Edukacja w dojrzałym wieku wspaniale wpływa na zdrowie i samopoczucie. Pomaga wyrobić zaufanie do świata, znaleźć nowych znajomych, zachować radość życia. To pewnik potwierdzony badaniami. Naukowcy dowiedli czegoś jeszcze – przekonanie, że tylko młody umysł może być ostry jak brzytwa, jest mitem. Twój też może zachować sprawność niezależnie od metryki. To kwestia treningu. Najlepszym jest nieustające przyswajanie wiedzy i nowych umiejętności!
Spis treści
Czuję stres. Biała bluzka, granatowa spódniczka i tornister z odblaskami. To ja 40 lat temu. Idę pierwszy raz do szkoły. Teraz też czuję stres. Czarna sukienka, torebka. To ja – w wieku 47 lat idę po raz kolejny na pierwsze zajęcia do szkoły. Tym razem na roczny kurs pisania scenariuszy. W głowie mam mnóstwo dylematów...
Czy będę najstarsza? Możliwe. Ale skoro nie przeszkadzało to Ewie Chodakowskiej, która w wieku 40 lat zaczęła studia psychologiczne, czemu mnie miałoby przeszkadzać? Pierwsze studia, przed laty, Chodakowska przerwała po roku, by wyjechać do Londynu. Dwa lata temu wróciła do nauki, by spełnić wielkie marzenie. Po czterdziestce na studia prawnicze zdecydowała się też Renée Zellweger bez związku z żadną rolą. Przerwane studia podjęła i inna aktorka, Ashley Judd. Przed pięćdziesiątką złożyła papiery na uniwersytet w Berkeley. Ale to żadne rekordzistki. W czerwcu tego roku tytuł magistra odebrała Virginia Hislop. W wieku.. 105 lat. Rozpoczęła naukę w 1940 roku. Chwilę później USA przystąpiły do wojny i chłopak Virginii namówił ją na ślub, bo wysyłano go do Europy. Szybko zajęła się rodziną, prowadzeniem domu. Nigdy jednak nie straciła nadziei na ukończenie studiów. „Bogowie, długo na to czekałam!”, powiedziała, odbierając dyplom szczęśliwa stulatka. Trend jest już wyraźny na całym świecie. Liczba dojrzałych studentów w Polsce (po skończonej czterdziestce) również systematycznie rośnie. W 2019 roku, zgodnie z danymi GUS, było ich 121 tysięcy, w 2022 roku – już 145 tysięcy. Większość na studiach zaocznych i prywatnych uczelniach, które częściej oferują możliwość studiowania w weekendy lub zdalnie. A to tylko dane dotyczące edukacji formalnej, na uniwersytetach. A przecież jest wiele szkół doskonalenia zawodowego, kursów językowych, rzemieślniczych, także online. I mnóstwo tam dojrzałych kobiet, które chcą się kształcić. Czasem chodzi o to, by zmienić pracę. Ale często to wyłącznie pragnienie, by się rozwijać. Dojrzałe kobiety są ciekawe – świata, siebie. Mimo to daleko nam do średniej unijnej, gdzie moda na późną edukację dotarła do wszystkich grup społecznych. Co nas hamuje?
„Starego psa sztuczek nie nauczysz”, mówi polskie przysłowie. Wiele z nas obawia się, że na zdobywanie nowych umiejętności w pewnym momencie robi się za późno. Nauka obcego języka? Trzeba było się tym zająć za młodu. Gra na pianinie? Dobre dla sześciolatków. Studia? „Jak ty się będziesz tam czuć? Ludzie pomyślą, że wracasz do nauki, bo twoje życie jest porażką”, tak siostra straszyła moją przyjaciółkę , która postanowiła zacząć drugi kierunek studiów po czterdziestce. Przekonanie, że umysł tylko za młodu chłonie wiedzę, wzięło się ze starożytności. Arystoteles porównał umysł ludzki do plastra wosku: gdy gorący i świeży, łatwo na nim ryć, kształtować go. Gdy stary, staje się twardy i niepodatny na zmiany. Niestety, przez wieki podzielali ten punkt widzenia także lekarze. W 1998 roku dowiedziono jednak, że w dojrzałym mózgu aktywnie zachodzi zjawisko neurogenezy – tworzenia się nowych komórek i połączeń nerwowych, które jest odpowiedzialne za uczenie się i zapamiętywanie. Początkowo sądzono, że mózg może odnawiać tylko nieliczne ze swoich zasobów (głównie te związane z węchem). Dziś wiemy, że niemal w całym umyśle mogą powstawać nowe komórki i połączenia. Mózg jest neuroplastyczny przez całe życie. W młodości najbardziej. Ale i później proces neuroplastyczności można stymulować. Najlepszą metodą jest właśnie… uczenie się.
Można zapytać: skoro tak, dlaczego osobom dojrzałym trudniej opanować nowe umiejętności? Odpowiedź jest zaskakująca: bo nam to wmówiono. Prof. Dayna Touron, psycholożka, przeprowadziła na Uniwersytecie Północnej Karoliny ciekawe badania, które udowodniły, że ludzie po 60. roku życia mniej ufają swojej pamięci, co sprawia, że rzadziej z niej korzystają! A przez to wiele zadań wykonują mniej sprawnie od młodych (co potęguje ich nieufność wobec swojej pamięci!). Tymczasem gdy spokojnie badano zasoby ich skojarzeń, okazywało się, że pamiętają nie mniej od młodych! Gdy nie wierzymy w sprawność pamięci, sabotujemy jej potencjał operacyjny. A wtedy, jakby na życzenie, staje się ona mniej sprawna. Zdaniem prof. Touron osoby dojrzałe często nie wierzą we własne kompetencje umysłowe także w codziennym życiu: np. wolą zajrzeć do książki kucharskiej, choć znają przepis, lub korzystają z GPS na trasie, którą całkiem nieźle kojarzą. Z wiekiem przestajemy ufać, że nasz mózg nas nie zawiedzie. I niestety może to działać na zasadzie samospełniającej się przepowiedni.
Przyjrzyjmy się znanemu mitowi, zgodnie z którym języków obcych trzeba uczyć się w młodości. Aleksandar Hemon, nagradzany amerykański pisarz, przyjechał do USA w 1992 roku jako dorosły, w pełni ukształtowany człowiek. Uciekał z ogarniętych wojną Bałkanów. Prawie nie znał angielskiego. Odczuwał przemożną chęć opisania swoich doświadczeń, uznał jednak, że nie istnieje już dla niego język, którym mówił od urodzenia, czyli serbsko-chorwacki, bo Serbia i Chorwacja chciały być osobnymi krajami z własnymi językami. Hemon zaczął więc intensywnie uczyć się angielskiego, głównie na ulicach Chicago, w kontakcie z ludźmi. I... trzy lata po przyjeździe wydał pierwszą książkę po angielsku. Kolejny dowód? Ellen Bialystok, kanadyjska psycholożka z York University w Toronto, przebadała setki imigrantów w różnym wieku, sprawdzając, czy prawdą jest, że kilka lat po przybyciu do nowego kraju dzieci emigrantów radzą sobie z językiem znacznie lepiej niż dorośli. Nie znalazła potwierdzenia tej tezy. Różnica była niewielka i – zdaniem naukowczyni – łatwa to wytłumaczenia przez fakt, że dzieci po przyjeździe zmuszone są do zanurzenia się w kulturze obcego języka (choćby w szkole). Podczas gdy dorośli częściej okopują się w enklawach, w których wciąż mogą używać języka ojczystego. Nie bez wpływu jest też to, że dzieci mniej boją się porażek i ośmieszenia, więc mówią w obcym języku, nie katując się wątpliwościami, czy użyły właściwego czasu i jaki mają akcent. Dzieciom łatwiej jest zdobywać nową wiedzę, bo nie wstydzą się po nią sięgać. Statystycznie zadają dziennie około stu pytań. Dlaczego niebo jest niebieskie? Dlaczego głowa jest na górze, a brzuch w środku? Ile litrów wody jest w oceanach? A dorośli boją się pytać, nawet gdy czegoś nie wiedzą. Wymagają od siebie tego, by... raczej wiedzieć. „Nie wiem” uznają za porażkę, kompromitację. Nawet w sytuacji, gdy właśnie „nie wiem” jest wyrazem rozsądku. Znajoma miała odprowadzić samochód prezesa do warsztatu. Nie chciała się przyznać, że nie ma pojęcia, jak dezaktywować automatyczny hamulec postojowy. Więc… postanowiła jechać na włączonym. Tak często robimy, gdy zdobywanie nowych umiejętności uznajemy za przyznanie się do niewiedzy. Jedziemy przez życie na zaciągniętym hamulcu.
A szkoda. Uczenie się w dojrzałym wieku ma liczne zalety. Przede wszystkim dobrze wpływa na mózg. Piorunująco dobrze! Rachel Wu, psycholożka z Uniwersytetu Kalifornijskiego, wraz ze współpracownikami przeprowadziła eksperyment: zaprosiła seniorów do nauki – mieli przez trzy miesiące kilka razy w tygodniu spotykać się, by zdobywać nowe kompetencje (malarstwo, fotografia, muzyka, korzystanie z nowych technologii). Przed eksperymentem badani posiadali umiejętności zapamiętywania, logicznego myślenia, analizy na poziomie odpowiednim dla swojego wieku, czyli – średnim. Już w trakcie nauki ich mózgi „cofnęły się” w czasie ok. 30 lat. Po zakończeniu projektu i rok później prezentowali zaś poziom… dwudziestolatków. Ich mózgi wyraźnie się usprawniły, lepiej zapamiętywały i kojarzyły. Mieli umysły osób młodszych około pół wieku. Dowiedziono, że osoby, które uczą się w późnym wieku, mają też lepsze samopoczucie, rzadziej chorują na depresję. Czują się mniej samotne, mają zresztą znajomych w każdym wieku. I generalnie bardziej ufają ludziom, światu oraz wierzą w to, że przyszłość rysuje się raczej w jasnych niż czarnych barwach.
Jak się wspierać, myśląc o powrocie do szkoły – niezależnie od tego, czy mają to być studia, kursy stacjonarne, zajęcia online, kreatywne warsztaty czy nauka języków obcych z książką? Oto kilka wskazówek.
„Życie to szereg następujących po sobie lekcji, w których trzeba uczestniczyć, by się czegoś nauczyć”, napisał Ralph Waldo Emerson, pisarz i filozof. Jednym ze sposobów przyswajania kolejnych lekcji, które zadaje nam życie do samego końca, jest podtrzymywanie w sobie stanu, który buddyści nazywają umysłem początkującego. Osoba, która przyjmuje taką perspektywę zawsze, nawet pod koniec życia widzi morze możliwości, gdy tzw. umysł eksperta dostrzega ich jedynie kilka lub wręcz wcale. Nowicjusz nie robi nic z zamiarem „osiągnięcia sukcesu”, nie nastawia się na spektakularny cel, a raczej na pełną zachwytu drogę do niego. Ucz się dla nauki, czytaj książki dla przyjemności, sprawdzaj nieznane wyrażenia w słowniku, bo... chcesz wiedzieć. Rozwijać się! Wiedza nie jest celem, ale drogą.
Jeśli przyjmiesz taką perspektywę, łatwiej ci będzie skupiać się na tym, by dowiedzieć się „co?” i „jak?”, a nie na tym, czy to przystoi, czy nie narażasz się na śmieszność i co mówi o tobie fakt, że zamiast „cieszyć się owocami sukcesu” (czytaj: leżeć na kanapie i nic nie robić), zaczynasz w jakiejś dziedzinie od zera.
Nie wiesz, jaką szkołę chcesz zacząć, czyli czego się uczyć? Wbrew pozorom to nierzadki dylemat. W ogłoszeniach o pracę często zawarta jest lista kompetencji (angielski B2, prawo jazdy itp.), więc gdy podnosisz kwalifikacje zawodowe, kierunek jest w pewnym sensie jasny. Ale co wtedy, gdy po prostu chcesz uczyć się dla siebie? Być może nie wiesz, co cię ekscytuje, bo dotąd twoje życie składało się głównie z obowiązków. Zapytaj bliskie osoby – dziecko, matkę, męża, przyjaciółkę, brata – jak sądzą, co jest twoją pasją? Siebie też o to pytaj. Daj im czas, niech wytężą pamięć, zastanowią się. (Ty też przypomnij sobie, co ekscytowało cię w przed laty). Wybierając nowy kierunek działań, weź pod rozwagę ich odpowiedzi.
Kontestuj przyzwyczajenia. Jeździsz na zakupy do dużego marketu? Co jakiś czas zamów online (albo na odwrót). Zawsze jeździsz na wczasy nad morze? Pojedź w góry. Zawsze kupujesz w teatrze bilety w ostatnich rzędach? Kup raz w pierwszym. Chodzisz na koncerty do filharmonii? Wybierz się na rockowy. Oglądaj życie, świat i siebie w tym świecie z różnych perspektyw i bądź uważna: co się zmienia, jak ty się zmieniasz i jak się czujesz w nowych okolicznościach? Czeka cię wiele inspirujących zaskoczeń.
Wydobądź z mroków pamięci swoje wielkie marzenie. Każdy z nas w którymś momencie życia zrezygnował z czegoś, czego pragnął, na rzecz wyboru bardziej racjonalnego i praktycznego. Marzyłaś o malarstwie, ale poszłaś na ekonomię. Wróć do sztalug! Nie chodzi od razu o pięcioletnie studia, ale warsztaty malarskie, kurs ikonopisania – to wszystko jest dostępne, na wyciągnięcie ręki. To, o czym marzyłaś, możesz zrealizować – czasem tylko w nieco innej formie niż pierwotnie zakładałaś (zamiast weterynarii wolontariat w schronisku itp.).
Pamiętaj, że nauka, by działała na twój umysł jak osełka na nóż, musi sprawiać ci umiarkowaną trudność. Nie taką, byś uważała, że to frustrująca droga przez mękę, ale taką, która wymusi na tobie pewien wysiłek. Dobry przykład: malarz uczy się gry w tenisa, osoba praworęczna – żonglowania lewą ręką. Szukaj wyzwań. Jeśli są duże, dziel je na wykonalne, dobrze zaplanowane zadania. Większość z nas pielęgnuje w sobie marzenia o latach szkolnych. Mamy sentyment do tamtych wspomnień. Ale... kto powiedział, że takich doświadczeń nie możemy mieć i dziś? Fajni znajomi ze studiów podyplomowych, koleżanki z kursu renowacji mebli czy lekcji tańca jazzowego. Rozwój daje szansę, by sięgnąć po to, o czym zawsze marzyliśmy. Na to naprawdę nie jest za późno!