Wywiad

Ola Żebrowska: "Niektóre 'hejterskie' komentarze są naprawdę zabawne, czasami zresztą są trafne"

Ola Żebrowska: "Niektóre 'hejterskie' komentarze są naprawdę zabawne, czasami zresztą są trafne"
Fot. Jakub pleśniarski/van dorsen artist/ sesja dla TS 01/2024

Aleksandra Żebrowska pokazuje jak wygląda bycie mamą czwórki dzieci. Normą jest skrajne zmęczenie, utrata własnego ja, czasem samotność. Śmiało mówi o tym, co dla wielu kobiet jest kłopotliwe, i kłóci się ze wpajanym nam mitem, że bycie matką leży w naszej naturze, damy radę ze wszystkim. Za tę szczerość pokochały ją tysiące Polek, Czują, że jest po ich stronie.

Ola Żebrowska o urodzeniu dziecka w wieku 22 lat

 

Twój STYL: Ktoś, kto ma czworo dzieci, musi lubić być mamą. A pani ciągle: to trudne, chodzę niewyspana, karmię i karmię… Tu liczę na pani poczucie humoru, bo oczywiście podpuszczam. A serio : czy była pani gotowa na dziecko w wieku 22 lat?

Aleksandra Żebrowska: Tak mi się wydawało. Chciałam mieć rodzinę, dużą, bo z takiej pochodzę – jestem najstarsza z ośmiorga rodzeństwa, mam brata i sześć sióstr. Ale mimo wszystko 22 lata to bardzo młody wiek na mierzenie się z ciążą, porodem, połogiem. Zresztą niezależnie od wieku ten pierwszy raz potrafi nieźle dać w kość. Jako dziewczynka pomagałam mamie w opiece nad rodzeństwem. Przewijałam, kąpałam, usypiałam. Przez to wydawałam się sobie doroślejsza, odpowiedzialna. Czułam, że bycie mamą będzie dla mnie naturalne, nie bałam się tego. Miałam w głowie: okej, rodzi się dziecko, bierzemy je do domu, karmimy, myjemy, kładziemy spać i już. Myślę, że to wyobrażenie było głównym powodem mojego rozczarowania. Bo jednak bycie mamą to co innego niż bycie siostrą, nawet najstarszą. Kiedy opiekujesz się czyimś dzieckiem, szczególnie w cięższe, marudne dni, czekasz na moment, gdy wraca mama i przejmuje swoje dziecko, w razie czego dokarmi, sprawdzi, czy wszystko w porządku, bo „mama wie najlepiej”. Teraz to ja byłam tą mamą, a wcale „nie wiedziałam najlepiej”. 

Padł mit, że macierzyństwo jest wpisane w naszą naturę?

Zdecydowanie, jako jeden z pierwszych. Wmawia nam się, że kobiety są tak skonstruowane, że wszystko przyjdzie samo: miłość do dziecka, cierpliwość matczyna, gotowość na to, co dzieje się z naszym ciałem, głową. A to naprawdę rzadko przychodzi z dnia na dzień. Gdy zostałam mamą pierwszy raz, nie rozumiałam, co się ze mną dzieje. Za zmęczeniem przyszła utrata poczucia własnego ja. Pierwsze miesiące kojarzę z samotnością. Nikt z moich przyjaciół nie miał wtedy małych dzieci, więc nie miałam z kim porozmawiać, ponarzekać na męża i jego „bezużyteczne sutki”... Mimo że dostawałam ogromne wsparcie od Michała, czasami miałam mu za złe nawet to, że to ja muszę wstawać na nocne karmienie. Na pewno nie pomagał fakt, że na ten „cudowny” etap macierzyństwa byłam nastawiona zupełnie inaczej. 

To co wtedy pomagało?

Poczucie, że ktoś mnie rozumie. Pamiętam taki moment, kiedy miałam cięższy dzień, byłam długo sama z dziećmi w domu, Michał grał w teatrze, więc nie było go też wieczorem. Po spektaklu zatrzymał się w kwiaciarni, chyba jedynej czynnej po 22, żeby kupić mi kwiaty; chciał, żeby zrobiło mi się miło, bo mówiłam mu, że jestem wykończona, i naprawdę miałam wszystkiego dosyć. Pamiętam moją wściekłość, kiedy wrócił do domu z tym bukietem. Nie byłam w stanie zrozumieć, jak mógł pomyśleć, że w takiej sytuacji humor poprawią mi kwiaty, podczas gdy jedyne, czego potrzebowałam, to żeby jak najszybciej wrócił do domu. Gdyby nie kwiaty, byłby w domu pół godziny wcześniej. Dla niektórych brzmi to pewnie jak narzekanie kretynki, która nie docenia szlachetnego gestu wspaniałego męża. Ale wiem, że są wśród nas rodzice, którzy to czytają i rozumieją. 

Dzielenie się takimi emocjami w sieci pozwala rozładować stres? Własny, ale i tych kobiet, które to czytają.

Jest to pewien rodzaj terapii. Inne kobiety w podobnej sytuacji widzą, że nie są same, a ja dzięki nim też czuję, że nie jestem. To działa w obie strony. Poza tym fajne jest to, że dzięki pokazywaniu pewnych rzeczy z przymrużeniem oka, trafiamy do ludzi, którzy czasem zmieniają swój punkt widzenia. 

Od przymrużenia oka blisko do autoironii. Poruszenie wywołało zdjęcie, na którym siedzi pani w toalecie, karmiąc dziecko piersią.

To zdjęcie powstało, żeby dodać otuchy innym mamom. Nie ma nic dziwnego w tym, że mamy zabierają czasami dzieci, szczególnie noworodki, ze sobą do łazienki. Ja zabierałam każde z czwórki, ale dopiero przy drugim przestałam mieć z tego powodu wyrzuty sumienia. Rzeczywiście, temat okazał się kontrowersyjny. Pomyślałam, że dużo ludzi musi mieć brudne łazienki, bo główny zarzut brzmiał, że to niehigieniczne. W naszej łazience jest dużo czyściej niż w kuchni, więc akurat ten argument mnie nie przekonuje. Myślę, że 99 procent matek, które zobaczyły tę scenę, uśmiechnęło się do siebie i poczuło się lżej. I o to chodziło.  

Łamie pani stereotyp piękna macierzyństwa. Pani zdaniem Polki tego chcą, są gotowe?

Zdarza się, że w kolejce na poczcie czy w sklepie podchodzi do mnie obca kobieta i dziękuje za jakieś zdjęcie czy post. Wiele mam dziękuje za to, że kiedyś napisałam o swoich poronieniach, bo łatwiej było im mierzyć się ze swoimi doświadczeniami. Ale są też takie, które mówią, że opluły telefon ze śmiechu czy że jakiś post „zrobił im dzień”.  

Ola Żebrowska o rodzeństwie i przyjaźni

Żeby to było wiarygodne, trzeba być autentycznym. Pani jest. Skąd ta otwartość, szczerość?

Dla jednych jestem, dla innych nie. Niektórzy uważają, że przesadzam, że pewne rzeczy powinny zostać zamknięte w szufladce „o tym nie mówimy”. Ich podejścia pewnie nie zmienimy. Moje jest takie, że im częściej widzimy, słyszymy pewne rzeczy, tym mniej wydają się one dziwne, krępujące, obrazoburcze. Na pewno na to, jaka jestem, ma wpływ moja rodzina, rodzeństwo. Co prawda jako dzieci żarliśmy się strasznie, biliśmy, czasem byliśmy wobec siebie bezlitośni. Do dziś mamy inne zdania na wiele tematów, ale moje rodzeństwo to moi najbliżsi przyjaciele. Wiem, że dzięki nim mam przyzwolenie, żeby być sobą, ale też zdaję sobie sprawę, że gdybym zaczęła coś udawać, szybko oberwałoby mi się na rodzinnej grupie na WhatsAppie. 

A tak w ogóle liczy się pani z tym, „co sobie ludzie pomyślą”?

Pewnie dużo mniej niż powinnam, ale jeśli są to spontaniczne posty dotyczące mojej codzienności, to nie widzę potrzeby, żeby to było ważne kryterium. Kiedyś wrzuciłam zdjęcie z łóżka w środku nocy, bo nasze dziecko „już się wyspało” i od 4 rano okładało mnie stopami po twarzy. Nie przejmowałam się, że komuś może przeszkadzać, że jestem na tym zdjęciu rozczochrana i w pościeli. Ono było dla innych mam, rodziców, którzy tak jak ja od 4 rano bawili się ze swoimi dziećmi.  

A krytycy i tak się odezwą. To boli, denerwuje, budzi bunt?

Na poziom krytyki, który mnie spotyka, nie wypada narzekać. Byłoby to niesprawiedliwe wobec ludzi, którzy mierzą się z prawdziwym hejtem. Z poważniejszych zarzutów, ostatnio usłyszałam na przykład, że się nie myję albo że bezczeszczę dobre imię sławnego męża. Niektóre „hejterskie” komentarze są naprawdę zabawne, czasami zresztą są trafne. Raz czytam: „tak naprawdę to strasznie brzydka kobieta, tyle że zadbana”, a raz: „co za fleja, byłaby nawet ładną kobietą, gdyby nie to, że taka zaniedbana”. Ciężko zdecydować, który komplement lepszy. W każdym razie każdego może oburzać czy obrzydzać co innego. (...)

Ola Żebrowska o poronieniu i mężu Michale

 A ze zdaniem męża? On ingeruje w pani życie w sieci?

Michał często robi zdjęcia na mojego Instagrama, więc siłą rzeczy bierze w tym udział! Kiedy wrzucałam ważny post o poronieniach tuż przed moim trzecim porodem, dałam mu go do przeczytania. Nie na zasadzie cenzury, tylko z ciekawości, czy wie, o co mi chodzi. Wiele problemów związanych z rodzicielstwem dotyczy też mężczyzn, a czasami łatwiej je zrozumieć dzięki komuś innemu niż własna żona. Zdarza się, że pytam Michała, czy mój żart jest czytelny; jeśli mówi, że nie, to na wszelki wypadek sprawdzam, czy śmieszy moje siostry, i dopiero wtedy publikuję post.

Ola Żebrowska o swojej marce Francis&Henry

Wiem, że pani firma produkuje ubrania dla kobiet w ciąży i „po”. I że to nie jest marka „podpięta” pod znane nazwisko. Choć pewnie wtedy byłoby łatwiej.

Pomysł na Francis & Henry zrodził się po drugim porodzie. Stąd w nazwie imiona naszej pierwszej dwójki dzieci. Szłam do porodu w koszulach z bazarku na Sadybie i starych T-shirtach Michała. To nie pomagało poporodowemu uczuciu przeczołgania i odarcia z kobiecości. Myślałam wtedy: jak przyjemnie byłoby włożyć koszulę, w której mogę karmić piersią ale bez infantylnych wzorków w słoniki czy latawce. Miałam awersję do klapek na plastikowe zaczepki, suwaków, guzików i przez cały okres karmienia nie mogłam się doczekać, żeby to z siebie zdjąć. A każde z dzieci karmiłam prawie rok. Konstrukcję koszuli z wygodnym dekoltem, którą wtedy narysowałam, zrobiła Teresa Seda. Kilka lat wcześniej szyła moją sukienkę ślubną. Zrobiłyśmy ze 30 prób, zanim powstał finalny projekt koszuli, która do dziś jest naszym flagowym produktem. Nie wiedziałam, czy będzie mi dane użyć jej w ciążowej funkcji. Na początku testowały ją moje siostry i koleżanki. Ale kiedy po kilku poronieniach zaszłam w trzecią ciążę, sama przekonałam się, że udało nam się stworzyć coś naprawdę wyjątkowego dla innych kobiet. 

 
 
 
 
 
Wyświetl ten post na Instagramie
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 

Post udostępniony przez Aleksandra Żebrowska (@olazebrowska)

 

Wkrótce otwiera pani sklep w śródmieściu Warszawy. Czyli zrobiło się więcej przestrzeni dla pani spraw?

Rodzina i praca to są właśnie moje sprawy, ale nie mogę się doczekać, kiedy będę mogła wszystko ułożyć, żeby szło bardziej normalnym trybem. Wiem, że muszę oddać część obowiązków i przestać tak przeżywać każdą najdrobniejszą decyzję. Mam chyba obsesję, że chcę wszystko wiedzieć, jak coś się psuje, sama zaczynam to naprawiać – czasami skutecznie, a niekiedy bez sensu. Często robię za dużo rzeczy naraz. Są dni, że zapominam zjeść śniadania, a zamiast obiadu dojadam resztki po dzieciach. Śmiałam się z nich, że zjadają wszystko, co znajdą na podłodze, a ostatnio sama odruchowo zjadłam kawałek starej kanapki z podłogi.

Cały wywiad można przeczytać w styczniowym wydaniu Twojego STYLu.

okladka bez kodu TS01_2024 PSR LWC AG

 

Więcej na twojstyl.pl

Zobacz również