Po roku znajomości wzięli ślub. – Po co czekać, skoro wiemy, że to jest to? – mówią aktorka Zosia Zborowska-Wrona i siatkarz Andrzej Wrona.
Nigdy nie pracowałam tak bardzo nad sobą, jak w tym związku. Poznaliśmy się w zeszłym roku, oboje około trzydziestki. Wciąż młodzi, ale już świadomi, ukształtowani, z różnymi doświadczeniami damsko-męskimi. Andrzej powiedział mi ostatnio, że nie żałuje niczego z przeszłości, bo wszystkie sytuacje zaprowadziły go do mnie. Uważam podobnie.
W ubiegłym roku mój znajomy wymyślił, że zorganizuje wyprawę na Kilimandżaro w celu charytatywnym z udziałem popularnych osób (ostatecznie projekt nie wypalił). Poleciłam mu kilku kolegów, w tym Andrzeja, którego znałam krótko, wyłącznie z Instagrama. Pamiętam dwa jego filmiki, które zrobiły na mnie wrażenie: na jednym tańczył, na drugim śpiewał, za każdym razem świetnie. Nagrałam się i wysłałam mu propozycję wspólnego zdobycia szczytu Kilimandżaro. Odpowiedział, też poprzez wideo, że bardzo by chciał, ale rozpoczyna właśnie sezon. Nawet nie wiedziałam, że jest siatkarzem. (śmiech) „Do zobaczenia gdzieś tam, kiedyś”, tak się Wronka ze mną wirtualnie pożegnał.
Dwa dni później spotkaliśmy się nieoczekiwanie w warszawskim klubie Miłość. Podszedł przedstawić się „w realu”. Oczywiście zwrócił moją uwagę, bo jest inteligentny, przystojny i wysoki. (śmiech) Mimo że przegadaliśmy ponad godzinę, nie traktowałam go poważnie. Sportowcy nie mają zbyt pozytywnej opinii. Nie starałam się zrobić na nim świetnego wrażenia, poza tym byłam świeżo po rozstaniu. Kiedy tydzień później (15 sierpnia, w imieniny mojej mamy, Marysi) zaprosił mnie na randkę, zdziwiłam się. Myślałam, że się na to nie odważy, bo będzie pewien, że się nie zgodzę. Przegadaliśmy kilka godzin.
Na następną randkę przyjechał pod mój dom o… północy na 20 minut. Tylko po to, aby razem ze mną wyprowadzić suczkę Wieśkę. O 7 rano miał badania, a jednak przyjechał. Odetchnęłam z ulgą, gdy zobaczyłam, że bardzo lubi psy (w przeciwnym razie nie miałby u mnie szans).
Kiedy szliśmy, na chwilę dotknął mojego ramienia. Jego dotyk mnie zelektryzował. „Oho…”, pomyślałam. (śmiech) Tydzień później zaprosiłam go do Och-Teatru na spektakl „Lekcje stepowania”. Potem widział mnie w paru innych, a ja zaczęłam chodzić na jego mecze. Wkręciłam się w ten sport. A kiedy w walentynki drużyna Andrzeja wygrała, a on zdobył tytuł MVP (Most Valuable Player, najlepszy gracz meczu) i pokazał z boiska, że statuetka jest dla mnie, „rozpłynęłam się” jak nastoletnia fanka.
Spodobało mi się, że od początku traktuje mnie wyjątkowo. Tempo naszego związku jest dla wielu osób zawrotne. Półtora miesiąca od poznania Andrzej zaskoczył mnie propozycją przeprowadzki do siebie. Potem była wspólna Wigilia, a kilka miesięcy później zorganizował mi urodziny niespodziankę, które okazały się oświadczynami. Wesele przygotowaliśmy w 10 tygodni, wprowadziliśmy sporo humorystycznych elementów – pobraliśmy się na boisku do plażowej siatkówki. Pierwszy taniec wymyśliliśmy sami, parę dni przed weselem. To był najpiękniejszy dzień mojego życia. Zero nerwów, wiele śmiechu i wzruszeń.
Do dziś śmieję się, że Andrzej coś przede mną ukrywa i zaraz wyjdzie na jaw jakaś jego ciemna strona, bo przecież nie może być idealny. A tu nic! To najlepszy człowiek, jakiego spotkałam w życiu. I to, co kręci mnie w nim najbardziej, to jego dobre serce. Mało jest osób, które bezinteresownie robią tak wiele dla innych. W naszym domu obok medali stoją pamiątki po dzieciach – laurki, pluszowe miśki, kubki – z którymi był zżyty, a którym nie udało się wygrać walki z rakiem. Nigdy nie zapomnę wyrazu jego twarzy, gdy na trzydziestkę dostał od Fundacji Herosi filmik z życzeniami od dzieciaków z oddziału. To facet o niezwykłej wrażliwości. Widać to też w jego pięknej relacji z mamą. Każda zakochana kobieta powinna zwrócić uwagę na to, jak wybranek zwraca się do matki. Kiedyś w ten sam sposób będzie traktował i ją.
Jestem zodiakalnym Bykiem, a Andrzej Koziorożcem i bywa wybuchowo, ale uczymy się sztuki kompromisów. Dbamy o to, aby siebie nawzajem szanować. To dla mnie zasada numer jeden. A druga to zdanie, które usłyszałam od bliskiej osoby: „Nigdy nie uczynię cię odpowiedzialnym za moje szczęście”. Myślę, że wiele kobiet zapomina o sobie i swoich potrzebach na rzecz bycia idealną, oddaną i… wykończoną partnerką.
Mój tata w przemowie na weselu powiedział, że małżeństwo to ciężka praca, bez urlopów i dni wolnych. Racja. Moi rodzice są parą od 50 lat, z czego 43 lata po ślubie. Nigdy nie mieli cichych dni. Nawet po największych kłótniach starali się porozmawiać i pogodzić. My z Andrzejem mamy krótki staż, ale też tego pilnujemy.
Miesiąc od poznania Andrzeja spontanicznie zadzwoniłam do ojca i zakomunikowałam: „Tato, poznałam mojego przyszłego męża i ojca moich dzieci!”. Po drugiej stronie słuchawki zapadła cisza. Nigdy wcześniej tak nie powiedziałam. W końcu ojciec przemówił: „Aha, a któż to jest?”. „Andrzej Wrona, siatkarz”. „Ile się spotykacie?” „Nooo, miesiąc”. Znowu długa cisza. „To może nie rozpędzaj się tak z deklaracjami”, usłyszałam. „Sam zobaczysz, tato”, dodałam. I… miałam rację. (uśmiech)
Zosia Zborowska-Wrona– aktorka, absolwentka Akademii Teatralnej w Warszawie i Instytutu Lee Strasberga w Los Angeles. Zadebiutowała jako 11-latka w „Złocie dezerterów”, zagrała m.in. w „Excentrykach…” (oba reż. Janusz Majewski). Gra w serialu „Barwy szczęścia”, od dawna dubbinguje („Ralph Demolka”, „Sekretne życie zwierzaków domowych”). Występuje na scenach Och-Teatru, Kamienicy, Capitolu. Córka aktorów Marii Winiarskiej i Wiktora Zborowskiego.
Czytałem różne wersje na temat naszego poznania, lecz żadna nie była prawdziwa. To bzdura, że spotkaliśmy się z Zosią na Mazurach. Tam pojechaliśmy po raz pierwszy jako para i tam wiosną tego roku się jej oświadczyłem. Pochodzę z Warszawy, podobnie jak moja żona. Spędziłem tutaj całe życie, wyłączając 9 lat, gdy grałem w klubach w innych miastach. Ale nasze drogi nigdy się nie przecięły, choć okazało się, że mamy wielu wspólnych znajomych. Bywaliśmy też niezależnie od siebie w podobnych miejscach.
W sierpniu zeszłego roku Zośka nagrała mi wiadomość wideo, proponując charytatywne wejście na Kilimandżaro z ekipą swoich znajomych. Wyjaśniłem, że zawsze chętnie pomagam, ale zaczynam akurat nowy sezon i nie dam rady. Minęły dwa dni, wybrałem się na event do klubu Miłość, gdzie było mnóstwo znanych osób. Właśnie trwał koncert Krzyśka Zalewskiego. Stanąłem z tyłu, by nikomu nie zasłaniać. Za to w pierwszym rzędzie pojawiła się wkrótce Zośka. Uciszyła wszystkich, którzy rozmawiali, donośnym „ćśśśś!”. Rozbawiło mnie to. Nagrałem filmik, w którym narzekam, że mi zasłania; od razu jej go wysłałem.
Po koncercie podszedłem się przywitać. Zośce towarzyszyła przyjaciółka, aktorka Maja Bohosiewicz, która na siłę próbowała nas zeswatać. Mieliśmy niezły ubaw. Nigdy bym nie uwierzył, że rok później weźmiemy ślub!
Wszystko inne w moim życiu miałem już zaplanowane, ale nie da się nic ustalić w sferze uczuć. Zanim poznałem Zosię, byłem już trochę zrezygnowany. Zbliżałem się do trzydziestki i wciąż nie mogłem znaleźć odpowiedniej osoby na życie. Pomyślałem nawet, że być może mam zbyt wysokie wymagania.
Co mnie w Zośce ujęło? Uroda, inteligencja, gigantyczne poczucie humoru, dystans do siebie i świata. Też umiem śmiać się sam z siebie. Takiej osoby potrzebowałem. W mojej rodzinie królują silne kobiety: mama, ciocie, taka była też babcia. Potrzebowałem partnerki z charakterem, która ma własne zdanie i nie boi się go przedstawić. Zosia imponuje mi np. tym, że potrafi odrzucić lukratywne propozycje reklamowe, bo są niezgodne z jej sumieniem.
Rozśmiesza mnie do łez, już od pierwszego spotkania. Moje żarty nie zawsze są zabawne dla innych, a ona się z nich zaśmiewa. Marzyłem, aby mieć u boku bratnią duszę, kobietę przyjaciółkę, z którą mógłbym konie kraść. Zośka ma szacunek do ludzi i zwierząt, a także potrafi odnaleźć się w każdej sytuacji. Pierwsze spotkanie z rodzicami Zosi? Gdybym powiedział, że się nie stresowałem, tobym skłamał. Zostałem zaproszony na obiad, pojechałem z kwiatami. Podobno mama Zosi zastanawiała się, jak zareaguje na mnie jej mąż. Jestem od niego o 10 cm wyższy, co do tej pory się nie zdarzyło. (uśmiech) Zabawne, bo plotkarskie portale opisały to nasze spotkanie ze szczegółami, zanim faktycznie do niego doszło. Dzięki temu na tym właściwym atmosfera była dużo luźniejsza. „No tak, przecież my się już wcześniej poznawaliśmy!” – powiedzieliśmy sobie na dzień dobry. Wracając z obiadu, dowiedziałem się od Zosi, że jej mama usadziła mnie na ulubionym miejscu taty. Na szczęście tym razem mi się upiekło.
W ubiegłoroczne święta, cztery miesiące od poznania, Zosia została rzucona na głęboką wodę. Jej rodzice wyjechali do Brazylii do starszej córki, Hani. Zaprosiłem Zośkę do nas. Cała rodzina „kupiła” ją od razu. Ucieszyłem się, bo bardzo liczę się ze zdaniem bliskich. Szybko zrozumiałem, że u Zośki wszystko mi pasuje. Nie widziałem powodu, aby czekać z podjęciem ważnych decyzji: wspólne zamieszkanie, ślub. Zrobiłem tak, jak czułem. Podczas planowania ceremonii ślubnej wpadłem na pewien pomysł. Ponieważ tata Zosi dubbinguje Mufasę w „Królu Lwie” i zarówno dla niej, jak i dla niego ten film jest wyjątkowy, zaproponowałem, żeby właśnie przy dźwiękach piosenki „Życia krąg” z otwarcia filmu poprowadził ją do ołtarza. Zosia była zachwycona. Gdy ich zobaczyłem, krtań ścisnęła mi się ze wzruszenia, aż trudno było wypowiadać słowa przysięgi małżeńskiej.
Oboje mamy silne charaktery i lubimy, jak wszystko idzie po naszej myśli. Mnie zawsze ciężko było się przyznać do błędu, a przepraszanie nadal sprawia kłopot. Ale w wielu kwestiach się zgadzamy i każde z nas mocno pracuje nad sobą i naszą relacją. Miniony sezon okazał się najmocniejszy w mojej karierze. Zostałem najlepszym blokującym ligi i zdobyliśmy z drużyną srebrny medal. To wszystko w dużej mierze dzięki wsparciu mojej żony, która sprawia, że jestem lepszym człowiekiem. Dla sportowca ważny jest spokój wewnętrzny i to, że ma do kogo wrócić. Z przyjemnością spędzam wieczory z Zosią i psem Wieśką. Kiedyś nie chciałem siedzieć w pustym mieszkaniu, dużo chodziłem po mieście. We wcześniejszych związkach czułem, że wciąż za czymś gonię. Teraz po raz pierwszy w życiu niczego nie poszukuję, nie gnam. To przekłada się na moje wyniki. Być może zdarzy się, że podpiszę kontrakt w innym mieście i będę musiał wyjechać. To wyzwanie dla związku, ale Zosia akceptuje moją pracę i cokolwiek by się wydarzyło, mam jej wsparcie. Wiem, że razem damy sobie ze wszystkim radę.
Andrzej Wrona – siatkarz grający na pozycji środkowego bloku, reprezentant Polski. Został złotym medalistą na Mistrzostwach Świata 2014. Dwukrotny zdobywca Pucharu Polski, złoty, srebrny i brązowy medalista mistrzostw Polski; grał m.in. w klubie PGE Skra Bełchatów, od trzech lat występuje w klubie z Warszawy (dawniej Onico, teraz w fazie transformacji).