Niska samoocena to problem wielu. Dlaczego traktujemy siebie tak surowo? Co więcej, dlaczego oceniamy siebie na trójkę, podczas gdy inni dają mam dziesiątkę? Razem z ekspertami: psychologiem i psychoterapeutą ustalamy, jak nauczyć się oceniać siebie bez bagażu własnych lęków i złych doświadczeń.
Spis treści
Samoocena to postawa wobec samego siebie, sposób, w jaki siebie postrzegamy. Czym jest niska samoocena? Najprościej: to sytuacja, w której patrzymy na siebie zbyt surowo. Dlaczego? Tak podpowiadają nam doświadczenia z przeszłości i lęk przed oceną. – Ona ma piękny uśmiech. Najpiękniejsze włosy na świecie. Ma piękną szczerbę między jedynkami i to jest tak urocze… – psychoterapeutka Izabela Butniewicz-Folusiak z krakowskiego Instytutu Gestalt cytuje słowa ze znanej telewizyjnej reklamy. - Kobiety w tym spocie płakały ze wzruszenia, słuchając opinii o sobie wypowiadanych przez koleżanki. Ja piękna? Ja mądra? Ja wrażliwa?
Kiedy prowadzę warsztaty i szkolenia, często słyszę z ust uczestników obawę: żeby nie pochwalić się za bardzo, żeby nie wyszło, że cenię siebie nadmiernie.
"Proste zadanie: wymień kilka czynności, które robisz dobrze. Pamiętam, jak sama się wahałam, mówiąc, że jestem dobrym kierowcą. Przecież ktoś może ocenić mnie inaczej. A jeśli popełnię za kierownicą błąd?"
Lęk przed weryfikacją każe nam obniżyć sobie notę, na wszelki wypadek. Dlatego właśnie dajemy sobie trójkę, podczas gdy świat ocenia nas na dziesiątkę. Na YouTube można znaleźć zapis z eksperymentu społecznego przeprowadzonego na amerykańskim Strayer University. Studenci mieli ocenić swój życiowy sukces w skali od 0 do 10. Potem o ocenę proszono ich przyjaciół, rodziców, dzieci. I za każdym razem badani przyznawali sobie o kilka punktów mniej, niż robili to ich bliscy! Skąd ten rozdźwięk?
W Polsce tłumaczy się go często tradycyjnym przekazem: skromność jest zaletą, nie wywyższaj się. Ale to byli przecież amerykańscy studenci, różnej płci, w różnym wieku.
– Współczesny przekaz, mimo że wydaje się przeciwny, ma podobne przesłanie: tak, potrafisz sporo, ale mogłabyś być lepsza, szybsza, zgrabniejsza, skuteczniejsza, gdybyś starała się bardziej – mówi Izabela Butniewicz-Folusiak. – To skłonność do perfekcjonizmu i lęk przed krytyką sprawiają, że nasza samoocena rzadko jest trafnym odbiciem obrazu naszej osobowości.
Inni ludzie nie znają naszych lęków. Oceniają nas na podstawie realnego kontaktu z nami w konkretnej sytuacji. Rozmowy, wspólnej pracy, działania. Dlatego ich opinia bywa bardziej realistyczna. Ale przychodzi mi do głowy jeszcze inna możliwość. Dopytuję: – A może inni oceniają nas dobrze, bo po prostu nas lubią i kochają? – To tylko pokazuje, że my kochamy siebie mniej niż oni nas… – uśmiecha się psychoterapeutka.
Trudno mi uwierzyć, że ja, która znam siebie najdłużej, nie jestem ekspertem w wiedzy na swój temat. Przecież nikt poza mną nie zna moich myśli, uczuć, pragnień. – A jednak – wyjaśnia prof. Hanna Brycz, psycholog z Uniwersytetu Gdańskiego – mimo że rozległa i zróżnicowana, nasza znajomość siebie jest zniekształcona przez niedostrzeganie iluzji, jakim ulegamy, a także skryptów i stereotypów, które przyjmujemy w ocenie samego siebie.
Można powiedzieć, że patrzymy na siebie przez specjalne okulary i choć nie są one różowe, mają soczewki, które tak filtrują widok, by podtrzymywać nasze mniemanie o sobie. Nie są po to, byśmy wydawali się sobie piękniejsi i lepsi, lecz po to, żeby widzieć przez nie osobę, za którą się uważamy.
Myślimy o sobie różne rzeczy z przyzwyczajenia – dodaje Izabela Butniewicz-Folusiak.
– Budujemy wewnętrzny schemat samego siebie z tego, co o nas mówią inni i co sami w sobie dostrzegliśmy. A potem chronimy, żeby się nie rozsypał.
Wyobraźmy sobie siebie jako budowlę… z klocków. Kiedy się rodzimy, składa się z zaledwie kilku elementów. To zasadnicze, wrodzone cechy naszej osobowości. W miarę upływu czasu dorzucamy następne, niektóre wciskamy na siłę, bo wydają się mniej więcej pasować. Czasem prawie nie pamiętamy tego pierwszego kształtu naszego „ja”, ukrytego jak jądro, we wnętrzu. Jesteśmy za to gotowi bronić tych fragmentów, które od dawna do niczego nie są nam potrzebne.
– Kiedy na warsztatach robię ćwiczenie wymagające rysowania, połowa osób mówi: nie potrafię – opowiada Butniewicz-Folusiak. – To efekt szkolny: „A czemu na zielono? Dlaczego tak krzywo?” – mówiła z niezadowoleniem nauczycielka. Podobnie ze śpiewaniem, tańcem, publicznym mówieniem, fotogenicznością, zdolnościami matematycznymi.
Obrastamy młodzieńczymi uprzedzeniami i w pewnym sensie kultywujemy je, bo nadal boimy się ocen jak uczniaki. Nie przyjmujemy tego naturalnie: kiepsko rysuję, ale zrobię to, jak umiem. Czasem zauważamy, że elementy naszego obrazu siebie są sprzeczne i same siebie zmuszamy do wyboru. Przecież nie mogę być jednocześnie intro- i ekstrawertyczna. Pewna siebie i wrażliwa. Zdecyduj się, dziewczyno! Wybierz coś.
– Robimy to dla świata, żeby być łatwiejsi w obsłudze. Świat lubi klasyfikować, wkładać do szufladek. Ale sami też chcemy być jednowymiarowi, łatwi w czytaniu. W ten sposób sami domagamy się etykiet i sami odbieramy sobie przestrzeń do eksperymentowania – dodaje psychoterapeutka.
Jeśli zdecyduję, że „jestem ekstrawertyczna i już”, będę potwierdzać autostereotyp: szukać sytuacji, które go poświadczają, odrzucać to, co mu przeczy, i dziwić się, dlaczego kontakty towarzyskie nie uszczęśliwiają mnie tak, jak powinny. W ten sposób prowadzimy rodzaj autosabotażu, blokując sobie dostęp do rozumienia siebie i swoich potrzeb. Z niektórych autostereotypów mogą wyniknąć wyjątkowo niekorzystne skutki. Najpierw zakładam: nie mam natury zwycięzcy, bo nie lubię rywalizować. Wycofuję się więc. i dorzucam następne potwierdzające obraz elementy „nie jestem przebojowa”, „niewiele ode mnie zależy”. I coraz bardziej ograniczam siebie w sięganiu, tracę poczucie sprawczości w życiu. Jeśli uważam, że świat nie jest specjalnie zainteresowany moimi opiniami, z czasem przestaję je wyrażać. Nie robię wrażenia na innych – nie będę się nawet starać…
Dlaczego warto co jakiś czas spojrzeć na siebie z odmiennej perspektywy ? – To prawda, że większość etykietek przyklejają nam inni ludzie. Czasem z dobrych intencji – jak wspomina Izabela Butniewicz-Folusiak, chcąc szybko wytłumaczyć naturalny na pewnym etapie lęk dziecka przed obcymi, miała zwyczaj mówić: Córka jest nieśmiała. – Otrzeźwiło mnie, gdy usłyszałam, że ona sama tak o sobie mówi, choć to już dawno nieprawda. Opowiedziałam wtedy córce o pochodzeniu tej opinii.
1. Pierwszą drogę do samych siebie pokazują nam inni ludzie. Nie tylko obdarzają nas etykietkami, lecz także widzą w nas rzeczy, których my nie dostrzegamy. Myśleliśmy, że jesteśmy nadwrażliwi, a słyszymy: Skąd ty masz tyle asertywności? Zaskakujący komentarz może być wyzwaniem, nowym początkiem w poznawaniu siebie. Czy słowom innych warto ufać? Warto ich wysłuchać, tym bardziej że, jak pokazują badania prof. Hanny Brycz, większość ludzi (80 proc.) umie trafnie oceniać zachowania innych (dopiero w samoocenie popełniamy – równie licznie – błędy). Jak radzi Izabela Butniewicz-Folusiak, cudze opinie warto traktować jak prezenty. Dobrze jest przyjąć, obejrzeć, przymierzyć, choć niekoniecznie trzeba nosić.
2. Drugą ścieżkę wyznaczają nam nasze działania. Nie zamiary, przekonania i teorie, jakie mamy na swój temat, tylko to, co rzeczywiście robimy. Mówimy, że jesteśmy tolerancyjne, ale czy nie unikamy kontaktów z sąsiadką Ukrainką, choć nigdy z nią nie rozmawiałyśmy? Albo twierdzimy, że jesteśmy niezorganizowane, a tymczasem potrafimy godzić pracę z opieką nad dzieckiem i znaleźć czas dla starzejących się rodziców.
3. Trzecia droga prowadzi przez miłość. Przez to osławione kochanie siebie, o którym tyle słyszałyśmy, tylko jakoś nam nie wychodziło. To dlatego, że w myśleniu „pokochaj siebie” istnieje pułapka. Polega na tym, że gdy nakłaniamy się, żeby myśleć o sobie dobrze, nie patrzymy na siebie realistycznie i w głębi duszy wiemy o tym. Jak rodzice, którzy czytali, że trzeba chwalić dziecko – i chwalą za każdą postawioną kreskę, aż w końcu ono samo mówi: No co ty, mamo, nie widzisz, że się wcale nie postarałem? – Realizm miłości polega na tym, że szukamy w dziecku dobrych rzeczy do kochania. Dobrych i prawdziwych – mówi Izabela Butniewicz-Folusiak. – Kochać to znaczy patrzeć na drugą osobę oczami jej zasobów, czyli widzieć, co ma pięknego, co można rozwijać. Tak patrz na siebie.
Znany psycholog Eric Berne twierdził, że każdy z nas ma w sobie trzy stany ego: dziecko, rodzica i dorosłego. Żadnego nie można wykluczyć ani odrzucić. Co począć z cechami dorosłego, których nie umiemy w sobie pokochać? Psychoterapeutka przypomina słowa prof. Wiktora Osiatyńskiego: „Wstań rano, zrób przedziałek i odczep się od siebie”.
Popełniłaś błąd? Wyciągnij wnioski i idź dalej. Staraj się więcej rozumieć, niż oceniać. Często zapominamy, że nasze „ja” nie jest skończoną całością, lecz procesem. Choć istnieje niezmienna część w postaci temperamentu, talentów i predyspozycji, zmieniamy się przez całe życie.
– Kiedy dziecko zaczyna chodzić i się potyka, nie mówimy: O nie, fatalnie! Wiemy, że jeszcze wiele razy się potknie, ale w końcu nauczy się chodzić. Z nami jest tak samo, robimy to, co potrafimy w danej chwili. Warto mieć dla siebie trochę wyrozumiałości – dodaje psychoterapeutka.
Pytam ją jeszcze o wewnętrznego rodzica, uosobienie zasad i powinności, który często przybiera rolę uciążliwego wewnętrznego krytyka. Zrzędzi, ale czy warto go wyłączać? Czy nie jest mi trochę potrzebny ten gderacz, który stopuje mnie nieraz głosem w głowie: no, chyba się zagalopowałaś, moja droga?
– Nie trzeba traktować go jak intruza, lecz starszego przyjaciela. Podjąć rozmowę, powiedzieć mu: przestań tyle gadać, bo zanudzisz mnie na śmierć – radzi Butniewicz-Folusiak. – I nie martwić się samooceną. Wzrośnie, w miarę jak będziemy coraz lepiej poznawać i rozumieć siebie.