Hormonem stresu jest kortyzol, hormonem miłości oksytocyna, która wydziela się w czasie połogu, reguluje karmienie piersią. Dzięki niej matka szybko przywiązuje się do noworodka, uczy się go kochać, mimo że początki macierzyństwa są trudne. Najważniejsze, że oksytocyna znosi negatywne skutki działania kortyzolu i ogranicza jego produkcję. W tym sensie miłość to antidotum na cierpienie, stres, lęk, poczucie zagubienia. Może być punktem zwrotnym dla mentalnej przemiany.
TS: Ale miłość trudno uzyskać na zawołanie. Trzeba spotkać właściwą osobę, poznać ją...
MRE: Niekoniecznie. Miłość to nie tylko erotyczny związek z partnerem. Owszem, zakochanie potrafi dać zastrzyk energii, ale ważna jest też miłość do przyjaciół, ludzi w ogóle, wyrażana na przykład w ramach wolontariatu. Innymi słowy dobre relacje. Robert Waldinger, amerykański psychiatra, przeprowadził największe badania na temat szczęścia. Trwały 75 lat, objęły 600 mężczyzn oraz kilka tysięcy ich dzieci i wnuków. Waldinger stwierdził, że decydujący wpływ na poczucie szczęścia mają ciepłe, pełne życzliwości związki z innymi. To może być małżonek, ale również koleżanka z pracy, sąsiadka. Namawiam pacjentów, by zwracali większą uwagę na relacje również z obcymi, mijanymi na ulicy czy w sklepie. Wystarczy okazać zainteresowanie, uśmiechać się, być uprzejmym. Osoba, która dba o relacje, sama może liczyć na innych. Ma wiele kontaktów, w jej życiu pojawiają się ciekawe okazje. Sama tego doświadczam.
TS: Jak to się przekłada na pani poczucie szczęścia?
MRE: Namacalnie i bezpośrednio. Przyciąga to do mnie wiele szans od losu. Leciałam samolotem do Londynu. Wdałam się w pogawędkę z siedzącym obok pasażerem. Mój sąsiad był emerytowanym pracownikiem CIA. Zasugerował, bym zatrudniła się w agencji jako psychiatra. Zostawił mi wizytówkę. Nie zostałam agentką CIA, ale utrzymywaliśmy kontakt, to spotkanie wiele wniosło do mojej pracy. Szanse są na wyciągnięcie ręki, ale trzeba ją w porę wyciągnąć. Szczęście sprzyja przygotowanym, powiedział Ludwik Pasteur. Musimy na nie zapracować. Bo tak jak prawdą jest powiedzenie: "Jesteś tym, co jesz", potwierdza się też, że: "Jesteś tym, co czujesz i myślisz". Jeśli nieustająco czujesz strach, nękają cię ponure myśli, jak ma przydarzyć ci się coś dobrego?
TS: Ale nie wszyscy mają kogo kochać, a niektórzy mają problem, by w ogóle wyjść z inicjatywą do nieznajomych, bo są nieśmiali.
MRE: Odczuwanie miłości to stan mentalny. Można kochać również ideały, sprawy, które uznajemy za ważne. Taka miłość też pomaga odnaleźć równowagę i przyciąga dobre zdarzenia. Viktor Frankl, austriacki psychiatra, więzień obozów koncentracyjnych, twierdził, że człowiekowi można odebrać prawo do wszystkich wyborów prócz wyboru nastawienia do życia. Ostatniej z ludzkich wolności. Ona pozwala nam odnaleźć szczęście w każdych warunkach, w czasie kryzysów, kataklizmów, choćby w drobnych rzeczach. Frankl opisał obserwacje z obozów. Zauważył, że ludzie, którzy nie mieli głębokiego poczucia sensu życia i wiary w coś większego od nich, umierali po kilku tygodniach. Ich współwięźniom wierzącym w wartości, Boga, cokolwiek – często udawało się dotrwać do końca wojny. Dostępnym dla każdego rodzajem miłości jest też upodobanie do wspomnień pełnych uczuć. Oglądajmy stare albumy, wracajmy do udanych wakacji – takie wspomnienia też obniżają poziom kortyzolu, przenoszą nas do chwil, w których czuliśmy się szczęśliwi.
TS: Tyle że te wspomnienia są trudno dostępne, gdy jesteśmy zestresowani.
MRE: Prawda, ale szczęście sprzyja przygotowanym. Wielu rezygnuje na wstępie. Mówią: "To bez sensu, mam teraz tyle trudnych spraw". Tak dają się nieść fali stresu i lęku. A pół godziny pracy nad dobrymi wspomnieniami to miłe, a bywa, że i przełomowe zajęcie. Przychodzą do mnie na terapię pary w kryzysie tuż przed decyzją o rozwodzie. Pytam: "Jak się poznaliście? Czym on cię zainteresował? Gdzie było wam fajnie?". Obrazy radosnych, beztroskich chwil zmieniają "emocjonalny klimat" sesji, inaczej się rozmawia. Powinniśmy z tego korzystać. Zwłaszcza w trudnym czasie warto w ramach rytuału przypominać wspaniałe momenty, gdy zalewała nas oksytocyna. Chwila, w której ktoś wyznał ci miłość albo gdy po porodzie ujrzałaś dziecko. Mózg działa tak, że nie tylko wydarzenie, ale jego wspomnienie aktywuje wyrzut hormonu. Oksytocyny czy kortyzolu, to zależy od ciebie. Japoński biolog Susumu Tonegawa opublikował w magazynie "Nature" wyniki badań, które mówią, że pamięć o przeszłości pozytywnie wpływa na samopoczucie, bo aktywuje układ nagrody i system motywacji. "Dobra" pamięć, pełna fajnych chwil, to skuteczne remedium na wahania nastroju! Trening, który proponuję, sprawia, że stajemy się pogodni, bardziej otwarci na to, co przyniesie los.
TS: Co jeszcze prócz praktykowania miłości zaleca pani osobom, które chcą czuć się szczęśliwsze?
MRE: By pamiętały, że to one w dużej mierze kreują swoje uczucia. Szczęście to nie coś, co się trafia, lecz nasza interpretacja zdarzeń. Ważne, jak odpowiesz lub zareagujesz na to, co się dzieje. Złością? Poczuciem krzywdy? Czy myślą: życie to przecież wyzwania, rozwiązywanie trudnych spraw? Teraz muszę rozwiązać kolejną. Każda myśl powoduje w nas psychiczną, ale i fizjologiczną zmianę. Warto uczyć się panować nad fatalistycznymi myślami, pretensjami do innych, nie dawać się im ponieść.
TS: Mówi się o mocy przebaczania. Pani również ją badała.
MRE: To kolejna forma wyrażania miłości. Po skończeniu studiów medycznych wyjechałam do Kambodży, gdzie współpracowałam z organizacją zajmującą się pomocą dla ofiar przemocy i handlu ludźmi. Słyszałam przerażające historie o okrucieństwie, ale odebrałam też pouczającą lekcję od dziewczynki, którą babcia sprzedała w seksualną niewolę. Długo pracowała nad tym, by uwolnić się od gniewu, jaki odczuwała wobec babki i mężczyzny, który ją więził. I zrobiła to, z przekonaniem potrafiła powiedzieć "wybaczam wam". Usłyszałam od niej: "Bez tego przebaczenia nie osiągnęłabym spokoju, nie umiałabym wrócić do życia". Wiele lat później jako lekarz psychiatrii i psychoterapeutka zgodziłam się z nią. Doceniłam wagę tych słów. Przebaczenie nie oznacza akceptacji dla zła, ale uwolnienie się od życia w poczuciu krzywdy, żalu i nienawiści.
TS: Bo przecież jesteś tym, co myślisz i czujesz.
MRE: Świat nie jest idealny, ale przebaczając, dajesz sobie szansę na powrót do równowagi. Szczęście to zdolność zaleczania ran emocjonalnych. Oczywiście nie namawiam nikogo, by tłumił negatywne emocje, to szkodzi. Trzeba te emocje przeżyć i iść dalej.
TS: Płacz pomaga dotrzeć do poczucia szczęścia?
MRE: Bardziej niż przypuszczamy. Istnieją łzy fizjologiczne: nawilżające, oczyszczające oko z kurzu, ale i łzy emocjonalne. William Frey zbadał skład biochemiczny "łez emocjonalnych" i odkrył w nich wyższe stężenie kortyzolu niż w innych rodzajach łez. Płacz pomaga uwolnić się od smutku, usuwając nadmiar kortyzolu! W 2013 roku w Japonii powstały grupy terapeutyczne rui-katsu, czyli poszukiwaczy łez, dla ludzi, którzy oduczyli się płakania, bo zabraniała im tego kultura, honor. Gdy spotyka cię coś złego, przeżycie smutku i wypłakanie go jest krokiem w stronę szczęścia.