Podobno tendencje demograficzne wymuszają, aby kobiety dłużej pracowały. Niestety, mam odwrotne doświadczenie. I w domu, i w pracy, próbują mnie przekonać, że czas przejść już na emeryturę. A ja mam dopiero 59 lat.
Rafał, mój mąż, kupił piękny kalendarz na nowy rok. Na każdy miesiąc inna słynna reprodukcja. W marcu, pod „Liliami wodnymi” Moneta, zaznaczył czerwonych kółkiem 15-tkę i dopisał „Urodziny Basi. Nareszcie emerytura!”. Córka spytała, czy wiem już kiedy dokładnie to będzie i czy jeszcze przed wakacjami. Kadrowa poprosiła mnie o informację miesiąc wcześniej. A ja najchętniej bym im powiedziała, żeby zapomnieli o temacie.
Nie czuję się emerytką. Dobrze wyglądam, dają mi raczej 50 niż 60 lat. Dzięki pracy wiem co jest modne i nadal trzymam linię. Regularnie chodzę do klubu fitness. Lubię ćwiczenia ze sztangami i jogę. Ale za punkt honoru postawiłam sobie, żeby nigdy nie chodzić na zajęcia dla seniorów. Zresztą i tak bym nie dała rady. Zajęcia dla emerytek są w ciągu dnia. Kiedy chodzę na poranne ćwiczenia często mijam się w drzwiach szatni z paniami 60+. Widać, że dobrze się znają, przychodzą wcześniej, żeby powymieniać ploteczki. Mimo to im nie zazdroszczę. Sama robię wszystko, żeby opóźnić moment odejścia z pracy.
Wiem, że nie wszystkie kobiety tak mają. Pamiętam jak moja mama nie mogła się doczekać odejścia z pracy i zdecydowała się na wcześniejszą emeryturę.
- To dla Ciebie to robię, Basieńko. Żeby Ci pomóc – powiedziała składając wniosek.
Nie przeczę, przydała się dodatkowa para rąk. Dzieci urodziłam tuż po studiach i kiedy je trochę odchowałam, nastały lata 90. Trudne czasy, zwłaszcza dla kogoś z dyplomem historyka sztuki i bez doświadczenia zawodowego. Udało mi się zaczepić w biurze reklamy dużego wydawnictwa, ale o reklamie wiedziałam tyle co nic. Siedziałam po nocach, wkuwając obce mi terminy i szlifując marny angielski, aby porozumieć się z reklamodawcami. Mama odbierała dzieci ze szkoły, żeby nie siedziały w świetlicy. Robiła obiad, ogarniała nam w domu, pomagała z pracą domową. Nie raz, nie dwa zdarzało się, że Kasia i Piotrek ze swoimi problemami przychodzili najpierw do babci. Trochę było mi przykro, ale doceniałam wkład mamy. Kasia też.
- Wiesz mamo, z wiekiem coraz bardziej doceniam wyjątkową więź, którą miałam z babcią Hanią. Dzięki temu, że siedziała z nami po szkole czułam, że nasze mieszkanie rzeczywiście przypomina dom. I cieszę się, że zdążyła mnie nauczyć jak przyrządzać rodzinne przepisy – córka ostatnimi czasy coraz częściej wspomina babcię, która była codziennie do jej dyspozycji.
Wiem, że liczy że ja także pomogę jej z trójką dzieci. Jak były małe nie miałam takiej możliwości, na przedszkolnych przedstawieniach zwykle pojawiała się jej teściowa. Kasia nie wypomina mi tego wprost, ale odkąd teściowa zmarła, liczy tygodnie do momentu, kiedy będę wreszcie na emeryturze i aktywnie włączę się w wychowanie wnuków. Z mężem rozwijają firmę i brakuje jej doby, aby ze wszystkim zdążyć.
- Teściowa nie wiedziała co to egoizm. Wierzyła we mnie i Łukasza, w to że uda się nam się osiągnąć sukces na dużą skalę. Dawała nam najcenniejszą rzecz: czas. Cenniejszą niż pieniądze i kolejne prezenty - Kasia niby mówi o teściowej, ale to mnie wbija szpilę. To prawda, że częściej niż ugotować domowy obiad wolę zaprosić wszystkich do restauracji. Ale czy to naprawdę jest aż tak złe? Córka sądzi jednak, że babcia powinna przebywać z wnukami a nie tylko kupować im drogie prezenty jak ja.
Piotrek myśli podobnie. Syn wyjechał 10 lat temu do Norwegii, tam urodziły mu się dzieci, które ja widuję tylko w święta i przez tydzień wakacji. Dojazd do jego miasteczka w fiordach to dzień podróży. Ciężko tam wyskoczyć ot tak, na weekend. Wiem, że liczy że na emeryturze wreszcie przyjadę do nich przynajmniej na miesiąc.
Ostatnio rozmawiałam o tym z Renatą, swoją przyjaciółką.
- Nie tęsknisz za wnukami? Przecież te od Piotrka ledwo znasz. Dobrze by Wam zrobił taki długi wyjazd do Norwegii. Zobaczyłabyś wreszcie jak żyją na co dzień, a nie tylko przez Skype'a rozmawiała.
- No tęsknię. Źle się czuję, że nie spędzam z nimi tyle czasu co z trójką Kasi. A i Kasia by chciała, żebym widywała ich częściej niż dwa razy w miesiącu.
- To czemu wciąż zwlekasz? Ja złożyłam papiery przy pierwszej okazji i bardzo sobie to cenię.
Spojrzałam na Renatę. Rzeczywiście, na emeryturze promieniała. Na każde spotkanie przynosiła potrawę według nowego przepisu, zapisała się na spacery „nordic walking” i pomagała swojemu synowi z jego niesfornymi bliźniętami. Ale Renata nigdy nie przepadała za pracą w dziekanacie. Nie to co ja.
- Wiesz przecież jak lubię swoją pracę. Nie po to zarywałam noce, wytrzymałam wieczną rywalizację i konflikty, aby teraz tak po prostu rezygnować z kierowniczej posady. Jako jedyna uzyskałam awans po 50-tce i ma zmienić to jakaś cyferka w dowodzie osobistym?
- Ale przecież narzekasz, że rynek coraz trudniejszy, klienci coraz bardziej wymagający. Nie chciałabyś już dać sobie z tym spokój? Odpocząć, pomyśleć na spokojnie. Nacieszyć się spokojniejszy rytmem dnia.
- Niby tak, za to jestem na czasie. To ja tłumaczę Kasi na czym polega TikTok, uwielbiam być w centrum wydarzeń, wciąż poznawać nowych ludzi. Mam pretekst, aby co tydzień chodzić układać włosy i robić manicure. Plus w firmie cenią to co robię.
Tak przynajmniej uważałam, ale podsłuchana kilka dni później w pracy rozmowa zasiała we mnie ziarno niepewności. Rozmawiały dwie młodsze koleżanki, które do firmy przyszły kilka lat temu.
- Ale ta Basia to jednak mogłaby już odejść. Chyba już czas na emeryturę, bo od 10 lat nie ma u nas szansy na awans z jej powodu.
- Dokładnie. Niech da się wreszcie innym wykazać. Nie rozumiem ludzi, którzy ze złośliwości blokują innym stanowisko.
Poczułam się urażona. Nikomu niczego nie odbierałam! Na wszystko zapracowałam sama i nadal wkładałam dużo energii w swoją pracę. Pożaliłam się mężowi. Rafał jest ode mnie niemal 10 lat starszy i na emeryturę przeszedł w pandemii. U niego w zakładzie były cięcia, bał się że tuż przed metą straci świadczenia, więc zdecydował się na emeryturę. Miał wiele planów, których wciąż nie zrealizował. Trochę czyta, zajmuje się ogródkiem. Głównie jednak czeka. Na mój powrót z pracy, na wspólny weekend, na moją emeryturę. Mimo to miałam nadzieję że mnie pocieszy, on wybrał natomiast inną drogę.
- Basiu, a może one mają rację? Ty już się napracowałaś, może czas ustąpić kolejnemu pokoleniu? Nie robisz się młodsza.. I ja też nie….
Spojrzałam na niego krytycznie. Rzeczywiście, od siedzenia w domu trochę przytył. Nie trzyma się też już tak prosto. I do lekarza zagląda coraz częściej, nawet bez moich połajanek. Wiem, że czeka na moje odejście z pracy, abyśmy pojechali wreszcie na wymarzoną, nieśpieszną podróż po greckich wyspach. Ale czy jeśli poczekam z emeryturą jeszcze 2-3 lata wciąż będzie miał na tyle dobrą kondycję, aby wyjechać na kilka miesięcy? W końcu ostatnio czytałam, że polscy mężczyźni żyją przeciętnie 71 lat. Zadrżałam na tę myśl. Czy chcę zostać emerytką dopiero, gdy nie będę miała z kim spędzać wolnego czasu?