Kultura

Dlaczego przegrana Demi Moore tak nas boli? Oscar dla młodszej jak ze scenariusza Substancji

Dlaczego przegrana Demi Moore tak nas boli? Oscar dla młodszej jak ze scenariusza Substancji
Fot. Monolith

A Oscar idzie do Sue… Przegrana Demi Moore w walce o Oscara za najlepszą rolę kobiecą smakuje wyjątkowo osobiście. 62-latka olśniła widzów w przerażającej satyrze na temat dyskryminacji kobiet w przemyśle rozrywkowym. Zamiast niej statuetkę wygrała piękna 25-letnia Mikey Madison. Fani piszą, że aktorka została okradziona z nagrody, zaś cała sytuacja niebezpiecznie przypomina scenariusz "Substancji". Czy to dowodzi tego, że Hollywood może się z siebie śmiać, ale i tak będzie podążało utartymi ścieżkami?

O filmie „Substancja” jest głośno od wielu miesięcy, ale może jeszcze ktoś nie słyszał o dziele francuskiej reżyserki Coralie Fargeat? To body horror opowiadający o starzejącej się gwieździe programów fitness Elisabeth (Demi Moore), która mimo uwielbienia widzów zostaje zwolniona, ponieważ jest według producentów za stara. Zrozpaczona kobieta decyduje się zażyć tajemniczą substancję, która ma ją odmłodzić. Tak rodzi się Sue (Margaret Qualley), młodsza, bardziej gibka i jędrna wersja Elisabeth. Film był głośno chwalony za satyryczną wizją ageizmu w świecie telewizji i szerzej, rozrywki. Prawdziwą gwiazdą była oczywiście Demi Moore w swojej prawdopodobnie życiowej roli. Moore otrzymała za nią m.in. Złoty Glob i była niemal pewną wygraną Oscarów 2025. Zamiast niej statuetkę Akademii zdobyła 25-letnia Mikey Madison za rolę w filmie „Anora”. I chociaż sama przewidywałam tę wygraną, to nadal boli. Zwłaszcza, że czarnowłosa, gibka Madison w roli striptizerki momentami do złudzenia przypomina Demi Moore w „Striptizie”. A także bliżej jej do filmowej Sue, która dosłownie żywi się ciałem swojej starszej wersji. 

Media rozpisują się o przegranej Demi, analizując mowę jej ciała w momencie ogłoszenia wygranej Madison. Sama aktorka zachowała godną podziwu powściągliwość, zaś z jej ust wyczytano że powiedziała „Miło” o wygranej 4 dekady młodszej koleżanki.

Oscary zawsze były subiektywne, ale przegrana Demi Moore wydaje się wyjątkowo osobista. Gdyby Moore wygrała nie byłaby najstarszą nagrodzoną aktorką (ten tytuł należy się 80-letniej Jessice Tandy za rolę w „Wożąc panią Daisy”). Nie byłaby nawet jedyną aktorką w okolicach sześćdziesiątki, która zdobyła tę nagrodę (wystarczy przypomnieć o Michelle Yeoh za „Wszystko wszędzie naraz” czy Frances McDormand za „Nomadland”). Jednak, w odróżnieniu do poprzednich dwóch wygranych, Moore wygrałaby za rolę, która pokazuje, że kobieta w tym wieku może być jeszcze olśniewająco seksowna, godna pożądania. Zwycięstwo smakowałoby o tyle lepiej, że Moore wyznała, że jeden z czołowych producentów powiedział jej, że będzie „popcorn actress”, aktorką nadającą się do kasowych hitów, ale nigdy nie docenioną za aktorski kunszt.

Fani piszą na Instagramie aktorki, że została „okradziona” i nie tylko oni się tak czują. W przegranej Demi Moore nie chodzi jedynie o to, która rola była lepsza. Ważniejsza jest cała narracja stworzona wokół Moore i "Substancji".  Historia Demi  miała nam, kobietom w średnim wieku, dać nadzieję. Pokazać, że nawet po 60. można wciąż się rozwijać, wychodzić z utartego schematu. Aktorka, która czasy aktorskiej świetności w latach 80. i 90., tryumfalnie powraca i zdobywa swojego pierwszego Oscara. Czy mogłaby istnieć bardziej hollywoodzka historia? Tym razem jednak nie było happy endu.

Więcej na twojstyl.pl

Zobacz również