Iza Kuna drugą połowę życia wchodzi w... kolorowej sukience w kwiaty. Nie wstydzi się, nie wygładza, stawia na szczerość. Dużo gra, napisała kolejną część „Klary”, doktorat, uczy na warszawskiej Akademii Teatralnej. A jednak wciąż nie czuje się spełniona. Chce grać w amerykańskich filmach i być wesołą staruszką!
Kobieta po pięćdziesiątce - jak się z tym czujesz?
Tak sobie. Ale też nigdy nie pracowałam tyle, co teraz i nie dostawałam tak ciekawych propozycji, choć dla kobiet w moim wieku ról jest mniej. Ale to się powoli w Polsce zmienia. Aktorka pięćdziesięcioletnia nie musi już grać sąsiadek w podeszłym wieku, starych ciotek i babć w koczku. Ja się tak nie czuję! Chociaż babcią chciałabym być. Nie trzeba jednak być asem z matmy, by zdać sobie sprawę, że mniej lat jest przede mną niż za mną. Może stąd moja książka „Klara jedzie na pogrzeb” - trochę o śmierci i odchodzeniu. I o wielkiej potrzebie „ukochania”..
Podobno kobiety w pewnym wieku stają się „przezroczyste”. Czujesz to?
Dawno temu starsza koleżanka aktorka powiedziała mi: „Masz 50 lat - nie ma cię”. Wtedy to był dla mnie szok, ale z drugiej strony - myślałam, że to nigdy nie nadejdzie.
Kiedy kończyłam 40 lat, mówiłam, że starość mnie nie dotyczy, mam ją gdzieś. Wydawało mi się, że jestem „hop do przodu” - poradziłam sobie z rozmaitymi problemami, a z wiekiem nie poradzę?
No i tąpnęło mną jakieś dwa lata temu. Widzę, że mniej mężczyzn się za mną ogląda i to mnie smuci. Nie przyglądają mi się tak jak kiedyś, chyba że jestem wyjątkowo dobrze ubrana i upudrowana. A kiedyś liczyła się tylko młodość! Dbam o siebie, ale starzeję się i tyle. Mam coraz więcej zmarszczek i fałd.
A na tę „przezroczystość” można coś zaradzić?
Mnie pomaga czułość dla siebie. Sprawianie sobie przyjemności. Nikt za nas tego nie zrobi. Zaczęłam nosić sukienki, poszłam w kolor, który mi służy. Pokazuję częściej nogi. Tylko to wszystko za późno! Póki mogę, podkręcam samopoczucie wyglądem, tymi samymi przyjaźniami. I oczywiście poczuciem humoru. Co mi zostało…
Mówisz o „fałdkach” - widziałam twoje zdjęcia w kostiumie kąpielowym z Zanzibaru - czuję zazdrość!
Nie będę ci wmawiać, że mam figurę dzięki genom, sokom czy diecie pudełkowej. Ciężko na nią pracuję i to jest koszt, który każda z nas musi ponieść, jeśli chce dobrze wyglądać. Wstaję rano i ćwiczę przynajmniej 30 minut, chociaż... nie znoszę tego robić. Nie mogę biegać, bo łąkotki nie pozwalają, basenu nie znoszę, podobnie sal fitness, na nartach boję się prędkości, nigdy nie nauczyłam się w nic grać… Nie mogę robić wysiłkowych rzeczy ze względu na serce, ale delikatne ćwiczenia rozciągające z jogi są w sam raz. Dzięki nim czuję się dobrze, a moje ciało jest rozciągnięte.
Ograniczam posiłki, bo inaczej tyję i cierpię. Albo jem albo nie jem. Nie rozumiem zasady „często i mało”. Wolę rzadko i dużo. Gdy mam trzy dni „jazdy kulinarnej” i nie odchodzę od lodówki, przez kolejne trzy dni muszę się ograniczać.
W ryzach trzymają mnie też kostiumy teatralne i filmowe - sukienkę do spektaklu „Wstyd” w Teatrze Współczesnym mam tak obcisłą, że już dzień przed muszę uważać, a kiedy gram, jem dopiero po pracy. Zresztą przeważnie jem po pracy, jak jestem w domu. To nie jest specjalnie mądre, ale taki mam charakter.
Dlaczego kobiety opowiadają innym te fantasmagorie o genach, sokach, magicznym metabolizmie, który radzi sobie z każdym burgerem, frytkami i majonezem?
Może kobiety się wstydzą, że wygląd to jednak ciężka praca? Może udajemy, że nam na nim nie zależy, że jesteśmy poza wiekiem?
Młodość zawsze była najcenniejszym wynalazkiem, dlatego tak łapczywie się jej trzymamy i dlatego wmawiamy sobie, że się godzimy ze starością. Ja się nie godzę, ale szukam przyjemności. W reklamach dwudziestolatki udają pięćdziesięciolatki, dlatego kobiety chcą wydawać się fajniejsze, pokazać się lepszymi niż są. Też lubię oglądać na IG świetnie ubrane dziewczyny o doskonałych figurach… Ale lubię też patrzeć na prawdę. I wydaje mi się, że kobiety się z prawdą identyfikują. Media wciąż sprzedają wizerunek „niemożliwy” - żadna z nas nie wygląda na co dzień tak, jak na okładce! Albo moje ulubione - sesja „no make up” - siedzisz dwie godziny przed lustrem i cię malują, żebyś tak właśnie wyglądała. Ściema! Świetnie, że 20-letnia modelka pokazuje, jak wygląda bez makijażu, ale w tym wieku nawet jak miałam opryszczkę wyglądałam dobrze. Na zdjęciach na IG musisz być piękna albo brzydka. Albo filtry i dobre ciuchy albo „tak wyglądam rano”. Wszyscy się ścigamy na lajki. Publikujemy hardkor albo lukier. Brakuje środka.
Może ty jesteś „kobietą środka”?
Jestem kobietą zwyczajną.
Mój Marek zawsze mówił: „U ciebie Iza jest albo czarne, albo białe. A przecież jest jeszcze szarość. Nie umiesz się w niej poruszać, bo szukasz dymu”.
Ale ponieważ się starzeję, szukam tego dymu w środku właśnie. Dla mnie to oznacza naturalność i szczerość. Dlatego napisałam książkę „Klara jedzie na pogrzeb”, prowadzę Instagram, w którym piszę listy do siostry i zamieszczam filmy z Markiem, robię, co chcę, nikt mi nic nie każe. Nie muszę wyglądać ładnie, ale mogę. W kinie czy w teatrze pokazuję się z przyjemnością, tę pracę sobie wymarzyłam, ale poza nią chcę być taka, jaka jestem. Jeśli sprawiam tym komuś przyjemność, to miło.
Profile dojrzałych kobiet na IG można podzielić na trzy kategorie: pro-age - dumna z wieku, anti-age - zaprzeczająca wiekowi lub free-age - wiek to tylko liczba. W której jesteś ty?
In-age! Czuję się na tyle lat, ile mam, jestem jednak bardziej zadowolona, niż gdy byłam trzydziestolatką. I bardziej świadoma. Nie chciałabym wracać do tamtego czasu, bo był dla mnie trudny. Teraz jest mi dużo lepiej! Bywam szczęśliwa, ale są też noce, kiedy nie śpię. Nie różnię się od innych kobiet. Boję się o rodzinę, o siebie. Córka nie dzwoni trzy dni i od razu się martwię. I choć na pewno częściej się śmieje niż kiedyś, nie wyobrażam sobie swoich sześćdziesiątych urodzin. Odmowa!
Co najtrudniej zaakceptować z wiekiem?
Że mniej życia zostało. I że to coraz bardziej widać.
Czasami się śmieję i mówię znajomym: „Za 10 lat poprawię sobie wszystko i będę taką laską, że zobaczycie!”
Może poprawię tak, że nikt nie zauważy - w końcu po to jest medycyna estetyczna, żeby ludziom służyć, a nie, żeby się z niej śmiać. Ile ty masz lat?
45.
Pięć lat w tym momencie robi różnicę. Kiedy masz 20 czy 30 - nie ma znaczenia. Ale po 50. urodzinach jest jak w podstawówce - jak byłaś w ósmej klasie, a ktoś inny w siódmej, to był gówniarz. Rok to była przepaść, a pięć to dopiero! Teraz jest podobnie. Pamiętaj, musisz się kremować!
Nie lubię i wydaje mi się, że to nic nie daje!
Daje. Jestem snobką i mam słabość do kosmetyków. Dlatego non stop się kremuję i kupuję drogie. Od zawsze. Mogłam nie mieć na jedzenie, ale krem zawsze był, nawet dwa. Kiedy jeździłam do Norwegii i sprzątałam w domach bogatych kobiet, podglądałam, czego używają i kupowałam to samo na statku, w strefie bezcłowej. Nie miałam pojęcia, że niektóre z tych kosmetyków są przeciwzmarszczkowe i jestem na nie za młoda - miałam 20 lat! Ale dowiedziałam się od kosmetyczki, że dobrze robiłam - nawet w tym wieku warto raz na tydzień użyć dobrego kremu przeciwzmarszczkowego. Ja używałam częściej i chyba nie wyszło mi na złe.
Mówisz, że jesteś snobką. Na czym to polega, prócz kupowania dobrych kosmetyków?
Lubię rzeczy ładne, które w moim przypadku bywają drogie. Kiedy byłam na studiach, za pieniądze ze stypendium kupowałam drogie papierosy i perfumy w Baltonie. Dzisiaj nie stać mnie na samochód, który bym chciała mieć, więc jeżdżę metrem, autobusami albo taksówkami, ale jak zobaczę ekstra sukienkę, nie mogę się oprzeć. Mam ładne mieszkanie, wystarczy.
Pieniądze mnie nie zepsuły, może dlatego, że nigdy nie miałam ich w nadmiarze. Lubię się nagradzać. Zawsze tak było. Jestem smutna, kupuję coś, wesoła - też kupuję. Mam w życiu zasadę - są pieniądze, to wydaję.
Ktoś chce pożyczyć, pożyczam. Uwielbiam sprawiać ludziom prezenty. Bardzo się za to lubię. Ale nie mam willi, samochodów, nie zainwestowałam w ziemię. Jeśli kiedyś uzbieram więcej, kupię mieszkanko w Portugalii albo w Stanach. Tam najchętniej! Marzę o tym, żeby zagrać w amerykańskim filmie, po angielsku. Czuję, że to się wydarzy jak będę wesołą staruszką. Ale najdroższa w moim życiu jest rodzina.
Menopauza jest dla ciebie tematem tabu?
Wahania nastrojów odczuwałam już w wieku 40 lat, ale nie były związane z menopauzą. Mam wiele dolegliwości, które mogą świadczyć o tym, że jestem w tym stanie, potwierdzają to wyniki badań. Ale dramatu nie ma. Jeszcze nie biorę leków. Regularnie się badam, czuję się dobrze, ostatnio lepiej śpię. Nie chcę się wstydzić menopauzy, nie chcę, żeby kobiety się jej wstydziły. Mam wrażenie, że ją oswajamy, przestajemy traktować jak chorobę. Warto pokazywać ten czas takim, jaki jest. Żeby sobie pomóc. Im częściej będziemy o tym mówić, tym szybciej sprawimy, że menopauza stanie się czymś normalnym. A jeśli kobieta, która jej doświadcza, czuje się źle, powinna poprosić o pomoc. W końcu po to są lekarze i medycyna. Wierzę w tabletki. Ale też ćwiczę jogę, staram się medytować. Próbuję różnych rzeczy, żeby czuć się dobrze. Albo przynajmniej lepiej.