Pieniądze zmieniają życie. Często in plus - wzmacniają ambicję i dążenie do osiągania celów, dają nam poczucie sprawczości i skuteczności, mogą wspierać dobre inicjatywy i samoocenę. Niestety, potrafią też umacniać narcyzm i cynizm.
Kiedyś mieliśmy tylko siebie, a jednak czułam się bogatsza niż teraz. Dwa pokoje w bloku z wielkiej płyty, proste posiłki, za to pełne miłości spojrzenia, ogromna wiara w siebie i wspólne marzenia – to był nasz majątek.
Gdy pojawiły się dzieci, ja poświęciłam się opiece nad nimi, a Adam skoncentrował się na rozwoju firmy i zarabianiu pieniędzy. Przy trójce dzieci sporo ich potrzeba. Rozumiałam, że sukces zawodowy sam się nie osiągnie, ale czasami czułam się jak samotna matka. Stać nas było na dwa samochody, na wyjazdy dwa razy w roku, na droższe zajęcia dodatkowe dla dzieci, jak jazda konna czy tenis, na dom z ogrodem… Ale to ja nadzorowałam jego budowę. To ja byłam głową rodziny, to ja podejmowałam decyzje tyczące dzieci, zakupów, remontów, porządków, wynajmów, urlopów, świąt, wszystkiego. Adam po prostu się zgadzał na moje propozycje i ustalenia, co nie znaczy, że uczestniczył w tym, co zaplanowałam. Pamiętam wakacje bez niego. Pamiętam święta, które go ominęły. Pamiętam, jak dzieci żartowały, że chyba zaczną mówić do ojca „wujku”, tak rzadko go widują…
Nie pamiętam jednego momentu, w którym mój mąż się zmienił. To stawało się stopniowo, w miarę jak nasza sytuacja finansowa się poprawiała. Mogłam zrozumieć jego pragnienie życia w luksusie, ale on stał się po prostu snobem. Chciał najlepszych marek, najmodniejszych gadżetów, ubrań i samochodów z najnowszych kolekcji.
– Nasz status tego wymaga – kwitował. – Jak cię widzą, tak cię piszą.
Odkąd Adam delegował swoją pracę na innych i częściej bywał w domu, miał niby czas na wspólne wyjazdy, na spotkanie ze znajomymi, ale… Skończyły się wyprawy na Kaszuby albo w Pieniny. Teraz musieliśmy bywać, pokazywać się w ekskluzywnych miejscach, by podtrzymywać prestiż. Mąż wtrącał się też w moje kompetencje, na przykład zarządzając zbędny remont kuchni, tylko po to, by zatrudnić modnego architekta wnętrz, nieważne, że polecany przez niego styl w ogóle mi się nie podał. Narzucał naszym dzieciom wybór studiów, bo taka polonistyka czy etnografia do niczego im się nie przyda, co innego ekonomia albo prawo.
A najgorsze, że "wyrósł" z naszych dawnych przyjaciół, jak z przestarzałych ubrań. "Nieudacznicy. Zazdroszczą mi. Znowu będę chcieli pożyczyć pieniądze. Nie mam o czym z nimi rozmawiać" - takie argumenty słyszałam, gdy chciałam zaprosić któregoś z jego kolegów lub moje koleżanki ze studiów.
– Spotykaj się z nimi poza domem – zgadzał się łaskawie. – A na to przyjęcie za tydzień zaproś jeszcze naszego prawnika.
Imprezy u nas w domu zmieniły się w przyjęcia biznesowe. „Zorganizuj party, tu masz listę gości, nikogo spoza niej nie chcę widzieć”. Mąż traktował mnie jak podwładną, a na liście byli ludzie, którzy mogli mu się do czegoś przydać, za to brakowało tych, których zwyczajnie lubiłam.
Pewność siebie, która kiedyś cechowała Adama i pomogła mu odnieść sukces, przerodziła się w trudną do zniesienia arogancję. Dzieci wybrały studia w innych miastach, byle dalej od ojca, a my zostaliśmy sami.
Tęskniłam za dawnym Adasiem, za ciepłym, serdecznym chłopakiem z naszego siermiężnego, peerelowskiego M3, który nie musiał jeść kawioru z bieługi ani pić francuskiego szampana, by poczuć się kimś. Brakowało mi człowieka, który kochał mnie, bez względu na to, w co byłam ubrana i czy moją fryzurę robił drogi stylista. Tęskniłam do czasów, gdy nie czułam się jak dodatek do jego wystawnego życia.
Nie rozumiałam czemu wciąż ze mną jest, czemu nie wymieni mnie na młodszą, ładniejszą, zgrabniejszą, która będzie podzielała jego pasję do pieniędzy i gry w squasha. Czy on w ogóle mnie jeszcze kochał?
Pewnego wieczoru zapytałam go o to wprost. Milczał dłuższą chwilę, nim odpowiedział:
– Nigdy cię nie opuszczę, nie musisz się o to martwić. Wbrew temu, co mi zarzucasz, wiem, co to lojalność. Jesteś matką moich dzieci i jedyną kobietą, której ufam. Do tego nadal dobrze się prezentujesz i masz rozum, którego innym brakuje. Byłaś ze mną, gdy nic nie miałem, i doceniam to. A co do uczuć… wszystko z czasem stygnie.
Ach tak.
Tej nocy spakowałam swoje ulubione rzeczy i odeszłam. Wróciłam do tamtych dwóch pokoików w bloku z wielki płyty. Lokatorka, które je od nas wynajmowała, wyjechała za granicę. Mieszkanie było świeżo po remoncie i czekało na nowego domownika.
Przestałam być sekretarką, inteligentną ozdobą, organizatorką przyjęć i etatową żoną swojego męża. Wreszcie ubieram się, jak chcę, spotykam się, z kim chcę, a jak nie mam ochoty, to się nie maluję. Zapisałam się na jogę i podjęłam pracę w galerii sztuki, w pełnym wymiarze, nie z doskoku, wreszcie mam na to czas. No i wystąpiłam o separację. Nie o rozwód, bo chciałam dać Adamowi ostatnią szansę. Ze względu na dawne czasy. Ze względu na tamtego Adasia sprzed lat, który może się ocknie, może odczuje mój brak i zrozumie, że stracił kogoś więcej niż zaufanego partnera w małżeńskim przedsięwzięciu.
Niedawno córka się do mnie odezwała.
– Mamo, tata źle znosi tę całą separację. Ostatnio przeglądał album ze zdjęcia i chyba płakał. Może byś wróciła?
Jeszcze za wcześnie.