To już dziś! Rusza nowy cykl twojstyl.pl "Jak wydaję pieniądze?"! Każda część cyklu to wyjątkowy, bardzo osobisty pamiętnik, którego osią jest… tygodniowa lista wydatków autora. W "Jak wydaję pieniądze" podglądamy różnych bohaterów, poznajemy historie i zupełnie inne priorytety - także finansowe. Dlaczego proponujemy Wam ten cykl? Możliwość zajrzenia do portfeli innych jest cenną podpowiedzią w trudnych ekonomicznie czasach. Przyczynkiem do dyskusji. I, mamy nadzieję, dobrą lekturą. Zapraszamy Was do wysyłania redakcji swoich historii. Piszcie też, czyj finansowy pamiętnik chętnie przeczytacie w następnych odcinkach – spróbujemy dotrzeć do wskazanych przez Was osób! "Nie mów mi, jakie są twoje priorytety. Pokaż mi, na co wydajesz pieniądze, a sam ci powiem, gdzie one są" - James W. Frick.
Dzisiaj zapraszamy na pierwszą odsłonę cyklu. 33-letnia dziennikarka w ciągu tygodnia wydaje 600 złotych na botki, pije wodę z kranu i idzie na randkę w ciemno.
Tymczasem życzymy udanej lektury!
Kwestionariusz
Zawód: Dziennikarka
Branża: Media
Wiek: 33
Status: Singielka
Wykształcenie: Wyższe
Miejsce zamieszkania: Warszawa
Miesięczne zarobki: 6000 zł pensja + ok. 2000 zlecenia dodatkowe (w zależności od miesiąca, ilości zlecenie itd. jest to od 500 zł do 3000 zł)
Majątek: Mieszkanie (obecna wartość to ok. 550 000 zł), oszczędności (ok. 50 000 zł), fundusz emerytalny (ok. 20 000 zł)
Zadłużenie: Kredyt hipoteczny na mieszkanie (zostało do spłaty ok. 100 000 zł)
Stałe miesięczne wydatki
Czynsz/kredyt hipoteczny: 1000 zł kredyt hipoteczny + ok. 700 zł czynsz (w tym woda, wywóz śmieci, Internet)
Raty Kredytu: ok. 100 zł za telewizor, zostało mi 5 rat
Telefon: 100 zł (opłata za abonament plus telefon w ratach)
Prywatne ubezpieczenie zdrowotne: 50 zł (z dopłatą od pracodawcy)
Płatne serwisy: 50 zł (mam promocyjny pakiet Netflix, Canal+, HBO)
Oszczędności: odkładam ok. 500 zł miesięcznie na emeryturę + 1000 zł na podróże
Karnet za siłownię: 100 zł za kartę Multisport
Jedzenie: ok. 1500 zł (wliczając w to dietę pudełkową, ale bez jedzenia na mieście)
Dzień Pierwszy:
6: 00 Przed 6 słyszę piknięcie domofonu. To kurier z moją dietą pudełkową, ale zostaję jeszcze w łóżku. W moim budynku mieszkam już 15 lat i chociaż były różne sytuacje to nigdy nikt nie sprzątnął mi pudełek z jedzeniem. Mieszkanie kupili mi rodzice jak przyjechałam na studia do Warszawy. Najpierw mieszkałam z współlokatorką, więc było mniejsze obciążenie, a jak zaczęłam sama zarabiać zamieszkałam sama. Mieszkanie jest na obrzeżach Warszawy i wolałabym się przeprowadzić na Żoliborz lub na Powiśle, ale zaczekam z tym. Na razie w ostatnich miesiącach kredyt wzrósł mi prawie dwukrotnie i chociaż w miarę dobrze zarabiam to nie czułabym się komfortowo z wyższą ratą.
7: 00 Wstaję z łóżka i od razu odsłaniam okno. Inaczej bym wróciła spać. W piżamie otwieram drzwi, żeby odebrać jedzenie. W mikrofali odgrzewam moją tortillę śniadaniową (wiem, że to nie zdrowe, ale jakie szybkie!).
7:30 Po śniadaniu biorę szybki prysznic i myję włosy. Wcześniej zawsze robiłam to wieczorami, ale odkąd pracuję głównie z domu, wolę to zrobić rano, aby same wyschły. Stosuję metodę mycie-odżywka-mycie. Myjąc zęby szczoteczką elektryczną po raz setny analizuję czy warto kupić szczoteczkę soniczną.
8: 00 Planuję medytować, ale niestety otworzyłam już skrzynkę służbową i wciągnęła konwersacja na komunikatorze, kto co robił w weekend.
9:00 Mamy kolegium redakcyjne. Pracuję w lifestylowym tytule, więc zakres tematyczny jest szeroki. Chciałam przeforsować wywiad z ulubionym francuskim pisarzem, ale ostatecznie będę pisała o kremach. C’est la vie.
11:00 Przychodzi kurier z nowymi botkami z Zalando (600 zł). Nie jestem przekonana czy mi się podobają, więc na razie odkładam je na bok.
13:00 Odgrzewam sobie obiad. Zupa pomidorowa, warzywne kotlety, ryż i sałatka. Wiem, że bym zaoszczędziła, gdybym sama sobie gotowała, ale często jak zaczynam pisać nie mam chwili, żeby się oderwać. Może wydaję więcej, ale chociaż nie zamawiam ciągle czegoś na wynos.
14: 30 Dostaję smsa od K. mojej przyjaciółki, która po raz 3 pod rząd odwołuje nasze spotkanie. Rozumiem, że ciężko się spotkać, kiedy ma się dwójkę maluchów, ale i tak mnie to wkurza. Czuję, że to niesprawiedliwe, bo ja zawsze znajduję dla niej czas.
17:00 Decyduję się, że skoro jednak nie spotykam się z K. to pójdę wreszcie na siłownię. Mam kartę Multisport, ale i tak głównie chodzę do jednej siłowni blisko domu i to stanowczo za rzadko.
18:00 Na siłowni widzę faceta, którego już kilkukrotnie tutaj widziałam. Mam wrażenie, że mi się przygląda, ale nie jestem pewna jak go zagadać (jeszcze nigdy nikogo nie podrywałam na siłowni). Zaczynam ćwiczyć tuż obok niego w nadziei, że sam wyjdzie z inicjatywą, ale nic z tego. W międzyczasie kupuję butelkę z wodą, bo zapomniałam swojej z domu (4 zł). Na siłowni biorę prysznic (bez mycia włosów).
19:30 Mam ochotę iść do kina, ale nie chce mi się wyjść z domu, więc ostatecznie odpalam Netflixa. Oglądam „Dwa życia”. Strasznie to głupie, ale w trakcie oglądania składam pranie, więc tak jakby się nie liczy?
21.30 Jest późno, ale siadam do zlecenia. Lubię mieć kilka źródeł dochodu, więc piszę na zlecenie teksty reklamowe dla kilku agencji.
23:00 Myję twarz żelem, potem używam hydrolatu i toniku. Następnie serum, na to krem przeciwzmarszczkowy i krem pod oczy.
23: 30 Kładę się spać, ale nie mogę zsnąć, bo sąsiedzi nade mną słuchają głośno telewizji i chyba się (znowu) kłócą. Chciałabym, żeby się wreszcie rozwiedli i żebym mogła spokojnie się wyspać.
Dzienne wydatki: 604 zł
Dzień Drugi:
7:00 Budzę się i uświadamiam sobie, że nie słyszałam domofonu. Wyglądam za drzwi i widzę, że nie ma mojej dostawy. Jestem już wkurzona. Dzwonię na linię obsługi klienta i okazuje się, że mieli jakieś opóźnienia i będę koło 9. Po prostu świetnie, bo dzisiaj akurat muszę wyjść z domu koło 8 a nie mam nic do jedzenia.
7.30 Wyjątkowo robię sobie makijaż (w domu pracuję zwykle bez) i zakładam jednak nowe (te z wczoraj) botki, jeansy, białą koszulę i marynarkę. Jadę dzisiaj do redakcji, więc pakuję laptopa, przedłużacz (mój laptop to staruszek i bez ładowania nie wytrzyma dłużej niż dwie godziny).
8:30 Docieram do metra. Po drodze wchodzę do Costy i kupuję zestaw śniadaniowy (22 zł). Mega wkurza mnie, że wydaje pieniądze chociaż mam śniadanie w domu, które pewnie się zmarnuje. Biorę latte z mlekiem owsianym i mam poczucie winy, że nie wzięłam własnego kubka z domu, chociaż mam chyba z 5 kubków termicznych.
9:05 Docieram spóźniona na zebranie. Dzisiaj spotykamy się z działem reklamy, aby porozmawiać o nowym projekcie. Widzę, że moja najbliższa koleżanka z pracy H. zarezerwowała mi siedzenie. Na spotkaniu są kanapki (zwykle nie ma), więc jestem dodatkowo wkurzona, że wydałam bezsensownie pieniądze.
10.30 Spotkanie wreszcie się kończy, ale idziemy jeszcze z H. do firmowej kuchni na kawę wymienić ploteczki. Umawiamy się, że zjemy razem lunch. Dzisiaj siedzimy na dwóch krańcach open-space, bo rezerwowałyśmy nasze hot-deski na ostatnią chwilkę. Hot-deski to coś co naprawdę mnie irytuje po pandemii. Muszę zawsze pamiętać, żeby wszystko z sobą zabierać/przywozić. Okazuje się, że siedzę obok L., kolegi z innej redakcji, z którym trochę flirtowałam na ostatniej imprezie firmowej.
13:00 H. przychodzi po mnie i idziemy na lunch do wegetariańskiej knajpki blisko biura. Biorę zupę z cieciorki i warzywne leczo plus kumbuchę (40 zł). H. próbuje ode mnie kambuczy i oczywiście stwierdza, że jest ohydna. Nie jestem wegetarianką, ale staram się ograniczyć ilość mięsa. Rozmawiamy o L. i o tym czy powinnam jakoś nawiązać do naszego flirtu. H. uważa, że tak, ale ona potrafi podejść do faceta i wprost poprosić go o numer.
14:00 Wracamy do biura i widzę, że czeka na mnie 15 maili, więc zamiast skupiać się na L. koncentruję się na pracy. Czasami jak pracuję na open-space zakładam słuchawki, bo nie mogę się skupić w hałasie, ale w trakcie jakiś zajęć integracyjnych usłyszałam, że sprawiam wtedy wrażenie niedostępnej, więc staram się ich używać tylko w ostateczności.
17: 30 Wreszcie wychodzę z pracy. Nie jestem codziennie w centrum, więc stwierdzam, że przejdę się po sklepach. Jutro mam randkę, więc zastanawiam się czy nie kupić sobie nowej bielizny. Czy ta randka w ciemno jest warta jest luksusowej bielizny czy raczej H&M? Stawiam na to drugie i kupuję różowy koronkowy zestaw (120 zł). Nadal mam ochotę iść do kina, ale jest gorąco, mam na sobie marynarkę i dosyć wszystkiego. W drodze powrotnej stoję obok faceta z wielkimi plamami potu pod pachami.
20:00 Przed drzwiami czeka na mnie porcja jedzenia z całego dnia. Sałatka podeszła wodą, a koktajl boję się wypić po tym jak stał cały dzień. Czy powinnam to zareklamować? Jestem zbyt zmęczona na myślenie o tym. Zjadam quesadillę z batatem, która powinna być w porządku. Jem i przeglądam Instagram. Widzę, że koleżanka z liceum miała urodziny, więc wysyłam jej życzenia.
21: 00 Planuję się wykąpać, ale widzę, że mam nieodebrane połączenie od mamy, więc oddzwaniam (chodzi późno spać, więc nie ma problemu). Mama zaprasza mnie w niedzielę na obiad, a ponieważ nie mam ciekawszych planów zgadzam się. Idę spać koło 22.
Dzienne wydatki: 182 zł
Dzień Trzeci:
6:00 Wyjątkowo pobudka domofonem o 6 rano wprawia mnie w dobry nastrój. Wyspałam się, więc postanawiam już wstać. Wyciągam moją matę do jogi i włączam Gosię Mostowską. Jej głos zawsze mnie uspokaja. Po szybkiej sesji podlewam kwiatki w mieszkaniu i na balkonie. Jest już naprawdę gorąco, więc wyciągam wodę z lodówki (sama robię gazowaną) i jem śniadanie (budyń z tapioki z musem truskawkowym).
7: 00 Siadam, aby jeszcze raz przejrzeć pytania, bo dzisiaj mam zaplanowany wywiad. Dopisuję dwa pytania i stwierdzam, że powinno wystarczyć. Wyciągam żelazko, aby wyprasować lniane spodnie i zastanawiam się czy lepiej połączyć je z delikatnymi sandałami na obcasie czy z klapkami mule. Idę jednak na wywiad do dużej firmy prawniczej, więc stwierdzam, że mule będą lepsze.
9: 00 Jest za gorąco, więc jadę taksówką czego od razu żałuję. Nie działa klimatyzacja, stoję w korkach i jestem pewna, że się spóźnię. Ostatecznie jestem na czas (40 zł za taksówkę). Wywiad przebiega ok, chociaż trochę sztywno.
11: 00 Wracam do domu. Po drodze kupuję sobie opakowanie lodów Ben&Jerry (25 zł). Są okropnie drogie, ale jak mam już jeść słodycze to tylko najlepsze. Postanawiam zamiast obiadu zjeść opakowanie lodów. Przy okazji sprawdzam ile by kosztowało zamontowanie klimatyzacji (nie stać mnie, ale kto wie…). Salon wychodzi na południe, więc przenoszę się z pracą do sypialni. Nie cierpię spisywać wywiadów, więc wolę zrobić to z marszu. Zajmuje mi to jakieś 3 godziny, ale mogę wysłać go od razu do autoryzacji. Czuję się bardzo produktywna, więc w nagrodę przeglądam ofertę kostiumów. Jesienią planuję jechać ze znajomymi na wakacje do Tajlandii, więc przydałoby się nowe bikini. Waham się nad ciekawym białym z wycięciami, ale wstrzymuję się. Mam jeszcze 2 miesiące.
16: 00 Po wysłaniu ostatnich maili zamykam komputer. I zaczynam przygotowania do randki. Biorę prysznic i używam mojego „specjalnego” żelu do ciała. Myję włosy i dodaję odrobinę odżywki do układania loków. Golę nogi (miałam laserową depilację, ale zawsze coś odrośnie). Używam balsamu o zapachu moich perfum. Zakładam białą satynową sukienkę i srebrne sandałki na obcasie. Waham się nad torebką, ale w końcu biorę moją ulubioną Chylak (kupiłam sobie z okazji awansu dwa lata temu). Piszę do H., gdzie idę i z kim. Do tego złota biżuteria ( kiedyś nosiłam tylko srebrną, ale to prawda, że do złota trzeba dorosnąć).
18:00 Znowu taksówka (50 złotych, bo korki). Umówiliśmy się na sushi. G. poznałam na Tinderze i rozmawialiśmy przez kilka tygodni. Podoba mi się ze zdjęć, chociaż to nie całkiem mój typ (wysoki blondyn w garniturze). Siadamy w stoliku przy oknie i zastanawiam się co myślą sobie o nas przechodzący ludzie. Zaczynamy rozmawiać. Odkąd trzy lata rozstałam się z chłopakiem z różną częstotliwością randkuję, więc mam w miarę rozeznane co mówić i o co pytać. G. dużo mówi o swojej pracy, co nie byłoby takie złe (ja też dużo mówię o mojej!), ale prawie nie zadaje mi pytań. Po 2 kieliszkach winach i krewetce w tempurze (on płaci za całość, ja zostawiam napiwek – 20 zł) przychodzi refleksja czy chcę z nim wrócić do domu. Stwierdzam, że tak, chociaż nie sądzę, by coś z tego było na dłuższą metę. W taksówce do niego zaczynamy się całować. Wcześniej z łazienki wysłałam H. smsa co się dzieje, ale na wszelki wypadek wysyłam jej również pinezkę z lokalizacją. G. mieszka na nowym osiedlu na Żoliborzu. W mieszkaniu nalewa nam jeszcze po kieliszku wina, ale nie mam na nie ochoty, więc idziemy prosto do sypialni. Po wszystkim biorę taksówkę (40 zł).
Dzienne wydatki: 125 zł
Dzień Czwarty:
7:00 Nie chcę tego, ale pierwszą rzeczą po obudzeniu jest sprawdzenie czy G. napisał. Nie napisał, a ja czuję się rozczarowana, mimo że nie miałam wobec niego wielkich planów. Idę się wykąpać. I siadam do pracy. Dzisiaj wychodzę na konferencję, więc żeby się ze wszystkim wyrobić muszę zacząć wcześniej. Kończę dwa teksty. W międzyczasie zjadam śniadanie (pasta jajeczna, chleb, marchewka). Jestem niewyspana po wczoraj, więc wyjątkowo robię sobie kawę (rozpuszczalną, nie mam w domu ekspresu). W międzyczasie pisze do mnie H. jak było wczoraj, więc jej odpisuję (lakonicznie, bo sama nie wiem co myślę o wczoraj. Rzadko idę z facetem do łóżka na pierwszej randce i chociaż było ok, to mam mieszane uczucia).
10:00 Robię makijaż i jadę na konferencję. To prezentacja nowego telefonu i mam nadzieję, że dostanę coś do jedzenia (dostaję, ale najpierw odbywa się 20 przemówień). Spotykam dwie koleżanki, więc chwilę rozmawiamy o pracy, kto się gdzie przeniósł i obiecujemy się spotkać na wino w najbliższym czasie. Wracając do domu kupuję baterie (30 zł).
14:00 Jestem z powrotem w domu, kończę pisać tekst. Nadal czuję się nie wyspana po wczoraj, więc zmywam makijaż i nakładam maseczkę nawilżającą w płachcie i robię sobie zieloną herbatę. Ponieważ robię się głodna, ale zjadłam duży lunch na spotkaniu to zjadam kolację z mojej diety pudełkowej zamiast obiadu (sałatka z komosą ryżową i warzywami).
17:30 Kończę pracę. Dzisiaj siedziałam przed ekranem prawie 11 godzin, bolą mnie oczy, więc zakraplam sobie krople do oczu i zbieram się do wyjścia, bo na 18 idę na paznokcie. Od kilku lat robię sobie hybrydę, ale tym razem robię manicure tytanowy, bo podobno jest lepszy dla zniszczonych paznokci. Jest końcówka lata, więc decyduje się na bladoróżowy kolor. Płacę 140 zł.
19:00 Wracając z paznokci wchodzę do Carrefoura. Jutro spotykam się ze znajomymi i przed wyjściem planujemy spotkać się u nich w mieszkaniu, więc kupuję białe wino (40 zł) i papier toaletowy (12 zł).
20:00 Wracam do domu i zaczynam oglądać serial „Minx” na HBO. Częściowo utożsamiam się z bohaterką (dziennikarką w latach 70., która musi wyważyć treści ideologiczne i komercyjne), ale głównie oglądam dla fajnych scen z męskich rozbieranych sesji. Chciałabym mieć taką pracę. W międzyczasie dostrzegam, że G. do mnie napisał. W sumie od rana o nim nie myślałam, więc to chyba dobrze nie wróży, ale w końcu mu odpisuję. Wstępnie umawiamy się na spotkanie w przyszłym tygodniu.
22:00 Powinnam popracować nad tekstem na zlecenie, ale jestem zmęczona i w złym humorze. Czuję, że nakręcam się, więc profilaktycznie biorę kilka kropel olejku CBD. Puszczam sobie relaksacyjną muzykę i odpływam.
Dzienne wydatki: 222 zł
Dzień Piąty:
7:00 Przespałam domofon, ale na szczęście jedzenie na mnie czeka pod drzwiami. To ostatnia dostawa w tym tygodniu. W weekendy często wychodzę plus mam więcej czasu na gotowanie, więc dietę zamawiam sobie tylko w ciągu tygodnia. Staram się żyć zgodnie z zasadą 80/20 (80 proc. zdrowego trybu życia, 20 proc. przyjemności). Na śniadanie mam pastę jajeczną, chleb i warzywa. Robię sobie kawę i wychodzę na chwilę na swój balkon, aby w spokoju nacieszyć się porankiem. Mieszkam na drugim piętrze, ale mimo to dostrzegam, że sąsiadka nie posprzątała po swoim psie na naszym wewnętrznym podwórku!
8:30 Zaczynam pracę chwilę wcześniej, bo mam dzisiaj dużo rzeczy do skończenia. Lubię wchodzić w weekend z poczuciem, że nic nade mną „nie wisi”, chociaż różnie to bywa.
10:00 Wirtualne zebranie. Dostaję do napisania duży tekst, wymagający pogłębionego researchu, więc przez najbliższe 3 godziny nie wstaję sprzed laptopa.
13:15 Przychodzi kurier z książką, którą dostałam do recenzji. Skoro i tak się oderwałam od klawiatury odgrzewam sobie obiad (grillowany łosoś, marchewki, brązowy ryż) i wypijam wodę z kranu (podobno w całej Polsce woda z kranu jest zdatna do picia, chociaż trochę mi zajęło zanim się przełamałam). Jak siadam z powrotem do pisania to włącza mi się aktualizacja systemu, więc postanawiam podzwonić.
15:00 Kończę trzecią rozmowę telefoniczną dotyczącą mojego tekstu. Jestem podekscytowana tematem i rozmowami, mam nadzieję, że tekst wyjdzie jak zaplanowałam. Na razie spisuję luźne pomysły i główne punkty, które chcę zawrzeć oraz cytaty.
17:20 Wysyłam ostatniego maila i zamykam laptopa. Na 19 jestem umówiona u znajomych, którzy mieszkają w Śródmieściu, więc powinnam się zacząć szykować, ale idę na pół godzinną drzemkę.
18:30 Budzę się godzinę później, już spóźniona. Biorę szybki prysznic, myję włosy. Jest tak ciepło, że wyschną pod drodze. Zakładam czarne spodnie i czarny jedwabny top oraz lekką marynarkę. Idziemy potańczyć, więc wybieram moje ulubione kolczyki koła. Jestem lekko opalona, więc nakładam tylko primer i lekki krem BB, tuszuję rzęsy, podkreślam brwi oraz biorę ulubiony błyszczy nude. Zamawiam taksówkę (40 zł) i zabieram z lodówki wino, które wczoraj kupiłam.
20:00 Dojeżdżam do znajomych. S. i B. mieszkają w odnowionej kamienicy w Śródmieściu. K. to moja koleżanka ze studiów, pracuje w PR a jej chłopak B. jest prawnikiem. Zwykle piątkowe wieczory spędzamy u nich, bo mieszkają w idealnej lokalizacji. W środku jest już jakieś 10 osób, miej więcej nasza stała ekipa. Pijemy wino i rozmawiamy, kiedy S. i B. stukają w kieliszek i oznajmiają, że się zaręczyli! Już od jakiegoś czasu podejrzewałam, że może do tego dojść (są ze sobą 4 lata), ale to i tak niespodzianka. Zaręczyli się na wakacjach na Mykonos. Cieszę się ich szczęściem, ale i tak nie mogę zwalczyć uczucia, że wszystko się rozpada, każdy idzie do przodu, tylko ja nie wiem co zrobić ze swoim życiem.
23:00 W końcu wychodzimy do potańczyć do Rakiety. Przypadkiem spotykam mojego byłego chłopaka T. i spontanicznie (pewnie udział w tym miały 3 drinki i wiadomość o zaręczynach) zapraszam go do siebie na jutro na 18 na kolację. Oczywiście potem panikuję i spędzam z S. godzinę na omawianiu za i przeciw. Ona jest wielką romantyczką i uważa, że jesteśmy z T. bratnimi duszami, ale prawda jest taka, że mieliśmy zawsze inne priorytety i raczej nic się nie zmieniło. Postanawiam jednak zostawić ostateczną decyzję co do jutra na rano. 3 drinki (105 zł) plus taksówka (60 zł – nocna taryfa).
3:00 Zawsze zmywam makijaż, nawet o 3 w nocy. Profilaktycznie wypijam szklankę wody i ustawiam kolejną na nocnym stoliku.
Dzienne wydatki: 205 zł
Dzień Szósty:
9:00 Budzi mnie alarm w telefonie, ale nie. Wracam do spania.
10:30 Budzi mnie telefon od K., czy pamiętam że umówiłyśmy się na Targ Śniadaniowy. Hmmm, miałam nadzieję, że znowu odwoła…ale oczywiście tym razem tego nie zrobiła. I tak muszę zrobić zakupy na wieczorną kolację, więc mówię jej że będę o 12. Idę pod prysznic, zakładam białą letnią sukienkę i zabieram mój śliczny wiklinowy koszyk.
12:15 Docieram na Targ Śniadaniowy. K. czeka już na kocyku ze swoją 2-letnią córeczką L. Jestem jej ulubioną ciocią (podobno), więc dostaję porcję lepkich całusków, co jest miłe póki nie odkrywam, że zostawiła mi ślady malin na rękawie. Hmmm. Idę więc po kawę dla siebie i dla S. (30 zł) oraz po coś do jedzenia. Waham się między tostami a chilijską kanapką. W końcu biorę tost z kurczakiem i bekonem (28 zł). Smakuje pysznie, ale zastanawiam się czy warte jest to ceny, zwłaszcza że jem na trawie. Przy okazji kupuję coś na wieczór: pomidory, pyszny chleb razowy i bagietkę, ekologiczny kozi ser, wielkie oliwki, tapenadę i prosecco oraz sernik nowojorski (164 zł). Rozmawiam z K. o moich wieczornych planach i ona w odróżnieniu od S. jest sceptyczna, zwłaszcza że pamięta jak spędzała ze mną długie wieczory na rozmowach o nim po naszym zerwaniu, kiedy była w 8 miesiącu ciąży. Mamy przejść się jeszcze na plac zabaw, ale L. usypia w wózku, więc się rozstajemy. Postanawiam jeszcze pospacerować. W końcu idę na jeszcze jedną kawę do pobliskiej kawiarni (16 zł), siadam w ogródku, czytam i zastanawiam się czy popełniłam błąd zapraszając T. W międzyczasie dostaję sms-a od G. z pytaniem jak upływa mi weekend. Miłe. Czuję się trochę winna, chociaż przecież byliśmy tylko na jednej randce. Robię zdjęcie kawy i książki na Instagrama.
15:30 Wracam do domu i zaczynam sprzątać. Odkąd mieszkam sama sprzątanie nie jest takie czasochłonne, ale mimo wszystko w tygodniu prawie nic nie robię więc muszę odkurzyć, zetrzeć kurze i uporządkować kuchnię. Po chwili wahania zmieniam pościel. Przygotowuję sałatkę z pomidorów z bazylią, wrzucam oliwki i tapenadę do miseczek, kroję chleb i ser. Jak zgłodniejemy to ugotuję jeszcze makaron.
16:30 Nakładam odplamiacz na sukienkę, którą miałam na sobie rano i włączam pranie białych ubrań. Po raz kolejny biorę prysznic (jest tak ciepło) i czarną sukienkę z The Odder Side. Maluję rzęsy i lekko spryskuję się perfumami.
18:00 Sprawdzam telefon czy T. napisał…
18:15 Nadal nic.
18:30 Wysyłam smsa czy jest już w drodze. Dostaję odpowiedź, że zapomniał i żeby przełożyć na kiedy indziej. Pozwalam sobie na 15 minut wściekłości i łez, zanim mówię sobie, że już wystarczy. Nie wiem na co miałam nadzieję, zwłaszcza że nie bez powodu się rozstaliśmy. Jestem dumna z siebie, że odpisuję: Pewnie. Ale zapisuję sobie, żeby poszukać jednak psychoterapeuty.
19:00 Siedzenie samej mnie przytłacza, ale nie mam ochoty wychodzić, więc piszę do mojej sąsiadki, że mam dużo jedzenia i czy nie chce wpaść. Przebieram się w dres.
19: 30 Przychodzi Z. Zjadamy oliwki, pijemy wino, gadamy (ale nie mówię jej o T.). Włączamy sobie „The Office” by coś leciało w tle.
22:00 Idę spać, w dresie i na kanapie.
Dzienne wydatki: 226 zł
Dzień Siódmy:
8:00 Słysząc budzik zastanawiam się czemu zgodziłam się pojechać do rodziców. Ale teoretycznie spałam 10 godzin, więc nie mam wymówek i wstaję. Sprawdzam o której godzinie mam pociąg. Moi rodzice mieszkają na trasie na Łódź, więc mam dużo opcji, ale zanim dojadę na dworzec i tak zajmie mi to chwilę. Zaglądam do lodówki i został mi chleb z wczoraj, więc zjadam go z tapendą i pomidorami. Postanawiam być odpowiedzialna i robię sobie herbatę w kubku termicznym.
9:00 W drodze na dworzec kupuję bilet przez aplikację (15 zł), a na miejscu znajduję otwartą kawiarnię i kupuję różne ciastka dla rodziców (40 zł). W podróży czytam „Empuzjon” Olgi Tokarczuk, ale szybko zaczynam się po prostu patrzeć przez okno. Uwielbiam moment, kiedy miasto przechodzi w pola i lasy.
10: 30 Tata odbiera mnie z dworca samochodem i rozmawiamy po drodze trochę o pracy, ale głównie o tym jaki sobie chce kupić samochód i o tym czy ja też powinnam kupić. Obiecuje dofinansować mi zakup, ale nie wiem czy w sumie go potrzebuję. Na co dzień na pewno nie, chociaż byłoby może wygodniej. Na razie wolę zamiast płacić za benzynę, parking i ubezpieczenie odkładać na podróże.
12: 00 Pomagam mamie w przygotowaniu obiadu. Zawsze dziwi mnie jak wcześnie rodzice jedzą. Kroję z mamą warzywa i gawędzimy. Opowiadam jej o randce z G. (tę część z restauracji) i planach na kolejne spotkanie. Idziemy do ogrodu po zioła, a mama pokazuje mi co ostatnio posadziła i obiecuje dać kwiaty na drogę (nie wiem czy przetrwają podróż pociągiem).
15: 00 Po obiedzie i deserze (nasłuchałam się ile wydałam na ciastka), idziemy na spacer z ich psem. Nie mieszkam już w domu 14 lat, a psa wzięli ze schroniska jakieś 10 lat temu, ale czasem im tego zazdroszczę. Jak byłam młodsza mama jeszcze pracowała i nie chciała mieć psa. Idziemy na spacer do lasu i rozkoszuję się ciszą i spokojem. Zastanawiam się czy chciałabym wrócić do rodzinnego miasta. W trakcie pandemii na jakiś czas wprowadziłam się z powrotem, ale na dłuższą metę mieszkanie z rodzicami w tym wieku jest zbyt konfliktogenne.
18:00 Po podwieczorku, zapakowaniu słoików (konfitury i leczo) i kwiatów tata odwozi mnie na dworzec. Nie było już miejsc siedzących, jak to w niedzielę, więc stoję niemal godzinę w przejściu, przeglądając wiadomości.
20:00 W domu wstawiam kwiaty do wazonu i postanawiam jeszcze popracować nad tekstem na zlecenie. W międzyczasie myję twarz i nakładam maskę na twarz i włosy.
22:00 Biorę prysznic, zmywam kosmetyki i kładę się do łóżka. Chcę poczytać, ale zamiast tego zaczynam robić coś czego nie robiłam od roku – przeglądam Instagram T. Widzę zdjęcie z koncertu i sprawdzam wszystkie oznaczone dziewczyny. Jedna z nich z nim pracuję, więc sprawdzam jej konto (ma otwarte, ekshibicjonistka!) i mam wrażenie, że poznaję jego zegarek na zdjęciu z wakacji we Włoszech. Piszę do K., że zaczynam znowu wariować, ale mi nie odpowiada (pewnie zasnęła kładąc dzieci spać). Puszczam więc sobie ulubioną pozerwaniową playlistę na Spotify i wysyłam wiadomość do G., że cieszę się na naszą randkę w środę. Jestem okropna. Idę spać.
Dzienne wydatki: 55 zł
Podsumowanie tygodniowe wydatków: 1619 zł
Komentarz autorki: Wow, nie spodziewałam się, że tak dużo wydaję. Zwykle nie wydaję tyle na ubrania, ale akurat była świetna promocja na buty, które od dawna chciałam kupić. Wyjątkowo dużo przeznaczyłam również na taksówki. Częściej niż przyznaję nie zjadam też jedzenia w ramach diety pudełkowej.
Wysłuchała Marta Rogacewicz.
Jeśli chcesz się podzielić swoją historią, napisz do mnie na adres [email protected]. Zapewniamy anonimowość, nie podajemy Twojego imienia i nazwiska.