Obiecałam sobie, że nie będę się mieszać do małżeństwa syna, że będę dobrą teściową. Nie chciałam powtórzyć scenariusza sprzed lat, kiedy matka mojego męża zatruwała mi życie.
Spis treści
Nigdy nie będę taka jak moja teściowa, zarzekałam się, wścibska, nachalna i uparta. Chciała układać nam życie po swojemu, a mnie urabiać niczym plastelinę. Miałam być jej wymarzoną synową, postępować według jej zasad i wychowywać dzieci tak samo, jak ona wychowywała swoje. Na moje nieszczęście mieszkała zaledwie dwie ulice od nas, więc zjawiała się często i zwykle nie w porę.
Uwielbiała mnie krytykować. Wszystko robiłam nie tak, jak trzeba. Z perspektywy czasu widzę, że to głównie jej zawdzięczam depresję poporodową, z której wyjście dużo mnie kosztowało. Wtedy nie myślałam o tym jak o depresji, nie potrafiłam też winić za to teściowej ani stawić czoła jej silnej osobowości. Przestawiłam się na tryb przetrwania i jakoś dawałam radę.
Nie chciałam jednak podobnego losu zgotować mojemu synowi i jego żonie. Cierpiała na tym przecież cała rodzina, bo syn znajdował się między młotem a kowadłem. Kochał matkę i nie zawsze umiał się jej sprzeciwić. Wolał usunąć się w cień i z dystansu patrzeć na bój toczący się między kobietami jego życia. Tak jak postępował mój mąż. A ja czułam się zupełnie sama, bezradna i zrezygnowana. Zaciskałam zęby i udawałam, że nie słyszę kąśliwych uwag, które płynęły z ust teściowej wartkim strumieniem.
Sama nigdy bym się nie odezwała w ten sposób do wybranki syna. Lubiłam ją i sądziłam, że nasze relacje ułożą się jak najlepiej. Natalia była rezolutną młodą kobietą. Od razu znalazłyśmy wspólny język. Cieszyłam się, kiedy młodzi ogłosili zaręczyny i zaczęli snuć plany na przyszłość.
– Czy na pewno ta sala będzie dobra na wesele? – zapytałam syna, kiedy zarezerwowali hotel daleko poza miastem.
I dopiero po chwili dotarło do mnie, co właśnie zrobiłam. Za bardzo zaangażowałam się w przygotowania. Mimo deklaracji, że nie będę się wtrącać. Rafałowi to chyba nie przeszkadzało, ale w mojej głowie zapaliła się czerwona lampka. To ich dzień, oni będą głównymi bohaterami, więc do nich należą wybory, co do sali, orkiestry czy smaku tortu, tłumaczyłam sobie. Niepytana, nie wyrywałam się odtąd z radami i choć nie wszystkie ich decyzje mi się podobały, nie komentowałam żadnej z nich. Usunęłam się w cień, by czuli się swobodnie, a nie jak pod ostrzałem.
Byłam w szoku, kiedy syn wytknął mi obojętność. Przyjechał pewnego popołudnia, kiedy kurz po hucznym weselu zdążył już opaść. Urządzali z Natalią mieszkanie, więc nie chciałam się narzucać i jeszcze ich nie odwiedziłam. Dawid zjawił się niezapowiedziany. Od razu zauważyłam, że jest jakiś nieswój.
– Mam wrażenie, że w ogóle nie obchodzi cię moje życie – stwierdził. – Dystansujesz się, jakbyś umywała ręce.
– Co ty pleciesz? – obruszyłam się.
Serce zaczęło mi szybciej bić. Jak mógł pomyśleć w ten sposób? Był moim jedynym dzieckiem i nic nie liczyło się dla mnie bardziej niż jego szczęście. Nie chciałam się wtrącać, ale to nie znaczy, że życie Rafała i Natalii było mi obojętne. Nie wiedziałam, jak mu to wytłumaczyć, bez przywoływanie przykrych wspomnień, gdy czułam się tłamszona przez teściową. Notabene ukochaną babcię Dawida.
– Natalia chciała cię zabrać na zakupy. Urządzamy mieszkanie, a ty nawet nie przyszłaś go obejrzeć… – żalił się, a ja coraz szerzej otwierałam oczy ze zdumienia. – Niby się uśmiechasz, ale twoje pochwały brzmią zdawkowo. Jak coś ci się nie podoba, a to widać, uwierz mi, po prostu powiedz.
Nie miałam pojęcia, że młodym zależy na mojej obecności i moim zadaniu. Sądziłam, że wolą samodzielnie wybierać nowe meble i dodatki, podle własnego, a nie cudzego gustu. Nie musieli przeżywać tego co ja, więc nie doceniali tej swobody. Ale najwyraźniej ja przesadziłam w drugą stronę. W obawie przed nadmiernym wtrącaniem się w życie dzieci, wycofałam się za bardzo, co mogło sugerować brak zainteresowania albo ciągłe niezadowolenie, tyle że niewyrażane na głos.
– Kochanie, zawsze możecie na mnie liczyć, ale jesteście młodzi, dopiero co wzięliście ślub. Po prostu nie chcę wam przeszkadzać, narzucać się…
Dawid nie wyglądał na przekonanego.
– Jesteś moją mamą – westchnął. – Chciałbym, żebyś uczestniczyła w życiu mojej rodziny. Tak samo jak rodzice Natalii.
Poczułam ukłucie w sercu. Popełniłam błąd taktyczny. Zamiast starać się być dobrą teściową, ja skupiłam się na tym, by nie być teściową-jędzą. W efekcie doczekałam się opinii nieczułej matki, która nie interesuje się życiem syna i synowej. Rodzice Natalii nie mieli takich dylematów. Odwiedzali młodych, kiedy mieli ochotę, zapraszali ich na niedzielne obiady, spotykali się nimi na mieście, podlewali im kwiaty w mieszkaniu i karmili rybki, kiedy młoda para wybrała się w podróż poślubną.
Łzy napłynęły mi do oczu, kiedy uświadomiłam sobie, co mnie omija. Pokochałam Natalię, bo była ciepłą i rodzinną osobą. Łączyły ją silne więzi z rodzicami i rodzeństwem. Wychodząc za Dawida, zapewne miała nadzieję, że szybko staniemy się sobie bliskie, a ja to zniweczyłam. Wszystko ze strachu przed odtrąceniem i wejściem w rolę złej teściowej, rodem z dowcipów. Tyle że nikt poza mną nie znał moich motywacji.
– Wciąż czekamy z Natalią na twoje odwiedziny – zapewnił Dawid. – Mogłabyś wreszcie wpaść. A potem robić to regularnie…
– Jeśli tylko mnie zaprosicie, przyjdę – obiecałam.
Potrzebowałam tego zaproszenia. Musiałam usłyszeć, że naprawdę jestem tam mile widziana.
– Natalia będzie zachwycona! – ucieszył się, a potem mocno mnie uściskał. – Naprawdę przychodź, kiedy chcesz, mamo. Niech Natalia się nie martwi, że masz jej za złe kradzież syna. – Zaśmiał się cicho.
Wzruszona i poruszona, złożyłam sobie kolejną obietnicę. Muszę znaleźć złoty środek w byciu teściową. Nie narzucać się młodym, ale być obecną. Pokazywać, że mi zależy. Być na bieżąco. Znaleźć czas na odwiedziny i telefon od czasu do czasu. Niedługo pewnie zostanę babcią, to też będzie wyzwanie. Muszę nauczyć się funkcjonować w nowej rzeczywistości, tak by nie przytłaczać dzieci, a jednocześnie nie sprawiać wrażenia obojętnej.