Édith Piaf zaczynała, śpiewając za centyma przechodniom na placu Pigalle. Wielki głos i trochę szczęścia sprawiły, że stała się ikoną francuskiej piosenki. Zarabiała i traciła krocie. Drobna, władcza, spragniona miłości. Artystka lubiła zmyślać historie o swoim życiu. A jaka była prawda o nim?
Paryż, rok 1935, róg ulicy Troyon i Avenue MacMahon. Tłumek otacza młodą dziewczynę. Malutka, 147 cm wzrostu, ma podarty sweter, śpiewa wibrującym głosem. Jej przyjaciółka krąży z puszką, żeby uzbierać chociaż parę franków! Obie są głodne. Wśród widzów zaciekawiony mężczyzna pali papierosa, słucha. Dziewczynę ogarnia lęk: może z policji, a ona nie ma zezwolenia na uliczny występ. Ale nie, to Louis Leplée, właściciel kabaretu Le Gerny’s. Ona: Édith Gassion, dla bliskich Didi z pigalaka, uliczna artystka. Leplée pyta, czy chce śpiewać u niego, bo tu marnuje głos. Próba nazajutrz. Ona nie wierzy w bajki, ale idzie. Pierwszy występ. Leplée zapowiada „swoje odkrycie”: znalazł na ulicy –„paryskiego wróbelka”, môme piaf. Édith Giovanna Gassion nie ma wieczorowej sukni. Wychodzi na scenę w skromnej spódnicy i swetrze... bez jednego rękawa. Dziergała go na drutach pół nocy, nie zdążyła dokończyć. Biały szal od dyrektora spada przy ekspresyjnym wyrzuceniu rąk w górę. Ona myśli, że to porażka, słuchacze są zachwyceni. Co za głos! Wrześniowy wieczór w Gerny’s odmienia wszystko: znika dziecko paryskiej ulicy, rodzi się gwiazda francuskiej piosenki. Tylko burzliwe zakręty losu będą przydarzać się jej równie często, jak dotąd. Odkąd Édith przyszła na świat, dramaty i sukcesy ścigają się w jej życiu jak szalone.
Grudzień roku 1915, piąta rano, ulica Belleville 72. Przed budynkiem jakaś kobieta rodzi, pomaga jej nocny patrol. Na policyjnym płaszczu przychodzi na świat dziewczynka. Tak Piaf przedstawia swoje narodziny, chociaż biografowie mówią, że jednak był to szpital. Dostaje imię po angielskiej bohaterce, Édith Cavell, pielęgniarce rozstrzelanej przez Niemców. Mała Didi nie jest oczekiwanym dzieckiem. Ojciec, cyrkowiec Louis Gassion, na froncie, bo trwa wielka wojna. Matka, piosenkarka z paryskich zaułków, jej nie chce, oddaje babci alkoholiczce na wychowanie i znika. Kiedy Gassion wraca z wojny, zastaje zaniedbaną Didi pojoną winem z butelki ze smoczkiem. Zabiera ją do swojej matki, właścicielki domu publicznego w normandzkim miasteczku Bernay. Czerwone kotary, pluszowe fotele... Bawi się na nich umyta i nakarmiona trzyletnia Édith. „Dziewczęta” kupują jej lalki i sukienki, tulą, nareszcie ktoś o nią dba. Martwią się, bo Didi jest niewidoma, ma kataraktę. Babcia bierze sprawy w swoje ręce. Lekarz, stały klient, wdraża bolesną kurację oczu, a cały personel przybytku rusza na pielgrzymkę do grobu Świętej Teresy z Lisieux w intencji uzdrowienia – wszystkie panie cały dzień będą się modliły o cud, lokal będzie zamknięty. Do tego przeznaczą dziesięć tysięcy franków w ofierze. „Jeśli święta ma odrobinę rozsądku, powinna się zastanowić”, kalkuluje babcia. Starania przynoszą pozytywny skutek: Didi odzyskuje wzrok. Szczęśliwy czas kończy się, kiedy dziewczynka idzie do szkoły.
Miasteczko nie chce wychowanki burdelu wśród swoich dzieci. Gassion w tym czasie zarabia jako uliczny artysta. Plac Pigalle, dywanik, na nim akrobata pokazuje sztuki cyrkowe. Mała Didi krąży wśród widzów, z uśmiechem wyciąga puszkę po datki. Kilka lat później może się usamodzielnić. Zna sporo paryskich piosenek, ma mocny głos, przechodnie zatrzymują się zasłuchani. Dostaje więcej niż tata! Nie jest źle: starcza jej na mieszkanie, wino, trochę jedzenia. Miłość przybywa w siedemnastym roku życia. Ma na imię Louis! Rozwozi rowerem gazety. Szybko okazuje się, że Édith jest w ciąży. Próbuje sama utrzymać córeczkę, ale dwuletnia Marcelle umiera na zapalenie opon mózgowych. Wyśpiewane dziesięć franków nie wystarczy na pogrzeb. Ten jeden raz Édith decyduje się pójść do hotelu z klientem. Według jej relacji za drzwiami obskurnego pokoju wybucha płaczem, zwierza się z tragedii. Mężczyzna daje jej pieniądze i wychodzi. Édith ociera łzy, chowa córkę i wraca śpiewać na placu Pigalle. Jest pieśniarką, ale ma swojego opiekuna, alfonsa Alberta, takie jest prawo ulicy. W dniu, w którym Louis Leplée zatrzymuje się w grupce jej widzów, ma 20 lat.
Dostaje angaż w Le Gerny’s. Następnego dnia wbiega do kabaretu odmieniona: jaskrawy makijaż, kapelusz z woalką, obcasy, wydekoltowana kiecka i etola z lisa na ramionach. Leplée ledwie rozpoznaje „wróbelka”. Chwyta się za głowę i każe jej natychmiast włożyć wczorajszy sweter z jednym rękawem. Édith wygląda jak kokota! Ona płacze: za pierwsze pieniądze kupiła „ten śliczny strój”. Dyrektor daje jej parę franków na pocieszenie i ustala zasady wizerunku: makijaż wymowny, lecz niekrzykliwy, mała czarna sukienka, nigdy inaczej. Édith Giovanna Gassion? Słabe, nie na afisz. Lepiej brzmi ten mały wróbel, czyli piaf w paryskiej gwarze. To jest to! Môme Piaf staje się sensacją sezonu. Do kabaretu przychodzą goście, by zobaczyć właśnie ją – słyszą duszę Paryża. Ochrypłym, silnym głosem śpiewa o życiu, które zna, o paryskiej ulicy i dramatach półświatka. Protegowana Louisa Lepléego ma talent! Łączy ich relacja ojca i córki, dyrektor jest homoseksualistą. I to prawdopodobnie prowadzi do tragedii: pewnego ranka policja znajduje go w mieszkaniu martwego, z przestrzelonym okiem. Świat młodej wokalistki wali się podwójnie: traci opiekuna, a plotki kierują w jej stronę podejrzenie o zabójstwo. Nawet gdy policja rezygnuje z tego tropu, cień pozostaje: „nie ma dymu bez ognia”, piszą gazety, „niewdzięcznica”, „femme fatale”... Publiczność już jej nie chce.
Édith Piaf pogrąża się w alkoholu i używkach. Nocą włóczy się ulicami Paryża, trafia na starą wizytówkę w kieszeni płaszcza. Raymond Asso, paryski impresario, kusił ją jeszcze, gdy była w Gerny’s... Telefon, w słuchawce głos Raymonda: „Nareszcie. Czekałem na ciebie”. Asso poważnie bierze się do kariery Wróbelka, uściśla pseudonim: od teraz jesteś Édith Piaf. Zna siłę reklamy i umie kupić przychylność prasy. Do akcji wkraczają fryzjer, krawiec, makijażysta. Wysokie, cienkie łuki brwi, krótka, ondulowana fryzura z przedziałkiem na bok. Czarna sukienka i pensjonarski kołnierzyk w stylu Klaudyny z modnej książki Colette. Taka Piaf staje na scenie słynnej paryskiej sali koncertowej ABC. Profesjonalna orkiestra, wytworna publiczność. Cisza, ciemność, tylko ona w świetle reflektora, kontrast drobnej postaci z dramatycznym żywiołem głosu. Nikt dotąd tak nie śpiewał. Sukces, owacje, Édith Piaf staje się sławna i... rzuca się w wir nocnego Paryża.
Morze alkoholu, powroty nad ranem, sen do południa, walka z kacem, wieczorne próby, występ i to samo od nowa. Zdumiewa otoczenie: szalona, wesoła jak paryski gawrosz, na scenie zmienia się w posągową boginię. Kiedy wybucha druga wojna światowa, jest u szczytu sławy. Nocne lokale w Paryżu działają, wytwórnie filmowe też, Édith jest wśród tych artystów, którzy występują, nie wnikając, kto siedzi na widowni. Jaka kolaboracja?! Ma żydowskiego kochanka, współpracuje z ruchem oporu! W obozie daje koncert dla francuskich jeńców za zgodą Niemców. Fotografuje się z więźniami, dzięki tym zdjęciom podziemie wyrabia im dokumenty do ucieczki. Po wojnie wielu artystów ma kłopoty, ale nie ona. Po tym, jak pokazała się w dwóch filmach, już nie tylko Paryż, ale cały świat chce zobaczyć i usłyszeć tę słynną Piaf.
Nowy Jork, scena Carnegie Hall, spełnienie marzeń. Pierwsze minuty na scenie pokazują, że coś jest nie tak. Brawa jakby z grzeczności... o co chodzi? Asso wie: to USA, tu widownia lubi show! Ma być kolorowo, głośno, pióra i błyszczące kostiumy, nie kupują małej czarnej. Édith Piaf za kulisami tupie nogą: niczego nie zmienię! Jestem taka, nie inna, przyjmą mnie lub nie, ich strata! Wychodzi do nich i przejmująco śpiewa. Mają płakać, nawet jeśli nie rozumieją słów. Publiczność zaczyna rozumieć. Na kolejnym koncercie dostaje długie, szczere owacje na stojąco. Rzuca Amerykę na kolana na własnych warunkach! Garderoba po występie pełna kwiatów. Piaf zmęczona zmywa makijaż, przez drzwi zagląda blondynka. Znajoma twarz! Marlena Dietrich pragnie poznać francuską koleżankę. Rodzi się przyjaźń na całe życie. Będą razem pokazywać się na salonach, pisać do siebie. Nieraz z garderoby Édith wyjrzy Marlena, podając się zdumionemu gościowi za sekretarkę madame Piaf. Krzyżyk inkrustowany siedmioma szmaragdami od Dietrich Didi będzie nosić do końca życia. Prasa rozpuszcza plotki, że gwiazdy są kochankami. Nie potwierdzają, nie zaprzeczają. Być może. Pewne jest tylko to, że Didi jest wiecznie spragniona miłości. Zmienia kochanków jak rękawiczki: Paul Meurisse, Yves Montand, Charles Aznavour. Kocha każdego z nich, kupuje im kolorowe krawaty i osobiście dzierga swetry na drutach.
Powojenny Paryż, nowo otwarty Klub Pięciu, nazwa od oficerów założycieli. Zaraz występ Piaf, która powróciła z Ameryki i lansuje przebój La vie en rose. Artystka nakłada obcisłą czarną suknię, wypija duszkiem szklaneczkę burgunda, ktoś puka do garderoby. Znany bokser Marcel Cerdan pochyla się nad małą Piaf. To początek jej jedynej wielkiej miłości. Cerdan ma żonę i dzieci. „Ona urodziła mu synów, to święte, ale ja jestem jego przeznaczeniem”, mówi artystka. Stają się nierozłączni. Kupują luksusową willę w Boulogne: sypialnia wybita błękitnym jedwabiem, wielka wanna w łazience, kolumny i tarasy. Kiedy Cerdan zostaje mistrzem świata, trudno ukryć romans, zresztą on nie zamierza. Na konferencji prasowej otwarcie mówi dziennikarzom, że kocha tę kobietę i gdyby nie był żonaty, Édith Piaf byłaby panią Cerdan. Żyją ze sobą bardzo szczęśliwie, ale niedługo. Październik 1949 roku, ona we Francji, on w Ameryce. Didi dzwoni wieczorem, że bardzo tęskni. Marcel rzuca wszystko, wsiada do pierwszego samolotu linii Air France. Maszyna rozbija się w katastrofie na Azorach. Świat Édith Piaf znów się rozpada. Alkohol, tabletki, bezsenność, okultyzm, depresja. Kolejne zeszyciki z notatką: „od dziś zaczynam nowe życie”, lądują w śmieciach. Ale fani chcą oglądać Édith Piaf dotkniętą nieszczęściem, tę femme fatale z poczuciem winy. I tylko oni mogą jej pomóc. Impresario Lou Barrier organizuje wielki recital w prestiżowej sali. Piaf dedykuje koncert Marcelowi. Sukces przynosi ulgę.
Następny mężczyzna? Spotyka go w Ameryce. Jacques Pills, znany śpiewak, którego poznała niegdyś jako młoda dziewczyna. Jest blisko, coraz bardziej zakochany. I prosi Édith Piaf o rękę, a męża jeszcze nie miała! Ślub w małym kościele Świętego Wincentego w Nowym Jorku. Panna młoda, lat 37, w niebieskiej sukni, sama Marlena Dietrich jako świadek. Pan młody, dekadę starszy, na rękach wnosi żonę do apartamentu w Waldorf-Astoria, hotelu amerykańskich milionerów. Czas passy: Pills robi kolosalną furorę w San Francisco, Piaf odnosi sukcesy w Europie. Ale już widać zmierzch: ona jest coraz bardziej uzależniona od alkoholu i narkotyków, aby przetrwać do końca występu, musi dostać zastrzyk morfiny. Pije, mdleje na scenie. Impresario podejmuje decyzję: odwyk. Nieudany – jeden, drugi. Mąż traci cierpliwość, rozwodzą się. Po kosztownym pobycie w szpitalu w Neuilly jest lepiej. Zapłaciła fortunę, ale wychodzi gotowa na sukces. I ma: nowy przebój Milord podbija świat.
W lata sześćdziesiąte wchodzi wspaniałym recitalem w paryskiej Olympii. Po koncercie stolik w restauracji, ktoś przedstawia jej przystojnego młodzieńca u progu kariery: młody Grek Theophanis Lamboukas, z zawodu fryzjer, z zamiłowania artysta marzący o debiucie na scenie. Piaf wpada w zachwyt i zapala się do pomysłu wypromowania nowej gwiazdy. Nazywa go Sarapo, od greckiego saghapo, co znaczy „kocham cię!”. Théo wyznaje jej miłość i prosi o rękę. Ona ma 47 lat, on 27. Pobierają się na przekór plotkom, że Théo jest z nią dla kariery i pieniędzy. A niech gadają, ona wie swoje: akurat finanse ma pod psem, roztrwoniła fortunę, a karierę zamierza zakończyć. Chce odpocząć, występuje w Olympii z ostatnią piosenką Niczego nie żałuję. Szesnaście minut owacji na stojąco! To nie pożegnanie, to nowy rozdział! Gdyby nie słabe zdrowie! Ma wyniszczony organizm, zwłaszcza wątrobę, lekarze mówią, że od kilku lat powinna nie żyć. Théo Sarapo kupuje żonie willę z ogrodem na południu Francji. Ale klimat nie pomaga, jest już ciężko chora, ma za sobą siedem operacji, gaśnie w oczach. On jest przy niej do końca. W tajemnicy przewozi jej ciało do Paryża, by fani sądzili, że zmarła w ukochanym mieście. Tłumy na ulicach żegnają swojego paryskiego wróbelka, pogrzeb na Père-Lachaise gromadzi sto tysięcy ludzi. Mija sześćdziesiąt lat od tej chwili, a legenda Édith Piaf wciąż trwa. Film o jej życiu "Niczego nie żałuję" przyniósł 86 milionów dolarów zysku. Marion Cotillard otrzymała Oscara za rolę małej wielkiej gwiazdy, która mawiała, że najpiękniejszy zawód świata to śpiewanie.