Historie osobiste

"Mój syn ma duszę społecznika. I rodzinę, której wydaje się nie zauważać. Obcy ludzie są ważniejsi?"

"Mój syn ma duszę społecznika. I rodzinę, której wydaje się nie zauważać. Obcy ludzie są ważniejsi?"
Mój syn przesadza z pomaganiem innym
Fot. Agencja 123rf

Od małego uczyliśmy syna, że należy bronić słabszych, dzielić się z innymi i pomagać tym, którzy tego potrzebują. Uważałam, że dzięki takiej postawie Antek nie wyrośnie na egoistę czy karierowicza skupionego wyłącznie na zarabianiu pieniędzy. Myśmy zabiegli o dobra materialne, on nie musiał. Wystarczy, że będzie dobrym człowiekiem. Udało nam się chyba aż za dobrze…

Mój mały bohater, myślałam, kiedy Antek znów wracał ze szkoły z podbitym okiem albo w poszarpanej bluzie, bo postawił się starszym chłopcom, którzy dokuczali mniejszemu koledzy albo dziewczynce. Przez swoje czułe na krzywdę innych serce zarobił niejednego guza i… niejedną uwagę. Niektórzy nauczyciele nie widzieli w nim „obrońcy uciśnionych”, ale łobuza, łatwo wdającego się w kłótnie i bójki. Wiele razy sprzeczałam się z pedagogami i dyrekcją na ten temat. Jeżeli szkoła nie radziła sobie z małymi chuliganami i agresorami, to nie powinna mieć pretensji o to, że uczniowie bronią się sami przed przemocą. Nadstawianie drugiego policzka jest passe.

Mój syn aktywista

Im Antek robił się starszy, tym dojrzalsza stawała się jego pomoc. Wspierał słabszych kolegów w nauce i chętnie udzielał się rozmaitych akcjach charytatywnych. Jego wychowawczyni bardzo go lubiła, pomimo kłopotów, jakie czasem sprawiał. Wiele razy podkreślała, że to dobry, uczynny i wrażliwy chłopak. Tylko niekiedy energia za bardzo go rozpierała. Rzeczywiście, Antek był niczym mała elektrownia, emanował siłą, kipiał pomysłami, na szczęście umiał tę swoją moc rozładowywać w pozytywny sposób. Wysoki, smukły blondyn o zaraźliwym uśmiechu, był lubiany i popularny wśród rówieśników, dzięki czemu udało mu się rozkręcić niejedno dobroczynne przedsięwzięcie.

Dorósł i niewiele się zmienił. Praktycznie bez przerwy jest aktywistą w jakiejś ważnej sprawie – raz chodzi o ekologię, innym razem o prawa człowieka, kiedy indziej znowu o niedolę zwierząt. Już dawno przestałam za nim nadążać. Ale przynajmniej teraz nie muszę się martwić o jego bezpieczeństwo, jak za czasów, gdy był zadziornym, walczącym o swoje ideały nastolatkiem. Zdarzało mi się go odbierać z komisariatu, gdy w swoich protestach naruszył jakieś kodeksy. Pomimo tej troski i lęku Antek to moja największa duma, chociaż…

 

Czy to nie przesada?

Ostatnio zaczynam się zastanawiać, czy nie przesadza z tą swoją uczynnością. Przekroczył już czterdziestkę, ma żonę i dwie córki, powinien nieco spasować, a on wciąż zachowuje się, jakby był dwudziestoletnim idealistą bez rodziny. Pracuje w szkole jako nauczyciel, prowadzi zajęcia dodatkowe, w weekendy jeździ z uczniami na wycieczki, i jakby tego było mało, dokłada sobie kolejne zadania. Pomoc chorej sąsiadce. Wolontariat w lokalnej świetlicy dla trudnej młodzieży. I jeszcze w schronisku dla bezdomnych zwierząt!

Kiedy on znajduje na to wszystko czas, skoro doba ma tylko dwadzieścia cztery godziny? Nie znajduje. Robi to kosztem odpoczynku i czasu spędzanego z rodziną. Synowa skarży się, że życie z Antkiem łatwe nie jest, że czuje się zaniedbywana. Jakby wszyscy wokół byli ważniejsi niż jego własna rodzina.

 

Tato, zauważ mnie!

– Wiesz, co ostatnio wymyśliła Zośka? – Zosia to moja starsza wnuczka. – Poszła do tej świetlicy środowiskowej, w której Antek się udziela, bo jak powiedziała, może w roli „trudnej młodzieży” szybciej zwróci uwagę taty. Oczywiście Antek miał pretensje do mnie, że pozwoliłam jej się odstawiać teatr w miejscu, gdzie przychodzą dzieciaki z prawdziwymi problemami. Bo jej problemy są wydumane, tak? Kompletnie niczego nie zrozumiał. Nawet gdyby wzięła megafon, nic by do niego nie dotarło. On ją traci, mamo…

Zawstydziłam się za syna. I zmartwiłam w jego imieniu. Poczucie braku ojca nie jest dla niego dość ważną kwestią? Szczerze go podziwiam. Świat potrzebuje bezinteresownych bohaterów dnia codziennego takich jak on. Z drugiej strony widzę, jak bardzo bywa zmęczony, i jak ciężko jest Beacie, gdy zostaje sama z wszelkimi kłopotami, bo Antek akurat jest zajęty rozwiązywaniem cudzych problemów. Robi zbiórki na leczenie obcych dzieci, a nie zmobilizował się, by odwiedzić żonę w szpitalu. Czy to w porządku? Przecież najbliżsi powinni być zawsze na pierwszym miejscu.

 

Od rebelianta do supermena

Antek i Beata poznali się na jakieś demonstracji i przez długi czas razem angażowali się w rozmaite akcje. Jednak z biegiem lat moja synowa zaczęła bardziej skupiać się na budowaniu własnego szczęścia, na mikrokosmosie swojej rodziny niż na zbawianiu całego świata. Za to Antek stał się jakąś hybrydą Piotrusia Pana i superbohatera.

Czy to moja wina? Czy wychowując go na empatycznego, uczynnego człowieka, popełniłam gdzieś błąd? A może czuł się za mało kochany w dzieciństwie i dlatego teraz próbuje z całych sił zasłużyć na akceptację? Nie, to mało prawdopodobne. Był kochany, lubiany i nigdy nie starał się nikomu przypodobać, prędzej narażał się na krytykę, broniąc spraw przegranych. Więc w czym rzecz? Skąd u niego ten ciągły pęd do poświęcania się dla innych, przy jednoczesnym zaniedbywaniu własnej rodziny? Kiedy zwierzyłam się mężowi z moich obaw i rozmyślań, tylko się roześmiał.

– Nie dramatyzuj. Gdyby Antek był nałogowcem, oszustem albo zdradzał Beatkę, to byłby prawdziwy powód do zmartwienia. A że takiego powodu nie ma, coś sobie wymyślasz. Za bardzo lubisz się zamartwiać.

– Wcale nie lubię. I nie znoszę, kiedy bagatelizujesz moje uczucia.

– Muszę, bo inaczej oboje byśmy oszaleli. Ty się przejmujesz za bardzo, ja wcale, i bilans wychodzi na zero.

Pokręciłam głową.

– Ockniecie się obaj, kiedy Beata złoży pozew o rozwód.

– Pięknie. Teraz kraczesz. Źle im życzysz czy jak?

– Życzę im jak najlepiej. I jeśli się rozstaną, to nie z powodu mojego krakania. Beata jest u kresu. Adam przegapił dzieciństwo Zosi, teraz rozmija się z jej dorastaniem. Relacja ojca z córką się sypie, i mam wrażenie, że tylko Zosia jeszcze próbuje ją ratować. Ta dziewczyna, żeby porozmawiać z ojcem, poszła do świetlicy środowiskowej, gdzie Adam się udziela, pomagając obcym nastolatkom. Nie widzisz w tym paradoksu? Wołania o pomoc?

Piotr zmarszczył brew, jakby wreszcie coś zaczęło do niego docierać. Oby w porę. Może razem wstrząśniemy naszym synem.

Więcej na twojstyl.pl

Zobacz również