Mniej Polek kreśli znak krzyża, przechodząc obok kościoła. Znaczenie religii w naszym życiu spada. Czy jeśli nie po drodze nam z Kościołem, to też z Bogiem i wiarą? Jak można wypełnić pustkę po tej stracie? Z Jackiem Prusakiem, jezuitą, teologiem, psychologiem i terapeutą, rysujemy mapę polskiej sekularyzacji i zastanawiamy się nad alternatywą.
Twój STYL: Pomysł na wątek przewodni tej rozmowy pojawił się w redakcji, gdy czekaliśmy na wybór nowego papieża. Zastanawialiśmy się: czy rzeczywiście obchodzi nas, kto nim zostanie? Zdaniem księdza ten temat jeszcze nas porusza?
Ksiądz Jacek Prusak: Nie robiłbym z tego nie wiadomo czego. Fascynację budziło zawsze samo konklawe, ostatnio nakręcono nawet film o tym tytule. Myślę, że katolicy przyjmują wybory papieża w duchu wiary, a ludzie niezwiązani z Koś- ciołem patrzą na jego osobowość, przewidywane znaczenie w polityce. Kto nim zostaje, jest ważne raczej dla samego Kościoła, bo wiąże się z tym, na ile spójna z poprzednikiem będzie jego linia i czy należy się spodziewać radykalnych zmian. Reformy Franciszka budziły dużo kontrowersji i lęków. Ale już widać, że Kościół się nie cofnie, pontyfikat Leona nie zarzuci tego, co się dokonało. Mam więc wrażenie, że chrześcijanie czują się uspokojeni. Papież – bez względu na to, jaki i skąd jest – powinien gwarantować, że Kościół się nie rozbije, choć jest podatny na pęknięcia.
Słowo „sekularyzacja” musimy w Polsce traktować serio?
Musimy, bo to jest fakt. Choć istnieją różne teorie sekularyzmu. Ta, że w XXI wieku religii w przestrzeni publicznej już nie będzie, że nadchodzi śmierć Boga – się nie sprawdziła. Kolejna przewiduje, że religię wyeliminują z życia społecznego nauka i technologia. Jeśli się zachowa, to w plemiennym charakterze, bez globalnego wpływu na losy świata. W latach 50. poprzedniego wieku niektórzy uważali, że taka sytuacja nastąpi w dzisiejszych czasach. To też się nie sprawdziło. Ale jeśli przez sekularyzację rozumiemy zmniejszającą się wagę religii albo jej zanik w życiu społecznym, to widać ją w Europie i wielu innych częściach świata. Niektórzy mówią nie tyle o zaniku religii, co o jej prywatyzacji. Czyli: potrzeby duchowe nie znikną, ale ludzie nie będą szukali ich zaspokojenia w instytucjach religijnych. Jeżeli w nich pozostaną, staną się bardziej wybredni przy poszukiwaniu oferty dla siebie. Widać to w badaniach socjologów religii, np. w USA najszybciej wzrasta liczba osób, które deklarują się jako uduchowione, ale nie religijne. Czy zachowują wiarę? Zachowują coś, co mieści się w szerokim kręgu – od prawie ateizmu do „new age”. Firma badawcza Pew Research Center porównała religijność ludzi przed czterdziestką i po czterdziestce w 108 państwach na świecie i stwierdziła, że młodzi są mniej religijni niż starsi, a w prawie połowie państw nastąpił spadek religijności.
Jak jest u nas?
Rozmawiamy po wyborach prezydenckich. Z jednej strony stwierdzenie, że religia nie ma wpływu na nasze życie społeczne i polityczne, byłoby zaprzeczeniem tezy o sekularyzmie. Na wybory niewątpliwie miała. Z drugiej, obserwatorzy wskazują na rzecz w Polsce nową. Otóż młodzi Polacy to grupa, która sekularyzuje się najszybciej na świecie. Z przytoczonych badań wynika, że odsetek młodych, którzy modlą się codziennie, jest poniżej europejskiej średniej. Pomimo obecności religii w życiu publicznym i szkołach różnica religijności między młodszymi a starszymi Polkami i Polakami jest najwyraźniejsza ze 108 przebadanych państw. Mówiąc prościej, największy spadek religijności – z generacji na generację – nastąpił właśnie u nas. Poza tym religijność Polaków przed czterdziestką można określić jako „na pokaz”. Z badań wynika, że jesteśmy jedynym krajem w Europie, gdzie więcej młodych chodzi do Kościoła niż codziennie się modli. Można więc założyć, że ci młodzi modlący się Polacy działają pod „rodzicielskim przymusem” i jak tylko opuszczą rodzinne domy, odetną się od takiej pustej pobożności.
Trochę mnie dziwi, że młodzi Polacy odżegnują się od religii, którą niosą czasem na sztandarach podczas radykalnych marszów…
W naszym kraju religia jest „bardzo ważna” dla 40 proc. starszych i zaledwie dla 16 proc. młodych. To pokoleniowy spadek o 23 punkty procentowe! Młodzi mężczyźni nie są zainteresowani Kościołem, dopóki to nie usprawiedliwia ich zaangażowania politycznego, poglądów. Ale – co może ważniejsze – mamy radykalne tąpnięcie dotyczące kobiet, które dotąd najmocniej identyfikowały się z wiarą. Większość młodych Polek, zwłaszcza z wyższym wykształceniem, ma negatywny stosunek do Kościoła. Chodzi o szeroko rozumianą kwestię ich znikomej w nim obecności oraz braku zmian w sprawach dla nich ważnych.
A przecież zdawało się, że wiatr zmian powiał, gdy papież Franciszek powołał kobietę na ważne stanowisko w Watykanie – włoska zakonnica Simona Brambilla stanęła na czele dykasterii zajmującej się życiem konsekrowanym i apostolskim.
Ale na konklawe wybierającym jego następcę byli kardynałowie, którzy uważali, że to pierwsza rzecz do cofnięcia. Myślenie patriarchalne w Kościele trzyma się mocno, wizja zmian budzi lęk. Jednak moim zdaniem tego, co zrobił Franciszek, stawiając na Kościół inkluzywny i powtarzając, że on „jest kobietą”, nie da się odwrócić. A co do kobiet to problem globalny, one albo odchodzą z Kościoła, albo zmieniają denominację na inną chrześcijańską, w której mają więcej do powiedzenia.
Brutalnie trzeba stwierdzić, że Kościół sobie na to zapracował. Buntujemy się, bo wiele rzeczy nam się nie podoba. Czy bunt może być twórczy?
Bunt ma miejsce tylko w przypadku ludzi, którym zależy na tym, wobec czego protestują. Młodzież nie zwraca się przeciwko Kościołowi, np. słysząc o przypadkach nadużyć, pedofilii. Pierwszą motywacją jest to, że nie widzi w nim sensu. Więc albo nie odpowiada na ich potrzeby duchowe, albo nie opowiada się po stronie tych, których powinien ich zdaniem reprezentować.
Mamy diagnozę: co dalej? Kusi zacytować piosenkę zespołu Raz, Dwa, Trzy: Trudno nie wierzyć w nic. Żyjemy w ciężkich czasach – na czym się oprzeć, skąd brać siłę, gdzie szukać wartości? Są społeczeństwa, które dają sobie radę bez wiary?
Owszem, mamy kraje ateistyczne, ale pamiętajmy, że one, zanim takimi się stały, były religijne. Wszystkie i tak odwołują się do wartości chrześcijańskich. Cywilizacja Zachodu jest przez nie ukształtowana – prawa człowieka, równość, ochrona słabszych. Z historii nie znamy sytuacji, w której ludzie w skali globalnej skupiali się wokół idei porównywalnej do religii.
Bo co by to mogło być?
Nikt nie wie. Ateizm zinstytucjonalizowany, walczący z jakąkolwiek postacią religii się nie ostał. Ktoś powie: mamy laickie Estonię i Czechy – dobrze, ale na drugiej szali są Malta, Francja, w których katolicyzm odżywa. Zobaczmy też w jakim momencie żyjemy – w okresie antropocenu (nieoficjalna nazwa współczesnej epoki, w której człowiek znacząco wpływa na ekosystem Ziemi – red.), technologicznego przyspieszenia. Czy ludzie sobie z tym wszystkim poradzą, jeżeli zabraknie spoiwa, czegoś, co zbuduje wspólnotę? Moim zdaniem nie wystarczy świecki humanizm. Czy to może być duchowość rozumiana uniwersalnie – nie religijna? Trudno mi to sobie wyobrazić, bo nigdzie tego nie widzę. Może z wyjątkiem ciekawego zjawiska w Niemczech. Powstało tam stowarzyszenie… bezwyznaniowców.
Wyznaniem jest brak wyznania?
Tak to wygląda. Nie identyfikują się z żadną instytucją religijną, ale chcą mieć poczucie wspólnoty, strukturę. Co poza nazwą ich łączy? Może przypisywana Niemcom chęć porządkowania, systematyzowania. Ale to za mało. I mimo takich zjawisk wydaje mi się, że przyszłość świata będzie zależała od religii bardziej kontemplacyjnej, mniej instytucjonalnej, zapewniającej większe poczucie sacrum. Zgadzam się z teologiem Karlem Rahnerem mówiącym, że chrześcijaństwo w XXI wieku albo będzie mistyczne, albo nie będzie go wcale.
Co z tymi, którzy mają dość wpływu jakiejkolwiek religii na życie?
Już widać, że kiedy jej zabraknie, rodzi się populizm. Populiści wygrywają, bo obiecują to samo co wcześniej religia: opiekę, przywrócenie życiu sensu, ludzkiej godności. Tak bardzo tego chcemy, że powierzymy swoją przyszłość nawet temu, kto jest miernym człowiekiem. Coś się stało z naszą wiarą, że świat będzie kiedyś globalną wioską. Już jest, ale tylko na poziomie informacji, nie relacji. W tej kwestii stał się bardziej plemienny. Podziały między nami pojawiają się szybciej, niż zdążymy się poznać.
W takiej sytuacji może dobrym wyjściem jest postawienie na siebie. Ostatecznie mamy rozum, doświadczenie, zdolność refleksji. Może siła jest w nas?
Proszę wybaczyć, to duchowość typu wellness. Droga atrakcyjna dla bogatego człowieka Zachodu, któremu się wydaje, że żyje w bezpiecznym świecie. Co nie znaczy, że w takim podejściu nie ma sensu, ale jest ono egoistyczne. Moim zdaniem indywidualna duchowość powinna pomagać jednostkom być bardziej autonomicznymi i dojrzałymi – nie egocentrycznymi. Nie wierzę, że skierowanie ku sobie rozwiąże problemy społeczne. Nie można sprowadzać życia jedynie do redukcji osobistego stresu. Odcinać się od problemów świata w swoim duchowym spa, zamiast się z nimi mierzyć.
Czuję niepokój, gdy o tym rozmawiamy, ale może tak się dzieje, kiedy to, w co wierzyliśmy, się kruszy, a lepszej opcji nie widać. Skąd brać optymizm?
Optymista to człowiek, który zna odpowiedź, wie, co ma zrobić, tylko potrzebuje czasu. My chyba jeszcze nie wiemy, więc optymistą nie jestem, ale mam nadzieję. Pani mówi o lęku – w jakimś stopniu on jest pożądany, bo mobilizuje. Choćby do zadawania pytań, także w sferze religijnej. Religia bez pytań i wątpliwości to dogmatyzm, tego najbardziej się boję. Nie wszystko wiemy, tajemnica, niepewność wciąż istnieją. Biorąc pod uwagę złożoność świata, religia nieustannie powinna zadawać sobie pytania i szukać odpowiedzi. Nie wierzę, że nauka jest w stanie ją zastąpić. Ale religia, która będzie w opozycji do nauki – nie przetrwa. Bo przestajemy wierzyć jak kiedyś – z definicji, że tak ma być. To nie świat przestaje być religijny, tylko religia przestaje rządzić światem.
Skoro optymizm jest ryzykowny, powiedzmy o nadziei. Co może być jej źródłem?
Ja czerpię nadzieję z wiary. Zdaję sobie sprawę, że żyjemy w świecie, który zagubił bezpośrednią obecność tego, co święte. Ale nie rezygnuję z prób wychodzenia poza ludzkie poznanie. Wierzę w Sens.