Umiejętność prowadzenia rozmów na błahe tematy przydaje się właściwie cały rok. Teraz zbliża się kolejny sezon towarzyski: biurowe wigilie, noworoczne imprezy, bale... Świetnie! O ile to lubisz. A co ma zrobić osoba, która niezbyt dobrze czuje się w licznym gronie i czasem samotnie podpiera ścianę? Oto towarzyska szkoła przetrwania według psycholog i psychoterapeutki Sylwii Sitkowskiej.
Spis treści
Beata nie przepada za grudniem i styczniem. Bo to czas świąt, karnawału, spotkań towarzyskich. Od dawna jako księgowa, która obsługuje kilka firm, jest zapraszana na przedświąteczne imprezy. Strasznie ją to męczy. Do każdej się przygotowywuje, ale choć przychodzi w eleganckiej kreacji, nie umie czerpać z tych spotkań radości. Dlaczego? Bo najczęściej siedzi samotnie przy stoliku sfrustrowana tym, że nie umie nawiązać znajomości. Ma wrażenie, że jest nieatrakcyjna, nieciekawa. „Jak sprawić, by ludzie bardziej mnie lubili?” – zapytała. To pytanie nurtuje wielu z nas. Na szczęście psychologia zna odpowiedź.
„No jasne, ale o czym?” – martwi się Beata. Nie najlepiej czuje się w tak zwanym small talk, czyli rozmówkach na mało ważne tematy: o pogodzie czy wyższości makowca nad sernikiem. Arthur Aron z Uniwersytetu Nowojorskiego udowodnił jednak, że to wcale nie pogaduszki o błahostkach czynią z nas osobę atrakcyjną. W swoim badaniu kazał członkom jednej grupy prowadzić „small talk” („Jak spędziłeś wakacje?”), a drugiej rozmawiać na istotne tematy („Jaka jest twoja relacja z matką?”). Członkowie drugiej grupy byli postrzegani jako bardziej interesujący! Ważne: lepiej pytać innych o zdanie, niż wygłaszać swoje opinie. Ludzie lubią mówić o ważnych dla nich kwestiach, to pobudza ich ośrodek przyjemności, jak seks i dobre jedzenie. „Mam tak z marszu zapytać kogoś, co sądzi o eutanazji?” – zastanowiła się Beata. Aż tak to nie! Trzeba stworzyć grunt do takiej rozmowy. Wystarczy jednak zaczepić rozmówcę, co sądzi o Noblu dla Olgi Tokarczuk, potem zapytać o jej książki itp. Nie warto udawać, że zgadzasz się z każdą opinią, ale im więcej będzie cię łączyć z rozmówcą, tym bardziej cię polubi.
Bardziej atrakcyjni wydają nam się altruiści, a przynajmniej ludzie uprzejmi, którzy zwracają uwagę na uczucia innych. Przeprowadzono eksperyment: pokazano badanym zdjęcia różnych osób, przy niektórych zaznaczano, że sfotografowany jest uważany za miłego człowieka. I właśnie te twarze były wskazywane jako atrakcyjne. Badani deklarowali, że chętnie pogłębiliby znajomość z „miłymi”, a nawet umówili się z nimi na randkę. Okazuje się też, że cechy naszej osobowości zostawiają ślad na fizjonomii. Twarze osób uprzejmych, radosnych, życzliwych starzeją się inaczej i pomimo zmarszczek budzą sympatię.
Jesteśmy skłonni bardziej lubić osoby, z którymi nawiązaliśmy kontakt dotykowy. W trakcie rozmowy warto w naturalny sposób dotknąć lub poklepać rozmówcę po ramieniu albo chwycić za dłoń, opowiadając coś emocjonującego. Kelnerzy, którzy przy wręczaniu rachunku muskają lekko dłoń klienta, dostają wyższe napiwki. Dlaczego to działa? Bo kontakt dotykowy rezerwujemy dla najbliższych – i automatycznie mamy wrażenie, że ktoś, kto nas dotknął, także zalicza się do tego grona.
Wykorzystaj zjawisko zwane przez psychologów efektem kameleona. W badaniach wykazano, że lubimy tych, którzy przypominają nas samych w mimice, gestach, pozie. Warto więc w trakcie rozmowy zwracać uwagę na mowę ciała partnera i trochę go „spapugować”. Gdy on robi zdziwioną minę, ty także. Gdy on ścisza głos, ty również mów ciszej. Efekt nie może być przerysowany.
Ludzie lubią komplementy. U każdej osoby można znaleźć coś, co można pochwalić. Oczywiście komplement musi być szczery. Człowiek fałszywie skomplementowany uzna to za manipulację, próbę wkupienia się w jego łaski. Idealny komplement to taki, który dobre słowa łączy z naszą oceną: „Jesteś taka kreatywna, wspaniale wymyśliłaś strój na bal maskowy. Podziwiam cię, wiesz?”. Sympatia rozmówcy gwarantowana! Uwaga, z komplementami łatwo przedobrzyć, wtedy efekt jest odwrotny do zamierzonego. Dawkuj je ostrożnie, a będą cenniejsze.
Wskaźniki poparcia dla Johna Kennedy’ego poszły w górę, gdy prezydent podjął błędną decyzję o wsparciu inwazji w Zatoce Świń. Psycholodzy przebadali ten fenomen i stwierdzili, że nie przepadamy za osobami idealnymi. Są dla nas jak wyrzut sumienia, bo my tacy nie jesteśmy. Sympatię budzi, gdy ktoś silny i kompetentny zaliczy wpadkę. Staje się przez to bardziej nam bliski. Nie ma nic zabawniejszego niż słuchanie na przyjęciu o cudzych wpadkach: jak to but nam uwiązł na lotnisku i wyłożyłyśmy się u stóp przystojnego pilota albo nie zaciągnęłyśmy ręcznego i samochód wjechał w klomb. „Jestem mistrzynią wpadek! – ucieszyła się Beata. – Wreszcie będę mogła to do czegoś wykorzystać!” Byłyśmy umówione z Beatą na kolejną sesję, ale napisała SMS, że przeprasza: chodzi z imprezy na imprezę i nie ma czasu. Nie są jej już potrzebne korepetycje z podnoszenia swojego czynnika A, czyli atrakcyjności towarzyskiej. Stała się duszą towarzystwa. Każdy może!