Zwykle do rozpadu związku przyczyniają się obie strony. Łatwo nam osądzać naszych partnerów, ale gdybyśmy sobie także przyjrzały się uważnie, może zauważymy także własne błędy. Lepiej bez wstydu zobaczyć także swoje winy, by nie powielać ich w kolejnej relacji. Pięciu mężczyzn opowiedziało nam, dlaczego przestali kochać swoje partnerki i są to zaskakujące historie.
Spis treści
Okazuje się, że zdarza się to nie tylko nam. Nasi partnerzy też bywają nami rozczarowani. Nie zawsze mamy chęć i czas, by uważnie ich wysłuchać. Czasem nam też zdarza się coś głupio powiedzieć, zaśmiać się nie w porę, zlekceważyć. Zapominamy o bliskości i czasie tylko dla nas. Przestajemy o siebie dbać. Jeśli nie rozmawiamy o potrzebach i uczuciach, oddalamy się od siebie a uczucia powoli gasną. Oto pięć opowieści mężczyzn, którzy zdecydowali się odejść.
Marek, lat 55: „To nie stało nagle. Moje 50. urodziny wywołały we mnie jakiś niezrozumiały smutek. Chciałem być sam, zastanowić się nad miejscem, w którym jestem w życiu. Kilka miesięcy wcześniej nagle umarł mój przyjaciel. Podczas jego pogrzebu zacząłem nagle myśleć o sobie i moim życiu. Wróciłem do domu i powiedziałem o tym Dorocie. Próbowałem zwierzyć się z moich niepokojów. Byliśmy wtedy 23 lata po ślubie. Dzieci wyjechały już na studia. Dom nieco opustoszał, a mnie naszły te refleksje. I wtedy właśnie zderzyłem się ze ścianą.
Z każdą próbą porozmawiania o tym, że jesteśmy już „bliżej niż dalej” i że może warto coś zrobić lepiej, żeby nie żałować na koniec życia, słyszałem podejrzliwe pytania, czy się w kimś zakochałem. Raz były pytania czy mam kochankę, a kiedy indziej komentarze, że „filozofuję i może bym się zajął czymś poważnym”. Czułem, że narasta we mnie pragnienie zmiany, a ona się z tego śmiała, albo złośliwie komentowała. Coraz bardziej narastało we mnie poczucie osamotnienia. Pragnąłem wtedy jednego: żeby moja żona usiadła ze mną i na poważnie zapytała, co się ze mną dzieje. Ale tak się nie stało, a my stopniowo się od siebie oddalaliśmy. Nie miałem romansu, nie zacząłem wariacko jeździć motocyklem, ale działo się we mnie coś ważnego i czułem się kompletnie nie zauważony i jeszcze obśmiewany.
Coraz więcej czasu spędzałem z dwoma kumplami, którzy mieli podobne problemy. Ustaliliśmy, że to nie będą klasyczne męskie wieczory, że nie będziemy pili i się wymądrzali. Że spróbujemy szczerze pogadać, bo wszyscy jesteśmy w podobnym wieku. Kiedyś, na jednym z tych spotkań, nagle wybuchnąłem płaczem. Zrozumiałem, że jestem totalnie samotny. Następnego dnia wyprowadziłem się z domu. Nie wiem, czy dziś, po kolejnych dwóch latach, Dorota w ogóle rozumie, co się ze mną działo”
Janek, lat 49: „Przez dwanaście lat byliśmy z Kaśką w dobrym związku. Pochodziliśmy z tego samego miasta, nasi rodzice się znali, mieliśmy podobne domy, te same stopnie w szkole i nawet skończyliśmy identyczne kierunki na uczelni. Po ekonomii ona poszła do pracy do biura rachunkowego, a ja do małej firmy handlującej meblami. Zarabialiśmy podobnie. I wszystko zmieniły pieniądze. Kaśka nagle awansowała została wspólniczką w swojej firmie. Zaczęło się od licznych kursów, które mnie bardzo cieszyły i imponowały mi. Potem zaczął się regularny coaching a ona coraz częściej wracała do domu z hasłami „Stać cię na więcej”, „Możesz wszystko”, „Twój umysł cię poprowadzi” itp.
Zaczęła zarabiać trzykrotność mojej pensji i to wciąż było wspaniałe, ponieważ nareszcie mogliśmy zabrać synka do Legolandu i wyremontować kuchnię. Tylko nagle ja zacząłem jej przeszkadzać. Z miesiąca na miesiąc mój styl ubierania nie był „na poziomie”, moje hobby było zbyt „małomiasteczkowe”, a pomysły na wakacje „zachowawcze”. Moja Kasia, z którą uwielbialiśmy jeździć rowerami na łąkę i robić piknik nagle stała się lwica biznesu, która czas wolny może spędzać na Malediwach.
Zaczęła nosić w tym związku spodnie, nieustająco ponaglając mnie bym „wreszcie zrobił coś przyszłościowego”. Zaczęły się złośliwe szpile wkładane mi przy rodzinnym obiedzie „No... Janek jeszcze został mentalnie w PRLu”, albo „Paweł, wytłumacz mojemu mężowi jak się robi prawdziwe biznesy”. Powoli czułem, że jestem z kimś, kogo nie znam a ja chyba powinienem się wstydzić, że żyję, taki mentalnie stary, PRLowski nieudacznik. Odszedłem pierwszy, bo pomyślałem i że i tak mnie zostawi dla jakiegoś biznesmena. Była zdziwiona, na chwilę opadły jej te coacherskie warstwy. Jednak nawet wtedy nie umiała przyznać, że zrobiła coś nie tak. Rzuciła mi tylko, że będę żałował. Żałowałem, ale tylko tego, że stała się obcą mi osobą. Związku z nową Kaśką nie żałowałem.
Piotr, 50 lat: „Tata zawsze mnie przestrzegał przed jednym typem kobiety – marudą i zrzędą. Śmiałem się, że przecież moja Anka jest młodą, fajną dziewczyną i na pewno taka nie będzie, ale tata tylko westchnął. Jak i kiedy następuje ta zmiana, nie wiem. A może na początku udawała, że podobają jej się moje kolekcje winyli i wielkie głośniki do słuchania muzyki. Była nawet ze mną na kilku bluesowych koncertach, głowę bym dał, że nuciła pod nosem. Z czasem jednak kolumny stały się „zakurzaczami zajmującymi miejsce w pokoju”, koncerty - głupimi wymysłami niedojrzałego nastolatka. To jeszcze nic.
Nieustająco padały pytania: „a po co tak siedzisz?”, „ruszyłbyś się”, „o czym tam dumasz? Pewnie o głupotach”. Na imieninach u znajomego wciąż mnie strofowała: „nie jedz tego, to ci szkodzi”, „nakładaj sobie mniejsze porcje”, „weź już nie opowiadaj tych nudnych historyjek”. Kobieta, z którą kiedyś chodziliśmy na dyskoteki zamieniła się w zrzędliwego potwora. Nawet kiedyś zapytałem, czy coś zrobiłem nie tak, że się tak zachowuje? Zapomniałem o urodzinach czy kwiatach (nie zapominałem), ale dostałem tylko rozzłoszczony tekst, że chyba mam kryzys wieku średniego, że tak wymyślam. Odsunęliśmy się od siebie totalnie.
Gdyby nie dzieci odszedłbym szybciej, ale nie chciałem burzyć im świata. Tylko coraz częściej myślałem: „A jeśli będę żył jeszcze tylko pięć lat to tak ma wyglądać reszta mojego życia?”. Kiedy dzieci zdały maturę poznałem kogoś. Zakochałem się, ale wiem, że moje małżeństwo było martwe. Nie było w nim czułości i miłości. Mój ojciec już nie żył, ale miałem wrażenie, że widzi to zza grobu i mówi „a nie mówiłem?”.
Łukasz, lat 47: „Zastanawiałem się czy się przyznać szczerze, ale w sumie… prawda była taka, że Justyna przestała o siebie dbać. Nie wiem dlaczego, ponieważ jej koleżanki z liceum, z którymi się regularnie widywała, wciąż zaglądały do fryzjera i kosmetyczki. Były na dietach, chodziły na jakieś aerobiki. A ona odpuściła. Zdjęcia z ich babskich wyjść do kawiarni wyglądają tak, jakby spotkało się kilka zadbanych 35-latek i moja umęczona wszystkim żona, która wygląda jak ich matka.
Pytałem, co się z nią dzieje. Sugerowałem lekarza, zawsze dostawałem burę, że sam nie jestem piękny i żeby spojrzał na siebie. OK, nie jestem piękny, ale wyglądam jak rówieśnicy. Jednym słowem, próbowałem, zagadywałem, inicjowałem zbliżenia – a ona nic. Nie chciała nawet rozmawiać. Trzy lata nawet się nie całowaliśmy. Stała się zresztą tak niemiła, że nawet mi się odechciało. I wreszcie sobie odpuściłem. Nie usłyszałem od mojej żony dobrego słowa przez kilka lat, nie było przytulenia ani dotyku. Kiedy zwróciłem uwagę na koleżankę z pracy, usłyszałem, że porzucam wspaniałą rodzinę. Nie miało znaczenia, co poprzedziło moje odejście. To się zwykle nie dzieje bez przyczyny.