Wywiad

Mateusz Kościukiewicz: " Jestem radykałem. Radykalizm jest teraz jedynym sensownym systemem intelektualnym"

Mateusz Kościukiewicz: " Jestem radykałem. Radykalizm jest teraz jedynym sensownym systemem intelektualnym"
Fot. East News

Mateusz Kościukiewicz: Jak wychowuje swoje dzieci? Dlaczego chciałby, żeby rząd tworzyli ludzie przed trzydziestką? O tym wszystkim rozmawiamy z aktorem, którego widzowie znają z filmów "IO" Jerzego Skolimowskiego czy "Twarz" Małgorzaty Szumowskiej, która jest jego żoną.

Mateusz Kościukiewicz o roli w filmie "IO"

PANI: Rola w „IO” jest pewnie dla ciebie jedną z ważniejszych. Co jest istotniejsze: nagroda jury w Cannes czy ekologiczne przesłanie filmu?

Mateusz Kościukiewicz: Przede wszystkim to, że „IO” zrobił Jerzy Skolimowski, z którym łączy mnie wieloletnia przyjaźń. Dla mnie on jest legendą, czekam już, żeby zabrał się do kolejnego projektu, i mam nadzieję, że o mnie pomyśli, pisząc scenariusz. Bo praca z nim jest niesamowita, zawsze czeka cię jakieś zaskoczenie, a na planie obecna jest nutka szaleństwa. 

Henry Mance pisze w głośnej książce „Jak kochać zwierzęta w świecie człowieka”, że dużo uwagi poświęcamy psom czy kotom, ale los zwierząt zagrodowych jest nam obojętny. Widać to w „IO”, którego bohaterem jest fatalnie traktowany przez ludzi osiołek.

Ja akurat patrzę na to z nieco innej perspektywy, bo moja rodzina miała gospodarstwo rolne, więc dla mnie obecność krów czy świń jest naturalna. Jednak kiedyś nie było takiego wolumenu zwierząt – dziś na farmach hoduje się ich kilkaset, a w czasach mojej młodości kilkanaście i gospodarz miał do nich indywidualny stosunek. Gdy musiał się z nimi pożegnać przy okazji uboju, było to może nie jak rozstanie z członkiem rodziny, ale na pewno wiązało się z tym wydarzeniem znacznie więcej emocji niż teraz. A wracając do filmu „IO”, dla mnie jego największą siłą jest forma. To niezwykłe, że Skolimowski, reżyser doświadczony i dojrzały, robi film tak eksperymentalny i ryzykowny na poziomie realizacji. Że daje nam obraz wstrząsający, który przeprowadza na widowni terapię szokową. Bo jeśli chodzi o ekologię, to już jest jedyna forma wypowiedzi, jaka nam została – wszystkie inne są zbyt łagodne. Ty mnie pytasz, czy przesłanie tego filmu jest dla mnie ważne, a ja martwię się, że tylko jakiś tam odsetek ludzi może pojąć, w jakim kierunku prowadzi nas obecny styl życia, czyli konsumpcjonizm i globalizacja. Wiele światłych umysłów swoich epok marzyło o dożyciu końca świata - my jako pierwsi mamy szansę go doświadczyć. Musimy dyscyplinować siebie i swoje otoczenie, a u każdego, kto zobaczy „IO”, uruchomi się pewien proces i gdyby obejrzano go masowo, dużo by się zmieniło.

Uczysz dzieci, by żyły ekologicznie?

Jest na odwrót. To syn i córka mnie uczą, bo sami dowiadują się tego dzięki nowoczesnej edukacji.

Czego cię uczą?

Ograniczania swoich potrzeb, oszczędności, segregacji śmieci. Nie pozwalają lać wody z kranu dłużej niże parę sekund. Uświadamiają, że nawet mała rzecz robiona dla środowiska przynosi efekt. Staram się żyć tak, żeby nie psuć, a jeśli mogę, to też naprawiać, choć jestem introwertykiem i raczej nie udzielam się społecznie.

 
 
 
 
 
Wyświetl ten post na Instagramie
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 

Post udostępniony przez Małgorzata Szumowska (@szumowska.m)

Jak się odnalazłeś w roli kierowcy tira?

Dostałem dość nietypowe zadanie, bo Jerzy poprosił, żebym zrobił prawo jazdy na samochody ciężarowe. Miałem na to kilkanaście tygodni. Nie jest to może teoria kwantowa, ale nie było łatwo. To kolejna umiejętność z katalogu tych dziwnych, przyswajanych nieraz przy okazji grania w filmach. Ale to, że nauczyłem się prowadzić tira, już dużo wniosło do pracy nad rolą, czułem się osadzony w nowej sytuacji.

Twoja rola akurat tego nie wymaga, ale może miałeś okazję spędzić trochę czasu z grającymi w filmie osiołkami? Dało ci to do myślenia?

Kiedy zaczynałem karierę, jeden z moich doświadczonych kolegów powiedział mi: „Mateusz, pamiętaj: zero zwierząt, zero dzieci, nie pij, nie jedz, nie pal, nie ruszaj się, najlepiej nie rób nic, tylko graj”. Tu nie mogło być bez zwierząt, bo one przebywały na planie i nie były rekwizytami – były w pionie aktorskim, i to na samym szczycie. Mam jedną scenę, w której wprowadzam osiołka do samochodu, obok byli ludzie do pomocy. Najważniejsze, żeby być wobec zwierząt stanowczym. One muszą czuć, że panujesz nad sytuacją, nie mogą się denerwować. Jeśli zaczną się bać, napotkasz trudności, stąd też słowa mojego kolegi – gdy na planie uwaga przenosi się z ciebie na coś innego, np. na występujące w produkcji zwierzęta, robi się ciężko. Trzeba więc stworzyć im przyjazne środowisko pracy, żeby mogły jak najszybciej odegrać swoje role i mieć wolne.

 

 

Mateusz Kościukiewicz zagrał w filmie "Orzeł. Ostatni patrol"

W październiku zobaczymy cię w kolejnej głośnej produkcji. Słyszałam, że „Orzeł. Ostatni patrol” Jacka Bławuta to film, który bardzo lubisz.

Plan filmowy jest dla mnie drugim domem i kluczowym momentem pracy, choć ekscytujące są też etapy przedprodukcyjny i postprodukcyjny. Ale plan to jest esencja i kto go nie zaznał, ten nie wie, czym jest życie filmowca. A jest to życie wagabundy, człowieka z marginesu – życie, o którym zawsze marzyłem. Plan to też tworzenie pewnej grupy. I dla mnie od tematu i efektu końcowego zawsze ważniejsze jest, kogo poznałem, jaka była atmosfera podczas zdjęć, jakie zdobyłem doświadczenia.

„Orzeł…” opowiada o wydarzeniach drugiej wojny światowej, a ty grasz bohaterskiego porucznika Andrzeja Piaseckiego. Czy myślałeś, co byś zrobił, gdybyś znalazł się na jego miejscu?

Ale ja jestem aktorem, nie żołnierzem. Co oczywiście nie oznacza, że nie mogę być wojownikiem.

Zastanawiałeś się, co byś zrobił, gdyby wojna w Ukrainie dotarła do nas?

Gdy ktoś zamiast zapukać do twoich drzwi i zapytać, czy może pożyczyć trochę cukru, wyważa je, po czym okrada cię i morduje twoją rodzinę, wybór jest prosty. Podczas wojny ludźmi kierują różne mechanizmy. Niektórzy zamieniają się w bestie, inni w bohaterów. Ludzie zmuszeni do tego, by stać się zwierzętami, również dotykają pewnych aspektów istnienia niedostępnych na co dzień. Wszyscy świadkowie ekstremalnych sytuacji mówią, że to one definiują nas na nowo – to wtedy wychodzi z nas czysta prawda. I trudno to oceniać. Film woli bohaterów, pod względem zawodowym mam więc doświadczenia bohaterskie, a w życiu prywatnym naczytałem się wielu relacji o aktorach zmuszonych do wejścia w inną rolę podczas wojny i jeśli mam być szczery, wolałbym pozostać przy filmach. Wolałbym, żeby wojna do nas nie dotarła.

Chyba jak każdy z nas.

Nie, niektórzy chcieliby się z nią zmierzyć, ale wojna zmienia na zawsze, już nigdy nie będziemy tacy sami, jeśli jej zaznamy. My sobie teraz rozmawiamy w kawiarni, na poziomie filozoficznym i to jest dla nas abstrakcyjne. Mimo że mamy swoją pamięć zbiorową. Wielu ludzi na Zachodzie było zaskoczonych bestialstwem Rosjan, a dla nas to nie jest nic nowego, mogliśmy się tego spodziewać. Choć warto zrozumieć, że tak jak w Rosji są ogromne przestrzenie, tak ogromne przestrzenie są między tymi, którzy mordują Ukraińców, i tymi, którzy sami byli mordowani, niszczeni we własnym kraju.

„Orzeł…” to film wojenny, czyli jak to się często zakłada, bardziej dla mężczyzn…

Nie zgodzę się. To jest film poetycki, a poezja nie ma w sobie natury seksualnej, ma aspekt hermafrodytyczny, choć może to też zbyt konserwatywne określenie, bo my nie jesteśmy obupłciowi, tylko wielopłciowi. Natomiast „Orzeł…” nie jest filmem o wojnie, to raczej metafora – jesteśmy na łodzi podwodnej, czyli zamknięci w puszce, kompletnie odcięci od świata, ale nie sami, bo mamy siebie nawzajem. Ta produkcja ma moim zdaniem potencjał przyciągnięcia widzów z powrotem do kin na polskie filmy, a przypomnę ci, że przed pandemią sprzedawało się ponad 20 milionów biletów na polskie filmy i mieliśmy jedną z największych widowni w Europie w stosunku do liczebności społeczeństwa. Bardzo nas to nakręcało. Ja akurat wyspecjalizowałem się w produkcjach, które nie trafiały do szerokiej widowni, za to wzbudzały dyskusję. Jestem radykałem. Uważam, że radykalizm jest teraz jedynym sensownym systemem intelektualnym. Dziś nie ma miejsca na środek.

 

 

Filmy z udziałem Mateusza Kościukiewicza

Słucham cię i tym bardziej dziwię się, że zagrałeś też ostatnio w komedii romantycznej.

To dla mnie również było zaskoczeniem. Kiedy Tomasz Konecki, reżyser „Gorzko, gorzko”, zadzwonił do mnie, zapytałem, czy jest pewny, że wykręcił dobry numer. A potem zapytałem, czy producent i dystrybutor wiedzą, że chce mnie zatrudnić. Powiedział, że ten projekt ma sens tylko ze mną na pokładzie. Nie tyle podziałało to na moje ego, ile poczułem odpowiedzialność za powstanie filmu. Przeczytałem scenariusz, Tomek wyjaśnił, czego ode mnie oczekuje, i nie miałem dylematów – to była prosta decyzja. Uznałem, że choć dostanę zadanie, jakiego wcześniej nie wykonywałem, uda mi się dostarczyć, co trzeba. Celowo używam słowa „dostarczyć” – metodyka anglosaska ma ciekawe, usługowe określenie, że aktor, jak kurier, ma dostarczyć rolę. A nie jest to łatwe, bo gatunki mają swoje wymagania. Wydawałoby się, że w przypadku komedii romantycznej już nic nowego nie da się zrobić, Tomek natomiast pokazał, że wystarczy mniej szablonowa obsada, by otworzyć inną furtkę w tym gatunku.

Ty też bawiłeś się konwencją, pisząc razem z Maciejem Bochniakiem scenariusz do „Magnezji”.

Naszą ideą było odwrócenie gatunku, jakim jest western, bo akcja „Magnezji” toczy się na Dzikim Wschodzie. To jest eastern. Chodziło też o to, żeby sfeminizować te głęboko zmaskulinizowane schematy – żeby z wielkimi giwerami chodziły kobiety i żeby to one rządziły światem, nie mężczyźni. Mamy w Polsce wspaniałe aktorki, chcieliśmy, żeby dostały role na miarę swoich talentów.

Mateusz Kościukiewicz o prawach kobiet

Prawa kobiet są dla ciebie ważne?

Oczywiście, chociażby nierówne płace to jest skandal. Potrzebne są zmiany systemowe w każdym aspekcie. Jestem za parytetami, choć mówi się, że może nie być dość specjalistek w danej dziedzinie, żeby utrzymać parytet, ale na tym polega parytet, żeby wymusić zmiany odgórnie i za jakiś czas, nie natychmiast. A tymczasem my się cofamy, robimy polityczną woltę w stronę lat 60. Kompletne oderwanie od rzeczywistości klasy politycznej nasila polaryzację, ale nie taką, jak się zazwyczaj przyjmuje, czyli lewica kontra prawica, tylko politycy kontra reszta społeczeństwa. Bo politycy, zarówno z lewa, jak też z prawa, żyją w swojej bańce. Poznałem ich wielu, oni mają swoje środowisko, swoje szkoły, osobny system, w którym nie ma dla nas miejsca. Wielkie rewolucje pokazały, czym to się może dla nich skończyć, i mieliśmy już pierwsze sygnały – zamach na Pawła Adamowicza, a wcześniej morderstwo Marka Rosiaka.

Widzisz jakąś szansę na zmianę?

Musimy zaangażować się i odzyskać wpływ na to, co dzieje się z naszym państwem. Trzeba znieść próg wyborczy i zróżnicować asortyment partii politycznych – zapewniam cię, że już ta jedna reforma pozwoliłaby dojść do głosu partiom, które może reprezentowałyby niszowy elektorat, ale miałyby wpływ na to, co się dzieje. Dla mnie jest też śmieszne, że o ludziach młodych decydują ci, którzy nie mają pojęcia, czym jest internet i współczesna rzeczywistość. Jeśli powstałoby ugrupowanie ludzi młodych, uzyskałoby ogromne poparcie. A myślę, że minister mający np. 28 lat to gwarancja innej jakości języka politycznego. Młodzi ludzie mają dziś wielki zapał do zmieniania świata.

 

 

Mateusz Kościukiewicz o tym, jak wychowuje dzieci

Sam kształtujesz młodych ludzi, bo masz w domu nastolatka i 10-latkę. Co chcesz im przekazać?

Największym błędem wychowawczym jest traktowanie dzieci jak idiotów i niedocenianie ich roli w rodzinie. Wierzę, że my, dorośli, powinniśmy nie tyle podporządkowywać sobie dzieci, ile dawać przykład swoimi postawami. Tymczasem oczekiwanie posłuszeństwa jest też problemem systemu edukacyjnego, który wciąż zakłada, że człowieka trzeba zmusić do czegoś, wytresować w nim pewne zachowania, zamiast pozwolić mu rozwinąć skrzydła w sposób przeznaczony tylko dla niego. Szkolnictwo idzie w fatalnym kierunku – w kierunku upokorzenia. A ludzie pokorni idą grzecznie w szeregu i dopiero w ostatniej chwili orientują się, że nadchodzi koniec. Ludzie niepokorni starają się wyjrzeć z szeregu i zobaczyć, co ich czeka, patrzą też wstecz, wyciągając wnioski. Ja staram się namówić moje dzieci, by pielęgnowały w sobie niezależność, bo ona daje wolność. Niezależność jest elementem życia, bez którego nie ma wolności.

Twoja żona, Małgorzata Szumowska, pytana, co robi dla swoich dzieci, mówi: „Jestem szczęśliwa”. Też tak to widzisz?

Tak, bo właśnie to daje dzieciom niezależność, o której mówiłem, a niezależność może doprowadzić cię do wewnętrznego szczęścia. Pozwala uniknąć frustracji, sprawi, że nie przytłamsi cię rzeczywistość, która jest szczególnie obciążająca dla młodych. Oni są dziś narażeni na bardzo destrukcyjne bodźce, ich wirtualny świat jest przytłaczający. Najpierw powinni nauczyć się niezależności, a potem indywidualizmu. Bo jeśli najpierw nauczą się indywidualizmu, a nie niezależności, ich indywidualizm będzie służył czyimś celom. A chodzi o to, by o sobie stanowić i nie poddawać się sugestiom innych.

 
 
 
 
 
Wyświetl ten post na Instagramie
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 

Post udostępniony przez Małgorzata Szumowska (@szumowska.m)

Kim jest Mateusz Kościukiewicz?

Mateusz Kościukiewicz - Rocznik 1986. Po raz pierwszy zrobiło się o nim głośno w 2010 r. po występie we „Wszystko, co kocham” Jacka Borcucha. Kolejną ważną rolę zagrał w „Matce Teresie od kotów” – dostał za nią nagrodę im. Zbyszka Cybulskiego. Na koncie ma też inne ważne wyróżnienia, m.in. Shooting Star przyznawaną najbardziej obiecującym europejskim aktorom. Starannie dobiera role, lubi, by filmy, w których gra, wywoływały dyskusję jak „W imię…” i „Twarz” Małgorzaty Szumowskiej. Nieraz grywa za granicą – wystąpił m.in. w głównej roli we włosko-niemieckim serialu „Na imię miał Franciszek”, w którym partnerował mu Rutger Hauer. Współautor scenariuszy (z Maciejem Bochniakiem) do filmów „Disco polo” i „Magnezja”.

Prywatnie mąż Małgorzaty Szumowskiej. Razem wychowują Alinę i Macieja, syna Małgorzaty z poprzedniego związku.

Tekst ukazał się w magazynie PANI nr 09/2022
Więcej na twojstyl.pl

Zobacz również