"Cierpiałam, gdy opowiadał, jak tęskni za byłą żoną. Przecież na wyciągnięcie ramion miał mnie – zakochaną i oddaną mu kobietę."
Nałożyłam na usta czerwoną szminkę i poprawiłam włosy. Z zadowoleniem spojrzałam w lustro. Wiele sobie obiecywałam po tej randce. Marek mnie na nią zaprosił. Cieszyłam się, że wreszcie przejął inicjatywę. Okazja była, bo nazajutrz miałam urodziny. Liczyłam na wyjątkowy prezent…
Znaliśmy się już blisko trzy lata, a spotykaliśmy ponad rok. Marek był zbyt powściągliwy, aby nazwać naszą relację związkiem, ale ja wierzyłam, że tak właśnie jest. Wyobraźnia podsuwała mi obrazy, od których serce zaczynało mi szybciej bić. Marek klęka przy stoliku w restauracji, wyjmuje z kieszeni małe czerwone pudełko. Chwilę później płaczę ze szczęścia i oglądam lśniący na mojej dłoni…
Wiem, wiem, nie powinnam się tak nastawiać. Jeśli Marek rzeczywiście dojrzał do tego kroku, to… Już, starczy. Idziemy po prostu na kolację, co ma być, to będzie.
Na dźwięk dzwonka wygładziłam spódnicę i ruszyłam do drzwi. Serce mi łomotało. Byłam ciekawa reakcji Marka, kiedy zobaczy mnie taką wystrojoną i w pełnym makijażu.
– Hej – rzucił Marek i delikatnie cmoknął mnie w policzek. – Ładnie wyglądasz. Elegancko. Idziemy?
Skinęłam tylko głową i chwyciłam go pod ramię. Miałam wrażenie, że oczy mu błyszczą, ale jak zwykle nie zdobył się na żaden wyszukany komplement. Ot, obdarzył mnie kurtuazyjną uwagą. Trudno. Nie pozwolę, aby to popsuło mi humor.
Auto Marka sunęło przez tętniące życiem ulice. Przez szybę obserwowałam idące chodnikiem pary – roześmiane, przytulone, zakochane. Poczułam ukłucie zazdrości. Zerknęłam na Marka. Obie dłonie trzymał na kierownicy, w pełni skupiając się na drodze. W samochodzie panowała zupełna cisza. Chciałam coś powiedzieć, ożywić atmosferę, sprowokować wspólny śmiech, ale nagle uderzyła mnie świadomość, że przy Marku to się nie uda. Nie będzie czułości, przekomarzania, flirtów ani romantycznych gestów. Może będą namiętne noce, gdy w ciszy i ciemności łapczywie przygarnie mnie do siebie, spragniony czysto fizycznej bliskości kobiety, ale za dnia jego zaangażowanie ograniczy się do uprzejmości i troski. Tak, był pomocny i opiekuńczy, to też w nim kochałam, ale w podobny sposób traktował swoją siostrzenicę, która zresztą często wykorzystywała jego dobre serce.
Westchnęłam ciężko. Marek zerknął na mnie, ale nic nie powiedział. Po krótkim postoju w korku ruszyliśmy dalej.
Dotarliśmy na miejsce, usiedliśmy przy zarezerwowanym stoliku.
– Nie jestem w tym dobry, ale… – odezwał, gdy przeglądałam kartę.
Tętno mi przyspieszyło. Tak bardzo chciałam, żeby wreszcie się zadeklarował.
– Po prostu wszystkiego najlepszego!
Wyglądał na lekko zmieszanego, kiedy podawał mi niewielkie, czerwone pudełeczko. Przemknęło mi przez myśl, że może… Otworzyłam je drżącymi rękami. Marek tymczasem poprawiał serwetkę i rozglądał się za kelnerką. Wykonał swoje zadanie i mógł się zająć czymś innym. Poczułam obezwładniające rozczarowanie. Nie będzie wyznania, tym bardziej żadnej obietnicy czy deklaracji. W pudełku znajdowały się złote kolczyki. Bardzo ładne.
– Dziękuję, są piękne. – Uśmiechnęłam się i spuściłam wzrok.
Próbowałam powstrzymać łzy. Budziły się we mnie emocje, które tłumiłam przez lata naszej znajomości. Trzy lata temu wypłakiwał mi się w rękaw po trudnym rozwodzie. Pocieszałam go i cierpliwie czekałam, aż sobie wszystko poukłada. Serce mi pękało, kiedy opowiadał, jak tęskni za byłą żoną. Przecież na wyciągnięcie ramion miał mnie – zakochaną i oddaną mu kobietę. Tak naprawdę znaliśmy się nieco dłużej, bo obracaliśmy się w kręgu tych samych znajomych. Zawsze mi się podobał. Skoro był rozwiedziony, nic nie stało na przeszkodzie. Wierząc, że mamy szansę, napisałam do niego na portalu społecznościowym i odnowiliśmy znajomość. Niestety nie potrafił się otworzyć na nowe uczucie.
Grzebałam widelcem w talerzu. Uwielbiałam mule, ale tym razem w ogóle mi nie smakowały.
– Stało się coś? – zagadnął Marek, ocierając usta serwetką. – Coś w pracy?
Był miły, jak zwykle. Nagle ta jego uprzejmość zaczęła mnie irytować. Chciałam gorących uczuć. Namiętności, kłótni, wybuchów śmiechu. A nie tej emocjonalnej chłodni. Kim ja dla niego byłam? Uczuciową poczekalnią? Koleżanką do towarzystwa? W ogóle istniała szansa na jakąś intymność między nami?
– Marek, posłuchaj… – Oparłam łokcie o stół, zastanawiając się nad właściwym doborem słów. Nie chciałam, by to zabrzmiało jak szantaż, ale zarazem miałam dość grzecznościowego traktowania. – Nie musimy tego dalej ciągnąć…
Odsunął talerz i spojrzał na mnie pytająco. Naprawdę nie rozumiał, o co mi chodzi? A więc nigdy nie planował przenieść naszej znajomości na wyższy poziom. To było oczywiste, ale dotąd po prostu nie dopuszczałam do siebie tej myśli. Byłam zbyt zakochana i za wiele zainwestowałam w ten związek.
– Chciałam, żeby coś z tego wyszło – podjęłam – ale do tanga trzeba dwojga.
Marek przygładził włosy. Nie patrzył na mnie, wzrok miał wbity w talerz z niedojedzonym posiłkiem. To było w jego stylu: niedopowiedzenia i unikanie poważnych deklaracji. Tego też miałam dość.
– Nigdy ci niczego nie obiecywałem – wydusił z siebie.
Zabolało tak bardzo, że prawie krzyknęłam.
– Myślałem, że rozumiesz… Żonaty byłem raz w życiu i więcej nie zamierzam.
– No proszę, tego akurat nie wiedziałam – mruknęłam, bardziej do siebie niż do niego.
W naszą stronę ruszył kelner, ale odwrócił się na pięcie, gdy tylko zobaczył moją minę. Atmosfera była tak gęsta, że można ją było kroić nożem.
– Kochałem Aldonę tak, jak kocha się tylko raz. Przepraszam.
Żołądek zacisnął mi się w supeł. Było mi niedobrze i chciałam wyjść do łazienki, ale musiałam dokończyć tę rozmowę.
– To dlaczego spotykałeś się ze mną przez te trzy lata? Nie domyśliłeś się, co czuję?
Zesztywniał. A potem wreszcie na mnie spojrzał.
– Nigdy nie powiedziałaś, że oczekujesz ode mnie czegoś więcej. Oboje jesteśmy samotni, więc miło się czasem spotkać, porozmawiać. Nie mogę ci zaoferować niczego więcej. Nie zrozum mnie źle. Nie chodzi o ciebie. Po prostu nie potrafię już kochać.
Na jego twarzy malował się ból. Wyznanie nie przyszło mu łatwo, więc może powinnam to docenić. Przynajmniej jasno się określił. Tak, byłam bardzo wdzięczna. Minęły trzy lata, a on wciąż tkwił w przeszłości. Nurzał się w tym swoim bólu i utraconej miłości. Nie było cienia szansy, aby w takim stanie wpuścił kogokolwiek do swojego życia, serca i łóżka. Moja wina? Naprawdę?
Rzeczywiście nie mówiłam wprost o swoich oczekiwaniach, ale chyba nie sądził, że znalazł bezinteresowną pocieszycielkę, która jest na każde jego zawołanie. Aż tak ślepy czy skupiony na sobie nie był. Wiedział, że kocham go bez wzajemności, a mimo to ciągnął naszą znajomość, bo tak mu było wygodnie. Dobrze mieć kogoś w odwodzie, gdy samotność za bardzo dokuczy. Ze wstydem zdałam sobie sprawę, w jak żałosnej relacji tkwiłam przez te trzy lata.
– Naprawdę się starałem. Nie chciałem cię skrzywdzić.
Znowu spuścił głowę, zatopił wzrok w talerzu. Chyba było mu przykro. Pękło mi serce, choć trochę na własne życzenie, bo od dawna przeczuwałam, że to się może tak skończyć. A Mimo to nie przestawałam w nas wierzyć.
– Tak. Robiłeś minimum, aby mnie przy sobie zatrzymać i dać nadzieję. Nic ponadto, co było konieczne – zauważyłam chłodno.
– Przepraszam, wybacz mi… – Marek wstał i zasunął krzesło. Z kieszeni marynarki wyjął portfel i rzucił na stolik dwa banknoty. – Będę czekał w samochodzie, jeśli chcesz.
– Nie musisz. Jedź, wezmę taksówkę. Tak będzie lepiej – odparłam.
Siedzący dokoła ludzie zerkali na nas z ciekawością. Miałam ochotę zapaść się pod ziemię. To była nasza ostatnia wspólna kolacja. Marek więcej się do mnie nie odezwał. Może tego właśnie potrzebowałam. Definitywnego zerwania. Teraz mogę iść dalej i poszukać kogoś, kto obdarzy mnie prawdziwym uczuciem, a nie jego namiastką. Kogoś, dla kogo będę najważniejszą kobietą, a nie tylko nagrodą pocieszenia.