Mateusz Kościukiewicz to aktor niestereotypowy, mężczyzna świadomy siebie. Wiele w nim kontrastów. Tu szacunek dla tradycji, tam skłonność do rebelii. Ojciec wpoił mu etos pracy, gdy razem dbali o gospodarstwo pod Nowym Tomyślem. Ale Mateusza Kościukiewicza ekscytowała bardziej poezja Rafała Wojaczka i bunt. Kusił świat. Chciał sprawdzić, co jest możliwe. Okazało się, że więcej, niż się spodziewał. Jego droga do dorosłości była kręta i ekscytująca. Ale może nie mogła być inna, by znalazł się tam, gdzie dziś jest...
Mateusz Kościukiewicz w krakowskiej szkole teatralnej studiował siedem lat, nie zdobył jednak dyplomu, bo pociągał go bunt, szukał pomysłu na siebie. Aspirował do legendarnego Klubu 27 – Jimi Hendrix, Janis Joplin, Jim Morrison, legendarnych artystów, którzy, niestety niedługo, żyli sztuką. Chciał być jak oni, legendą. Po latach powie: „Młodych ludzi fascynują upadłe anioły”. W wieku 22 lat dostał główną rolę we Wszystko, co kocham Jacka Borcucha, filmie pokoleniowym. Rok później związał się z reżyserką Małgorzatą Szumowską, mimo różnicy wieku są trwałym małżeństwem. „Żona wybiła mi z głowy głupoty. Dzięki niej obudziłem się do dorosłości, dojrzałem”. Mateusz ma za sobą ponad 40 ról. Krytycy piszą: „Kościukiewicz zadziwia intensywnością gry. Energia i wrażliwość, którą emanuje na ekranie, nadają jego bohaterom rzadko spotykaną wiarygodność”. Do kin wchodzi film "Uśmiech losu" Andrzeja Jakimowskiego. Osadzona w scenerii greckiej wyspy Nisiros opowieść o poszukiwaniu szczęścia, miłości i swojego miejsca na Ziemi.
"Twój STYL": Ciekawa jest dwoistość pana natury: pragmatyzm, szacunek dla prostej pracy, a równocześnie artystyczna, rebeliancka dusza. Po co było się tak buntować?
Z dzisiejszej perspektywy wydaje mi się, że chodziło o ryzyko. Co było wspólną cechą największych rebeliantów? Umierali młodo. Ale ideą było to, że nie bali się ryzykować i poświęcić wartości najwyższej – życia. Niemożność udźwignięcia swojej wrażliwości i cierpienia była dla mnie cholernie ekscytująca. Młodych ludzi często podniecają upadłe anioły. Byłem święcie przekonany, że nie dożyję 27. roku życia, jak członkowie legendarnego Klub 27 – Jimi Hendrix, Janis Joplin, Jim Morrison, Kurt Cobain, którzy oddali życie na ołtarzu sztuki. Dziś mamy wojennych bohaterów. Nasi bracia Ukraińcy codziennie umierają na froncie. Nie boją się oddać życia dla wyższej idei: niepodległości swojego kraju. Wolności.
Młody Mateusz też chciał zostać romantycznym bohaterem?
Teraz rozumiem, że nie potrafiłem zaakceptować faktu, że jestem... po prostu zwyczajny. Wolałem wierzyć, że zostanę legendą, oszukiwałem się. Jednocześnie zależało mi na tym, by być świetnym aktorem. Grałem w filmach od 20. roku życia. Wiedziałem, że jeśli mam grać dobrze i być przekonujący, muszę wierzyć w to, co gram. Tylko wtedy uwierzą mi inni. Uprawiałem więc na sobie jakiś rodzaj hipnoterapii. Trenowałem różne role w życiu prywatnym, żeby być lepszym w rolach zawodowych. Na szczęście uświadomiłem sobie, że można być dobrym aktorem, będąc zwyczajnym facetem.
Co było momentem przełomowym?
Spotkanie mojej Małgosi. Żona wybiła mi z głowy głupoty.
Co ma pan na myśli?
Małżeństwo, ojcostwo zmieniają perspektywę. Uświadomiłem sobie, że mam przed sobą nie tylko kolejny tydzień, miesiąc czy rok własnego życia, ale też całe życie osoby, którą kocham, na której mi zależy. I to życie jest dla mnie tak samo cenne, jak moje własne. W takich chwilach człowiek budzi się ze swoich fantazji i zaczyna twardo stąpać po ziemi.
Pana bohater w "Uśmiechu losu" po śmierci rodziców zostaje sam i musi odpowiedzieć sobie na pytanie: co dalej? Wchodząc w tę postać, musiał pan i siebie zapytać, co w życiu jest najważniejsze.
Obcowanie ze śmiercią to fundamentalne doświadczenie. Rodzaj wstrząsu, który przywraca nas do sensu istnienia. Mój bohater przybywa na małą grecką wulkaniczną wyspę. Po zmarłym stryju odziedziczył kamienny szałas i położone w cieniu wulkanu pole. I w takiej scenerii zakochuje się w lokalnej dziewczynie. Miłość jest rodzajem magii. Nagle człowiekowi odejmuje rozum. Wystarczy jedno spojrzenie i... odlatujesz w kosmos. Nic innego się nie liczy, tylko ta jedna osoba. Abstrakcyjny, szalony stan. Na drugim biegunie jest śmierć. Odejście rodziców diametralnie zmienia jego spojrzenie na świat.
Może odnajdzie sens życia w miłości? Pana miłość uratowała i ukształtowała.
Taka karma, zawsze ratują mnie kobiety. Urodziłem się z wgłobieniem jelit, ale po porodzie nie było objawów, więc nikt się nie zorientował. Choroba ujawniła się nagle, po kilku tygodniach. Mama biegiem zaniosła mnie wtedy na rękach do szpitala, w którym pracowała. Byłem w stanie agonalnym. Lekarze i pielęgniarki, którzy walczyli o moje życie, w kolejnych latach zostali ciotkami i wujkami. Żyliśmy jak wielka rodzina. Gdy byłem nastolatkiem, na mojej drodze stanęła Renata Śmiertelna. Jest dla wszystkich w moim regionie wielkim autorytetem. Podsunęła mi wiersz i kazała przeczytać na głos. Przeczytałem… i ten jeden wiersz zmienił wszystko. Ona dała mi szansę na inne życie, a ja w niej zobaczyłem nadzieję. Renata stoi za tym, że zostałem aktorem. Jestem szczęśliwy, że mam pracę, którą uwielbiam, która jest moją pasją. Balans między pracą zawodową a życiem rodzinnym jest moim fundamentem.
Cały wywiad do przeczytania w grudniowym wydaniu Twojego STYLu.