Nieraz się jej wstydzimy. Tłumaczymy się znajomym: "Wiem, to tylko kot, ale...". A przecież żałoba nie jest zarezerwowana dla ludzi. Mamy prawo opłakiwać także swoich zwierzęcych przyjaciół.
Kiedy nasz ukochany berneńczyk umierał mi na rękach, zrozumiałam, co muszą czuć żołnierze, gdy podczas walki umierają ich kompani – mówi Katarzyna Pawlikowska, znana motywatorka kobiet. – Wiem, że to może brzmieć dziwnie – dodaje szybko. – Ale tak się wtedy poczułam. Moment, w którym widziałam w jego oczach miłość i to gasnące światło... To była jedna z najsmutniejszych chwil w moim życiu. Rozpaczałam bardzo długo – wspomina.
Niedługo później pojawił się Ptysiek. Nie był witany z honorami. – Trudno powiedzieć, czyja reakcja była bardziej wymierna: moja czy naszego kota, który spojrzał na nowego domownika z wyraźną pogardą – śmieje się Katarzyna. – Ja byłam w szoku, bo po dużym psie, jakim był nasz berneńczyk, czule zwany Baryłą, biszon przyniesiony przez mojego męża na rękach, wydawał się zabawką. Ale potem stał się nam wszystkim bardzo bliski. Również kotu – wspomina i kontynuuje: – Uchodzę za osobę przebojową, co jest jednak przykrywką dla dużej wrażliwości. Ptysiek to rozumiał, patrzyliśmy sobie w oczy i wszystko było jasne. Lubiliśmy się tak bardzo, że towarzyszył mi w pracy, potrafiłam wejść z nim nawet do TVN-u, gdy robiłam z tą stacją jakiś projekt – opowiada. Po kilku latach okazało się, że Ptysiek ma problem z zastawką serca. – Przez rok mieliśmy szpital w domu. Teoretycznie byliśmy przygotowani na to, że on odejdzie, ale miał w sobie tyle życia i tyle miłości. Nie spodziewaliśmy się, że to tak szybko nastąpi. Dwa lata temu, w grudniu, poczuł się bardzo źle. Przestał jeść, okazało się, że do problemów z sercem doszedł polip w nosie, który bardzo utrudniał mu oddychanie. Sprowadziliśmy aparat tlenowy, robiliśmy, co w naszej mocy, ale pani weterynarz uświadomiła nam, że nie powinniśmy przedłużać jego cierpienia. To wtedy, po uśpieniu Ptysia, jeden raz widziałam mojego męża tak zapłakanego. Łzy płynęły mu jak grochy.
Dużo czasu musiało minąć, zanim Katarzyna i jej mąż pozbierali się po stracie. – Nie widzę różnicy między żałobą po bliskiej osobie a bardzo bliskim zwierzęciu. Oczywiście ludzi brakuje nam nie tylko emocjonalnie, ale też intelektualnie, ja na przykład tęsknię za rozmowami z moją chrzestną, która zaraziła mnie miłością do opery i książek. Jednak zwierzęta dają nam czystą, bezwarunkową miłość. I coś, co można określić jako współistnienie. Gdy odchodzą, to jest otchłań rozpaczy.
Cały tekst w listopadowej PANI. Już w sprzedaży!