Historie osobiste

"Rozwód w dojrzałym wieku wcale nie skazywał mnie na samotność. Musiałam tylko otworzyć oczy!"

"Rozwód w dojrzałym wieku wcale nie skazywał mnie na samotność. Musiałam tylko otworzyć oczy!"
Fot. 123RF

Czasem całkowicie dojrzałe kobiety wpadają na zupełnie niedojrzałe pomysły... Z dobrym skutkiem!

Zerknęłam na zegarek. Przyjaciółki dopiero się rozkręcały, ja już miałam ochotę wrócić do domu i obejrzeć z córką film. Ada i Monika upierały się jednak, że babski wieczór dobrze nam zrobi.

– Musimy się gdzieś wyrwać – przekonywały mnie tak długo, aż uległam.

I na początku nawet dobrze się bawiłam. Ale z każdą godziną czułam się coraz bardziej nieswojo. Z niepokojem patrzyłam na dziewczyny w kusych sukienkach, które kręciły się na parkiecie. Boże… niedługo moja córka będzie w takim wieku. A ja? Kobieta mocno po czterdziestce, rozwódka, matka piętnastolatki. Co ja tu właściwie robię? Nie pasuję do tego miejsca, już nie, myślałam, przesuwając opuszkiem palca po brzegu szklanki.

"Trzy przyjaciółki, trzy rozwódki"

– Wiecie, co? – Monice podejrzanie błyszczały oczy. – Przez tyle lat byłyśmy tak porządne, że aż nudne. Pora to zmienić.

– Niby w jaki sposób? – Uśmiechnęłam się smętnie.

– Twój Piotrek odszedł do innej, mnie Artur zdradził ze swoją studentką, o Marku wolę nawet nie wspominać, bo mnie zaraz szlag trafia – cedziła przez zęby.

Trzy przyjaciółki, trzy rozwódki, żadna z własnej woli. Monika rozwiodła się dwa lata temu i wciąż nie mogła się z tym pogodzić. Ada z kolei nie lubiła mówić o swoim rozstaniu. Marek upokorzył ją przy całej rodzinie, flirtując z jej młodszą siostrą. Ja miałam własną strategię: skupiłam się na córce i zbudowałam z nią jeszcze silniejszą relację. Piotrek wybrał inne życie, z dala od nas. Czasem tak po prostu bywa. Uczucie wygasa i lepiej się rozstać. W końcu mamy tylko jedno życie i nie ma sensu się męczyć w związku bez miłości.

– Nigdy nie spojrzałam na innego faceta. Nawet po rozwodzie! – włączyła się Ada.

– Rozwiodłaś się zaledwie dwa miesiące temu – przypomniałam jej.

– Ty jesteś rozwódką najdłużej z nas i też nie masz faceta – odparowała.

– Może wcale nie potrzebuję…

– Akurat! – prychnęła Monika. – Aż tak samowystarczalne nie jesteśmy. Dobra, to załóżmy się, która z nas poderwie trzech facetów jako pierwsza.

– Trzech? Czemu tak skromnie? – zakpiłam. 

– Wchodzę w to! – Ada podniosła dwa palce, jakby składała przysięgę.

Scena wyglądała raczej komicznie niż uroczyście.

– Nie masz wyboru – zwróciła się do mnie Monika. – Jedna za wszystkie, wszystkie za jedną. Za miesiąc się tu spotkamy i zobaczymy, która wygra. Tylko róbcie selfie, bo nie będzie dowodów.

– Mam sobie robić zdjęcia z obcymi facetami? Oszalałyście.

– Jak ich poderwiesz, już nie będą obcy! – Ada roześmiała się głośno, ściągając na siebie uwagę dwóch przechodzących obok panów.

– Widzisz? – zapytała Monika. – To się samo dzieje. Więc nie pękaj i stawaj w szranki. Żeby były emocje, przegrane stawiają weekend w SPA. Nam też się coś od życia należy.

– Zwłaszcza tobie, Iza. – Ada spoważniała. – Ciągłe tylko Zuzia i Zuzia, szkoła Zuzi, zajęcia dodatkowe Zuzi, spotkania Zuzi. Zajmij się w końcu sobą, kobieto.

Poczułam przypływ irytacji.

– À propos Zuzi, muszę już wracać. Jest sama w domu, a godzina późna.

Odsunęłam szklankę i po prostu wstałam. Dziewczyny też się podniosły, jakby pomysł z zakładem wyczerpał „fun power”. Pożegnałyśmy się przed klubem. Zamówiłam taksówkę, żeby nie wracać po ciemku.

"Chyba ciągle miałam w sobie to coś…"

Siedziałam na tylnym siedzeniu i patrzyłam, jak światła za szybą zlewają się w kolorowe smugi. Ciekawe, czy Zuzia już spała. Nie było wprawdzie jeszcze tak późno, ale mogła być zmęczona po całym tygodniu szkoły. Zuzia… Znowu. Może Ada miała trochę racji. Całe swoje życie podporządkowałam córce. Pracowałam, by niczego jej nie brakowało. A po pracy byłam w stałej dyspozycji, by spełniać jej potrzeby. Po raz pierwszy od dawna wyszłam gdzieś bez niej, nie licząc jakiejś szybkiej kawy w mieście. Z drugiej strony, czy to był powód, by zacząć flirtować? Co by to niby zmieniło?

– Jesteśmy na miejscu. – Z zamyślenia wyrwał mnie głos taksówkarza.

Zapłaciłam i wysiadłam. Spojrzałam w górę. Okna naszego mieszkania były ciemne. Czyli Zuzia już spała. Dobrze.

Następnego dnia była sobota, ale i tak musiałam wcześnie wstać, bo odwoziłam Zuzię na rysunek.

Gdy wracałam do auta, wpadł na mnie jakiś mężczyzna.

– Uważaj, jak chodzisz! – wyrwało mi się, choć ja też byłam rozkojarzona.

– Przepraszam. Mam na imię Wojtek. – Uśmiechnął się w odpowiedzi. – Chyba wstałaś dziś lewą nogą, co?

– Aż tak widać? – wsunęłam kosmyk włosów za ucho. 

Dobrze, że włożyłam sukienkę. Bezwiedna myśl. A wcześniej na wpół świadome pragnienie, by ładnie dziś wyglądać, by się podobać – nie temu konkretnemu mężczyźnie, ale tak po prostu. W ten sposób niezdarny Wojtek, który wpada na ludzi, stał się moim numerem jeden na liście facetów do poderwania. Sama nie wiem, kiedy wciągnęłam się w tę głupią grę, wymyśloną przez dziewczyny.

– Muszę lecieć. – Starałam się uśmiechać, w zamierzeniu zalotnie, ale nie byłam pewna efektu. Wyszłam z wprawy. – I ja też przepraszam. Do zobaczenia.

– Mam nadzieję – odparł.

Czułam, jego wzrok na plecach, gdy szłam w stronę samochodu, lekko kołysząc biodrami. Wsiadłam do środka, on nadal patrzył. Przyłapałam jego spojrzenie w lusterku wstecznym.

Chyba ciągle miałam w sobie to coś…

Skupiałam się na prowadzeniu auta, ale w tle toczyłam dyskurs sama ze sobą. Może dotąd nie zauważałam, że nadal wzbudzam zainteresowanie mężczyzn? Nie potrzebujesz tego. Chcesz wpuścić obcego mężczyznę do swojego domu i życia? Piotr też był kiedyś dla mnie obcy… Ale wtedy nie miałaś córki! Ostro zahamowałam na światłach. Ktoś na mnie zatrąbił.

Racja. Co to za argument? Muszę zmienić podejście do mężczyzn, jeśli nie chcę skończyć jako zgorzkniała rozwódka. Przecież Zuzia zaraz się wyprowadzi i zostanę sama. Albo co gorsza, uczepię się jej jak zaborcza matka-pnącze.

Tydzień później znów spotkałam Wojtka pod szkołą rysunku. Miał córkę, ale nie nosił obrączki. Okej. Jeśli chcę wygrać ten idiotyczny zakład, muszę zacząć działać. Przecież nie chodzi o prawdziwy związek, mam tylko zrobić sobie z nim zdjęcie. Może dlatego tak łatwo mi poszło: bo mi nie zależało.

– Jeszcze raz na siebie wpadniemy i zapraszam na kawę – zażartowałam.

– Przecież możemy się wybrać już teraz. Po co czekać, prawda?

"Zaczęłam dostrzegać mężczyzn i to, że oni dostrzegają mnie…"

Spotkaliśmy się jeszcze tego samego popołudnia. Śmiałam się i opowiadałam mu o swoim życiu tak swobodnie, jakbyśmy znali się od lat. Bardzo miłe spotkanie, żeby nie powiedzieć randka. Wsunęłam rękę do torebki, wymacałam telefon. Wojtek na pewno zgodzi się na wspólne zdjęcie, ale… Zrozumiałam, że wcale tego nie chcę. Miły był, nie powinnam go wykorzystywać. Gdyby on mnie potraktował tak samo, poczułabym się co najmniej urażona. Dziewczyny powariowały. Jeśli chcą się bawić w ten sposób, proszę bardzo, ale beze mnie. Pożegnałam się z Wojtkiem i wróciłam do domu.

„Jak ci idzie? Ja chyba przegram ten głupi zakład”, napisała do mnie Ada.

No, proszę. Czyżby wyzwanie okazało się trudniejsze, niż przypuszczała? Nieskromnie pomyślałam, że z łatwością bym wygrała, gdybym tylko chciała. Ale… nie chciałam.

Kilka dni później spotkałyśmy się w mieście; zaprosiłam dziewczyny na lunch.

– Podrywajcie sobie, kogo tam chcecie. Ja się wycofuję.

– Nudziara – mruknęła Monika, wodząc wzrokiem za przystojnym kelnerem.

– Nie to nie – wtrąciła Ada. – Ale naprawdę powinnaś kogoś poznać. Może ten cały Wojtek, co?

Pokręciłam głową.

– Lubię go, ale nie iskrzy. Nie w ten sposób.

Odpuściłam sobie wyzwanie, w które moje przyjaciółka zaangażowały się całkiem na serio. Miesiąc później pokazywały mi serię zdjęć na dowód. Wygląda na to, że będę musiała zasponsorować naszej trójce wypad do SPA. Nie płaczę z tego powodu, bo to będą dobrze wdane pieniądze. Po stronie zysku zapiszę też zmianę, jaka we mnie zaszła. W końcu zaczęłam dostrzegać mężczyzn i to, że oni dostrzegają mnie…

 

 

 

 

 

Więcej na twojstyl.pl

Zobacz również