Małgorzata Szumowska demaskuje filmami nasze kompleksy i stereotypy. Odziera z masek. W "Sponsoringu" opisała studentki prostytutki, "W imię... " to historia miłości księdza i wiejskiego chłopaka. Nowy film "Kobieta z...", mówi o cenie, jaką płacimy za autentyczność. Małgorzata Szumowska bezkompromisowa jest też w życiu: "Udowadniam, że można robić filmy, być matką, uprawiać sport i starzeć się na własnych warunkach. Iść do przodu i robić to, co się chce".
Córka pisarki Doroty Terakowskiej i reżysera Macieja Szumowskiego, który zrobił sto filmów dokumentalnych. Rodzice prowadzili otwarty dom, jako dziecko poznała Szymborską, Miłosza. Gdy ksiądz Tischner pytał, czy wierzy w Boga, odpowiadała, że w bogów greckich. Nie ma kompleksów i niczego się nie wstydzi. Z inteligenckiego domu wyniosła wiedzę i pewność siebie, ale też zasady. Rodzice uczyli: bądź honorowa, reprezentuj coś sobą. „Moim zadaniem życiowym nie miało być zarabianie, tylko tworzenie czegoś wartościowego. Wydawało mi się, że robiąc filmy na ważne tematy, spełniam tę misję” – mówiła. Łódzka filmówka była dla Szumy (tak nazywają ją przyjaciele) szkołą przetrwania: „Coś nie wyszło, trudno, kop w d… i do przodu. Profesorowie chcieli nas nauczyć rzeczywistości kina, a to brutalny świat”. Szybko okazało się, że uczennica przerosła mistrzów. Miała 24 lata, gdy jej debiutancka "Cisza" została wpisana na listę 14 najlepszych filmów w historii łódzkiej filmówki. Otwierał ją Polański i jego "Dwóch ludzi z szafą", Szuma zamykała. "Cisza" trafiła też do oficjalnej selekcji w Cannes. Do teraz Małgorzata Szumowska zrobiła 17 filmów. Od lat pracuje z tą samą ekipą: Michał Englert, operator i reżyser, oraz montażysta Jacek Drosio. Pierwszy jest jej byłym mężem, drugi byłym partnerem i ojcem syna Macieja. Od 13 lat jej mężem jest aktor Mateusz Kościukiewicz. Małgorzata nie ukrywa, że jest trudnym materiałem na partnerkę: „Mam cechy przywódcze i niewyparzoną gębę. Jestem śmiała, bywam chamska”, przyznała lata temu. Obok Agnieszki Holland jest najbardziej znaną polską reżyserką. Amerykańska Akademia Filmowa zaprosiła ją do swojego grona (jej członkowie przyznają Oscary – red.). W marcu odebrała nagrodę FIPRESCI za całokształt twórczości. Na ekrany wchodzi właśnie jej film "Kobieta z…" w Wenecji nagrodzony długą owacją na stojąco.
Twój Styl: Zdobyłaś Złote Lwy, Srebrnego Niedźwiedzia, Orły. Kobietę z… na festiwalu w Wenecji nagrodzono 10-minutową owacją. A w marcu dostałaś prestiżową nagrodę FIPRESCI za całokształt. Czujesz spełnienie?
Nie podniecam się tym, że dostałam Lwa czy innego zwierza. Owszem, gdy odbieram nagrodę, czuję ekscytację, ale... to tylko chwila. Nazajutrz już walczę. O nowy, lepszy film, o to, żeby ten następny zobaczyło na całym świecie jeszcze więcej ludzi. Niczego się nie boję, bo nie mam nic do stracenia. Nawet jeśli się potknę, wywrócę, to trudno, może przy okazji czegoś się nauczę. Nie ma lepszej lekcji niż własne błędy. Ojciec powtarzał: „Młoda jesteś tak długo, jak długo ciekawi cię świat”.
Miał rację!
Miał. Jestem z tych, którzy lubią wszędzie wściubić nos, wszystkiego zaznać. W tym zawodzie do wszystkiego musisz dojść sama, przeżywając na własnej skórze. Dlatego robię dużo filmów. Bergman – nie porównuję się do niego – zrobił ponad 80 filmów. Nikt ich nie pamięta, znanych jest góra kilkanaście. Ostatnio byłam na kolacji z Jerzym Skolimowskim, który w pewnym momencie powiedział, że wyreżyserował 17 filmów, a skończył 85 lat. Ja 12, a skończyłam 50. Zażartowałam, że chyba robię za dużo. A potem sobie przypomniałam, że Jerzy miał 20 lat przerwy, kiedy zajął się malarstwem.
Rozmawiając przy kolacji z legendą kina, można się czegoś nauczyć?
Oczywiście. Z Jerzym znamy się od lat. Uwielbiam z nim rozmawiać. Bardzo lubię autorytety: Skolimowski, Warlikowski, Holland. W młodości moim mistrzem był Jerzy Has. Nauczył mnie wszystkiego. Przede wszystkim dał mi możliwość zrobienia debiutu w studiu filmowym Indeks, tam powstał Szczęśliwy człowiek. Uważał, że jestem bardzo zdolna. Ciągle powtarzał, że poza talentem liczy się upór i wytrwałość. To zawód dla silnych osób i trzeba być ze stali. Uwielbiałam go. Uważam, że dobrze przygotował mnie do drogi filmowej, nie patrząc na to, że jestem kobietą. Lubię spotykać na swojej drodze osoby, które mają wielki talent albo wielką osobowość. A najlepiej jedno i drugie. Garściami czerpię z doświadczeń ludzi, którzy przeżyli coś wyjątkowego.
Co zawdzięczasz jedynej kobiecie w tym gronie – Agnieszce Holland?
Kiedy zobaczyłam "Kobietę samotną", postanowiłam zostać reżyserką! Moment, gdy wręczałam Agnieszce Orła za "Zieloną granicę", był dla mnie symboliczny. Zawdzięczam jej odwagę cywilną, choć nie jestem osobą, która udziela się społecznie. Nie potrafię identyfikować się z jedną ideą czy grupą. Jestem przekorna. Tę cechę odziedziczyłam po ojcu. Obserwując biografię Agnieszki, podziwiam ją za upór, bezkompromisowość. Jej pierwszej udało się przebić w zdominowanym przez mężczyzn zawodzie. W zespole filmowym X była najważniejszą osobą obok Wajdy, ma silniejszą osobowość od większości mężczyzn.
Nikogo się nie boi, zawsze idzie własną drogą. Wciąż jest głodna robienia filmów. Ale w moim życiu zawsze było dużo męskich idoli. Wychowałam się na teatrze Krzyśka Warlikowskiego i Krystiana Lupy, na tym typie wrażliwości i metafizyki, o którą tak trudno w kinie. Spektakle Krzyśka Warlikowskiego mnie ukształtowały, podobnie jak jego trupa teatralna. Maję Ostaszewską, Maćka Stuhra, Małgorzatę Hajewską-Krzysztofik, Andrzeja Chyrę czy męża Mateusza... wyciągnęłam z jego teatru, lubię z nimi pracować. Myślałam o tym ostatnio, bo teraz jestem otoczona młodymi ludźmi, którym to ja przekazuję wiedzę. Koło się domyka.
Jacy są ci młodzi?
Chcą wszystko budować na swoich zasadach. Nie mają wiedzy klasycznej. Stoi przede mną 27-letnia absolwentka filmówki, ja coś opowiadam: „Kantor to, Hasior tamto, Komeda, Lupa, Has…”, i po jej minie widzę, że ona nie ma pojęcia, o kim ja mówię! Nic. Byłam w szoku. Na początku się wkurzałam, strasznie krzyczałam: „Jak możesz nic nie wiedzieć o sztuce!”, ale odpuściłam. Świat się zmienia – na dobre i na złe. Jest po prostu inny. Nie ma sensu się na to obrażać. Młodzi mają innego typu wiedzę. Dla nich często punktem odniesienia są rzeczy, których nie znam. Siedząc 25 lat temu na słynnych schodach filmówki, marzyliśmy o kinie autorskim i Złotych Palmach w Cannes, Niedźwiedziach w Berlinie i Lwach w Wenecji. Kolega, nie zdradzę nazwiska, który marzył o Hollywood, był obiektem żartów. Byliśmy bardzo radykalni i ambitni.
Przywilej młodości. Czujesz się niezniszczalna?
Tak, ale to poczucie niezniszczalności wynika z tego, że bardzo dbam o siebie. Od sześciu lat pływam, podnoszę ciężary. Jestem fanką surfingu. Cztery razy w roku serfuję na Wyspach Kanaryjskich. Codziennie uprawiam sport nie dla zabawy, tylko na serio. To ma największy wpływ na moją osobowość. Na spotkanie z tobą przyszłam prosto z pływalni. Przepłynęłam trzy kilometry, bardzo szybko. Moja trenerka Agata Korć, mistrzyni Polski w sprincie, dużo ode mnie wymaga. Chce, żebym popłynęła 50 metrów delfinem w kategorii wiekowej 50–54 na zawodach pływackich Masters. Ciężary, które podnoszę, ważą… więcej ode mnie. I bardzo to lubię.
Znamy się tyle lat, a zawsze mnie zaskakujesz!
Sama nie rozumiałam, skąd nagle uruchomiła się we mnie ta potrzeba sportu. Dopiero niedawno dotarło do mnie, że mój dziadek i ojciec byli sportowcami. Dziadek, kapitan armii Andersa, w szkole oficerskiej w Komorowie wychował dwa pokolenia oficerów i uczył ich WF-u. Ojciec, dziennikarz, był płetwonurkiem amatorem, tenisistą i prowadził drużynę piłkarską. Mam sport w genach. Jako dziecko pływałam krótko zawodowo, ale potem wymazałam to z pamięci. Teraz traktuję sport na poważnie. Ludzie często pytają, jak znajduję na to czas. Znajduję, bo sport jest dla mnie priorytetem. Umiem ustawić cały dzień pod poranny trening. Zdjęcia z treningów na Instagramie są lubiane. Po to między innymi go założyłam, żeby kobiety w moim wieku miały jakiś rodzaj supportu. W Polsce nie ma kultu naturalności, nawet wzorców. Jesteśmy zapatrzeni w Hollywood, gdzie pościg za wieczną młodością odbywa się za pomocą radykalnych środków. Chcę udowodnić, że w naszym kraju można być kobietą dojrzałą, matką, robić filmy, uprawiać sport i starzeć się na własnych warunkach. Jestem przeciwniczką ageizmu. Uważam, że zawsze można iść do przodu i robić to, co się chce, niezależnie od tego, jak cię oceniają inni.
Cały wywiad można przeczytać w majowym wydaniu Twojego STYL-u.