Wellbeing

"Wędrówka to naturalny mindfulness". Lista korzyści płynących ze spacerowania jest długa i zaskakująca

"Wędrówka to naturalny mindfulness". Lista korzyści płynących ze spacerowania jest długa i zaskakująca
Piesze wyprawy uspokajają umysł. To tylko jedna z ich wielu korzyści.
Fot. 123RF

Gdy mamy problem, mówimy często: musze się z tym przespać. Lepiej powiedzieć - muszę się z tym przejść! Ruch uspokaja myśli, buduje dystans do problemów. Naukowcy wciąż odkrywają kolejne zalety chodzenia.

Kiedy Cheryl Strayed wyruszyła na szlak, jej życie przypominało rumowisko. Po śmierci matki pogrążyła się w destrukcyjnej żałobie: eksperymentowała z narkotykami, sypiała z kim popadnie, zmieniała nic nie znaczące prace. Zniszczyła swoje małżeństwo, przeszła aborcję, zawaliła studia. Ta dewastacja trwała 4 lata. Pozbieranie się z niej – trzy miesiące. Przez tyle czasu Cheryl wędrowała wzdłuż Pacyfiku; z plecakiem, po kilkanaście kilometrów dziennie.

- Napędzała mnie myśl, że muszę się zmienić. Nie w kogoś innego, tylko w osobę, którą kiedyś byłam, silną i odpowiedzialną, trzeźwo myślącą i pełną zapału, dobrą i z zasadami. Będę szła i zastanawiała się nad swoim życiem. Odzyskam siły z dala od wszystkiego, co spowodowało, że moje życie stało się absurdalne – napisała wiele lat później w autobiograficznej powieści „Dzika droga”. Książka była bestsellerem i szybko doczekała się ekranizacji - w rolę Cheryl wcieliła się Reese Witherspoon, co przyniosło jej nominację do Oskara. Ale Cheryl Strayed zainspirowała również naukowców. Wkrótce po premierze filmu grupa badaczy związana z amerykańską National Academy of Sciences postanowiła monitorować zmiany zachodzące w mózgach wędrowców.

 

Włóczęga eliminuje negatywne myśli

Po serii eksperymentów i badań rezonansem magnetycznym naukowcy odkryli, że półtoragodzinna piesza wędrówka zmniejsza aktywność neuronalną w korze przedczołowej (to ten fragment mózgu tuż za oczami, który kontroluje emocje, wyznacza cele i rozważa konsekwencje naszego działania). Oznacza to, że włóczęga poprawia nastrój, eliminuje negatywne myśli, zmniejsza tendencje do rozpamiętywania i zamartwiania się. Sam pozytywny efekt nie był dla uczonych wielkim zaskoczeniem. Przecież wiele badań pokazuje, że aktywność fizyczna ma dobry wpływ na naszą psychikę. Zastanawiało coś innego: pozytywne następstwa zależały od miejsca przechadzki. Badani wędrowali w dwóch grupach: jedni miejską aleją, drudzy po leśnych ścieżkach. I tylko w tym drugim przypadku wynik był jednoznacznie dodatni!

Mózg uspokaja się w wyniku kontaktu z przyrodą. Wiemy, że tak jest, choć nie wiemy do końca dlaczego. Czy to przez fitoncydy - roślinne antybiotyki uwalniane przez rośliny- obniżające poziom hormonów stresu?

Może ten kojący wpływ wynika z zakodowanego w naszych genach związku z przyrodą? A może chodzi o to, że w naszym zurbanizowanym świecie tylko natura odrywa nas od rytmu dnia codziennego, od tego co znane i powtarzalne? Przyroda oznacza dziś dla większości z nas niecodzienność: inne bodźce, nowe zapachy, kolory, dźwięki. Wolność od ludzi, którzy mówią, pytają, oceniają. Wyjście poza świat spraw materialnych, codziennych obowiązków i zobowiązań. – Ta zupełnie inna rzeczywistość budzi przekonanie: tu mogę być sobą, nikt na mnie nie patrzy, nikt nie osądza – dodaje dr Zuzanna Gazdowska, psycholog sportu z Uniwersytetu SWPS.

Wędrówka to naturalny mindfulness - zaczynamy skupiać się na krokach, myśli przesuwają się przez głowę, odbieramy sygnały płynące z ciała. Jesteśmy tu i teraz, przeszłość się oddala, nabieramy dystansu. To uspokaja.

Cheryl Strayed wyobrażała sobie, że podczas swojej samotnej wyprawy zrobi wreszcie porządny bilans, przeanalizuje swoje błędy, wypłacze łzy do końca. Nic takiego się nie wydarzyło. Jej uwagę absorbował fizyczny wysiłek. Ciężki plecak wrzynał się jej w ramiona, ale ponure myśli ulatywały: „Znów opuszczałam źródło obładowana 11 kg wody i zdałam sobie sprawę, że sprawia mi to dziwną, abstrakcyjną przyjemność. Między kolejnymi katuszami widziałam piękno, które mnie otaczało: kolor pustynnych kwiatów, gigantyczną połać nieba, kiedy słońce zachodziło za górami. Powoli zaczynało do mnie docierać, że to przez konieczność skupienia się na fizycznym cierpieniu część emocjonalnego bólu mogła przycichnąć. Pod koniec drugiego tygodnia wyprawy zdałam sobie sprawę, że w ciągu tych dni ani razu nie płakałam”.

Krótka wędrówka uspokaja

Psycholog sportu Zuzanna Gazdowska uważa, że jeśli zależy nam na dobrym efekcie psychologicznym istotna jest regularność: lepsze codzienne pół godziny w parku niż jedna wyprawa raz na rok. - Na przykład badania pokazują, że systematyczne chodzenie w starszym wieku na krótkie dystanse pozwala redukować poziom lęku o zdrowie, o bliskich, o jutro. Wiele zależy też od typu układu nerwowego: osobom wysokoreaktywnym wystarczą przechadzki, niskoreaktywni potrzebują silnych przeżyć, lubią się zmęczyć, utyrać, sięgają po wysiłek jako formę uwalniania napięcia – tłumaczy psycholog. Norweski podróżnik Erling Kagge, który przemierzył pieszo Antarktydę i Arktykę, uważa, że wybór długości trasy zależy od etapu w życiu. „Dopiero ostatnio odkryłem przyjemność wędrówki bez plecaka, tylko z termosem i dodatkowym swetrem. Spacer po parku albo przechadzka po lesie, patrzenie na drzewa i odpoczywanie - w Japonii nazywają to Shinrin-yoku, leśna kąpiel - ma na celu wyciszenie się, zaspokojenie zmysłów” – pisze we właśnie wydanej książce „Idź krok po kroku”.

Długie wyprawy budują psychiczną siłę

Wcześniej Erling Kagge chodził tylko na długie wyprawy. Ich sens jest zupełnie inny. Podróżnik uważa, że na nowo ustawiają wartości w życiu, zmieniają stosunek do tego, co uważamy za oczywiste. Jak długo można obyć się jednym śpiworem, garnuszkiem, dokładnie wyliczonymi racjami jedzenia? „Codziennie jedliśmy to samo. Owies, czekolada, rodzynki, suszone mięso i mleko dla niemowląt. Na początku smakowało kiepsko, ale zanim dotarliśmy do celu, niebiańsko”. Cheryl Strayed: „Zachwycało mnie, że to, czego potrzebowałam, by przetrwać, mieściło mi się na plecach. Najbardziej zaskoczyło mnie, że byłam w stanie to wszystko unieść. Że potrafiłam dźwigać coś nie do udźwignięcia. To, że moje skomplikowane życie mogło nagle stać się tak proste, było zdumiewające”. Niewygody, które umiemy znieść, trudności, które przetrwamy – podnoszą nam samoocenę, budują zaufanie do siebie. Sprawiają, że przeżywamy moment „dałam radę” czyli osobisty sukces. Kagge codziennie przed snem naprawiał jedyną parę wełnianych rękawic, pracowicie związując prującą się włóczkę. Cheryl przez całą wędrówkę zmagała się z butami – nie wiedziała, że na wędrówkę należy kupić numer większe. Gdy zszedł jej paznokieć, nie mogła iść w nich dalej. Część szlaku przewędrowała w skarpetach i sandałach przytwierdzonych do stóp taśmą klejącą. Poradzenie sobie z takimi przeciwnościami buduje poczucie własnej siły i skuteczności. Nie sposób nie być z siebie dumną.

Chodzenie wzmacnia pewność siebie

Nie jesteśmy stworzeni do przeżywania życia na siedząco, omijania wyzwań i ułatwiania sobie. Nasz mózg tego nie lubi. To pokonywanie trudności, podejmowanie wysiłku wywołuje neurogenezę (narodziny nowych komórek nerwowych), ćwiczy plastyczność umysłu. Oczywiście nie trzeba odmrażać sobie rąk ani zerwać paznokci na szlaku, żeby zbudować własną siłę. Cheryl Strayed opowiada: „Liczyłam kroki do setki, po czym zaczynałam od nowa. Za każdym razem kiedy kończyłam kolejną setkę, miałam poczucie, że coś mi się udało”. Chodzenie zawsze buduje pewność siebie i sprawia, że oceniamy się pozytywniej. – Wyzwania trzeba kroić na własną miarę – radzi Zuzanna Gazdowska. - Kierujmy się indywidualnymi upodobaniami, nie ulegajmy namowom, modom. Jeśli lubimy iść brzegiem morza, nie słuchajmy podszeptów, że góry lepiej budują charakter. Ważniejsza jest wewnętrzna motywacja, żeby nam się chciało. Żeby miejsce, które wybieramy, budziło pozytywne skojarzenia: wtedy wytrwamy.

Nam kobietom często brakuje czasu, żeby pobyć w samotności ze swoimi myślami. Dlatego wędrówkę warto traktować jako czas wolności. Mieć punkt docelowy, ale iść bez smartfona i nie planować, że po drodze załatwimy... zakupy. Marsz służy do „załatwiania” czego innego. Skłania do zadawania sobie pytań, pomaga podejmować decyzje. Warto go traktować jako najprostszą strategię antystresową.

Gdy mamy problem, mówimy często: musze się z tym przespać. Może lepiej powiedzieć - muszę się z tym przejść? Chodzenie buduje dystans do problemów. Kagge pisze: „Kiedy chodzę, niektóre kłopoty znikają na dobre. Czasami przestają istnieć w ciągu godziny, czasami kilku dni. Może nie były tak wielkie i ważne, jak mi się wydawało?” 

Więcej na twojstyl.pl

Zobacz również