Historie osobiste

Mogłabym rywalizować o mężczyznę z inną kobietą, ale czułam, że z jego największą miłością nie wygram

Mogłabym rywalizować o mężczyznę z inną kobietą, ale czułam, że z jego największą miłością nie wygram
Ja lub ta jego muzyka, myślałam. A potem zrozumiałam, że nie tędy droga
Fot. Getty Images

Życie z artystą zwykle nie jest usłane różami. Nieunormowany czas pracy, wyjazdy, osobny świat. A jednak wiele kobiet decyduje się na takie relacje. Milan Kundera napisał w "Nieśmiertelności", co daje związek z artystą i jakie potrzeby spełnia. Na szali życia z jednej strony są przygody i uniesienia, z drugiej brak stabilizacji i tęsknota. Nie każdy się odnajdzie w takim związku, ale są na to sposoby.

Poślubiłam mój ideał mężczyzny. Typ filmowego elfa – wysoki, smukły, piękny, o głębokim głosie i tajemniczym spojrzeniu. Do tego kulturalny, wrażliwy, inteligentny i zdolny. Daniel był zawodowym saksofonistą, a jak zakochałam się w nim jak w nikim innym wcześniej, choć gdy się poznaliśmy, byłam już dojrzałą kobietą, pozornie nieskłonną do romantycznych porywów. Czemu taki wspaniały okaz cnót wszelakich wciąż był wolny? Nie wnikałam.

Szybki ślub i smutne odkrycie

Pobraliśmy się po zaledwie ośmiu miesiącach znajomości i równie szybko odkryłam, że to ja jestem stroną bardziej zaangażowaną. Dla niego na pierwszym miejscu była, jest i zawsze będzie muzyka. To jego największa miłość. Na drugim stopniu podium plasował się jego zespół jazzowy. Muzycy, z którymi grał i się przyjaźnił, którzy byli mu bliżsi niż rodzina. Dopiero potem wchodziłam na scenę ja.

Całe jego życie – a więc i moje jako jego żony – było podporządkowane graniu. Ćwiczenia, próby, koncerty, wyjazdy, nagrania sesyjne. Ponieważ od początku wiedziałam, na co się piszę, świadomie wiążąc się z artystą, nie narzekałam. Przynajmniej nie głośno. Jednak skłamałabym, mówiąc, że mi to nie przeszkadzało. Byłam zazdrosna o jego muzykę, o artystyczny świat, do którego ja nie miałam wstępu. Zdawałam sobie sprawę, że to z mojej strony niedojrzałe, ale nie potrafiłam opanować tego uczucia.

Było coś jeszcze... Zostałam wychowana w przekonaniu, że to mężczyzna powinien kochać bardziej i bardziej starać się o związek. Tak było w małżeństwie moich rodziców i uważałam taki układ za standard. Statystyki i psychologia pokazują jednak coś odwrotnego. Mój przykład również.

 

Nie pamiętał o moim istnieniu

Kiedy Daniel wyjeżdżał, pojawiała się tęsknota. Nie mogłam sobie znaleźć miejsca i dosłownie odliczałam dni do jego powrotu. A on? Gdy pracował, zapominał o wszystkim innym, również o mnie. Schodziłam na odległy plan. Nie pamiętał, żeby do mnie zadzwonić czy napisać SMS-a. Zawsze to ja inicjowałam kontakt.

Raz uniosłam się dumą i postanowiłam: nie odezwę się pierwsza. Efekt był taki, że nie rozmawialiśmy przez osiem dni. Ponad tydzień! Co gorsza, gdy się złamałam i do niego zadzwoniłam, Daniel zachowywał się tak, jakby w ogóle nie zauważył mojego milczenia. Był zbyt zajęty swoim graniem, swoim światem… Pomyślałam wtedy o rozstaniu albo jakimś ultimatum.

Ostatecznie zdusiłam w sobie gniew, a poczucie upokorzenia skryłam pod uśmiechem. Daniel nie zrozumiałby moich pretensji. Po pierwsze, wiedziałam, że jest zawodowym muzykiem i uwielbia swoją pracę. Po drugie, nie oszalał na moim punkcie i nie potrzebował mnie tak, jak ja jego.

 

Nie umiem go zostawić

Czasem czułam się wręcz niekochana, a przynajmniej zaniedbywana, i zastanawiałam się, czemu nie odejdę, skoro tak mnie to dręczy. Nie muszę godzić się na model związku, który mi nie odpowiada. Jestem atrakcyjna i inteligentna. Zasługuję na mężczyznę, któremu przesłonię cały świat. Tylko byłam dość mądra, by wiedzieć, że kochałam Daniela również za jego pasję, że pociągał mnie tak bardzo, bo nie mogłam w pełni go mieć. Poza tym nie chciałam żadnego innego mężczyzny, bo żaden nie równał się z Danielem. Patowa sytuacja.

Pomógł mi covid. Daniel nie mógł występować ani zarabiać. Nie miał kontaktu z publicznością. Siedział w domu i mroczniał. Na domiar złego zespół, w którym grał, rozpadał się przez konflikty personalne i lockdown. Daniel fatalnie na to reagował. Zachowywał się, jakby przechodził ciężką żałobę. Pogrążał się w upartym, ponurym milczeniu, zamykał się w sobie, przestawał normalnie funkcjonować. Potrafił spędzić cały dzień w łóżku i nic nie jeść.

Kochałam w Danielu również tę jego nadwrażliwość, która teraz wyraźnie mu szkodziła. Próbowałam go motywować do szukania nowych zleceń, do podjęcia nowych artystycznych działań. Jako gruntownie wykształcony muzyk nie powinien mieć z tym problemu. Ale on patrzył na mnie nieprzytomnym wzrokiem i przecząco kręcił głową.

– Nic nie rozumiesz – powtarzał.

Przeciwnie. Doskonale wiedziałam, jak ważny był dla niego zespół, ważniejszy niż ja. Wiele razy gryzłam się w język, by mu nie powiedzieć, że dobrze się stało, wreszcie skupi się na mnie. Łudziłam się, że będę go miała tylko dla siebie. Ale im dłużej siedział zamknięty w domu, odcięty od bez grania na scenie, od kolegów, od bycia z nimi, tym bardziej go traciłam.

Miewałam myśli, że los ukarał mnie za zaborczość i pokazał, jak bardzo się myliłam. Bez muzyki i grania koncertów na żywo zniknął człowiek, którego tak bardzo kochałam – zaaferowany, z ogniem w oczach, żyjący w swoim magicznym świecie. Obawiałam się, że Daniel wpadł depresję i namawiałam go na wizytę u lekarza, ale nie chciał o tym słyszeć.

– Jeszcze wariata ze mnie zrób!

 

Powrót muzyki

Pozostało mi jedno: zadzwonić do jego kolegów. Okazało się, że oni również nie potrafią być szczęśliwi bez wspólnego grania. Mogą robić indywidualne projekty, ale zespół dawał im siły i chęć do życia. Pogodzili się, zorganizowali i zaczęli ćwiczyć zdalnie, co sprawiło, że mój ukochany natychmiast odżył.

Epizod bezrobocia męża wiele mi uświadomił. Wolę się nim dzielić i ciągle na niego czekać, niż go stracić. Kocha mnie tak, jak potrafi. Nie jest we mnie zapatrzony tak jak mój ojciec w moją matkę, ale są dużo gorsze problemy małżeńskie. Daniel to dobry i czuły partner, pozbawiony typowych artystycznych wad i nałogów. Kiedy ze mną jest, mogę liczyć na jego wsparcie. Umie mnie pocieszyć i rozśmieszać. A gdy znika…

Na tęsknotę też znalazłam rozwiązanie: po prostu skupiam się na sobie. Po wielu latach przerwy wróciłam do trenowania judo i odnowiłam kilka starych przyjaźni. Mąż nadal jest dla mnie najważniejszy, ale przestał być słońcem, wokół którego wszystko się kręci. Tak jest zdecydowanie lepiej, dla nas obojga.