Trudno uwierzyć, że niedawno obchodziła 40-lecie pracy artystycznej! Ostatnio dzieli się doświadczeniem z uczestnikami programu „The Voice Senior”. Ma swoją receptę na życie, a jej największą dumą jest córka.
Wymyśliłaś sobie, jakim będziesz jurorem?
Nie było co wymyślać! Jestem w programie tylko po to, żeby pomagać uczestnikom w spełnianiu ich marzeń.
Ktoś dawał Ci jakieś rady?
Tak, oczywiście i wszystkie rady są cenne. Szczególnie te, jak poradzić sobie z tym, co nieuniknione – rezygnacją z niektórych zawodników.
To trudne oceniać innych?
Bardzo! To są dorośli ludzie, którym należy się szacunek. Myślę, że z młodymi byłoby zdecydowanie łatwiej. Dla młodych ludzi moje uwagi mogłyby być wskazówką, a dla starszych ludzi, są często tylko oceną.
„Wszystko, czego dziś chcę, pamiętaj o tym, polecieć chcę tam i z powrotem z ramion twych wprost do nieba, do nieba” – tymi słowami rzuciłaś Polskę na kolana. Artystka, która wygląda jak z zachodniego żurnala i śpiewa o orgazmie! Czułaś, że zrewolucjonizujesz polski rynek muzyczny?
Za komuny nic nie było oczywiste, wówczas była bezlitosna cenzura... Dzisiaj trudno sobie to wyobrazić, ale wówczas jury festiwalu w Opolu długo się zastanawiało, czy dopuścić tę piosenkę do konkursu ze względu na odważny tekst Andrzeja Mogielnickiego.
Wciąż na estradzie towarzyszy Ci trema?
Na szczęście trema mnie mobilizuje. Ale nie dzieje się to od razu. Przed wejściem na scenę nie pamiętam nawet, jak się nazywam. Język sztywny jak kołek, suchość w gardle... Pewnie każdy wokalista to zna. Ale ja mam na to sposób. Na suchość w gardle świetne są cukierki lub tabletki na gardło, dobrze nawilża też coca-cola. Ale panowanie nad sobą odzyskuję dopiero, gdy zaczynam śpiewać. Pamiętam jednak sytuacje, kiedy najchętniej zwiałabym ze sceny, szczególnie gdy miałam 17 lat (śmiech).
Zdarzyło się, że zawiódł Cię głos? Po prostu odmówił posłuszeństwa...
W 1971 roku startowałam w opolskich debiutach. Nie liczyłam na zwycięstwo, nie liczyłam nawet na to, że dostanę jakąkolwiek nagrodę. Poprzedniego dnia, a pamiętam, że był straszny upał, poszłam na lody z Maćkiem Wróblewskim, też startującym. Zimne lody nie zrobiły dobrze na moje gardło, zachrypłam. Miałam jednak więcej szczęścia niż rozumu. Spotkałam w amfiteatrze profesora Jerzego Woy-Wojciechowskiego, kompozytora, ale również wybitnego lekarza, który właśnie wrócił z Włoch i dał mi jakąś czarodziejską tabletkę. Zabarwiła mi zęby oraz gardło na czarno, ale była skuteczna, bo odzyskałam głos i udało mi się zaśpiewać.
A jak dbasz o ciało? Bo wciąż wyglądasz bardzo dziewczęco...
Przed pandemią chodziłam na siłownię. Kiedy je zamknięto, wsiadłam na rower. Bardzo lubię rowerowe przejażdżki. Zimą oczywiście musiałam odstawić rower, ale gdy pogoda sprzyja, znów do niego wracam. Ale tu nie chodzi tylko o dobry wygląd, ale przede wszystkim o kondycję. Dobra forma przydaje się w czasie koncertów, a ja bardzo lubię koncertować. Kiedy widzę roześmiane twarze publiczności, nie czuję zmęczenia.
Claudia Schiffer powiedziała kiedyś: „Nawet ja, wstając rano, nie wyglądam jak... Claudia Schiffer”. A Ty? Wstajesz rano, patrzysz w lustro i myślisz sobie, że...
Jeśli myślisz, że jak wstaję rano, to biegnę do lustra i się sobą zachwycam, to nic bardziej mylnego. Nie zajmuję sobie głowy wyglądem. Myślisz, że w ten sposób zatrzymam czas?! Nawet nie wiem, czy bym tego chciała. Lepiej pogodzić się z tym, że czasem ma się worki pod oczami. Meryl Streep powiedziała kiedyś: „Niech nikt nie pozbawia mnie zmarszczek z czoła uzyskanych przez zachwyt nad pięknem życia, ani tych z moich warg, które pokazują, ile się śmiałam i ile całowałam, ani worków pod oczami – w nich jest pamięć o tym, ile płakałam”. Staram się zachować pogodę ducha i robię swoje.
A gdyby tak jedno życie można było przeżyć, jak to się często mówi... tak na brudno, a drugie na czysto, to...
Od początku nie chciałabym zaczynać. Ale gdybym tak mogła wrócić do czasów, kiedy miałam 40 lat, a moja córeczka 5... Tak, chciałabym to przeżyć jeszcze raz. I choć nie mogę powiedzieć, tak jak śpiewała Edith Piaf: „Niczego nie żałuję”, to z pewnością mam udane życie.
A z czego jesteś najbardziej dumna?
Z mojej córki Roxanny. Jest wartościowym człowiekiem, promyczkiem szczęścia w moim życiu.
Roxanna jest w Niemczech, Ty w Polsce – to chyba trochę trudne w czasie pandemii?
Bardzo trudne. Przez pandemię nie możemy widywać się tak często, jak dawniej. Pozostaje nam telefon oraz internet. To oczywiście za mało, ale trzeba uzbroić się w cierpliwość.
Martwisz się o nią? Czy jest taki moment w życiu matki, kiedy przestaje bać się o swoje dorosłe już dziecko?
Faktycznie, z czasem już się tak o Roxy nie martwię. Udowodniła, że jest osobą odpowiedzialną i wie, co robi. Poza tym powoli układa swoje własne, dorosłe życie. Mam więc w sobie spokój.
Cała rozmowa z Izabelą Trojanowską w najnowszym numerze Kobiety i Życia. W sprzedaży od 5 lutego!