Manipulacja w związku niszczy zaufanie, buduje poczucie wykorzystywania, budzi opór i niechęć. A jednak nie rezygnujemy i manipulujemy, nawet kochając. Czy to się opłaca? - pytamy psychologa społecznego dr Krystynę Doroszewicz.
Spis treści
Magdalena Jankowska: Czy istnieją manipulacje pozytywne?
Krystyna Doroszewicz: Istnieją takie, których nie oceniamy zbyt surowo oraz takie, które w pewnym sensie mogą przynieść pozytywny efekt także osobie zmanipulowanej. Prawie zawsze jest więc działaniem egoistycznym: służy celom osoby, która ją stosuje.
Manipulacja polega na niejawnym nakłanianiu kogoś do zrobienia czegoś, czego spontanicznie sam by nie zrobił.
Ale chyba dziś nie oceniamy już manipulacji tak negatywnie jak dawniej? Niemal codziennie reklamy, sprzedawcy, politycy stosują fortele próbując nas do czegoś namówić.
To prawda, oswoiliśmy się z pojęciem manipulacji, bo stała się częścią codzienności. Ale to nie znaczy, że zaczęliśmy ją aprobować w bliskich związkach. Kiedy odkrywamy, że zostaliśmy zmanipulowani prawie zawsze odczuwamy dyskomfort i negatywne emocje w stosunku do osoby, która to robiła. Są oczywiście wyjątki.
Niektóre manipulacje są po prostu przyjemne. To sztuczki, których używamy, żeby wprawić partnera w przyjemny nastrój. Kobiety używają do tego seksapilu, mężczyźni komplementów.
W stałych związkach partnerzy rozpoznają nawzajem swoje chwyty i mówią: oho, jest taki miły, ciekawe, jaką ma prośbę. Wiemy, że to trick, ale patrzymy na to z przymrużeniem oka, bo uważamy za część gry miłosnej, jak flirt czy uwodzenie. I te manipulacje można nazwać pozytywnymi w tym sensie, że nie budzą negatywnych uczuć, choć wiemy, że partner może posługiwać się nimi świadomie.
Chyba nie zawsze świadomie? Często flirtujemy czy komplementujemy odruchowo, bez podtekstów ani wyznaczonych celów.
Myślę, że jest i tak, i tak. Świadomie stosujemy całą masę tricków poprawiających urodę, nosimy korygującą bieliznę, wybieramy seksowne ubrania. Z drugiej strony mężczyzna na widok atrakcyjnej kobiety zupełnie bezwiednie prostuje się i wciąga brzuch. My z kolei instynktownie się uśmiechamy, poprawiamy włosy. W towarzystwie mężczyzn zmienia się nasz sposób poruszania się, mówienia, nieraz nawet tembr głosu. I trudno określić, ile w tym świadomej samokontroli, ponieważ również zachowanie innych ma wpływ na to co robimy. Na przykład uśmiech jest reakcją, którą natychmiast odruchowo odwzajemniamy. Naśladujemy ton głosu naszego rozmówcy, szybkość mówienia, mowę ciała. I gdy to robimy, budzimy jego sympatię, poprawia się jego nastrój.
Chyba nazwano to efektem kameleona.
Tak, albo po prostu mimikrą. Zwykle mimikra jest reakcją automatyczną i nieświadomą. Ale jeśli ktoś ma o niej wiedzę, może naśladować celowo i wykorzystać ten dobry nastrój rozmówcy czy partnera do własnych celów.
Taktyki manipulacyjne są jakoś pogrupowane, sklasyfikowane?
Tak, te o których mówiliśmy do tej pory to techniki pośrednie wpływu społecznego: różnego rodzaju sztuczki, które stosujemy, żeby wpłynąć na zachowanie partnera. Oczywiście niektóre są bardziej skomplikowane, a nawet perfidne. Na przykład tzw. kalkulacja to technika wieloetapowa polegająca na dawkowaniu informacji. Powiedzmy, że chcemy namówić partnera na urlop w Grecji lecz przeczuwamy, że odmówi: w kółko opowiada o Mazurach i boi się pandemii.
Zaczynamy sączyć: otóż do Grecji wybiera się nasza znajoma i to w bezpieczny, spokojny region, w którym są cudowne piniowe gaje. Parę dni później rzucamy, że w pobliskim biurze podróży jest ciekawa oferta urlopowa – wyobraź sobie, że mają również piniowy region Grecji. Po jakimś czasie dorzucamy, że "ta wspaniała oferta ma teraz duży rabat". A dzień później – że na Mazurach leje. Dawkując informacje, doprowadzamy do sytuacji, że mąż powie: słuchaj, to może pojedziemy do tej Grecji? Podejmuje "sam" decyzję, na której nam zależało...
Innym rodzajem są manipulacje emocjonalne, które polegają na wzbudzaniu różnych emocji żeby osiągnąć swój cel. Tu jedną z najczęstszych jest wzbudzanie zazdrości, rozgrywane według najróżniejszych scenariuszy: opowiadanie o swoich byłych, zostawianie "przypadkiem" otwartego komputera z dwuznacznym mailem, spotykanie się z innym mężczyzną w nadziei, że ktoś zauważy i powtórzy partnerowi.
Niektóre kobiety same wysyłają do siebie kwiaty.
I mówią: "nie mam pojęcia, kto je wysłał". Powodem takich manipulacji jest chęć zemsty albo niepokój, że związek zaczyna gasnąć, słabnie zainteresowanie partnera. Mają być "terapią pobudzającą". Żeby poczuł, że może mnie stracić, żeby ona nie była taka pewna siebie.
Manipulujemy dostępnością seksualną. "Nie dzisiaj, głowa mnie boli", "miałem bardzo ciężki dzień" – to tak naprawdę zemsta i kara w jednym.
Pamięta pani serial "Rancho"? To prawdziwa kopalnia pomysłów do gier małżeńskich.
Jest tam scena, gdy wójt i wójtowa kładą się do małżeńskiego łoża, a każde ostentacyjnie łyka tabletkę od bólu głowy. Manipulują dostępnością ponieważ obydwoje się zdradzają. Czasem ludzie mówią "nie pójdę z tobą do łóżka, bo jestem na ciebie obrażona”. To manipulacja? Nie, to komunikat wprost. Można o tym rozmawiać dalej, można przeprosić, coś z tym zrobić. W przypadku manipulacji nic nie można, bo jedna strona nie jest szczera. On mówi: "słuchaj, tak codziennie cię głowa boli? Powiedz, o co chodzi?". I słyszy zaprzeczenie: "nie skądże, nic się nie stało". Musi się sam domyślić, zasłużyć, bo inaczej gra się nie uda.
Podobnie jest chyba z cichymi dniami? Trochę za karę, trochę z zemsty.
Ciche dni mają na celu wymusić uległość przez karanie partnera czy partnerki traktowaniem jej (czy jego) jak powietrze. Nie zaważamy, nie odzywamy się, nie odpowiadamy, ignorujemy. To gorsze niż otwarty konflikt, w którym można argumentować, szukać kompromisu, nawet się poddać. Tu czuję, że coś jest na rzeczy – ale nie mogę uzyskać informacji, bo druga osoba wycofała się z kontaktu. "Coś się stało?" Cisza. "Omijasz mnie, unikasz...". Odpowiedź: "wydaje ci się". To ogromnie raniąca sytuacja, bo dotyka najbardziej istotnych potrzeb: przynależności, bliskości.
W "Domu dusz" Isabel Allende główna bohaterka mówi do męża, że już nigdy się do niego nie odezwie, po tym jak ją uderzył. Milczenie trwa latami. Jednak on przyjmuje to jako zasłużoną karę.
Ciche dni nie zawsze są manipulacją. Jeśli mówimy wprost: "po tym, co zrobiłeś nie będę już z tobą rozmawiała", jeśli nie ma ukrytego motywu, planu osiągnięcia czegoś – jest to rodzaj kary i wiadomo za co ona jest. Ktoś, być może z braku innych możliwości, wybrał taki sposób zachowania. Ciche dni mogą przecież być także konsekwencją kłótni – obie strony są urażone i przez pewien czas się unikają.
Manipulacja polega na tym, że tylko my wiemy, po co ograniczamy kontakt. Mamy ukryty cel: chcemy skruszyć partnera, żeby zmiękł i starał się zrobić to, o co nam chodzi. Zdarza się, że osoba raz ukarana milczeniem zrobi wszystko, żeby się to nie powtórzyło. Choć z drugiej strony długotrwałe ignorowanie osłabia poczucie sensu związku i może po prostu doprowadzić do rozstania.
Inną bardzo niebezpieczną dla związku manipulacją jest wzbudzanie poczucia winy. Wyobraźmy sobie zwykłą domową sytuację. Zamiast powiedzieć: "wiesz, trzeba zrobić gruntowne porządki, umówmy się, co każde z nas zrobi" – ona wchodzi i ostentacyjnie zaczyna myć okna, kiedy on ogląda film. Rzuca: "oglądaj sobie, ja nic nie mówię". Psuje mu przyjemność i wzbudza poczucie winy.
Ale poczucie winy jest taką emocją, że skłania nas do zadośćuczynienia: jest nam przykro, chcemy to naprawić. Gdyby powiedziała: "OK, to ja umyje w tym pokoju, a ty po filmie w drugim" – dałaby mu szansę zadośćuczynienia. Ale jeśli mówi tylko: "teraz to już nie trzeba, proszę bardzo, oglądaj sobie swój głupi film" – on nie ma możliwości zadośćuczynić. Czuje się gorszy i zaczyna odczuwać w stosunku do niej wrogość. Dlatego nazywam tę manipulację niebezpieczną – najgorsze co można zrobić, to zostawić kogoś z takimi emocjami bez szans naprawy. Tego się nie da wytrzymać. To jedna z manipulacji, która najczęściej prowadzi do rozpadu związku.
Mężczyźni często grają w działania pozorowane. Idą do kuchni i upuszczają, przypalają. Jakby mówili: "starałem się, ale sama widzisz"… Wystarczy odpowiedzieć: "nie szkodzi, na szczęście mamy dużo szkła".
Chyba wiele manipulacji to perfidne odwracanie kota ogonem.
Jest na przykład strategia "tak ale", stosowana do obniżania komuś poczucia wartości. Partner proponuje kino, wyjazd nad morze, kupno nowego stołu, spędzenie razem wieczoru. "Co o tym sadzisz?" – pyta. "No tak, to niezły pomysł" – zaczyna drugie z partnerów, a następnie metodycznie podważa i ośmiesza wszystko, co powiedzieliśmy, wykazując, że pomysł był beznadziejny. Celem takiej metody jest zdominowanie kogoś, wykazanie, że nie ma racji. Ale nie robimy tego wprost: "Skądże, mów kochanie. Tylko potem wykażę ci, że twoje pomysły są bez sensu". Stwarzamy pozory dialogu, każdy może się wypowiedzieć, ale rację ma zawsze ta sama osoba.
Jest też zabieg odwracania od siebie uwagi przez atak na drugą stronę. Niektórzy stosują taką sztuczkę przy najlżejszej uwadze krytycznej. Mieliśmy rozmawiać o błędzie partnera, a nagle zauważamy, że trwa dyskusja o naszych własnych wadach i czujemy, że ktoś nas wkręcił.
Tu u podstaw jest mechanizm projekcji – przypisanie swoich negatywów drugiej osobie. "Nie podoba mi się, że zostawiłeś niezmyte naczynia". "Ja? Ja zawsze zmywam, to był wyjątek. A ty? Sama wczoraj zostawiłaś szklanki, a przedwczoraj zapomniałaś włączyć zmywarkę i nie było talerzy przy śniadaniu". "A kto zostawił otwarte okno na poddaszu, no kto?". Próbujemy wyjaśniać, zaczynamy się tłumaczyć. I nagle widzimy, że rozmawiamy już o czymś zupełnie innym, a na końcu słyszymy: "przecież to ty zaczęłaś".
To jest bardzo często stosowana technika – myślę, że odwracanie kota ogonem to trafna nazwa. Ta taktyka służy zachowaniu dobrego mniemania o sobie i ochronie własnego wizerunku. Stosują ją osoby o zagrożonej samoocenie, nie tyle niskiej, co chwiejnej. Może być tak, że nie radzą sobie z uwagami krytycznymi. Oczywiście odbywa się to kosztem związku, bo ogromnie utrudnia porozumienie i dogadanie się w najprostszych kwestiach. Ale inni stosują tę strategie zupełnie świadomie, żeby wybrnąć z trudnej sytuacji, odwrócić uwagę od własnych błędów. Trzeba pamiętać, że generalnie rzecz biorąc manipulacje stosują przede wszystkim osoby, które mają niższą pozycję w związku czy rodzinie.
Po manipulacje sięgają ludzie, którzy chcą uniknąć kłótni, zakochani obawiający się niezadowolenia partnera oraz ci z nas którzy mają poczucie, że nie są zbyt mocni w sztuce argumentowania i perswazji.
Czy to dlatego mówiło się kiedyś, że manipulują głównie kobiety? Bo mając niższą pozycję musiały używać podstępów, żeby przeprowadzić swoją wolę.
Tak, manipulacja była tradycyjnie domeną kobiet, stąd nasz bogatszy repertuar technik i strategii. Oczywiście pozycja społeczna kobiet się zmieniła. Jednak władza kobiet w związku opiera się dziś w dużej mierze na atrakcyjności fizycznej. Wykorzystujemy więc ją, ale jednocześnie stanowi ona o naszej słabości, bo nie jest ona dobrem trwałym. Psycholodzy niedawno zwrócili też uwagę, że zbyt często nie doceniamy siły prośby. Zakładamy, że partner odmówi, nie zgodzi się, nie zrobi czegoś dla nas. I jesteśmy w błędzie, bo odmowa w bliskim związku powoduje dyskomfort, poczucie winy. Z badań, które prowadziłam wynika, że bliscy, poproszeni wprost, są znacznie bardziej skłonni do zgody niż zakładamy.
Może my w ogóle mamy problem z proszeniem?
Tak, proszenie jest dziś traktowane jako zachowanie świadczące o słabości, jest niepopularne w przeciwieństwie do sprytu i asertywności. Prośba znika z naszego życia, a my brniemy w ślepy zaułek – ponieważ wiele manipulacji jest bardzo szkodliwych dla związku, niszczy więź, zrywa zaufanie. W rzeczywistości lubimy być proszeni, bo wzajemne spełnianie swoich próśb wzmacnia związek. Ono nie wynika ze słabości lecz z zaufania i miłości.
Wie pani, jak jest najbardziej skuteczna technika wpływu społecznego, powodująca zmianę w opiniach i zachowaniach partnerów? Odwoływanie się do wartości swojego związku. "Słuchaj, tyle żeśmy razem przeżyli, poradziliśmy sobie – zróbmy teraz tak, spróbujmy, będzie dobrze". Kiedy używamy zaimka "my" a nie "ja", "ty", kiedy podkreślamy znaczenie naszej relacji – to najsilniejsza technika perswazji, która powoduje, że ludzie są skłonni zrobić dla siebie nawzajem bardzo wiele.
Jesteśmy dziś mniej prostolinijni niż dawniej?
Mniej prostolinijni i zbytnio zabiegający o własną korzyść, własny rozwój, a nie o rozwój i korzyść związku. Każdy z partnerów rozwija się osobno, podkreśla swoje "ja". To skłania do manipulacji, bo jeśli chcemy czegoś co jest dobre tylko dla nas, a dla partnera niekoniecznie, to mamy powody sądzić, ze odmówi. Myślę, że warto wracać do najprostszych, naturalnych zachowań, do poczucia współzależności, która wymaga wzajemnego spełniania swoich próśb.
A jeśli to partner manipuluje?
Najlepszą reakcją jest otwarte mówienie: "Czuję, że krzyczysz, żeby mnie zastraszyć. To zupełnie niepotrzebne. Lepiej powiedz wprost o co ci chodzi". Albo: "słuchaj, mam wrażenie, że próbujesz ode mnie uzyskać to czy tamto. Wystarczy poprosić, kochanie". Dalej piłeczka jest po jego stronie. Oczywiście, może iść w zaparte: "ależ skąd, przewrażliwiona jesteś, o nic mi nie chodzi". To oznacza, że albo jest manipulatorem upartym, albo nieświadomym. Trudno – dałyśmy sygnał, że przejrzałyśmy grę, że nie będziemy w tym brać udziału. Ale może powie: "to prawda, zależy mi na tym, bałem się, że się nie zgodzisz. Przepraszam". Wtedy jest nadzieja na nowe otwarcie.
Czy mężczyźni i kobiety manipulują inaczej?
Trochę inaczej. Wybierają inne metody. Kobiety chętniej manipulują seksapilem i flirtem, wzbudzają poczucie winy. Mężczyźni wolą wzbudzać strach. Są różnice. Ale nadal to kobiety częściej manipulują.
Na pewno? A Machiavelli i jego uczniowie? Spece od manipulacji politycznej, mistrzowie blefu, zawodowi uwodziciele i naciągacze?
Mężczyźni zwykle potrafią zadbać o swoją sławę i jeśli już coś robią, to starają się o efekt spektakularny. Kobiety manipulują i osiągają swoje cele kameralnie. To prawda, że słyszymy głownie o oszustach matrymonialnych – mężczyznach, ale czy kobiety nie poślubiają starszych panów dla pieniędzy, nie wiążą się dla majątku i pozycji zawodowej? Powiedziałabym: kobiety robią to lepiej i nie trafiają do prokuratury.