Rozwód emocjonalny? Wyprzedza ten faktyczny o wiele lat. Owszem, nie zawsze będzie namiętnie, ale… Gdy wracasz do domu i czujesz ulgę na widok ciemnych okien, to jest ten znak. Albo przy kolacji rozmowa dotyczy tylko zakupów na jutro. A troski, intymne myśli powierzasz przyjaciółce. Rozpad partnerskiego związku można wyczuć, zanim wpłynie wniosek rozwodowy. Dlatego psychologia nazywa go "rozwodem emocjonalnym". Od nas zależy, czy wyczujemy go w porę i może jeszcze da się coś zrobić.
Spis treści
Weekendy były udane. Wyjeżdżali ze znajomymi w góry. W Boże Narodzenie obiad u jej matki. Gwar, atmosfera świąt. Ale wigilia… „To była masakra. Odkąd córka wyjechała na studia do Kanady, spędzaliśmy ją sami, we dwoje. Zdałam sobie sprawę, że nas nic nie łączy”, opowiada Klaudia, 55 lat. Dwa lata temu wzięła rozwód. Ale wie, że jej małżeństwo skończyło się wcześniej.
Na ile wcześniej? Według psychologów rozwód emocjonalny wyprzedza ten faktyczny o sześć do ośmiu lat. To proces. Nie jest tak, że budzisz się i czujesz, że małżeństwo jest wypalone. To nie wybuch bomby, raczej tlący się ogień, jest trochę dymu, nic wielkiego się nie dzieje, ale po miłości został tylko popiół. Psychoterapeuta par John Gottman opracował kwestionariusz, który pozwala stwierdzić, że związek wszedł w fazę rozwodu emocjonalnego. Wyróżnił trzy sfery życia, w których pojawiają się sygnały o oddalaniu się partnerów. Chodzi o miłość romantyczną (seks, czułe gesty, bliskość), intymność (jest emocjonalna pustka) oraz zadowolenie z wyboru partnera (zamiast poczucia, że była to dobra decyzja, mamy wrażenie uwięzienia w codzienności z niewłaściwą osobą).
Rozwód emocjonalny rzadko jest procesem dwustronnym. Częściej bierze go jedna osoba. Druga nie chce widzieć, co się dzieje, i wmawia sobie, że wszystko jest w porządku albo stopniowe oddalanie się jej nie przeszkadza. Co teraz, jeśli orientujesz się, że jesteś na tym etapie? Masz do wyboru trzy drogi: możesz nie robić nic i obserwować, jak sprawy się potoczą. Największą wadą tego rozwiązania jego fakt, że biernie obserwując rozpad relacji, nie dbasz o własne interesy. A nikogo nie satysfakcjonuje trwanie i dogorywanie. Drugą możliwością jest zakończenie związku. To zrobiła Klaudia. Długotrwały kryzys w małżeństwie ma jeden plus – daje czas, by się zastanowić, co robić. Klaudia kilka miesięcy chodziła do terapeutki, to była okazja, by przyjrzeć się sobie, uczuciom wobec partnera. Doszła do wniosku, że nie kocha męża – żywi ciepłe uczucia do człowieka, jakim był kiedyś, ale nie jest zainteresowana tym, kim jest obecnie. Uznała, że rozwód jest najlepszym rozwiązaniem. Skonsultowała sprawę z prawniczką, potem poprosiła o rozmowę męża. Był zaskoczony, ale nie namawiał Klaudii, by zmieniła zdanie. Nim złożyła pozew, skorzystali z mediacji, wypracowali rozwiązanie, które satysfakcjonowało zarówno ją, jak i męża. Uważają, że to była dobra decyzja.
Trzecią możliwością jest ratowanie związku. Czy możliwe, by znów połączyła was miłość? Tysiącom par udała się ta sztuka, wam też może, ale nie poradzicie sobie sami: za wiele jest nawarstwionych pretensji i żalu. Warto iść po pomoc do terapeuty małżeńskiego. Powrót miłości to niejedyny sposób na uratowanie związku. Terapeuci mówią też o rozwodzie funkcjonalnym. Na czym polega? Przypomina przebieranie w koszu pełnym jabłek: musisz wybrać te obtłuczone, już zepsute, wyjąć je i wyrzucić, by zostawić jedynie piękne. To może oznaczać, że trzeba będzie wyrzucić większość owoców, by dostać się do kilku nadających się do jedzenia. Czy to się opłaca? Może. Pytanie, jak bardzo zależy ci na tych kilku jabłkach. To rozwiązanie wybrała Ewa. I ona, i mąż lubią wspólny dom. Podzielili się piętrami – on zajmuje parter, Ewa piętro. On robi zakupy w parzyste tygodnie, ona w nieparzyste. Mają wspólną kuchnię, ale oddzielne życia – poza świętami, które spędzają z rodziną.
Większość znajomych nie wie, że ich małżeństwo scalają tylko dwa elementy: dom i święta. Ewa i Piotr są zadowoleni z tego stanu rzeczy. Bez obopólnej zgody na to, czym są wasze „czerwone jabłka” (może to być udany seks, wspólna firma, przyjaźń), nie ma mowy o rozwodzie funkcjonalnym. Dr Karen Finn, coach rozwodowa z USA, doradza klientom, by zrobili dwie listy: tego, co dobrze działa w ich związku, i tego, co funkcjonuje źle. Jeśli oboje widzą to podobnie, rozwód funkcjonalny może się udać. Ale jeśli jedno uważa, że w ich relacji brak seksu, a drugie jest z tego zadowolone, nie da się osiągnąć porozumienia. Ważne, by do rozwodu funkcjonalnego doprowadzić, nim do związku wjadą „jeźdźcy apokalipsy” (wyjaśniamy poniżej). Bo wtedy szanse na znalezienie „czerwonych jabłek” spadną do zera. Powiedzieć „Już cię nie kocham” jest trudniej, niż wyznawać miłość, ale czasem trzeba to zrobić, bo osobą, którą powinnaś kochać i o której dobrostan powinnaś dbać, jesteś ty.
John Gottman, amerykański terapeuta par, opisał negatywne zachowania, które prawie zawsze prowadzą do rozpadu związku. Nazwał je czterema jeźdźcami apokalipsy. Są to:
1. Czasem fantazjuję o tym, jak to by było mieszkać samotnie.
2. Nie pamiętam, kiedy robiliśmy sobie spontaniczne prezenty czy niespodzianki.
3. Rzadko się dotykamy, nie trzymamy się za ręce, nie całujemy w policzek na pożegnanie czy powitanie.
4. Gdy mam problem, nie zwierzam się z niego mojemu mężowi.
5. Wolny czas spędzamy osobno, jeśli tylko jest taka możliwość.
6. Nie uprawiamy seksu lub dzieje się to rzadko i nie z mojej inicjatywy.
7. Mam marzenia, plany na przyszłość, ale nie opowiadam o nich mężowi.
8. Nie znam kolegów męża z pracy, nie wiem, kto jest jego szefem, nie wiem, czym się w pracy zajmuje.
9. Nie dyskutujemy o ważnych sprawach, rozmawiamy tylko o bieżących, związanych z domem, rachunkami, rodziną.
10. Gdy wyjeżdżam, na przykład w delegację, nie czuję tęsknoty za mężem.
11. Rzadko myślę o mężu, jeśli nawet, myśl o nim nie przywołuje szczęśliwych wspomnień i dobrych emocji.
Jeśli zgadzasz się z większością twierdzeń, być może jesteś w trakcie rozwodu emocjonalnego – lub nawet już go wzięłaś.