Historie osobiste

"Niełatwo dojrzałej kobiecie wyznać, co czuje, ale miłość bez wzajemności sprawiała mi ból..."

"Niełatwo dojrzałej kobiecie wyznać, co czuje, ale miłość bez wzajemności sprawiała mi ból..."
Fot. 123RF

Trudno kochać bez wzajemności, w milczeniu, skrycie. Gdy miłość sprawia ból, podejmujemy czasem głupie decyzje.

Platoniczna miłość? To dla mnie za mało 

Omiotłam wzrokiem puste mieszkanie. Trochę żal… W tym momencie dotarło do mnie, co tak właściwie robię: rzucam wszystko i ruszam w nieznane.

Ale musiałam coś zmienić. Nie czułam się dobrze we własnej skórze, miałam dość udawania, że jestem zadowolona z życia. Chciałam się wreszcie uwolnić od mojej jednostronnej miłości i dać sobie szansę na prawdziwy, pełnokrwisty związek. Dlatego musiałam odejść.

Znaliśmy się z Pawłem dwadzieścia lat, wliczając w to okres studiów. Zakochałam się w nim na pierwszym roku. Miałam nadzieję, że z czasem zauroczenie minie, ale… Paweł wciąż był obecny w moim życiu, wciąż doskonale się rozumieliśmy i lubiliśmy spędzać ze sobą czas. Przyjaźniliśmy się, co Pawłowi wystarczało, a mnie niekoniecznie.

Sęk w tym, że nie potrafiłam nic z tym zrobić. Wyznanie miłości? Im dłużej czekałam, tym było mi trudniej. I nie dlatego, że byłam nieśmiała; przeciwnie uchodziłam za odważną i energiczną osobę, przynajmniej w każdej innej dziedzinie. Ale w przypadku Pawła bałam się, że nieodwzajemnione wyznanie zniszczy naszą aktualną relację. Chciałam mieć z nim kontakt, choć ta platoniczna znajomość przyniosła mi tyle samo radości, co bólu. Szczególnie kiedy Paweł postanowił się ożenić.

Gdy mi o tym powiedział, poczułam niemal fizyczny ból odrzucenia. Zraniona, rozczarowana, siedziałam na ławce przed siedzibą firmy i starałam się nie patrzeć na Pawła. 

Nie pojawiłam się na jego ślubie. Mój organizm postanowił oszczędzić mi tortur i dzień wcześniej dostałam wysokiej gorączki. Miałam poczucie krzywdy, choć nie zrobiłam nic, by zdobyć go dla siebie. To los się uparł i ciągle stawiał go na mojej drodze. Miałam wrażenie, że jestem na tę znajomość skazana.

Znaliśmy się z widzenia, jeszcze zanim zamieniliśmy słowo. Mieszkał zaledwie dwie ulice dalej. Chodziliśmy do tej samej podstawówki. Licea wybraliśmy inne, ale zdecydowaliśmy się na ten sam kierunek studiów. Co więcej, trafiliśmy do jednej grupy. Pech. Albo szczęście. A potem praca w tej samej firmie. Chciałam odrzucić ofertę, ale ostatecznie aspiracje zawodowe zwyciężyły i podpisałam umowę. Może w końcu się na niego uodpornię. Ile można…

– A ty? – wyrwał mnie z zamyślenia głos Pawła w trakcie jednej z przerw, które spędzaliśmy zwykle razem. – Masz kogoś? Bo nic nie mówisz na ten temat.

Moment zawahania i decyzja.

– Mam – skłamałam. – Ale to moja sprawa i chyba nie muszę ci się tłumaczyć ze swojego życia intymnego. – Złością pokryłam zmieszanie.

– Już dobrze, bez nerwów. – Paweł szturchnął mnie pojednawczo. – Po prostu pamiętaj, że w razie czego służę radą.

Od tamtej pory ciągle kłamałam, że albo kogoś mam, albo właśnie się z kimś rozstałam, albo znowu chodzę na randki i może tym razem się uda.

– Trzymam kciuki, ale nic na siłę – powtarzał Paweł. – Jak nie iskrzy, jak masz wątpliwości… Jesteś super, zasługujesz na wszystko, co najlepsze.

– Jasne.

Co za ironia losu. Dopingował mnie mężczyzna, do którego porównywałam każdego innego. I każdy byłby tylko substytutem. Więc nie szukałam nikogo, trwałam w uczuciowym zawieszaniu, w emocjonalnym zamrożeniu, żyjąc życiem bez miłości, bez związku, bez rodziny.

Teraz albo nigdy 

Aż u progu czterdziestki coś we mnie pękło. Impulsem była rozmowa z koleżanką ze studiów. W jej firmie był wakat.

– Szkoda, że to tak daleko, bo nadawałabyś się do tej pracy idealnie.

Chwyciłam okazję.

Dostałam pracę i czekając, aż skończy się okres wypowiedzenia, ekscytowałam się wizją nowego życia – lżejsza na duszy, bo nadzieja mniej waży niż nieodwzajemniona miłość. Za to Paweł chodził jak struty. Od kilku tygodni mieliśmy znikomy kontakt, jakby celowo mnie unikał.

Ostatniego dnia stałam w drzwiach biura i obserwowałam go. Nerwowo stukał długopisem o blat biurka.

– Nie służy mu ten rozwód – wyszeptała przechodząca obok koleżanka.

Tętno mi przyspieszyło.

– Paweł się rozwodzi? Nic nie mówił…

– A czym tu się chwalić? – Wzruszyła ramionami i poszła dalej.

A ja nagle poczułam przemożną chęć powiedzenia prawdy. Tyle lat nie mogłam się na to zdobyć, ale teraz nie miałam nic do stracenia. Przecież i tak odchodzę. A skoro zamykam ten rozdział, powinnam też rozmówić się z Pawłem. Spojrzał na mnie znad biurka, jakby czytał w moich myślach. Skinęłam głową i ruszyłam korytarzem.

Poszedł za mną. Miękka wykładzina wygłuszyła odgłos uderzających o podłogę obcasów. Wraz z decyzją o odejściu zyskałam kobiecą odwagę i pewność siebie. Drzwi małej sali konferencyjnej cicho skrzypnęły. Poczułam na karku przyspieszony oddech Pawła i oblałam się rumieńcem. Krew zapulsowała mi w skroniach i na mgnienie znów się zawahałam.

Chwila prawdy była dla mnie wybawieniem 

Wzięłam się w garść. Usiadłam na krześle i splotłam ręce na kolanie.

– Kocham cię – wyznałam.

Powiedziałam to. Wreszcie! Co za ulga.

Pawła ta rewelacja chyba przygniotła, bo oparł się plecami o zamknięte drzwi.

– Przepraszam, że to na ciebie zrzucam, ale kocham cię od dwudziestu lat i jak mam zacząć od nowa, muszę się uwolnić od tej tajemnicy. Do niczego cię to nie zobowiązuje, po prostu…

– Dlaczego dopiero teraz? – zapytał.

Głos mu drżał, na czole perliły się krople potu. Nigdy wcześniej go takim nie widziałam. Poluzował krawat i rozpiął kołnierzyk koszuli, a potem zrobił kilka szybkich kroków, usiadł na krześle obok i chwycił moją dłoń.

– Dlaczego? – powtórzył.

– Bałam się, wstydziłam, sama nie wiem… Zresztą zawsze kręciły się wokół ciebie dziewczyny, a potem się ożeniłeś, miałam swoją dumę…

– Te wszystkie dziewczyny miały mi zastąpić ciebie – wyznał, zniżając głos do szeptu. – A Ula… Myślałem, że naprawdę ją kocham. Inaczej bym się nie ożenił.

– A nie kochałeś?

Cała ta sytuacja wydawała mi się dziwnie nierealna.

– Kochałem ciebie, od zawsze. Ale myślałem, że nie mam u ciebie szans. Czasem byłaś taka niedostępna.

Miał rację. Bywałam oschła i zdystansowana.

– Reakcja obronna – mruknęłam.

– Czyli co? Oboje jesteśmy tchórzami i padliśmy ofiarą braku szczerości?

– Najwyraźniej – westchnęłam – ale teraz to bez znaczenia, skoro wyjeżdżam.

– Mylisz się. – Paweł mocniej ścisnął moje palce. – Możemy oboje zacząć wszystko od nowa. Po moim rozwodzie.

– A moja praca? Mam zrezygnować i zostać?

– Nie, absolutnie. Jedź. Tutaj tylko marnowałaś swój potencjał.

– Proponujesz mi związek na odległość?

– To nam dobrze zrobi – przekonywał, wpatrując się we mnie intensywnie. –Bardziej docenimy swoją obecność. Będziemy chodzić na randki, flirtować, poznawać się jako para…

Patrzyłam na jego usta.

A jeśli ziemia się nie zatrzęsie? Może nie poczuję nic, jak go pocałuję? Zero chemii. I okaże się, że straciłam tyle lat, bo faktycznie pisane nam było tylko platoniczne uczucie…

Chwilę później już wiedziałam, że nie czekałam na darmo.

 

 

 

 

 

Więcej na twojstyl.pl

Zobacz również