Kto oglądał ostatnio głośny serial "Reniferek", ten zadawał sobie pytanie: Dlaczego główny bohater brnie w chorą znajomość? Filmowa opowieść rozpaliła nasze emocje, bo przypomina, że nawet patologiczna relacja jest rodzajem wymiany. Coś w niej dostajemy: pochlebstwo, podziw, zainteresowanie. To nas wikła w toksyczną zależność. Jak tego uniknąć? Pytamy psychoterapeutkę Jagodę Bzowy.
PANI: Mówi się, że każdy może zostać ofiarą toksycznej osoby. Naprawdę tak jest?
JAGODA BZOWY: Z moich obserwacji jako psychoterapeutki wynika, że większość z nas na jakimś etapie życia doświadczyła toksycznej relacji. Każdy z nas może toksyczną osobę spotkać, poznać, zacząć się z nią spotykać albo nawiązać koleżeńską więź. Ale ciąg dalszy takiej znajomości zależy od tego, jak zareagowaliśmy na destrukcyjne zachowania, czy postawiliśmy granice, czy też daliśmy na nie przyzwolenie.
Powiedziała pani: „na jakimś etapie życia”. Czy chodzi o to, że zdarzają się w naszym życiu okresy, momenty, w których łatwiej się wkręcamy w chore relacje?
Kiedy jesteśmy w kryzysie, przeżyliśmy traumę lub jakiś rodzaj wykorzystania, a jednocześnie bardzo pragniemy być kochani i zauważani, możemy być bardziej skłonni do wejścia w taką relację. Dobrze to widać w głośnym, poruszającym serialu „Reniferek”, którego bohater doznał wykorzystania seksualnego i nie miał możliwości, żeby tę traumę przepracować na przykład w procesie terapii. Kiedy spotkał stalkerkę, może nie dawał jej werbalnego przyzwolenia, żeby go nachodziła i słała tysiące e-maili, ale nie był w stanie postawić granicy.
Stalkerka Martha mówi do Donny’ego – Reniferka: „ktoś cię skrzywdził”. Czy toksyczne osoby potrafią rozpoznać, że mamy za sobą traumę?
Ofiary nadużyć seksualnych często przeżywają taki spadek poczucia własnej wartości, że kiedy ktokolwiek zwróci na nie uwagę, da im dobre słowo i zainteresowanie, przyjmują je z wdzięcznością i sympatią. Ale myślę też, że nie trzeba żadnego specjalnego daru, by poznać, że ktoś czuje się niepewnie, że jest głodny miłości. Większość z nas potrafi też rozpoznać osoby empatyczne, wrażliwe, uległe. Nieraz się zastanawiamy, dlaczego te miłe osoby są częściej narażone na destrukcyjne zachowania, a odpowiedź jest prosta: ponieważ je znoszą. Może nie akceptują, ale nie stawiają tamy. Osoba asertywna powie: „Słuchaj, nie mogę tego tolerować, nie pisz do mnie, nie jestem zainteresowana, nie chcę tego w moim życiu, zadzwonię na policję, jeśli nie przestaniesz”. A empatyczna osoba będzie skłonna rozumieć i tłumaczyć zachowanie partnera, dawać mu szansę. Albo wchodzić w rolę ratowniczki. W mojej książce („Jak unikać toksycznych facetów”) opisuję historię kobiety, która spotyka mężczyznę w kryzysie. Współczuje mu, ona też zmagała się w życiu z problemami. Ten mężczyzna ma za sobą trudne chwile, jest po rozwodzie, nie radzi sobie w pracy, ma szefa, który go mobbinguje. Koszmar, żeby tak miły facet miał takiego pecha w życiu. I ona na fali ciepłego współczucia angażuje się w tę relację z mężczyzną, który obciąża ją swoimi sprawami, nieustannie narzeka na rzeczywistość, nie przyjmuje rzucanych kół ratunkowych. Przeciwnie, zachowuje się, jakby chciał ją wciągnąć pod wodę. Ogromnie się cieszę, że trafiła na terapię, że zrozumiała, że ratowanie musi mieć kres. Na empatii z agresorem nie jesteśmy w stanie zbudować trwałej relacji. W „Reniferku” też wszystko zaczyna się od współczucia, główny bohater mówi o stalkerce: „najpierw było mi jej żal”.
Nie tak wyobrażamy sobie początek toksycznego związku. Zwykle kojarzy nam się z uwodzeniem, z wielkimi emocjami.
Nie ma jednego rodzaju toksycznej osoby, nie ma jednej strategii nawiązywania chorej relacji. Uwodzenie, oczarowywanie to metoda osób o cechach narcystycznych. Stosują love bombing, czyli adorują, zasypują dowodami uwielbienia i zainteresowania. Dążą do zrobienia dobrego wrażenia, wywarcia romantycznego wpływu. Piszą SMS-y, miłosne maile, snują plany na przyszłość z tobą w roli głównej, słowem – wyzwalają chemię miłości. Myślę, że mniej lub bardziej świadomie rozumieją, że oczarowanie przesłania czerwone flagi, sprawia, że bagatelizujemy ostrzeżenia.
Na przykład kłamstwa?
Kreowanie się na kogoś, kim nie jest. Na przykład na autorytet albo na człowieka, który rozkręca wielką firmę. Pamiętam kobietę, która zgłosiła się na interwencję kryzysową, gdy okazało się, że planowała ślub z mężczyzną, którego cała tożsamość była fikcją. Opisuję tę historię w mojej książce: opowiadał jej, że ma mieszkanie, że prowadzi firmę, a okazało się, że pracuje u wujka, mieszka u kolegi, a prezenty kupował na kredyt. Zorientowała się późno, bo od pierwszego spotkania mówiła mu, jak brzydzi się kłamstwem, a on przytakiwał.
Nie przyszło jej do głowy, że ktoś może kłamać aż tak bezczelnie?
Ba, skoro on nawet uroczyście przyrzekł, że nigdy jej nie oszuka. Sygnałem, który przeoczyła, a który często stosują toksyczne osoby, było nadmierne skracanie dystansu. Od pierwszych spotkań opowiadał jej o sobie „wszystko”, ujawniał intymne fakty ze „swojej przeszłości”, stwarzając wrażenie szczerości. W ekspresowym tempie usłyszała propozycję wspólnego życia. Miała wrażenie, że go dobrze zna, a nie znała wcale.
Moja koleżanka opowiadała mi o mężczyźnie, który oświadczył jej się na trzeciej randce, a na szóstej groził jej bronią, gdyby chciała odejść. Na szczęście był to… pistolet gazowy.
Początek znajomości to czas, który ma służyć poznawaniu się, a toksyczne osoby wykorzystują go na wytworzenie szybkiej więzi emocjonalnej. Zbyt szybkiej, bo chemia miłości zakłada nam różowe okulary i stajemy się podatni na złudzenia. Jeżeli wyrzut emocji na początku związku jest zbyt intensywny, trzeba zwolnić. Ale jeśli jestem głodna miłości, jeśli bardzo zależy mi, żeby kogoś poznać – nie zwalniam. Zaczynam bagatelizować, że on w kółko mówi o sobie. Albo że oplata mnie jak bluszcz, jakbym była jedyną ważną sprawą w jego życiu. Że obmawia innych ludzi albo robi dziwne, uszczypliwe uwagi na temat mojego stroju. Jedna z moich pacjentek opowiada, że dość szybko dostrzegła, że jej partner jest zazdrośnikiem, ale nie reagowała, bo jej to schlebiało.
Jaki jest modus operandi stalkerów?
Na początku może to być niewinna znajomość, po prostu sympatyczny kontakt, ot, ktoś okazuje nam zainteresowanie. I łatwo jest przegapić moment, w którym stalker zaczyna obsesyjnie myśleć o drugiej osobie, i stopniowo przekraczać jej granice. Może wysyłać maile jak serialowa Martha, nachodzić, śledzić, podglądać, bo nie jest w stanie pozbyć się z głowy upatrzonej osoby. Charakterystyczny dla stalkerów jest kompletny brak wyczucia granicy prywatności, uszanowania zdania innych. Rozmawiałyśmy o serialu „Reniferek”, ale polecam też znakomity dokument „Kochanka, stalkerka, zabójczyni”, który pokazuje, jak rozwija się ta chora miłość. I trzeba podkreślić jeszcze coś: stalker nie jest po prostu toksyczną osobą, jest przestępcą. Stalking jest formą przemocy, która polega na prześladowaniu ofiary.
Jak go powstrzymać?
To bardzo trudne, bo jak mówiłam, długo można nie mieć świadomości, że dzieje się coś niepokojącego. Ten związek rozwija się w głowie stalkera, wyobraźnia pracuje, obsesja się nakręca. Nagle wychodzi na jaw, że ta osoba nas śledzi, zakłada fałszywe profile w sieci, żeby dowiedzieć się o nas więcej, obserwuje, fotografuje. I wtedy, gdy próbujemy zachować się właściwie, czyli postawić granicę – wycofać się, zerwać kontakt – zaczyna się nękanie. Stalker nie przyjmuje odmowy do wiadomości. Na przemian obraża i przeprasza, straszy, adoruje, szantażuje, próbuje wzbudzić współczucie. A my jesteśmy tylko ludźmi, ze swoimi obciążeniami, problemami, słabościami i czasem się na to łapiemy, bo na początku był taki miły, bo nam go żal. Odpowiadamy, próbujemy tłumaczyć. A żeby się uwolnić konieczne jest zupełne odcięcie kontaktu, skasowanie konta w mediach społecznościowych, zmiana numeru telefonu, unikanie wszelkiej rozmowy. Warto w takim momencie skontaktować się z terapeutą, bo nie powinniśmy być w tym sami. I najważniejsze: jeśli czujemy się osaczeni i zagrożeni, powinniśmy zawiadomić policję.
Powiedziała pani: zachować się właściwie, czyli postawić granicę. Czyli w przypadku innych toksyków to działa?
Działa. Problem raczej w tym, że początki takich związków bywają tak przyjemne, że wcale nie chcemy stawiać granic. Mam wśród pacjentek kobiety, które mimo późniejszych zdrad i poniżania z sentymentem wspominają sielankowe początki znajomości, szczególnie z osobami o cechach narcystycznych. Widzę, jak się uśmiechają, gdy o nich mówią, słyszę, że za tym tęsknią. Bo to naprawdę trudne, bronić się przed kimś, kto mówi nam to, co zawsze chciałyśmy usłyszeć. Że jesteśmy wyjątkowe, że drugiej takiej nie ma i nigdy dotąd nikogo tak bardzo. A tymczasem trzeba by odpowiedzieć: „słuchaj, cudowne rzeczy mi mówisz, ale mam wrażenie, że przesadzasz. To mnie niepokoi, jak dla mnie, masz zbyt szybkie tempo”. To jest pierwszy test. Osoby bez destrukcyjnych wzorców zaczynają rozmawiać. Pytają: „Słuchaj, ale w czym przesadzam, czego nie powinienem mówić? Przepraszam, nie chciałem naciskać, wolałabyś spotykać się rzadziej?”. Natomiast kiedy próbujemy stopować ludzi z rysem narcystycznym, to albo udają, że nie słyszą, i dalej prą do przodu, albo odwracają się na pięcie i znikają.
Ależ to dobra wiadomość, że tak łatwo znikają! Dlaczego tak jest?
Ponieważ zależy im na tym, żeby nas oczarować, na tej podstawie budują swoje poczucie wartości. Człowiek z cechami narcystycznymi nie będzie z nami rozmawiał o tym, jak się czujemy w relacji, bo nie jest w stanie tego zrozumieć ani poczuć – emocjonalnie nie jest w stanie wejść w buty drugiej osoby. Nie będzie zważał na to, czy nam odpowiada jego zachowanie, czy nie. Dla narcyza najważniejszy jest on sam i zawsze zastanawia się, co może uzyskać od drugiej osoby. Czy jest mu do czegoś potrzebna? Czy doda mu blasku? Otwarta odmowa i krytyka jego zachowania na wczesnym etapie znajomości może sprawić, że straci zainteresowanie. Choć czasem, jeśli jest nastawiony na osiągnięcie celu i chce zdobyć wybraną kobietę, nie odpuszcza i bombarduje miłością dalej.
Przydałby się nam jakiś papierek lakmusowy, który pozwoliłby uzyskać pewność, z kim mamy do czynienia.
Ależ jest, nawet niejeden. Po pierwsze, kiedy kogoś poznajemy, wszystko, co zwraca naszą uwagę podczas spotkania, powinno nas zachęcić do zadawania pytań. Wiele kobiet tego nie robi – nie dopytujemy, bo nie chcemy psuć atmosfery, źle wypaść. Słyszymy, że on trzeci raz wspomina w rozmowie swoją byłą i nie pytamy: „jak długo jesteś sam? Widzę, że wciąż jesteś poruszony mówiąc o swojej eks, dlaczego?”. Zauważamy, że ktoś się krzywi na widok niemowlęcia w wózku, i nie pytamy: „Jakie masz plany na przyszłość, chciałbyś mieć dzieci?”. Pytajmy o wszystko, co nas ciekawi, zdobywajmy informacje, zamiast się domyślać. A, bo nie chciałam wyjść na wścibską. To zupełnie nieważne. Poznajesz kogoś, jesteś ciekawa, to naturalne. Otwarta komunikacja zniechęca destrukcyjnych ludzi, psuje im strategię. Tylko pytając i uważnie słuchając odpowiedzi, jesteśmy w stanie dostrzec kłamstwa, uniki, nieścisłości, odwracanie uwagi pochlebstwami. A teraz drugi papierek lakmusowy – po randce nie zadawaj sobie pytania: jak wypadłam, czy mu się podobałam? Wtedy automatycznie tracisz perspektywę. Zadaj sobie pytanie: Jak TY się czułaś? Co w tobie ten człowiek uruchamia? Jesteś jak upojona? A może rozedrgana, wytrącona z równowagi? Coś czujesz, ale czy niepokój lub oszołomienie to miłość? Tyle razy jako psychoterapeutka słyszałam od pacjentek: w kółko poznaję toksycznych mężczyzn, jakbym ich czymś przyciągała. Jeśli coś takiego nam się w życiu zdarza, już to jest papierkiem lakmusowym – pokazuje nam: weź się za siebie. Uczmy się dbać o siebie, wzmacniać się, wybierać to, co dla nas dobre. Nie jesteśmy w stanie uniknąć spotkania toksycznych ludzi. Ale jeśli wiemy, czego chcemy od życia, jeśli nie jesteśmy złaknione miłości i uwagi innych, przestajemy być dla nich interesujące.
Jagoda Bzowy – psycholożka, certyfikowana psychoterapeutka poznawczo- -behawioralna, seksuolożka. Prowadzi podcast na Instagramie: jagodabzowy_psycholog. Autorka książki „Jak unikać toksycznych facetów” (wyd. Prószyński i S-ka).