Troskliwe żony i matki i doskonałe organizatorki rodzinnego życia? A może szczęściary, spryciary, kury domowe. W Polsce ponad połowa Polek nie pracuje, ale spojrzenie na niepracujące zawodowo kobiety często jest jednowymiarowe. Część z nich idzie na kompromisy, inne podejmują taką decyzję świadomie. 3 kobiety mówią o tym, czemu nie pracują zawodowo.
Spis treści
Oliwia, 39 lat: „Kiedy Michał powiedział mi, że dostał propozycję pracy za granicą, byłam zachwycona. Mój obecny mąż specjalizuje się w biomedycynie i był w trakcie robienia doktoratu, kiedy otrzymał szansę udziału w badaniach na amerykańskiej uczelni. Ja szukałam pomysłu na życie, zajmowałam nudne stanowisko administracyjne w dużej korporacji, więc wydawało mi się, że 2 lata w Stanach Zjednoczonych to szansa na podszkolenie języka, zrobienie dodatkowych kursów czy nawet znalezienie dorywczej pracy.
Przed wyjazdem pobraliśmy, żeby ułatwić wszystkie procedury. Niestety na miejscu okazało się, że nie tak łatwo załatwić pozwolenie na pracę, jeśli nie ma się pożądanych umiejętności. Z językiem też nie było prosto, ponieważ nasz krąg znajomych zawężał się do współpracowników Michała i ich partnerów, też zwykle spoza USA. Zaczęłam robić różne kursy internetowe, ale szczerze to brakowało mi motywacji, aby je skończyć. Pod koniec drugiego roku Michał spytał mnie co sądzę o wyjeździe do Chin. W jego dziedzinie to właśnie tam się najwięcej dzieje, ale przenosiny do Pekinu mnie przerastały. Nie miałam jednak żadnych argumentów, aby postawić na swoim. W Polsce nie czekała na mnie żadna kariera. Na chwilę się rozstaliśmy, wróciłam do rodziców do Białegostoku, aby przemyśleć czego chcę. Trwał jeszcze kryzys po 2009 r., to nie był czas na „szukanie siebie”. Wróciłam do Michała.
W sumie minęło już 15 lat naszego życia w podróży, właśnie mieszkamy w naszym czwartym kraju, Australii. Nie mamy dzieci, ja w końcu skończyłam kilka kursów z grafiki komputerowej, robię niewielkie zlecenia, głównie dla znajomych. Michał zarabia wystarczająco na wygodne życie. Nie mam wielu obowiązków, zajmuję się trochę domem i sobą. Po tylu przeprowadzkach jestem lepsza w nawiązywaniu znajomości, ale nie przywiązuję się do nikogo. Mam nadzieję, że już niedługo osiądziemy gdzieś na stałe, wtedy zacznę myśleć o jakimś zabezpieczeniu”.
Karolina, 44 lata: „Jestem jedynaczką, ale całe życie marzyłam o dużej rodzinie. Paweł ma 3 rodzeństwa, więc już w okresie narzeczeństwa uzgodniliśmy, że postaramy się o 2-3 dzieci. Sandrę i Daniela urodziłam bez problemu. Kiedy staraliśmy się o 3 dziecko okazało się, że zajęło nam to dłużej niż planowaliśmy. Przeszłam kurację hormonalną i nagle okazało się, że zamiast trzeciego dziecka czekają nas trojaczki!
Pracowałam jako przedstawicielka handlowa i przy pierwszej dwójce mogłam pogodzić służbowe podróże z ich wychowywaniem dzięki niani na pół etatu. Na tyle było nas stać. Próbowaliśmy tego również z piątką dzieci na pokładzie, ale to był koszmar. Regularnie na zebraniach wysłuchiwałam o tym, że moje wyniki sprzedażowe spadają i mam wziąć się w garść, a jednocześnie ciągle musiałam lawirować między moimi a męża L4, dodatkowymi godzinami dla niani, która nie chciała zajmować się całą piątką, kiedy starszaki były chore. W końcu pewnego wieczoru Paweł powiedział, że ma szansę na awans i sporą podwyżkę, ale pod warunkiem, że zrezygnuję z pracy i wezmę na siebie większą część domowych obowiązków, aby on mógł się skupić na pracy. W pierwszym momencie poczułam olbrzymią ulgę, że przestanę zawodzić na wszystkich polach. To było 5 lat temu.
W międzyczasie czasie Paweł zdążył jeszcze dwukrotnie awansować, ale mimo że teraz byłoby nas stać na pomoc na cały etat, on nie chce o tym słyszeć. Powiedział, że zamiast wyrzucać pieniądze w błoto lepiej zainwestować w dzieci. Więc wszyscy chodzą na zajęcia z pływania, starsze na tenis i drugi język. Oczywiście ja je wszędzie wożę, panuję nad hormonogramem dzieci i męża, który często wyjeżdża służbowo. Kiedy młodsze dzieci poszły do przedszkola myślałam, że uda mi się wrócić do pracy, ale wtedy tata- wdowiec zachorował. Wożę go na badania, dbam żeby miał pełną lodówkę i pamiętał o zażywaniu lekarstw. Nie wiem, czy uda się mi jeszcze wrócić do pracy, ani jakie miałoby być to stanowisko”.
Adrianna, 46 lat: „Pewnie powinnam określić się jako trophy wife. To jednak nie był mój plan. Poznaliśmy się w międzynarodowej kancelarii. Byłam świeżo po studiach prawniczych i zamierzałam zająć się międzynarodowym prawem handlowym. Patryk był 10 lat starszy i właśnie rozwodził się z pierwszą żoną, która, jak mówił, „nie potrafiła wygrać transformacji”. Inaczej mówiąc ubierała się niemodnie i nie mówiła po angielsku. Z kolei Patryk zaimponował mi swoją ambicją. Miał plan na swoją karierę, wiedział co chce osiągnąć, jakie życie pragnie prowadzić i z jaką kobietą u boku.
Kiedy się zaręczyliśmy wcale nie zamierzałam rzucać pracy, chociaż moje koleżanki mi zazdrościły, że teraz to już nie muszę harować. Patryk jednak nalegał. Powiedział, że nie chce żony, która z nim rywalizuje na zawodowym polu, a kogoś kto pomoże mu się zrelaksować po ciężkim dniu. Wiedział, że prawo wybrałam z powodów praktycznych, a naprawdę kocham sztukę oraz muzykę. Obiecał mi, że będę mogła robić to co sprawia mi przyjemność, a ja się zgodziłam, mimo że moi rodzice mi odradzali rezygnację z pracy. Prawnicze wykształcenie się jednak przydało, bo podpisaliśmy intercyzę. Widziałam jak skończyła jego eks i nie planowałam powtarzać tych błędów. Poza prawem do połowy majątku mam dwa mieszkania na moje nazwisko oraz stałe wpłaty na konto. Nie proszę męża o pieniądze na każdy wydatek.
Po urodzeniu się dwójki naszych dzieci zajęłam się nimi na pełen etat, a dodatkowo córką z pierwszego małżeństwa. Sama też nie zapominałam o sobie: codzienne ćwiczenia, regularny fryzjer, manicure, pedicure, depilacja. Latam po świecie na premiery najlepszych oper, umiem rozmawiać z zagranicznymi partnerami o nowych wystawach w nowojorskiej MOMA. Nie mam wątpliwości, że mimo wszystko mąż mnie zdradzał, ale nie miał powodów, aby odejść. Wyprawiam najlepsze przyjęcia, organizuję nasze życie towarzyskie, wakacje. Wiem jak załatwić dziecku wstęp na najlepsze zagraniczne uczelnie i kupić torebkę Birkin. Czy żałuję swojego wyboru? Partnerka z kancelarii męża pracuje po 12 godzin, wygląda 15 lat starzej ode mnie, a przyjemność z życia będzie czerpać na emeryturze. W razie rozwodu jestem zabezpieczona. W tym roku młodszy syn zdał maturę, więc planuję otworzyć coś własnego. Waham się między galerią sztuki a kawiarnią artystyczną”.