Czy mamy prawo mówić dorosłym ludziom, że pakują się w kłopoty? Z jednej strony: nie. Są dorośli i sami odpowiadają za swoje wybory. Z drugiej: a jeśli stanie się coś złego, a my milczeliśmy? Ingerując w życie innych warto sto razy zastanowić się, jakie mogą być tego konsekwencje. Może zdarzyć się i tak, że stracimy przyjaciółkę.
To już kolejny mężczyzna w życiu Moniki, który mnie niepokoi. Znamy się od studiów i powiedzieć, że ta dziewczyna zawsze miała szczęście do zaburzonych facetów, to nic nie powiedzieć. Ci mężczyźni z daleka wyglądali na przemocowych. Na początku mówiła jeszcze, że podobają jej się "bad boye". Z czasem przestała to komentować.
Pierwszego poznała na Juwenaliach. Był basistą w zespole, który wtedy występował. Zakochała się od pierwszego wrażenia. Problem był taki, że chłopak umawiał się i nie przychodził na spotkania. Nie oddzwaniał, jeździł po kraju z koncertami a ona tęskniła. Kiedy próbowała rozmawiać, słyszała, że przecież jest artystą i to mu pozwala być gdzie chce i kiedy chce. Rok walczyła, wreszcie odpuściła.
Drugi był kolegą ze studiów prawniczych. Wydawało się, że będzie stabilny emocjonalnie. Niestety, tym razem Monika pomyliła sztywność ze stabilnością. Facet był totalnie pryncypialny i próbował ją sformatować według swoich wyobrażeń. "Kobieta powinna milczeć, kiedy jej partner mówi", wygłaszał takie kwestie. I był to dopiero początek. Z jednej strony był poważnym panem w garniturze skrojonym na miarę, z drugiej - zwykłym przemocowcem. Z tego związku Monika wyrwała się po pięciu latach.
Trzeci... dla przeciwwagi miał z prawem... konflikty. To była jakaś niejawna przedsiębiorczość. Oficjalnie prowadził budki z warzywami. Zaimponował Monice zaradnością i pieniędzmi. Okazało się, że to nie warzywa są tak intratnym interesem. Facet szmuglował nielegalne papierosy. Miał dwa przeszukania w domu. Ona otwierała coraz szerzej oczy. Gdy chciała odejść, straszył ją. Wreszcie, pod pretekstem zajmowania się chorą mamą, zaczęła się wycofywać z tej relacji, aż zainteresował się inną kobietą i "wypuścił" Monikę spod swojego wpływu.
I teraz, kiedy wydawało się, że jest u niej wreszcie dobrze i spokojnie, wpadłam na nią w kinie. Była z... nawet nie wiem, jak to opisać. Facet miał więzienny tatuaż pod okiem i patrzył takim nieprzyjemnym, świdrującym wzrokiem. Monika była onieśmielona spotkaniem. "Nie wiedziałam, że się z kimś spotykasz", szepnęłam. I dodałam, że zadzwonię, by porozmawiać.
I od kilku dni trzymam w ręku telefon i... nie wiem jak jej to powiedzieć. Moja przyjaciółka znowu pakuje się w kłopoty. Tym razem chyba największe. Zapytałam męża, co powinnam zrobić. On uważa, że to nie moja sprawa, z kim wiąże się Monika. Myślę inaczej. Ile się wydarzyło na świecie tragedii, ponieważ świadkowie i sąsiedzi uznali, że to nie och sprawa. Jeśli coś by jej się stało, a ja bym milczała, chyba bym sobie tego nie wybaczyła.
"Przecież ona zawsze wybierała dziwnych facetów i twoje uwagi tego nie zmienią", klaruje mi mąż. I owszem, ma rację. Monika nigdy nie dała sobie wytłumaczyć, że coś jest nie tak z kolejnym kandydatem na wielką miłość. Ale fakt, że tego ostatniego ukrywała pokazuje, że być może czuje sama coś niepokojącego. Co jednak mogę jej powiedzieć?
Strasznie mnie to gryzło, więc zwierzyłam się siostrze, która studiuje psychologię. Poznała Monikę przed laty, wie o kim mówię. Zastanowiła się i powiedziała: "Po pierwsze, to nie twoja wina, że Monika wiąże się z problematycznymi mężczyznami, ani twoja odpowiedzialność, jeśli coś powiesz lub nie. Po drugie, faktycznie nie można doradzać dorosłym ludziom, jeśli nas o to nie proszą. Nie wolno oczywiście zlekceważyć wyraźnej przemocy, ale tu mówimy na razie o intuicji", powiedziała siostra i dodała, że może zaczęłabym od pytania czy jest szczęśliwa i czy widzi jakieś podobieństwa do poprzednich facetów.
Dopiero jeśli Monika wyrazi zgodę na moje rady i komentarze powiem jej, co myślę, ale raczej będę się starała stawiać pytania. Na przykład, czy rozumie, dlaczego wybiera określony typ mężczyzn. Nie będę oceniać. Po prostu podpowiem, że mogłaby pójść choć na kilka spotkań do psychologa i spróbować zrozumieć swoje wybory.
Może skończyć się oczywiście także tak, że Monika nie zechce rozmawiać, a jeśli nawet pozwoli mi powiedzieć o mojej trosce, to odrzuci ją i obrazi się na mnie. Siostra dwa razy zapytała, czy jestem na to gotowa. Część mnie boi się tego, ale ta druga mówi, że tak właśnie powinnam postąpić.